Autor: Tomasz Dębek (aip)

2017-01-17, Aktualizacja: 2017-01-17 16:10

Martin Lewandowski: Zawodnicy MMA nie są ministrantami

- Podczas gali na Narodowym każdy znajdzie coś dla siebie. Planujemy wydarzenie na 65 tys. kibiców. Wierzę w to, że nasza karta walk jest w stanie wypełnić trybuny - podkreśla współwłaściciel KSW, Martin Lewandowski.

Martin Lewandowski - ma 41 lat, studiował aktorstwo we Wrocławiu, a później przeniósł się do Akademii Ekonomicznej. Po wyjeździe do Warszawy, pracował m. in. w dziale marketingu hotelu Marriott, gdzie zajmował się organizacją imprez. To w stolicy poznał swojego przyszłego wspólnika, Macieja Kawulskiego, z którym od 12 lat prowadzi federację mieszanych sztuk walki - KSW. Pierwsza gala KSW odbyła się 27 lutego 2004 r. w warszawskim hotelu Marriott.

Gala na PGE Narodowym [29 maja 2017 - red.] to dla Pana spełnienie marzeń?

Na pewno. Cieszę się, że po ponad 12 latach działalności przyjdzie nam zrobić największą galę MMA w tej części świata. To możliwe dzięki temu, co do tej pory wypracowaliśmy. Nikt nie jest w stanie z miejsca wypełnić tak dużego obiektu. Planujemy galę na 65 tys. widzów. To ponad trzy razy więcej niż największe hale, jakie od lat udaje nam się zapełniać. Dlatego prace zaczęliśmy tak wcześnie. Pół roku to dobry czas na spięcie i sprzedanie tego wydarzenia. Nie lubimy gal dla pustych krzesełek. Narodowy będzie dla nas wyzwaniem. Pierwsze zakusy pod niego robiliśmy jakieś trzy lata temu. Zdecydowanie się na organizację tej gali wymagało od nas mnóstwo rozmów i przygotowań. Stadion może wynająć każdy. Miarą sukcesu jest to, czy uda się wypełnić ten wspaniały obiekt.


© Szymon Starnawski

Martin Lewandowski (z prawej) na zdjęciu z Popkiem

Jest Pan w stałym kontakcie z ludźmi z Narodowego, wciąż jeszcze ustalacie pewne sprawy?

To tak ogromny obiekt i skomplikowane przedsięwzięcie logistyczne, że musimy jeszcze dopiąć wiele szczegółów. Pracy jest dużo, bo nie zamknąłem jeszcze KSW 37 [odbyło się 3 grudnia w Krakowie - red.], a przecież czeka nas proces planowania gali numer 38. Tę ogłosimy pewnie późno. Jeśli w ogóle. Może się zdarzyć, że wpłynie ona negatywnie na sprzedaż gali stadionowej. Zorientujemy się w sytuacji i zadecydujemy o przyszłości naszej pierwszej gali w 2017 roku.

Na Narodowym zobaczymy największe gwiazdy rodzimego MMA. Na razie potwierdziliście cztery nazwiska, w tym dwóch mistrzów KSW - Mameda Chalidowa i Fernando Rodriguesa Jra. Bywały jednak gale z trzema walkami o pasy. Tym razem też możemy liczyć na tyle samo, a może nawet więcej?

Nie mogę jeszcze mówić o nazwiskach, bo chcemy budować dramaturgię informacyjną, a nie zdradzić wszystko od razu. Ale nasze plany dotyczące karty walk są bardzo ambitne. Pojawią się na niej najmocniejsze nazwiska. Do tego liczba walk, w tym o pasy, będzie taka, że każdy znajdzie coś dla siebie. Od hardkorowych fanów po ludzi, którzy nie interesują się MMA na co dzień. Wymusza to na nas obiekt. Miejsc jest dużo, a kibice - od tych, którzy usiądą wysoko na trybunach, po tych, którzy chcą zająć miejsca tuż pod klatką, mają inne oczekiwania. Bilety i ich ceny będą zróżnicowane. Dostosujemy produkt do każdego klienta.

Aby wypełnić 65 tysięcy miejsc będziecie musieli przyciągnąć nie tylko zapalonych fanów MMA.

Po ostatniej gali, z walką Popka z Mariuszem Pudzianowskim, dotarliśmy do ludzi, którzy może gdzieś słyszeli o MMA, ale wcześniej nie mieli okazji naocznie przekonać się, czym jest ta dyscyplina. I jaki rodzaj rozrywki daje KSW. Stadion to dla nas kolejny krok. Wyzwanie nie tylko pod względem organizacyjnym, ale też w zdobyciu serc innych grup niż tylko kibice sportowi.



© Szymon Starnawski



Chalidow wróci do klatki po rocznej przerwie. Jeszcze przed ogłoszeniem gali na Narodowym zgodziliście się jednak na jego udział w gali ACB 11 marca w Manchesterze. W nowych okolicznościach nie jest to wam do końca na rękę?

Jego występ został z nami przedyskutowany. Jest to rodzima organizacja dla Mameda oraz to, że on sam jest dla nas wyjątkowym zawodnikiem, więc ma u nas wyjątkowe względy. Jego marcowa walka w żaden sposób nie przeszkadza nam w budowaniu zainteresowania galą na Narodowym. Poza tym nie może być ona oparta na jednym zawodniku. Gwiazd będzie tam wiele.

Ale gdyby, odpukać, złapał kontuzję, będziecie mieli duży problem.

Zawsze jest takie ryzyko. Ale istnieje ono też, kiedy zawodnik nie walczy. Do czwartku poprzedzającego galę z Maćkiem [Kawulskim, wspólnikiem Lewandowskiego - red.] nie śpimy najlepiej. Wszystko może się wydarzyć. Pokazała to choćby ostatnia gala. W środę musieliśmy na nowo składać jedną z walk po tym, jak „Irokez” [Maciej Jewtuszko - red.] dostał zapalenia wyrostka. Takie sytuacje mają miejsce i nigdy nie możemy być w stu procentach pewni, że dany zawodnik wystąpi. Mamed może doznać kontuzji tydzień przed walką i będzie to dla nas równie kłopotliwe jak ewentualny uraz podczas walki dla ACB.

Zastanawiając się nad kartą walk gali na Narodowym, do głowy przychodził rewanż Chalidowa z Michałem Materlą. Po zatrzymaniu tego drugiego przez CBŚ to chyba mało prawdopodobne?


Sytuacja nie jest wesoła. Sposób wejścia służb do jego mieszkania, w którym były małe dzieci, jest dla mnie mocno wątpliwy i niesmaczny. O tym, co robił Michał, ciężko mi się wypowiadać.
Nie wnikam w to, czym zajmują się zawodnicy poza salami treningowymi i naszymi galami. Wiadomo, że zawodnicy sportów walki raczej nie są ministrantami.
Prawdopodobieństwo pojawienia się podobnych sytuacji jest wśród nich większe niż u golfistów czy szachistów. Nie będę oceniał Michała. Dopóki nie zapadnie prawomocny wyrok, jest on zawodnikiem KSW i nie mamy powodów, żeby wytaczać przeciw niemu jakieś działania. Jeśli sytuacja rozstrzygnie się na jego korzyść, to możliwe, że wystąpi na jednej z gal w przyszłym roku. Z Mamedem czy nie, to inna sprawa.


© Szymon Starnawski

Michał Materla i Mamed Chalidow przed walką podczas gali KSW

PR-owo ta sytuacja mocno was dotknęła? Nawet mało sportowe media rozpisywały się o zatrzymaniu byłego mistrza KSW.

To prawda, ta informacja była chyba wszędzie. Nawet w mediach, które na co dzień w ogóle nie piszą o MMA. Media podają newsa, bo zdają sobie sprawę, że marka KSW jest obecnie bardzo nośna i wzbudza zainteresowanie, a to oznacza dobrą „klikalność”. PR-owo w jakiś sposób na pewno w nas to uderzyło. Tego, że ludzie mogą budować skojarzenia naszego sportu z przestępczością, nie unikniemy. To, że wielu pięściarzy siedziało w więzieniu, nie znaczy, że ich promotorzy są uwikłani w ciemne interesy. My dbamy o to, co zawodnicy robią w przestrzeniach, które wiążą ich z nami kontraktem. Pod tym względem jestem w stanie wyciągnąć wszelkie konsekwencje.
O sprawie Michała na razie nie wiemy prawie nic. Zatrzymanie wyglądało, jakby panowie z CBŚ pozazdrościli nam spektakularnego przejęcia Popka przez „policję” pod Złotymi Tarasami (śmiech).
Dochodzą głosy, że w jego zarzutach jest więcej pomówień niż twardych faktów. Liczę na to, że Michał szybko się obroni i wróci do sportu.

Poza Chalidowem, Rodriguesem i Mariuszem Pudzianowskim na Narodowym zobaczymy też debiutującego w MMA Damiana Janikowskiego. Srebrny medalista olimpijski może w nowej dyscyplinie mocno namieszać?


Tak myślę. W moim odczuciu zapasy to najciekawsza baza dla zawodników MMA. U Damiana jest ona bardzo solidna. Już w tym momencie wielu może się go obawiać. W wadze średniej jest mnóstwo świetnych zawodników, i Damian będzie groźny dla każdego. Nawet dla takich weteranów jak Antek Chmielewski czy Tomek Drwal. W debiucie nie rzucimy go jednak na tak głęboką wodę. Każdy potrzebuje czasu, żeby rozwinąć się w danej dyscyplinie. W zapasach Damian pokonałby pewnie wielu z naszych zawodników. Zestawiając walkę MMA musimy trzymać się tego, by miała ona sens. Nie rzucimy Damiana od razu np. na Mameda. On z debiutanta zrobiłby przecież sushi. Zobaczymy, jak Janikowski pokaże się w swojej pierwszej walce. Zapasy mocno różnią się od tego, co zafundujemy mu w klatce.

Ale rywal dla Janikowskiego nie będzie też, powiedzmy, rekreacyjny?

Nie. Myślę, że trudno będzie namówić kogoś do walki z Damianem. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że trudno będzie cokolwiek z nim zrobić. Pamiętajmy, że już od dłuższego czasu szlifuje on inne płaszczyzny niż zapasy. Nie jest tak, że właśnie dowiedział się o walce i będzie poznawał MMA. Boks trenuje od dłuższego czasu i idzie mu to całkiem nieźle. Jedyne, do czego moim zdaniem w tym momencie można się przyczepić, to jego umiejętności w brazylijskim jiu-jitsu. Ale wiem, że mocno nad tym pracuje. Otoczył się rozsądnymi ludźmi. Fajnie ustawił sobie początek. A widziałem zawodników, którzy przegrywali na starcie przez nieumiejętność rozdzielenia spraw zawodniczych z menedżersko-trenerskimi. Wchodząc na poziom prezentowany przez KSW trzeba mieć za sobą cały team. Kondycja, psychika, żywienie, reżim podczas obozu przygotowawczego, strategia – nie można być najmądrzejszym w każdej z tych dziedzin. Trzeba korzystać z wiedzy ludzi, którzy są w nich specjalistami. Damian ma doświadczenie w zawodowym sporcie i doskonale zdaje sobie z tego sprawę.


© Szymon Starnawski



Debiut w nowym sporcie, do tego w takich okolicznościach... Psychika może być dla Janikowskiego ważniejsza niż forma fizyczna?


Oczywiście, pokazała to choćby ostatnia walka Popka. Jasne, to inna kategoria zawodnika. Ale facet grywa koncerty dla tysięcy ludzi, nie boi się zrobić z siebie ”Monstera”, potrafi kreować zainteresowanie publiki i mediów. A w pojedynku z Mariuszem ewidentnie siadła mu psychika. Nie kondycja czy serce do walki. W przypadku każdego zawodnika walczącego w KSW psychika odgrywa jedną z kluczowych ról.

Wracając do Popka – jest szansa na to, że ponownie zobaczymy go na majowej gali?

Szansa zawsze jest. Ale to Popek musi sobie ją wykreować. Zdecydować, czy po przegranej z Mariuszem ma zamiar wziąć się do jeszcze ostrzejszych treningów. Mówić można dużo, ale wszystko weryfikuje na końcu klatka.

Macie dla niego konkretne plany, czy czekacie, jak zareaguje na porażkę z Pudzianowskim?

To nie jest facet, który teraz siedzi i ubolewa nad tym, że przegrał. Przyjął to na klatę. Musi sobie zadać pytanie, na ile chce się poświęcić sportowi? Czy chce w jakiś sposób zrezygnować z kariery muzycznej, by odnosić sukcesy w MMA? Nie da się zrobić wszystkiego na raz. Jeśli Popek skupi się na sporcie, możemy go zestawiać z coraz mocniejszymi rywalami. Na razie zapowiedzi są ambitne. Jeżeli pokaże, że jest w stanie nadrobić lata spędzone na rozrywkowym trybie życia, będziemy otwarci na jego rolę w KSW. Dla nas on wciąż ma dużą wartość medialną. Do poprawy jest dużo, ale Popek musi zrobić teraz ruch i pokazać, jak się widzi w MMA. Wtedy pomyślimy, kiedy i z kim go zestawimy.

Biorąc pod uwagę zainteresowane kibiców i mediów, czy sprzedaż pay-per-view gali w Krakowie i zatrudnienie Popka było strzałem w...

Zdecydowanie w dziesiątkę. Nie żałujemy żadnego ruchu. Popek obudził grupy społeczne, które bez niego nie zainteresowałyby się KSW. Sprzedaż PPV wypadła bardzo dobrze, dla nas była rekordowa. Na pewno w dużej mierze dzięki Pawłowi. Widzimy to i doceniamy. Jesteśmy organizacją, która musi istnieć nie tylko w przestrzeni sportowej, ale też rozrywkowej. Nie możemy zapomnieć o tym, że kibice chcą nie tylko obejrzeć dobre widowisko sportowe, lecz również świetnie się przy tym bawić. Wyniki gali w Krakowie jasno pokazują, że ludzie chcą nas oglądać. Jedni chcą przeżyć poważne emocje, inni się pośmiać. A kobiety szukają pewnie archetypów męskości, współczesnych gladiatorów. W zależności od medium, panie stanowią 35-45 proc. naszych widzów.


© Szymon Starnawski

Na pierwszym planie Popek, z tyłu Martin Lewandowski

Niedawno policja zatrzymała człowieka, który posłużył się mediami społecznościowymi do transmitowania waszej gali osobom, które nie wykupiły pay-per-view. Jego naśladowcy dwa razy zastanowią się, zanim wpadną na podobny pomysł?

Jasne, to dla nas dobra informacja. Ja nikogo nie okradam i liczę na wzajemność. Jeśli nie jesteś fanem, nie chcesz zapłacić za galę na żywo, to poczekaj na powtórkę w Polsacie Sport. Kiedy chcę obejrzeć nowe „Gwiezdne Wojny”, kupuję bilet. A nie przeskakuję przez bramkę w kinie mówiąc, że mi się to należy ani nie szukam nielegalnych kopii filmu. Nie wiem, czy facet zrobił to z braku wiedzy, odpowiedzialności, młodego wieku...

Ma podobno 30 lat.

Może jest młody duchem. (śmiech) Powinien wiedzieć, na co się pisał. Teraz pewnie jest przerażony zarzutami i karą finansową, która dla każdego byłaby zabójcza. Takie sytuacje pokazują skalę problemu. Nie jest tak, że weźmiemy telefon do ręki i będziemy streamować galę kolegom. Nielegalny obrót licencjonowanymi transmisjami jest dużym problemem. Nie tylko u nas, ale na całym świecie. Kiedy Facebook umożliwił opcję transmisji, komuś mogło zacząć się wydawać, że może wszystko. Niestety, to łamanie prawa, i to poważne. Okradanie mnie i zawodników. Oni z tego żyją. Nikt nie wnika, czy pozyskam pieniądze z PPV, od sponsorów czy ze sprzedaży biletów. Zawodnik musi mieć zapłacone. A my musimy połączyć te naczynia i być wypłacalni. Liczę na to, że podobne działania odstraszą potencjalnych naśladowców zatrzymanego pana.


© Szymon Starnawski



Wielu zawodników zachęcało do zakupu PPV w mediach społecznościowych. Dostawali procent od transakcji?

Taki model wprowadziliśmy. Zawodnicy, którzy czują swój potencjał, mogą na tym dodatkowo zarobić. Niektórzy z kolei mają o sobie duże wyobrażenie, a sprzedają niewiele. Dla nas to też ciekawa informacja. Wyznacznik, jak dany zawodnik jest postrzegany przez kibiców. Jeśli ktoś ma 100 czy 200 tys. fanów, a nie potrafi namówić 10 proc. z nich na zakup pay-per-view jego walki, to może być sygnał, że powinien się z nimi inaczej komunikować. My jako KSW dajemy zawodnikom platformę do promocji, a oni mogą to wykorzystać lub nie. Mamed moim zdaniem nie musi robić nic. Wystarczy go wpuścić do klatki, a ludzie i tak będą o tym mówić i pisać. Inni mogą – i powinni – fajnie wypromować się występami, wypowiedziami dla mediów czy działalnością w mediach społecznościowych.

Który z zawodników sprzedał przez swoje linki najwięcej dostępów?

Pierwszy był Popek, drugi Borys Mańkowski. Borys zrobił ostatnio bardzo fajny postęp medialny. Trochę jak swego czasu „Kornik”. [Artur Sowiński – red.] Wielu chłopakom nie trzeba już tłumaczyć, że warto się fajnie pokazać w mediach i mieć pozytywny przekaz dla fanów. Sami chcą się dobrze ubrać, ciekawie wypowiedzieć, przemyśleć posta na Facebooku czy Twitterze. Wiedzą, że muszą kreować się w tej przestrzeni jako jednostki. Dzięki popularności wśród kibiców pojawiają się nowi sponsorzy, a to przekłada się na konkretne pieniądze.

Z Popkiem czy nie, podczas gali na Narodowym rozważacie „freak fight”, który przyciągnie tłumy na trybuny i przed telewizory?

Na tym etapie każda opcja jest możliwa. Nie będziemy jednak koniecznie szli w tę stronę. Wykorzystaliśmy powrót Popka do Polski. Po prostu okoliczności złożyły się w taki sposób, że mógł legalnie wystąpić na naszej gali. Przy Popku mamy znak zapytania, ale chodzimy też wokół wielu różnych ciekawych ludzi. Nie chcę rzucać nazwiskami, żeby nie zaszkodzić naszym rozmowom. Ogłosimy je, kiedy podpiszemy właściwe dokumenty. Wierzę w to, że nasza karta walk, po dodaniu kolejnych dużych nazwisk i różnych zabiegach promocyjnych, jest w stanie wypełnić Narodowy.

Rozmawiał Tomasz Dębek (aip)
Zdjęcie główne: Szymon Starnawski
  •  Komentarze

Komentarze (0)