MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Olimpijski awans? Stawiajcie na nas

Robert Małolepszy
Z Raulem Lozano, trenerem reprezentacji Polski w siatkówce, która w czwartek w Szombathely rozpoczyna walkę o olimpijski awans, rozmawia Robert Małolepszy Był Pan na meczu piłkarskiej reprezentacji Polski w ...

Z Raulem Lozano, trenerem reprezentacji Polski w siatkówce, która w czwartek w Szombathely rozpoczyna walkę o olimpijski awans, rozmawia Robert Małolepszy

Był Pan na meczu piłkarskiej reprezentacji Polski w Chorzowie, gdy nasi zapewnili sobie awans do mistrzostw Europy. Jak wrażenia?
O tym, że polscy kibice mogą stworzyć wspaniałą atmosferę, wiem z własnych doświadczeń, ale po raz pierwszy mogłem być jednym z nich. Na trybunach. Było jak w Spodku, wspaniale, tylko ludzi jeszcze cztery razy więcej. Polska nie może stracić tego klimatu. Musicie chuchać i dmuchać na to zjawisko. Piłkarzom, tak jak i siatkarzom, kibicowały całe rodziny. No i ten szacunek dla przeciwnika. Tego nie ma nigdzie indziej na świecie. Wiem, co mówię. Chodziłem na mecze we Włoszech. Jestem też zagorzałym fanem argentyńskiej piłki.

Ale na polskich stadionach też obraża się rywali, są bijatyki.
Jestem pewien, że to, co dzieje się podczas meczów reprezentacji, zacznie promieniować i na kluby.

Leo Beenhakker po awansie do mistrzostw Europy wreszcie został zaakceptowany przez wielu polskich trenerów. Pan też poczuł coś takiego po zadobyciu wicemistrzostwa świata?
Po pierwsze nie czułem nigdy, że środowisko mnie nie akceptuje. Zresztą ani ja, ani Leo nie mamy na to wpływu. To zależy od samych trenerów. Gdy pracowałem w Argentynie, a szkoleniowcem kadry był Koreańczyk, chodziłem do niego na zajęcia, by jak najwięcej podpatrzeć. Teraz na pewno postaram się pójść na trening Beenhakkera, tak jak kiedyś we Włoszech bywałem na zajęciach Fabio Capello, gdy prowadził Milan. Ja zresztą nie mam do nikogo pretensji. We Włoszech czy Rosji jest podobnie. Trenerzy najczęściej uważają, że ich warsztat jest najlepszy. Ja jestem po drugiej stronie.

Śnią się Panu jeszcze koszmary z nieudanych dla nas mistrzostw Europy?
Nie. Wiem dlaczego wypadliśmy tak źle i jestem całkowicie spokojny.

Jaki był największy popełniony przez was błąd?
Zaraz po wywalczeniu wicemistrzostwa świata przestrzegałem, byśmy nie myśleli, że na kolejnej imprezie punktem wyjścia będzie właśnie ten wynik. Że zaczniemy go jako druga drużyna świata. Za każdym razem startujemy od zera, a poziom siatkówki cały czas się podnosi. Gdy objąłem polską kadrę, mówiłem, że w Europie jest sześć wyrównanych drużyn, z których każda może wygrać z każdą. Zespół, który lepiej przygotuje się do imprezy, wygrywa. A podczas mistrzostw Europy okazało się, że zamiast sześciu jest już osiem takich ekip. Dołączyły Hiszpania i Finlandia. Belgia jest już blisko czołówki.

Zawodnicy mówią jednak, że dziewięć na dziesięć meczów z tymi drużynami wygrają, a ten jeden raz zdarzył się w Moskwie. Dlatego podczas olimpijskich prekwalifikacji w Szombathely nie powinno być kłopotów?
Podoba mi się, że tak mówią. Najwyraźniej czują się pewnie. Ale nie jest to dobra analiza. No bo na jakiej podstawie uważają, że są lepsi? Wynik to jest pochodna pracy. Taką samą jak my może wykonać każda inna drużyna.

Dziś mówi Pan, że zaczynamy od zera, ale przecież po fazie grupowej Ligi Światowej w Polsce nie tylko uważano, że biało-czerwoni są pół kroku przed innymi w pogoni za Brazylią, że jeśli jakaś drużyna ma dogonić Canarinhos, to właśnie my.
Podczas fazy grupowej ligi zbliżyliśmy się poziomem gry do prezentowanej w mistrzostwach świata w Japonii. Stąd nasze sukcesy. Finał w Spodku był już jednak nieudany. Graliśmy o wiele gorzej. Ten przypadek także pokazuje, że za każdym razem startujemy od zera. Poprzednie wyniki nie dają nam żadnej przewagi.

Nawet psychologicznej?
Psychologiczną tak, ale nawet w siatkówce psychika to góra 20 proc. składowej sukcesu. Reszta to przygotowanie kondycyjne, techniczne i taktyczne. A my nie mieliśmy ostatnio zbyt wiele czasu na treningi. Włosi, którzy zawsze grali w lidze niemal do ostatnich dni przed imprezą główną, teraz zawiesili rywalizację w serie A tydzień nie przed naszą Polską Ligą Siatkówki.

Zaczynam się bać. Gdy w redakcji koledzy pytali mnie, kto na pewno zakwalifikuje się do igrzysk, odpowiadałem - siatkarze. Teraz przestaję być taki pewny.
Ja bym postawił na nas pieniądze, ale niech nikt nie myśli, że będzie łatwo. Trzeba wygrać turniej w Szombathely, później w Izmirze. Nawet turniej interkontynentalny, czyli nasza ostatnia deska ratunku, będzie niezwykle trudny.

Po mistrzostwach Europy powiedział Pan, że gracze nie wytrzymali presji. Teraz będzie jeszcze większa.
Tak, ale Hiszpanie, Finowie czy Belgowie też już ją odczuwają. Czy przed turniejem w Rosji ktoś stawiał na Hiszpanów? Nikt. Na rozgrywany teraz Puchar Świata pojechali jako pogromcy Rosji. Oczekiwania od razu wzrosły. I co? Rosjanie złoili im skórę 3:0.

A jak nasi poradzą sobie z presją?
Muszą, i tyle.

Jak Pan ocenia formę kadrowiczów?
Na pewno w wysokiej dyspozycji jest Mariusz Wlazły. Bardzo dobrze spisuje się Daniel Pliński. Michał Winiarski i Sebastian Świderski regularnie występują w lidze włoskiej. To widać. Także są w formie. Jeśli chodzi o Piotra Gruszkę, to wciąż nie doszedł do pełnej dyspozycji po przerwie spowodowanej kontuzją. Michał Bąkiewicz jest rezerwowym w Skrze. To - niestety - także widać. Wiele zrobić jednak nie mogliśmy. Te dwa tygodnie, które dała nam liga, to było zdecydowanie za mało. Mogliśmy tylko podtrzymać formę, którą zawodnicy wypracowali w klubach.

Tym bardziej dziwię się, że znów nie powołał Pan Dawida Murka. Nie tylko ja uważam, że gdyby był w Moskwie, pewnie nie walczylibyśmy dziś w prekwalifikacjach olimpijskich, ale może nawet w Pucharze Świata.
Zwykle nie tłumaczę się ze swoich powołań, ale tym razem złamię tę zasadę, bo o Dawida pyta mnie zbyt wiele osób. Murek to zawodnik, który w pełni zasługuje na to, by być w składzie na każdą wielką imprezę. W lidze gra świetnie. Gdy jednak wiosną zapytaliśmy go, czy uporał się już z problemami zdrowotnymi, czy jego kolano jest już "naprawione", odparł, że nic się nie zmieniło. A to oznacza, że nie jest w stanie zagrać kilku meczów dzień po dniu. Naprawdę nie mam nic do Dawida. Liczy się tylko jego zdrowie.

Brakuje Panu Łukasza Kadziewicza?
Takiego zawodnika zawsze będzie brakować. Grzyb lub Możdżonek zastąpią go, jeśli chodzi o blok czy atak, ale on ma prawdziwy boiskowy charakter. Żyje meczem.

Kto go zastąpi w tej roli w walce o igrzyska?
Tego ja nie mogę wyznaczyć. Taki zawodnik sam musi się wykreować.

Jak rozwiązał Pan problem Wlazłego i Zagumnego. Dużo pracy musiał Pan włożyć w to, by zawodnicy podali sobie ręce?
To akurat w ogóle nie było trudne, bo cała sprawa została rozbuchana zupełnie bez sensu. Dla mnie od początku nie było problemu Wlazły - Zagumny.

Nawet gdy Mariusz Wlazły mówił, że nie czuje się w kadrze akceptowany?
Jeszcze raz powtarzam. To już przeszłość. Jestem pewien, że drużyna potrafi wznieść się nad wszelkie podziały.

Drużyna wciąż Panu ufa?
Tak. Jestem tego absolutnie pewien. Zawsze im ufałem, oni mi też. Nic się nie zmieniło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto