Rozmowa z Jakubem Ćwiekiem z okazji premiery jego nowej powieści "TOPIEL"

Materiał informacyjny
"Topiel" to nowy thriller obyczajowy Jakuba Ćwieka osadzony w prawdziwych realiach początku powodzi 1997 roku. Autor, uczestnik wydarzeń i aktywny wolontariusz na pieczołowicie oddanym tle rysuje porywającą, momentami przerażającą opowieść o przyspieszonym kursie dojrzewania, rozliczając się jednocześnie z nostalgią lat dziewięćdziesiątych. To zaskakująca mieszanka serialu "Stranger Things" i "To" Stephena Kinga.

W nowej powieści pt. „Topiel” przypominasz czasy Powodzi Stulecia z 1997 roku. Mówisz, że to książka dla Ciebie szczególnie ważna…Dlaczego postanowiłeś do tamtych chwil wrócić?

Właściwie od bardzo dawna krążyłem wokół tego tematu. Mam wrażenie, że tamto lato, lipiec 1997 roku to najważniejsze wydarzenie mojego dzieciństwa. Punkt zwrotny i moment formacyjny. Gdy zbierając materiały do książki zastanawiałem się nad tamtymi dniami, docierało do mnie stopniowo, że wtedy po raz pierwszy w sposób poniekąd dorosły wykorzystywaliśmy dziecięce doświadczenia. Na przykład nosząc paczki dla powodzian korzystaliśmy z dróg i skrótów wynalezionych na potrzeby zabaw, albo ucieczek przed dorosłymi. Nie było też dla nas problemem chodzenie po chybotliwych czy dziurawych mostach, bo przecież i tak robiliśmy to na co dzień. Dziś, z perspektywy czasu myślę, że faktycznie traktowaliśmy całe to pomaganie jak przygodę, jak dziecięcą wizję pola bitwy, gdzie można zostać bohaterem. I takie rzeczy stają się punktem odniesienia dla reszty życia, więc chciałem się temu uważnie przyjrzeć.

Przy pisaniu tej książki rozmawiałeś z wieloma osobami, wsparciem służyli ci też najbliżsi. Czy było dla ciebie zaskoczeniem, jak różni ludzie pamiętają te wydarzenia?

Właściwie nie, bo każdy z nas miał inną perspektywę i widział inne rzeczy. To było raczej jak skrzyżowanie imprezy składkowej z wspólnym układaniem puzzli - każdy przynosił swoją część układanki, rzucał na stół i układaliśmy z tego spójny obraz. Zaskoczeniem było natomiast jak sam mitologizowałem sobie pewne rzeczy. By wskazać przykład - byłem pewien, że rzeka płynąca ulicą Jana Pawła 2 była tam przez co najmniej tydzień. W rzeczywistości był to raptem dzień.

W książce istnieją obok siebie dwa światy: dzieci i dorosłych. Wydaje się, że w każdym z nich obowiązują trochę inne zasady –bycie dzieckiem może być o wiele trudniejsze niż bycie dorosłym…

Tak, uważam, że zasadniczo to dwa różne światy. To, co dla mnie było przygodą i latem życia, dla dorosłych tamtego czasu było walką o byt, mierzeniem się z perspektywą utraty domu, pracy, kosztownymi remontami. Widzę to zresztą teraz, w związku z epidemią. Mój syn ma dokładnie tyle lat ile ja w czasie powodzi. I tam gdzie ja widzę kryzys ekonomiczny, gdzie martwię się sprawami bytowymi, on najpierw cieszył się z opcji niechodzenia do szkoły, a potem martwił, że nie może iść z dziewczyną na spacer. Inna problemy, inna perspektywa, w zasadzie inne rzeczywistości.
Liczę natomiast bardzo, że udało mi się pokazać przeplatanie się tych światów. Dorosłe pragnienie, by znów być dzieckiem i dziecięcą potrzebę, by dorosnąć i zyskać wpływ na rzeczy. W dużej mierze o tym jest ta książka.

Tragedia powoduje, że chłopcy przechodzą szybki kurs dojrzewania – jak oni sobie radzą z tą dorosłością?

Mam wrażenie, że różnie, ale w większości sobie nie radzą. Rzecz chyba w tym, kiedy to odkryją, czy od razu czy po latach. Przyspieszanie długotrwałych w założeniu procesów nigdy nie służy niczemu dobremu.

Dla czterech nastoletnich chłopców w lipcu 1997 roku rozpoczynają się właśnie wakacje, chcą przeżyć przygodę, tak, jak w filmach czy komiksach, na które często się powołują. I to lato taka przygodę im przyniesie, ale tu zabraknie superbohaterów… Jak bardzo popkultura – przeczytane książki, obejrzane filmy - wpływa na to, kim jesteśmy?

Och, mam wrażenie, że ma ogromny wpływ. Wręcz nie do przecenienia. I to niezależnie czy przyswajamy popkulturę świadomie czy nie. Czy oglądamy te filmy, czytamy komiksy, książki, gramy w gry czy też doświadczamy wszystkiego by proxy, przez wyniesione z filmów wzorce zachowań, wzorcowe modele charakterów etc. Wystarczy powiedzieć, że elementem popkultury swoich czasów jest Biblia. I teraz zobaczmy jaki ta książka ma na nas wpływ, niezależnie od naszych prywatnych poglądów.
I tu chłopcy faktycznie trafiają w środek takiej niemal filmowej historii. Tyle, że w wielu miejscach niedopowiedzianej, niekompletnej. I oni, pozbawieni stosownych narzędzi, jakimi dysponują zwykle postaci popkulturowe, muszą się w tych okolicznościach odnaleźć.

Czy dla Ciebie jako twórcy fikcja jest ciekawsza niż prawda?

Wierzę w Prawdę trochę jak w Boga. Uznaję istnienie, ideę, myślę, że dobrym jest szukanie jej śladów i zmierzanie w jej stronę. Ale Prawda jest dla nas zwyczajnie nieosiągalna, nie jesteśmy w stanie jej dotknąć, bo filtrujemy ją przez nasz subiektywizm. Jako twórca wierzę więc, że najważniejszym narzędziem dla twórcy jest nie prawda, a wiarygodność. Coś, co sprawi, że uwierzymy w historię, że zaczniemy ją współodczuwać, doświadczać jej i szukać odpowiedzi w samych sobie. Osadzenie opowieści w prawdziwych realiach, pośród faktów dających się sprawdzić pomaga w osiągnięciu wiarygodności. Opowiadanie historii z życia wziętych pomaga z kolei pogłębiać naszą relację ze światem. Ale czegokolwiek byśmy nie robili, naszym, pisarskim narzędziem jest przede wszystkich nasza perspektywa i nasza potrzeba przedstawienia zajmującej opowieści. To, w moim przekonaniu, wyjściowo kłóci się z mówieniem Prawdy w jej powszechnym rozumieniu.

Od początku wiemy, że jeden z głównych bohaterów zginie… Nie wiemy, który i tu prowadzisz swoistą grę z czytelnikiem sugerując różne tropy. Co jest ważne w tworzeniu powieści, jak pracujesz nad tekstem?

Tu kluczem było to, że przy pierwszej wersji tej książki ja naprawdę długo nie wiedziałem, który z chłopców zginie. Kiedy już wiedziałem czego będzie dotyczyć ta opowieść, jakie mam tu punkty zaczepienia fabuły, napisałem sobie w notesie historię prowadzącą do śmierci każdego z nich. W zależności od obranego wariantu, była to zupełnie inna opowieść, kładąca akcenty na zupełnie inne rzeczy. Wybrałem ten, który w moim mniemaniu uczynił tę książkę w jakimś sensie ważną.

Świetnie pokazujesz bezradność i niewinność bohaterów wobec nadciągającej tragedii. Jak umiejętnie zbudować nastrój narastającej grozy?

Wydaje mi się, że kluczowe jest znalezienie dobrego punktu, od którego zaczniemy. Można bowiem takie stopniowanie zacząć z wysokiego ce, od razu uderzyć mocno, zaskoczyć odbiorcę, ale w pamięci trzeba mieć, że potem trzeba pójść wyżej, podkręcić klimat i tu łatwo przesadzić i pójść w groteskę. Przepalić czytelniczy bezpiecznik. Z drugiej strony rozpoczęcie zbyt lekkie nie kupi uwagi odbiorcy, znudzi go. Tu ważnym czynnikiem była też nieuchronność zdarzenia. To coś, co musi się stać, nie da się temu zapobiec. Zaraz świat się zmieni i trzeba się będzie w nim odnaleźć.

Ludzie wobec tragedii zachowują różne postawy – chęć pomocy, zaangażowanie w działanie, ale też obojętność czy odcięcie od innych. Czy myślisz, że w takich trudnych sytuacjach jako społeczeństwo potrafimy zdać egzamin, czy też ponosimy totalną porażkę?

Uważam, że w takich sytuacjach szczególnie objawia się iluzoryczność społeczeństwa pojmowanego szeroko, w skali powiedzmy kraju. Potrafimy się natomiast sprawdzić na poziomie społeczności lokalnej, jeżeli tylko jednoczy nas wspólna definicja empatii.
Podczas tamtych dni zaobserwowałem wiele postaw, zarówno tych pięknych, gdy ktoś z drugiego końca Polski pakował prywatny samochód workami z jedzeniem i ciuchami i jechał całą noc, by to rozdać, jak i sąsiadów z czwartego piętra ślących dzieci na kolonie dla najbardziej poszkodowanych powodzian. Nie widziałem natomiast ani wtedy, ani teraz, przyglądając się sprawie po latach, naprawdę zjednoczonego społeczeństwa. Szczerze mówiąc nie wiem czy to w ogóle jest możliwe.

Kolejne pokolenia doświadczają swoich kataklizmów – powódź mogła być takim doświadczeniem dla Ciebie, teraz – doświadczamy pandemii. Czy myślisz, że takie graniczne wydarzenia pozwalają nam wyciągać wnioski na przyszłość, czy umiemy skorzystać z takiej lekcji?

Tak, jeżeli tylko chcemy się uczyć. Co niestety wcale nie jest oczywiste, bo z różnych powodów - także ze względu na zmiany zachodzące w popkulturze - coraz częściej tracimy zdolność do uważnej analizy, a więc i wyciągania wniosków. "Żyj dniem" sprawdza się jako slogan dla łzawego filmu, ale w rzeczywistości jest nam potrzebne i myślenie o wczoraj, by mieć z czego wyciągać wnioski i zastanawianie się nad jutrem, by było lepsze niż dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rozmowa z Jakubem Ćwiekiem z okazji premiery jego nowej powieści "TOPIEL" - Portal i.pl

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto