Miau Cafe to lokal inny niż wszystkie warszawskie kawiarnie - przy filiżance i ciastku towarzyszyć wam będzie bowiem siódemka kotów. Inspiracją dla powstania lokalu były kocie kawiarnie na całym świecie. Wyglądają one jednak zupełnie inaczej niż te w Polsce. - Zakładając Miau Cafe chciałam, aby było to miejsce i dla kotów, i dla ludzi - mówiła nam Anna Pawlicka, pomysłodawczyni i założycielka kawiarni przy ul. Zawiszy 14, gdy w lutym 2016 r. odwiedziliśmy miejsce. - Otwarcie kawiarni od zawsze było moim marzeniem, ale nie chciałam otwierać takiej, jak wszystkie. Moim celem było stworzenie miejsca, które będzie coś za sobą niosło i miało znaczenie. Oprócz tego, że daliśmy kotom dom, którego nie miały, nagłaśniamy też sprawę adopcji i mamy nadzieję, że ludzie pokochają koty tak, jak my - tłumaczyła.
Rysa na tym idealnym obrazku pojawiła się w styczniu 2017 r., gdy w internecie pojawiło się oświadczenie byłych pracownic lokalu, które zarzucają właścicielce nielegalną formę zatrudnienia, rażące zaniedbania i mobbing, przejawiający się "kontrolą za pośrednictwem nielegalnie zainstalowanych kamer, zastraszaniem nieprzybliżonymi 'konsekwencjami', codzienne strofowanie i publiczne oczernianie". Całość oświadczenia byłych już pracownic lokalu przeczytacie tutaj:
Właścicielka lokalu odpowiedziała po dłuższym czasie swoim oświadczeniem, w którym pisze, że "informacje o rzekomych negatywnych zachowaniach czy złym traktowaniu przez mnie osób współpracujących są nieprawdziwe" i "rozpowszechniane są przez osoby, z którymi, z uwagi na ich naganny stosunek do powierzonych obowiązków, do mienia kawiarni, a nawet do Klientów, już nie współpracuję". Podkreśliła też, że wszyscy pracownicy zatrudnieni byli legalnie, a lokal jest wciąż otwarty. Całość oświadczenia tutaj:
Powtórka z rozrywki?
Podobna sytuacja miała miejsce w czerwcu 2016 r. w lokalu Krowarzywa. Według relacji pracowników, w lokalu przy Hożej - bez poinformowania o tym pracowników (co jest nielegalne) - zainstalowano monitoring, a także zatrudniono nowego managera. W opinii zatrudnionych tam osób, pracujących w Krowarzywach od wielu lat, sposób wynagrodzenia był po pierwsze niezgodny z prawem (niektórzy pracowali na umowy-zlecenie, a niektórzy otrzymywali pieniądze pod stołem), po drugie, opierał się w większości na procencie od utargu. Temat poruszono z pracodawcą, a ten zwolnił lidera protestujących pracowników. Mniej więcej w tym samym czasie (w zależności od tego, czy wierzyć właścicielowi lokalu, czy strajkującym pracownikom) pracownicy założyli związek zawodowy, a pracodawca odebrał kierownikom zmiany klucze do lokalu i powiedział, że mogą nie pojawiać się już w pracy. Na facebookowym profilu Krowarzyw pojawił się post (szybko usunęty) z ofertą pracy. Pracownicy zaczęli protest pod lokalem.
Całą - dość skomplikowaną - sytuację opisywaliśmy punkt po punkcie tutaj: O co chodzi w aferze z Krowarzywami? Podsumowujemy całą sytuację [SYNTEZA]
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?