Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

- Agenci połamaliby zęby

Redakcja MM
Redakcja MM
Posłanka, szefowa lubuskiej PO. Mówi, że jest wiecznie uśmiechnięta, radosna i cieszy się z byle czego. W dzieciństwie bawiła ją… matematyka, chemia i fizyka. Dom rodzinny ocenia jako wzorowy i kochany - dał jej siłę i życiowe fundamenty. Studiowała na wydziale mechanicznym WSI w Zielonej Górze (praca magisterska z… maszyny do farbowania i suszenia włóczki punktowo), gdzie poznała męża Mirosława - zielonogórskiego radnego PO. W małżeństwie nie zna cichych dni.
Posłanka, szefowa lubuskiej PO. Mówi, że jest wiecznie uśmiechnięta, radosna i cieszy się z byle czego. W dzieciństwie bawiła ją… matematyka, chemia i fizyka. Dom rodzinny ocenia jako wzorowy i kochany - dał jej siłę i życiowe fundamenty. Studiowała na wydziale mechanicznym WSI w Zielonej Górze (praca magisterska z… maszyny do farbowania i suszenia włóczki punktowo), gdzie poznała męża Mirosława - zielonogórskiego radnego PO. W małżeństwie nie zna cichych dni. Paweł Janczaruk
- Skąd się wzięłam w polityce? Znikąd. Choć raczej z kanapy w moim mieszkaniu - mówi Bożenna Bukiewicz. Posłanka, szefowa lubuskiej PO, która dzieli i rządzi w regionie.

- Z mężem to była miłość od pierwszego wejrzenia?- Na pewno miłość, ale bardziej dojrzała, która rozkwitała w miarę poznawania się. Od początku dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Bywają między nami różnice zdań. Bo ja jestem stanowcza. A on, mimo tego że niesamowicie spokojny, też nie odpuszcza. Ale mój mąż ma jedną cechę charakteru, która studzi mój temperament - nie lubi się gniewać. Mówi: „Powiedziałaś, co chciałaś, ale teraz rozmawiajmy”.
- Razem pracowaliście w fabryce dywanów.- Novita to był dobry, nowy zakład. Dla nas najważniejsze było jednak to, że dał nam mieszkanie. Od 1977 roku mieliśmy już przecież córkę Anię. W kraju to był jednak zły czas, dlatego wyemigrowaliśmy do USA. Ja dokładnie dwa tygodnie przed stanem wojennym, mąż trochę wcześniej.
- To właśnie tam zdiagnozowano u Ani autyzm?- Na nasze szczęście, że dopiero tam. Gdyby stało się to w Polsce, byłaby od początku faszerowana farmaceutykami. W Stanach wprost powiedziano nam, że na tę chorobę nie ma lekarstwa.
- Nie miała pani żalu do losu?- Oczywiście, że miałam. Prawie oczy wypłakałam. Po trzech miesiącach mąż powiedział, że mam się opanować i spojrzeć, jak wyglądam. Stanęłam przed lustrem - pod oczami miałam siniaki i wyżłobione kratery od łez. Sama siebie nie poznałam.Ale wie pani, kiedy tak naprawdę przestałam płakać? Jak po roku wróciliśmy na powtórne badania. Patrzyłam na inne matki, Amerykanki, po których było widać bogactwo. Bo miały piękne stroje, samochody. Ale i dzieci, które były w o wiele gorszym stanie niepełnosprawności aniżeli moja córka. Widziałam jednak taki spokój w tych mamach, pogodzenie się z losem. Po którymś dniu przyszłam do domu i powiedziałam: „Boże, przepraszam, bo narzekając zgrzeszyłam. Dziękuję ci za to, co mam”. I tak jest do dziś.Powiem tak - to nieszczęście, które nas spotkało, zarazem stało się szczęściem. Bardziej scaliło naszą rodzinę. Odtąd nic nie jest ważniejsze niż Ania. Bo ona nie jest w stanie bez nas egzystować. Są dzieci autystyczne, które normalnie kończą szkoły. Ania nie umie czytać. Nie pisze.
- Wie, kim jest jej mama?- Nie. Dla niej jestem mamą. Daję poczucie bezpieczeństwa i miłość. A moje jakieś funkcje partyjne, stanowiska. Dla Niej są niezrozumiałe.
- W 1986 roku wróciliście do Polski. Potem otworzyła pani biuro obrotu nieruchomościami. To przez nie znalazła się pani na celowniku agenta Tomka.- Od kolegów wiem, że rzeczywiście byłam obiektem nr 1 agenta Tomka. Bo był zainteresowany nakłanianiem ludzi do jakiś interesów z gruntami. A ja byłam kojarzona z biurem obrotu nieruchomościami, które przedtem prowadziłam. Ale ja mam taki charakter, że na mnie wszyscy agenci świata by sobie zęby połamali. Jestem bardzo dociekliwa, dopytuję się. Lubię wszystko wiedzieć. Mnie złamać to prawdziwe wyzwanie.
- Nawet gdy tajną bronią agenta jest uroda latynoskiego kochanka?- Raczej nażelowanego gogusia. Chyba, że komuś się podoba taki typ… Dla mnie mężczyzna musi mieć w sobie to „coś”. Nie chodzi o urodę. A poza tym agent Tomek jest w wieku mojej córki. A ja nie ganiam za mężczyznami, tym bardziej młodszymi.
- Myślałam, że pani - urodzona w walentynki - jest bardziej skłonna do flirtu.- Mało tego, że urodzona 14 lutego to jeszcze, że tak powiem, poczęta w miesiącu miłości, czyli w maju…
- To ja nie rozumiem.- Agent zanim zacznie kogoś rozpracowywać powinien go poznać. My z mężem nie mieliśmy problemów finansowych. Nigdy nie rzucaliśmy się na coś, na co nie mogliśmy sobie pozwolić. Zawsze żyliśmy za tyle, na ile mieliśmy. Mogliśmy pożyczać pieniądze od jego czy moich rodziców, bo były takie możliwości. Ale zawsze sami na wszystko pracowaliśmy - czy to za granicą, czy w spółdzielni studenckiej. Pamiętam, jak mój tata miał do mnie pretensje: „Dziecko, czy tobie czegoś brakuje, czy ja ci pieniędzy nie daję? Dlaczego ty poszłaś na te świetliki do Dekory?”. Myłam je jakimś kwasem.
- Zna pani taką książkę „Grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne tam, dokąd chcą”?- Nie.
- Nie ma potrzeby. Założę się, że pani zawsze gra nie, żeby było miło, ale żeby wygrać?- Oczywiście. Wiem, że ludzie potrafią być przykrzy, złośliwi. Gdybym była miękka, gdybym się załamywała, to bym tego nie osiągnęła, co osiągnęłam. Przykrości w życiu ludzie zrobili mi mnóstwo i próbują do dziś.
- Mężczyźni czy kobiety?- W większości chyba mężczyźni. Chcą mnie złamać. Ale się nie da. Taki charakter. A przeżycia związane z chorobą córki to było dodatkowe hartowanie na żywym organizmie. Nauczyły mnie walczyć o swoje. Musiałam przełknąć lekarza, który badał Anię i machał ręką, że i tak nic z niej nie będzie… A ta jego mina… Nie potrafię jej powtórzyć - taka, że moja Ania to coś gorszego. Po takiej wizycie - mimo mojej odwagi i charakteru - gula mi gdzieś w gardle stała, że przez dwie godziny się nie odzywałam. To był cios w serce. Wiele takich było, ale to one nastawiły mnie bojowo do życia. Bo jak się przez to tyle razy przejdzie, to jest się tak zahartowanym, że żaden facet, żadna kobieta w polityce nie jest zdolna, by panią zniszczyć. Chyba, że się pani sama zniszczy.
- O co walczyłaby pani do upadłego?- O rodzinę! O to, co moim zdaniem jest dobre i słuszne. Zaszczyty mnie nie interesują. Niektórzy chcą być cały czas na wierzchu, na widoku - cieszą się tym. Ja nie sprawuję swojej funkcji tak, jak by niektórzy faceci robili to na moim miejscu. Staram się stać z boku, nie chcę brylować. Muszę bywać, ale to mnie nie kręci.
- To skąd wzięła się pani w polityce?- To samo pytanie zadali mi ludzie z Platformy, gdy przyszłam zapisać się w 2001 roku. Odpowiedziałam, że znikąd. Choć raczej z kanapy w moim mieszkaniu.
- Siedziała sobie pani na kanapie i pomyślała, że trzeba iść do polityki?- Właśnie tak było. Oglądaliśmy z mężem telewizję i często dyskutowaliśmy zażarcie, co ten mówi, co ten robi. Chciałam się gdzieś zapisać, ale żadna partia mi do końca nie leżała. A jak powstała Platforma i zobaczyłam, kto ją zakłada, powiedziałam: „Mirek, to nie jest w porządku, żebyśmy tylko krytykowali”. I zaczęliśmy… dyskutować, kto z nas bardziej nadaje się do polityki. Mąż stwierdził, że ja. Tak to się zaczęło.
- To wyjątkowy mąż, że pozwolił zagrać pani pierwsze skrzypce.- Tak, jest wyjątkowy. U nas nie ma decyzji podejmowanych osobno, bo nasze całe życie podporządkowane jest córce. Robimy wszystko, żeby ona była szczęśliwa, co oznacza, że ktoś z nas musi przy niej być. Ale można tak zaplanować życie, abyśmy wszyscy byli usatysfakcjonowani. Wcześniej to ja poświęciłam wiele lat dziecku. Niewielu zdaje sobie sprawę, że rozpoczęłam karierę polityczną w wieku 49 lat.Mogę być wzorem dla kobiet, które boją się zajść w ciążę, bo myślą, że coś im ucieknie w życiu zawodowym. To nieprawda. Jeśli kobieta urodzi dziecko, musi mu poświęcić czas. Ono musi czuć, że ma mamę wyłącznie dla siebie. Przynajmniej te dwa, trzy lata. To się opłaci. Nic nie ucieknie. Dziecko jest najważniejsze.
- I to mówi kobieta, którą polityczni przeciwnicy nazywają Aleksis albo Żelazną Damą?- Te przezwiska wymyślili panowie, którym coś w życiu się nie poukładało. Boli ich, że kobieta może mieć sukcesy. Ale to wynika z ich kompleksów. Tylko i wyłącznie. Proszę to napisać: to świadczy o słabości panów, którzy używają tych epitetów. Powinni zadać sobie pytanie, kim oni są i co osiągnęli? Można tak nazwać kobietę tylko wtedy, gdy samemu jest się „walczakiem”, gdy coś się znaczy. Ja walczę swoim całym życiem o rodzinę, o dziecko, o siebie. Nie pozwolę, ażeby złośliwość ludzka przeszkadzała mi w karierze. Ale nie dążę też do niczego, co przekracza moje możliwości. Znam swoje miejsce. Wiem, gdzie chciałabym się zatrzymać.
- Gdzie?- Tu gdzie jestem. Nie chcę żadnych większych awansów. I wiem, że nie jest mi wiecznie dane być szefową. Już myślę o tym i rozmawiam z kolegami, że chciałabym znać swojego następcę. Przygotować go do objęcia partii.
- Zakończę naszą rozmowę historyjką, jak w USA pani mąż chciał iść zobaczyć klub go-go. Odpowiedziała mu pani, że sam do lokalu ze striptizem nie wejdzie. Tylko z panią.- I poszliśmy. Nie raz, ale ze trzy (śmiech).
- Dziękuję.
* * *
Zobacz nas na facebooku: 
strona portalu Moje Miasto Zielona Góra
strona bezpłatnego tygodnika miejskiego MM Moje Miasto Zielona Góra

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto