Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Agencja Ochrony Mody. Byliśmy w enklawie dla pięknych ubrań i kobiecego ducha

Karolina Kowalska
Agencja Ochrony Mody. Byliśmy w enklawie dla pięknych ubrań i kobiecego ducha
Agencja Ochrony Mody. Byliśmy w enklawie dla pięknych ubrań i kobiecego ducha Szymon Starnawski
Najbardziej lubię ten moment, gdy moja klientka po raz pierwszy zakłada gotową sukienkę. Błysk w jej oku jest cenniejszy od zapłaconego rachunku. Zachwyt nad idealnie skrojonym ubraniem nie ma ceny - mówi Krystyna Żuberek, właścicielka pracowni Agencja Ochrony Mody, gdzie powstają odzieżowe perełki.

Mieszkam na Pradze, więc szyld AOM przy rondzie Wiatraczna mijam kilka razy w ciągu tygodnia. Belki materiałów ułożone jedna na drugiej i manekiny poubierane w kolorowe ubrania wychylające się z witryny zawsze zwracały moją uwagę. Pewnie dlatego, że pamiętam godziny przesiedziane w podobnych miejscach jako dziecko, gdy moja mama kupowała metry materiałów, by z nich uszyć spódnicę według własnego pomysłu, albo skroić sukienkę na prośbę koleżanki. Jej krawieckie umiejętności były dla mnie naturalne, trochę tak, jakby się z nimi urodziła i dziwiłam się, gdy inne mamy nie szyły pościeli, ubrań i nie dziergały swetrów moim koleżankom.

- Jasne, że gdy się ma coś w domu od zawsze, to wydaje się to najnaturalniejszą rzeczą na świecie - potwierdza moje przypuszczenia pani Krystyna. - Pochodzę z krawieckiej rodziny, mój ojciec był męskim krawcem, szył garnitury, a ja od maleńkości podpatrywałam go w tej pracy. Później nie musiałam się zastanawiać, co chcę robić. Krawieckie rzemiosło chłonęłam całą sobą i nawet nie zdając sobie z tego sprawy, uczyłam się go od przysłowiowej podszewki - dodaje.

Pracowita, utalentowana i sprawna szybko znalazła zatrudnienie w teatrze, w miejscu, gdzie pole do popisu było najszersze ale w jej wypadku akurat nie przy ubraniach. Zajmowała się koordynacją pracy artystycznej ale sporo czasu spędzonego za kulisami przesiedziała w pracowniach krawieckich. Każdy nowy spektakl to nowe stroje dla aktorów, a każdy nowy sezon to kilka spektakli - w jednym postacie chodzą w toaletach sprzed wojny, w drugim w kolorowych sukienkach z lat 60. Było co szyć, a pani Krystyna lubiła obserwować krawcowe przy pracy. Czuć zapach tkanin i słyszeć dźwięk nożyczek znany z dzieciństwa. - Teatr to takie trochę inne szycie, bo to ostatecznie są kostiumy, często z epoki, nie jest to strój na ulicę. Lubiłam podglądać techniczną stronę powstawania tych ubrań. Patrzeć, jak się szyje aksamit, organdynę jedwabną, jak te materiały zachowują się w ruchu, jak tworzą postać razem z aktorem. Do moich obowiązków poza tym należał czynny udział w próbach generalnych i przeglądach kostiumów, więc słuchałam profesjonalnych uwag scenografów i kostiumografów. To jest takie kompendium wiedzy, którego próżno szukać w jakiejkolwiek szkole - wyjaśnia.

W pewnym momencie pani Krystyna kończy przygodę z teatrem i postanawia zebraną wiedzę wykorzystać w najlepszy możliwy sposób, czyli szyjąc dla innych kobiet, szczególnie tych, które z kupnem odpowiednich ubrań mają kłopot. - Polka po 40-stce nie ma szans na to, by w normalnym sklepie kupić na siebie „małą czarną”. Bo w tym wieku kobieta się zmienia i każda zmienia się inaczej. Jednej rośnie biust, drugiej rosną biodra, a innej zmieniają się ramiona. No i nie znajdzie sukienki, np. z wszywanymi ramionami. Bo to jest kłopot dla hurtowego producenta. Dodatkowy - niepotrzebny jego zdaniem - koszt. To jest też czas, a im nie opłaca się produkować takich rzeczy, bo nie ma szans, by wszystkie się sprzedały. Sukienki w rozmiarze 46 będą długo czekały na klientki, bo jest bardzo mało idealnie proporcjonalnych osób w tym rozmiarze. Dlatego takich sukienek nie ma - mówi pani Krystyna i dodaje, że takie nieudane sklepowe zdobycze ma na swojej ladzie co chwila. - Jak przychodzą do mnie panie i zaczynają grzebać w torbie, to ja wiem, że za chwilę wyciągną kieckę i padną dwie prośby - by doszyć rękawy i przedłużyć dół. Bo z jakiś niezrozumiałych dla mnie przyczyn te sukienki w rozmiarze 46 są szyte przed kolano. Tylko gdzie tutaj jakieś podstawy kompozycji i świadomość, że osoba w takim rozmiarze raczej powinna umiejętnie zakrywać, zamiast odkrywać? No to ja to potem ratuje - dodaje.

I tak jej ostry odzieżowy dyżur znalazł się na Pradze. Wśród szeregu sklepów, punktów usługowych i lokali gastronomicznych. Od razu sobie myślę, czy przy takim talencie nie kusiło stworzyć kolekcji i własnej marki odzieżowej.

- Zajęłam się tym szyciem koniec końców trochę za późno. Poza tym, żeby taka marka powstała, poza talentem potrzebny jest ogromny marketing, a na niego trzeba mieć pieniądze - mówi pani Krystyna. Nie chciała zgromadzonych funduszy trwonić na reklamy i PR. Zamiast tego zainwestowała w lokal, materiały, pracowników i zabrała się do pracy. - Poza tym chciałam tym kobietom dać coś, co będzie zrobione specjalnie dla nich, na życie, a nie dla wysokich obcasów i czerwonych dywanów. Moje klientki wiedzą, że stąpam twardo po ziemi i nie uszyje im czegoś, co wygląda spektakularnie ale zamiast na ciele, to na wieszaku w szafie - wyjaśnia.

Urzeczona własnymi wspomnieniami, ponownie zaczepiam panią Krystynę o to szycie z dzieciństwa. Bo w końcu przy ojcu krawcu, naturalnym byłoby, gdyby zajęła się szyciem garniturów. - Oj nie, nigdy mnie do tego nie ciągnęło - od razu ucina moje dywagacje. - Bo z krawiectwem damskim i męskim jest jak z chirurgią kości i tkanek miękkich. Niby to samo, ale jednak zupełnie co innego. Marynarkę męską - pomimo tego, że mężczyźni nie mają tych wszystkich wypukłości, co kobiety - jest uszyć o wiele trudniej, niż damski żakiet. Aby powstała dobra marynarka, większość rzeczy musi być wykrojonych ręcznie. Tylko ręczne wykrojenie wełny sprawia, że potem, po zszyciu, pracuje ona na sylwetce tak, że ukrywa wszystkie mankamenty, a podkreśla zalety. No i rzecz najważniejsza - by mężczyzna nie chodził w niej sztywno, jak cyborg, tylko żeby materiał zlewał się z ruchem jego mięśni. To rzecz czaso i pracochłonna. Ja się na tym nie znam na tyle, by móc oczekiwać za to zapłaty, więc po prostu tego nie robię - dodaje. - Poza tym bardziej mnie interesuje damskie szycie, bo jestem kobietą i znam ich potrzeby.

Na szczęście dla kobiet… ciśnie mi się na usta. Bo pani Krystyna i krawcowe z nią współpracujące oprócz tego, że przy projektowaniu i szyciu biorą pod uwagę sylwetkę, wymiary, wiek i oczekiwania klientki, to także jej osobowość. - Praca w teatrze nauczyła mnie rozpoznawania z jakim typem osobowości mam do czynienia. Kobieta wchodzi przez drzwi AOMu, a ja po kilku zamienionych zdaniach wiem, co sprawi, że będzie czuła się w ubraniu, jak w drugiej skórze - mówi pani Krystyna.

I także dzięki temu ma grono wiernych klientek, które najczęściej proszą o uszycie dobrych spodni, spódnicy, rzadziej żakietów i sukienek, bo te „od biedy” można kupić w sklepie. Ale gdy trzeba iść w miejsce, gdzie nieskazitelny wygląd naprawdę się liczy, lepiej przyjść do Agencji. Wiele pań, pomimo początkowego sceptycyzmu, potwierdza teraz te słowa. - Mówią mi potem, że takiej sukienki nie kupiłyby w sklepie i wracają po więcej, bo widzą na własne oczy różnicę pomiędzy ich wyglądem w ubraniu z sieciówki, a tym, jak zmieniają się ich proporcje i sylwetka w czymś skrojonym i uszytym na miarę. Zależy mi na tym, by każda rzecz, która stąd wychodzi miała klasę. Stąd nazwa. Zrobiłam tutaj rezerwat dla dobrego kroju i szlachetnego rzemiosła. U mnie każdy szew jest rozprasowany, nitka dobrana pod kolor, a podszewka idealnie przylega. Każdy mój ciuch mogę natychmiast odwrócić na lewą stronę, bo wygląda tak samo dobrze jak prawa - zapewnia i od razu prezentuje to na jednej z sukienek.

I kontynuuje: - Dopóki ktoś nie zamówi pierwszej sukienki i nie weźmie udziału w całym procesie szycia, to nie rozumie, ile to wymaga czasu i umiejętności. Że zwykłe zwężenie spodni potrzebuje z 2,5 godziny, bo trzeba wypruć pasek, zwęzić nogawkę z jednej i drugiej strony, zebrać w pupie i wszystko ponownie zszyć. A kobiety, które nie miały do czynienia z krawiectwem miarowym dopiero u mnie widzą, że taka na pozór prosta, czarna sukienka, jeśli jest dopasowana do sylwetki, jeśli ma odpowiednie proporcje, długość rękawa i dołu, to każdy centymetr materiału ma sens i swoje uzasadnienie. I po to do mnie wracają - podsumowuje pani Krystyna.

Wraca też uznanie dla tradycyjnego krawiectwa i dla rzemiosła. - Założyłam AOM w 2001 roku i wtedy wszyscy moi znajomi pukali się w głowę, bo Warszawa była zalana bardzo tanią, gotową odzieżą z Chin. A ja właśnie kupiłam materiały na zapełnienie pierwszej półki w pracowni, wydałam na to straszne pieniądze i powiem pani eufemistycznie, że nie wyglądało to spektakularnie. Zdałam sobie sprawę, ile będę musiała zainwestować, by kobieta, która mnie odwiedzi, miała z czego wybierać i by było na czym uszyć jej zamówienie. Więc początki były trudne i ryzykowne, ale teraz wiem, że było warto. Moda na chińszczyznę i taniochę minęła, a ja w międzyczasie zebrałam u siebie takie ekspertki, że zastąpienie ich kiedyś będzie graniczyło z cudem. One wiedzą, że jeśli szyjemy coś z zielono-białej kratki, to nie użyjemy białej albo zielonej nici, tylko trzeba znaleźć coś pośrodku. Bo to dbałość o detale wyznacza klasą. I teraz moje klientki to doceniają - opowiada pani Krystyna.

Nie tylko to zresztą. W Agencji Ochrony Mody panuje szczególny klimat. Chyba nie przypadkowo miejsce powstało to akurat w tej dzielnicy. Bo tutaj można wpaść, pogadać, poplotkować, posiedzieć, poradzić się, skorzystać ze szczególnej aury kobiecej wiedzy, ciepła i mądrości, która płynie z doświadczenia i wzajemnego słuchania się. - Młode studentki z ASP, którym pomagam rozgryźć techniczne problemy przy ich projektach, mijają się w drzwiach z pracowniczkami banków, przyszłymi pannami młodymi, które chcą mieć w najważniejszym dniu swojego życia niepowtarzalną sukienkę i paniami w moim wieku. To jest największa wartość tego miejsca - opisuje właścicielka.

Szybko się o tym przekonuję, gdy w czasie naszej rozmowy do pracowni wchodzi piękna, dojrzała kobieta. Mówi, że jest tutaj po raz pierwszy, ale potrzebuje uszyć sukienkę na ślub córki i potrzebuje w tej sukience, w ten dzień, wyglądać jak milion dolarów. W ręku ma ciastko, które kupiła w pobliskiej cukierni. Pani Krystyna już łapie za krawiecki centymetr i pyta, czy mierzyć ją razem z tym ciastkiem. Obie wybuchają serdecznym śmiechem, a ja sobie myślę, że moja mama koniecznie musi tu wpaść, gdy ponownie odwiedzi mnie w Warszawie.

——

Do Agencji Ochrony Mody można przyjść po poprawkę krawiecką gotowych ubrań (ich ceny zaczynają się od kilkudziesięciu złotych) oraz po to, by złożyć zamówienie indywidualne z materiału znajdującego się w pracowni (który także można kupić na metry) lub przynieść własny. Ceny projektów indywidualnych zaczynają się średnio od 500 złotych wzwyż i stopień ich trudności wyznacza ostateczną cenę. Na żakiety, spodnie i spódnice ceny są stałe.

ZMIANA ADRESU: Agencja Ochrony Mody przeniosła się na ul. Mokotowską 21/2


Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto