"To działo się 22 listopada 2007 roku, około godz. 14:30. Prosimy każdego, kto w tym dniu był świadkiem potrącenia przez autobus mężczyzny przechodzącego przez pasy o kontakt z nr. 601 549 770" - ogłoszenia takiej treści można przeczytać przy skrzyżowaniu Ozimskiej z Katowicką.
W rocznicę, na miejscu wypadku płonął znicz.
- W tym tygodniu minął dokładnie rok od śmierci mojego męża - mówi Anna Szaro, żona poszkodowanego.
Marian Szaro, 74- letni emeryt, zmarł kilka dni po tragicznym wypadku. Śledztwo umorzono. Rodzina jest tym zdziwiona.
- Potrzebny jest nam jeden świadek, który powiedziałby, że widział jak tata przechodzi przez pasy, na zielonym lub czerwonym świetle - przekonuje Jolanta Raczyńska, córka potrąconego przez autobus mężczyzny.
Po południu, 22 listopada grupa przechodniów czekała przed przejściem dla pieszych koło szkoły.
- Wśród nich był mój mąż, który wyszedł z domu po żarówki - wspomina Anna Szaro.
Jej zdaniem mąż przechodził przez pasy na zielonym świetle, a mimo tego został potrącony przez autobus. Opolska prokuratura i policja ustaliły, że autobus wjechał na skrzyżowanie jeszcze na żółtym świetle, a według zeznań dwóch świadków pan Marian jako pierwszy wyszedł z grupy przechodniów oczekujących przy przejściu. Świadkowie nie zauważyli jednak jakie było wtedy światło na przejściu.
- Mimo zielonego światła poszkodowany nie spojrzał czy nie jedzie jakiś pojazd - powiedziała nam Lidia Sieradzka, rzecznik opolskiej prokuratury. - Kierowca autobusu nie ponosi winy za to zdarzenie.
- Mój tata nie był nierozsądnym człowiekiem, nie mógł wtargnąć na pasy przy czerwonym świetle - przekonuje córka. - Uważam, że to mogła być wina wadliwej sygnalizacji świetlnej lub kierowcy autobusu, albo jednego i drugiego.
- Sprawa na początku wydawała się oczywista i takie były pierwsze komentarze policji - powiedział "Gazecie Opolskiej" mecenas Jerzy Piasecki, adwokat Anny Szaro.
To tłumaczy zaskoczenie rodziny poszkodowanego, kiedy dowiedziała się, że prokuratura umorzyła postępowanie, a sąd po odwołaniu podtrzymał tą decyzję.
- By podjąć na nowo śledztwo, potrzebne są nowe dowody, na przykład świadkowie, którzy widzieli całe zdarzenie z bliska - tłumaczy Piasecki. - Chcemy udowodnić, że pan Marian wszedł na zielonym świetle i wykazać, że to nie on był sprawcą tego wypadku.
Właśnie dlatego rodzina zdecydowała się na desperacki krok i rozlepiła wokół miejsca tragedii plakaty z prośbą o pomoc. - Ludzie potrafią się zgłosić po długim czasie - przekonuje adwokat. - Zwłaszcza osoby starsze reagują na takie ogłoszenia.
Według rodziny sprawa nie znalazła jeszcze swojego finału.
Gałązka-Sobotka: kładziemy pacjentów w szpitalu bez uzasadnienia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?