Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Handel narkotykami pod okiem strażników. Trwa proces w szokującej sprawie

Michał Mieszko Skorupka
Michał Mieszko Skorupka
Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Trwa proces w szokującej sprawie
Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Trwa proces w szokującej sprawie Szymon Starnawski
W areszcie śledczym Warszawa-Białołęka przez wiele lat dochodziło do handlu narkotykami. O sprawie wiedzieć mieli m.in. tamtejsi strażnicy, którzy za swoje przysługi zarabiali nawet 100 tysięcy złotych tygodniowo. W przerzut m.in. alkoholu, marihuany i amfetaminy zamieszane były także adwokatki osadzonych. Z zeznań Sebastiana K., który w placówce odsiadywał liczne wyroki wynika, że swojego czasu areszt był pod pełną kontrolą gangsterów z Mokotowa.

Areszt na warszawskiej Białołęce był przez wiele lat pod kontrolą gangsterów - wynika z opublikowanego 12 lutego 2022 roku reportażu "Superwizjera TVN". Dziennikarze dotarli do szokujących informacji na temat powiązań pomiędzy przebywającymi w placówce osadzonymi, a pracownikami służby więziennej i adwokatami. Liczne układy pozwalały tam na m.in. handel narkotykami czy też zlecanie przestępstw.

Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Trwa proces w szokującej sprawie

Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Handel narko...

O sprawie zaczęło robić się głośno, gdy w 2019 roku do prokuratury zgłosił się 38-letni Sebastian K. ps. "Łysy", który w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka odsiadywał liczne wyroki.

- Wnioskuję o przesłuchanie mojej osoby na okoliczność działania zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem narkotykami w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka, jak również na terenie całego kraju. Osoby, o działalności których chcę zeznawać, są bardzo niebezpieczne - mówił cytowany w reportażu pod tytułem "Jak gangsterzy przejęli więzienie" Sebastian K.

Handel narkotykami w areszcie na Białołęce

Według jego zeznań członkowie grupy mokotowskiej tworzyli na terenie aresztu bardzo dobrze zorganizowany zespół. Mieli zajmować się handlem narkotykami i wymuszeniami haraczy. Anonimowy policjant - pokazany w reportażu - tłumaczył, że niewykluczone, iż każdy ze wspomnianych gangsterów "miał na koncie głowę". - Na pewno niektórzy z nich mają niejedną, pomimo że nie zostało to procesowo udowodnione - podkreślał.

Zwożeni do aresztu "mokotowscy" szybko nawiązali kontakt z dobrze znającym tamtejszą placówkę Sebastianem K.

Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Trwa proces w szokującej sprawieSzymon Starnawski

Handel, konkretnie narkotykami, na terenie aresztu zaproponował mi jeden z członków gangu. Zapytał mnie, czy orientuję się, jak wygląda tutaj w areszcie sprawa z handlem narkotykami: czy jest popyt, kto handluje i czym? Powiedziałem, że w chwili obecnej nie ma nikogo, kto by trzymał te kwestie na stałe - mówi cytowany w reportażu Sebastian K.

Podczas gdy "Łysy" rozwijał handel na terenie aresztu, do placówki trafiali kolejni gangsterzy z Mokotowa. W pewnym momencie, wyrok odsiadywało tam całe szefostwo gangu. Wśród osadzonych znajdowali się m.in. Artur N. pseudonim "Arczi", Wojciech S., "Wojtas" i Sebastian L., "Lepa".

Gangsterzy rządzili aresztem

To było strasznie hermetyczne towarzystwo, dlatego że to są ludzie, którzy znają się od kajtka, praktycznie z podwórek, mieszkali niedaleko. Artur N. był chłopakiem, który potrafił się bić, ale był mega kulturalny, mega sympatyczny. Zresztą nawet aparycję miał przystojnego młodego chłopaka. A jednak w pewnym momencie się okazało, że to on jest mózgiem wielu operacji - mówi funkcjonariusz operacyjny policyjny w reportażu "Superwizjera TVN".

Anonimowy policjant dodał, że "Wojtas" był natomiast "typowym człowiekiem od mokrej roboty". - Swego czasu nazywany komando śmierci grupy mokotowskiej. Ten człowiek jest bardzo niebezpieczny - dodał.

Z zeznań "Łysego" wynika, że aresztem na Białołęce rządziło pięć osób. Oprócz wspomnianej trójki, byli to Andrzej Z. pseudonim "Słowik" i Zbigniew C. ps. "Daks".

Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Trwa proces w szokującej sprawieSzymon Starnawski

"Słowik" wsparł przestępców z Mokotowa swoimi kontaktami. Według Sebastiana K. miał pomagać w korumpowaniu funkcjonariuszy.

"Jak Pablo Escobar"

- Tak naprawdę ktoś nie spojrzał na to kompleksowo i nie zdał sobie sprawy z tego, że umieszczenie tych wszystkich ludzi w jednym miejscu to jest tak naprawdę w jakiś sposób odtworzenie w więzieniu najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiej. Jak Pablo Escobar mieliby swoje więzienie - mówi anonimowy funkcjonariusz operacyjny policji, cytowany w reportażu.

Dziennikarze "Superwizjera TVN" w rozmowie z byłym dyrektorem generalnym Służby Więziennej płk Kajetanem Dubielem dowiadują się natomiast, że "w Warszawie, gdzie są cztery jednostki penitencjarne, nawet 20 osadzonych można tak rozmieścić, że nie ma mowy, żeby się spotkali".

Służba więzienna wiedziała o narkotykach

Sebastian K. zeznał, że przez kolejne dwa lata był odpowiedzialny za rozprowadzanie narkotyków na terenie aresztu.

Brałem różne ilości, od 5 do 20 gramów, głównie marihuany. Była też amfetamina, kokaina. Była przynoszona na własny użytek dla "Lepy", "Arcziego" i "Słowika". Kokainę przynoszoną dla nich przekazywałem na wizytach u lekarza lub stomatologa. Ja sam miałem kilka rozmów z funkcjonariuszami straży więziennej, którzy powiedzieli mi, że wiedzą, dla kogo handluję i czym, i wprost mi powiedzieli, że mam nie handlować amfetaminą tylko marihuaną, bo po tym więźniowie są spokojni, a oni nie mają problemów - mówi w reportażu "Łysy".

Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Trwa proces w szokującej sprawieSzymon Starnawski

Z zeznań Sebastiana K. dowiadujemy się, że grupa mokotowska miała w każdym z czterech głównych pawilonów aresztu swojego człowieka, odpowiedzialnego za rozprowadzanie narkotyków i ściąganie pieniędzy. Słowa "Łysego" potwierdza, Grzegorz S., który w tamtym czasie również przebywał w areszcie na Białołęce.

- Panowie z grupy mokotowskiej głównie korzystali z tak zwanych kajfusów, czyli kalifaktorów, którzy roznoszą jedzenie, oraz ze strażników więziennych, którzy po prostu za pieniądze dostarczali im pod cele alkohol, narkotyki, telefony - mówi w reportażu Grzegorz S.

100 tysięcy złotych w tydzień

Sebastian K. zeznawał, że sam typował funkcjonariuszy, którzy potem byli korumpowani przez gangsterów. "Łysy" opowiadał, że strażnicy za przysługi brali od 50 do nawet 1000 złotych. Dzięki zeznaniom Sebastiana K. zatrzymano i aresztowano łącznie ponad 20 osób. Dziennikarzom "Superwizjera TVN" udało się porozmawiać z niektórymi z nich.

Były "oferty pracy" takie, że można było i 100 tysięcy zarobić w tydzień czasu. Była to robota na wolności, niemająca nic wspólnego z więziennictwem, ale jakby się wydało, że to robisz, to grube lata przede mną za kratkami - mówi w reportażu jeden z byłych strażników.

Narkotyki dostarczali m.in. adwokaci

Narkotyki do aresztu przemycano w najprostszy sposób - czyli w kieszeni.

Kto cię miał kontrolować, jeżeli ja byłem przewodnikiem psów specjalnych na areszcie i zrobiłem kurs, a nie mogłem użyć tego psa? Myśmy nie mogli użyć psa, bo pies by wykrył narkotyki. Pies siedział w budzie, dostawał żreć, trochę wybiegu i tyle. Rzadko kiedy, prowizorycznie się zdarzyło, że kierownik kazał użyć psa do przeszukania jakiejś celi. Dobrze wiedział, którą celę przeszukuje - mówi były strażnik w rozmowie z dziennikarzami "Superwizjera TVN".

Innym sposobem na przerzut narkotyków do aresztu, był kontakt z adwokatkami oskarżonych z grupy mokotowskiej i pruszkowskiej.

Areszt na Białołęce opanowany przez gangsterów. Trwa proces w szokującej sprawieSzymon Starnawski

Świadkiem rozmowy o naszych uzgodnieniach finansowych była adwokatka Olga. Wtedy też dowiedziałem się, że głównie to adwokaci dostarczają narkotyki do aresztu. Adwokatka Olga była u mnie dwa-trzy razy w miesiącu. Przekazywała mi po 50 gramów amfetaminy i 100 gramów marihuany, pakowanych w palce od gumowych rękawiczek jednorazowych - mówi Sebastian K. w reportażu.

Jeden z byłych strażników aresztu przyznaje, że adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom pobieżnym.

"Łysy" zeznaje, że wspomniana prawniczka Olga przynosiła do aresztu także drogie alkohole, jedzenie, strzykawki, igły, kokainę na użytek własny "Lepy" i "Arcziego". Ponadto, prawniczki gangsterów odbierały także pieniądze.

Robiąc rozliczenia tygodniowe z adwokatką, wychodziło nam zysku z narkotyków, że ja mam 15 tysięcy złotych, oraz 15 tysięcy złotych ma ona, która dzieli te pieniądze na siebie i pozostałe pięć osób, to jest 'Lepa', 'Daks', 'Słowik', 'Arczi' i 'Wojtas'". Ja mam taką wiedzę, że ona na wolności zarządza w kwestii marihuany, amfetaminy i sterydów. To do niej przywożone są bezpośrednio narkotyki z produkcji i plantacji. Ona je pakuje i przekazuje dalej - zeznaje "Łysy".

Warto podkreślić, że adwokatki, o których mówi "Łysy" były życiowymi partnerkami gangsterów, a według ustaleń dziennikarzy miały pić alkohol i uprawiać seks w pokoju widzeń. Dziennikarka "Superwizjera TVN" spotkała się ze wspomnianą adwokatką, ta jednak nie chciała rozmawiać ani o wnoszeniu na teren aresztu alkoholu i narkotyków, ani na temat uprawiania seksu z jednym z osadzonych tam gangsterów.

Trwa proces

Sebastian K. swoimi zeznaniami obciążył trzy młode prawniczki. Kobiety są zawieszone w prawie wykonywania zawodu. Jedna z nich zdecydowała się na współpracę z prokuraturą. Ponadto, wypowiedzi "Łysego" pozwoliły oskarżyć kilkunastu gangsterów z Mokotowa i Pruszkowa. On sam zeznaje w kilku procesach, a na rozprawy dowożony jest w towarzystwie uzbrojonej ochrony.

Chcę powiedzieć, że ja zdecydowałem się ujawnić ten proceder handlu narkotykami i innymi niedozwolonymi przedmiotami na terenie aresztu śledczego, bowiem zostałem oszukany w tych interesach. Mam jeszcze do odbycia karę pozbawienia wolności, która upływa w 2027 roku. W sumie siedzę w zakładach karnych od blisko 17 lat. Uznałem, że czas najwyższy z tym skończyć i zacząć normalnie żyć. Liczę na zastosowanie wobec mnie nadzwyczajnego złagodzenia kary w tej sprawie - zeznaje Sebastian K., cytowany w reportażu.

Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego". Innego zdania są z kolei adwokaci oskarżonych.

Jest to człowiek, który chce być w kręgu zainteresowania, który ma czas na przygotowanie sobie pewnych wersji i nieustannie znajduje coś nowego, gdzieś coś zasłyszy. Opowiadał rzeczy, które są wręcz niemożliwe. Dziwi mnie, jako praktyka, że prokuratura w takie wypowiedzi i dywagacje wierzy - mówi adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski, cytowany w reportażu.

Służba więzienna nie odpowiada na pytania

Jeden z byłych strażników zwraca uwagę na fakt, iż zaraz po wybuchu zamieszania związanego z handlem narkotykami na terenie aresztu, dyrektor placówki udał się na emeryturę. Dziennikarze "Superwizjera TVN" wielokrotnie próbowali się z nim skontaktować. Jak dotąd - bezskutecznie.

O głos w całej sprawie poproszono również zespół prasowy Służby Więziennej. Jego przedstawiciele nie odpowiedzieli na żadne z pytań, a w zamian, wysłali maila o poniższej treści:

Służba Więzienna podejmuje zdecydowane działania w celu wykrywania i zwalczania przestępstw popełnianych w zakładach karnych, a dla wzmocnienia obecnych możliwości skutecznego przeciwdziałania patologiom powstać ma Inspektorat Wewnętrzny Służby Więziennej". Nowy inspektorat ma wykrywać też przestępstwa przeciwko obrotowi gospodarczemu, czyli m.in. korupcję i oszustwa, popełniane na szkodę Służby Więziennej - poinformowano w komunikacie cytowanym przez "TVN".

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto