Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Arkady Fiedler. Pokonał maluchem Polskę, Afrykę i zamierza podbić Azję [Rozmowa NaM]

Sonia Tulczyńska-Starnawska
Sonia Tulczyńska-Starnawska
Arkady Fiedler. Pokonał maluchem Polskę, Afrykę i zamierza podbić Azję [Rozmowa NaM]
Arkady Fiedler. Pokonał maluchem Polskę, Afrykę i zamierza podbić Azję [Rozmowa NaM] Ewelina Wójcik
Postanowił kontynuować pasję swojego dziadka. Arkady Paweł Fiedler swoim Fiatem 126 p objechał Polskę wzdłuż jej granic, później pokonał jedenaście państw Afryki, a teraz zamierza podbić Azję. Z podróżnikiem udało nam się porozmawiać w Warszawie.

Sama kiedyś miałam cudownego Fiata 126p, niestety zginął tragicznie po uderzeniu przez inny samochód. Zwykło się mówić, że maluszek jest bardzo niebezpieczny. Czy po swoich doświadczeniach też tak Pan uważa?
Maluch faktycznie jest trochę słabszy w momencie uderzenia w coś, od współczesnych samochodów, ale bardzo wolno się nim jeździ, a to niweluje niebezpieczeństwo.

A jeśli chodzi o moje podróże po Afryce, to szczególnie w Egipcie było tak, że momentami nie wiedziałem co się dzieje na drodze. Nie wynikało to jednak z niebezpieczeństwa, jakie stwarzała jazda fiatem, tam po prostu kierowcy są naprawdę zwariowani i do tego trzeba było się przyzwyczaić.

Jeżdżąc po Warszawie miałam wrażenie, że sprawiam radość innym i odtwarzam ich wspomnienia. Uśmiechali się do mnie, machali, kiedy widzieli taki stary samochód.
Zdecydowanie maluch otwiera ludzi. I z miła reakcją spotykam się właściwie na każdym kroku. Jadąc dzisiaj autostradą, wielu ludzi zwalniało, kiwało głowami i radośnie trąbiło. Ludzie obracają się też na chodnikach, z uśmiechem. Szczególnie, że ten mój maluch jest specyficzny – obklejony nalepkami i z bagażnikiem na dachu, na którym są koła i kanistry – a to wzbudza dodatkowe zainteresowanie.

Tak samo było "na czarnym lądzie"?
Było niesamowicie! Te reakcje lokalnych ludzi na widok samochodu na stacji benzynowej czy w miastach... Podchodzili oni z ogromną radością do tego auta i zastanawiali się, czy to na pewno jest pojazd. Było osłupienie, zdziwienie i mnóstwo pytań. Z ogromną fascynacją podchodzili do fiata, do tego stopnia, że wielu chciało go kupić i mieć.

Co za niego oferowano?
Maluch działał całkiem nieźle na Afrykanki, które chciały go za uśmiech. Mężczyźni oferowali mi niemałe pieniądze. W Ugandzie – 2000 dolarów, w Etiopii 1000-1500 dolarów. Nawet podczas jazdy, zacząłem się zastanawiać nad tym, czy może warto eksportować maluchy do Afryki i może nawet wznowić produkcję na ten rynek.

A nie zastanawiał się pan nad tym, żeby sprzedać go po tak okazyjnej cenie?

Nie! Dla mnie on ma znacznie większą wartość. Mimo tego, że kosztował mnie ogromny ból pleców i kolan, darzę go ogromnym sentymentem – przejchaliśmy razem pół świata i Afrykę, która była moim marzeniem. A on po prostu mnie przez nią przewiózł.

To co, kiedy skończy już swoją podróż?
Planuję go wstawić do muzeum podróżniczego w Puszczykowie. Nawet już mam miejsce i osobę, która wykona na niego przeszklony kontener. Chciałbym, żeby tam dożył swojej starości.

Na trailerze zapowiadającym film o podróży możemy zobaczyć, jak po drodze samochód wymagał pomocy "lokalsów".
To było w Ugandzie. Szutrowa trasa, która poprzez obfity deszcz w przeciągu kilku minut zrobiła się prawie błotną, śliską rzeką. Maluch ze swoimi małymi kołami zatrzymał się i dalej nie chciał jechać. Po kilku próbach wylądowałem w rowie i co chwilę ktoś musiał mnie z niego wypychać. Na początku była to moja ekipa filmowa, a potem już lokalni mieszkańcy.

Ludzie z początku obserwowali i zastanawiali się, co się dzieje, bo zobaczyli "crazy mzungu", czyli "szalonego białego człowieka", ale w końcu przyłączyli się i pomogli nam. Praktycznie cała wioska. Byli wszędzie. Wokół mnie – z boku, z przodu, z tyłu. A przez to, że było kompletnie ciemno, nikogo nie widziałem i tylko słyszałem głosy. Pchali mnie tak przez dobre trzy kilometry do głównej drogi, za co oczywiście symbolicznie im zapłaciliśmy.

Był to taki moment, kiedy malucha pokonało środowisko. A kiedy to maluch pokonał Pana?
On właściwie do końca mnie nie pokonał, bo do samego końca go prowadziłem. I nie było takiej sytuacji, że powiedziałem: "sorry, nie jadę dalej, już mam ciebie dość!". Były co prawda takie odcinki, które trwały kilka godzin, a nawet kilkanaście godzin jazdy a przez moje standardowe siedzenie bolały mnie plecy. Do tego wszystkiego bolały mnie kolana, bo w maluchu jest mocno wystające nadkole i nie można postawić nogi obok. Wtedy zastanawiałem się, co robić. Nawet próbowałem wystawiać nogę przez okno, ale nie udało się a trzeba było jechać dalej...

I wtedy nie myślał Pan, żeby zrobić z niego wersję terenową?
Nie lubię przeróbek. Chciałem, żeby ten samochód był jak najbardziej w stanie fabrycznym. Miał w zasadzie tylko trzy udoskonalenia. Aluminiową miskę oleju (pochodzi od malucha sportowego), która ułatwia ochładzanie silnika, bo maluch nie ma chłodnicy. Maglownicę, czyli przekładnię kierownicy, która pochodzi od malucha bisa. I wzmocniłem przeguby – element, który często się psuje. Maluch miał być taki, jaki jeździ po polskich drogach – łącznie z kołami firmy Dębica, które na błoto faktycznie się nie nadają...

Ile on ma lat? I ile potrafi najszybciej jechać?
To 1998 rocznik. Młodziak.
Cały czas starałem się jechać wolno, żeby oszczędzać silnik. Ostatniego dnia jedynie postanowiłem sprawdzić jego możliwości i wtedy osiągnąłem prędkość maksymalną, 105 kilometrów na godzinę. Z otwartą tylną klapą, bagażnikiem na dachu i ciężkimi częściami w środku (resor, alternator, rozrusznik).

Czy było coś, co trzeba było naprawić w trakcie podróży?
Właściwie wymieniłem tylko pasek klinowy. A miałem ich ze sobą bardzo dużo. Rozrusznik zostawiłem, więc od czasu do czasu malucha trzeba było pchnąć. Zostały wymienione też dwa łożyska i jakaś mała uszczelka. Reszta rzeczy, w zasadzie drugi maluch, po prostu przejechała się z nami z jednego końca Afryki na drugi.

To prawda, że takie auto można naprawić śrubokrętem?
To prosta konstrukcja, nie ma elektroniki, więc usterki są na ogół mechaniczne i większość z nich można naprawić samemu. Miałem to szczęście, że podczas wyprawy towarzyszył mi też Kuba, który jest amatorem mechanikiem.

Porozmawiajmy o przygotowaniach do takiej wyprawy i o tym, co znajduje się w samochodzie.
Trochę części samochodowych i oleje, które często trzeba wymieniać, żeby dbać o silnik. Spodnie na zmianę, dwie koszule z długim rękawem, coś cieplejszego, namiot i siedzenie. To właściwie wszystko co jedzie ze mną. Do tego sprzęt fotograficzny i trzy mniejsze kamery, do których mówię podczas jazdy. U ekipy filmowej: sprzęt wideo i sprzęt biwakowy – butla z gazem, żebyśmy mogli sobie sami gotować, a także skrzynka z garnkami i mały stolik.

A jeśli chodzi o sposoby na upał? Maluch przecież nie ma klimatyzacji.
Miałem mój ulubiony kapelusz, który służył mi jako ochraniacz przed słońcem. Jadąc na południu zawsze miałem słońce po lewej stronie, a że nie miałem firanki to chroniłem się nakryciem głowy. Do tego cały czas otwarte szyby.

Na pustyni w Sudanie było ponad 50 stopni, więc polewałem się wodą. A jak dotarliśmy do sklepu, gdzie woda była z lodówki – to było jak spełnienie marzeń! Reszta to kwestia przyzwyczajenia organizmu do temperatury. W Sudanie, powietrze mimo że parzyło, było suche, a więc człowiek tak się nie pocił. A po przejechaniu tego najgorętszego kraju na mojej trasie – nic nie było już straszne. Trzydzieści stopni to był już dla mnie pikuś.

O czym się myśli jadąc kilka godzin w malutkim samochodzie przez pustynię?
Zależy od sytuacji. Planuje się następne dni, myśli się o miejscach, do których chce się dotrzeć lub o dotychczasowych doświadczeniach. Często nachodzi mnie tęsknota za domem, za rodziną. Myślenie o bliskich – żonie i dzieciach – towarzyszyło mi codziennie. Tęsknota była zdecydowanie najtrudniejszym elementem podróży.

No to teraz niech mi Pan powie, czego nie udało się zrealizować podczas wyprawy do Afryki.
Moim problemem był zdecydowanie brak czasu. Trzy i pół miesiąca to zbyt mało na przejechanie całej Afryki. A każdy przestój i opóźnienie powodowały zmianę trasy. Duże problemy napotkały nas w Egipcie, gdzie pojawił się kłopot z wyciągnięciem samochodu z portu. Potem nastąpiła choroba ekipy w Etiopii, co też znacznie opóźniło naszą podróż. Nie dotarłem do Malawii, chciałem też odwiedzić depresję Danakil w Etiopii, ale zrezygnowałem na rzecz odwiedzenia Doliny Omo.

Bardzo zależy mi na spontaniczności i na tym, by to podróż sama pisała scenariusz takiej ekspedycji.

Porzucił Pan korporacyjne życie, żeby podróżować. Z tego da się żyć?
O porzuceniu pracy w firmie myślałem od kilku dobrych lat. Pracując dłużej w firmie udało mi się odłożyć pieniądze, które ułatwiły mi zabranie ze sobą ekipy filmowej.

Niektórzy piszą blogi, żeby się utrzymać, ja tego nie lubię i poszedłem w kierunku filmowym. Mam nadzieję, że to pozwoli mi dalej podróżować po świecie i dzielić się zdobytym doświadczeniem. Na razie cały czas to idzie do przodu, a ja mam szereg pomysłów na wiele filmów związanych z podróżami.

W międzyczasie powstała książka, nad którą pracowałem prawie siedem miesięcy. Zostałem namówiony przez wydawnictwo i rodzinę. Za to dzisiaj dziękuję, bo mogłem drugi raz przeżyć tę podróż. Jeśli ta publikacja się spodoba to może będzie następna. Na niej uczyłem się pisania. Na początku było ciężko, bo ciągle mnie coś rozpraszało, ale potem przeskoczyłem te problemy.

No to porozmawiajmy o planach na przyszłość.
Wybieram się do Azji, 4 czerwca, tym samym maluchem. Ekipa już jest skompletowana, też będziemy robić film. Maluch wyjechał kilka dni temu od mechanika – wymienione jest zawieszenie, silnik, hamulce.

A jeśli chodzi o film z Afryki – mam nadzieję, że uda się go zobaczyć w telewizji we wrześniu. Jestem na etapie poważnych rozmów z kilkoma stacjami.

Bardzo cieszę się, że jest takie duże zainteresowanie moimi działaniami. Po powrocie zrobiłem dwa razy więcej kilometrów niż w Afryce, opowiadając o Afryce. Tylko w tym miesiącu miałem 22 spotkania w różnych miejscach a do tego pojawiłem się na warszawskich targach książki.

Śledźcie przygody podróżnika na jego Facebooku.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto