Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Awantura o kota. Schronisko w Dyminach nie chciało przyjechać po ranne zwierzę?

redakcja
redakcja
Aleksander Piekarski (archiwum)
Czy schronisko w Dyminach nie chciało przyjechać po chorego kota musi wyjaśnić wydział środowiska Urzędu Miejskiego. – Skargę na brak reakcji otrzymałem, czekam na pisemne jej potwierdzenie – przyznaje Paweł Klich z UM dodając, że w relacji służb schroniska incydent wyglądał całkiem inaczej.

Do redakcji dotarła skarga dziewczyny, która opisuje rozmowę z pracownikiem schroniska. W poniedziałek kilka minut przed godz. 12 dzwoniła do Dymin prosząc by zabrano kota znajdującego się w krytycznym stanie. Zwierzę mogło być po wypadku, dogorywało przed blokiem nr 15 w osiedlu Na Stoku. Pracownik nie był jednak w stanie określić czy i kto przyjedzie, bo kierownika nie było. Ostatecznie dzwoniąca zabrała kota do pobliskiej lecznicy a gdy okazało się, że jest on w bardzo ciężkim stanie: wysoka gorączka, uszkodzone płuca, niewładna przednia lewa łapa, małe szanse na przeżycie 72 godzin, lekarz zdecydował o eutanazji, za którą dziewczyna zapłaciła.Skargę kończyła petycja do prezydenta Kielc o odwołanie Arki Nadziei z zarządu Schroniska. 19 marca za było podpisaych ok. 80 osób, przeciw ponad 20.- Znam sprawę skargi na brak interwencji – przyznaje Paweł Klich z wydziału środowiska UM. – Dzwoniła do nas pani jednak z rozmowy ze schroniskiem wynika, że interwencja została podjęta, ale kota już nie zastano.Kierujący schroniskiem Wojciech Moskwa twierdzi, że interwencje w sprawie kota w osiedlu na Stoku były dwie. – Około 12.30 zadzwonił pan informując o kocie, a ponieważ sam szedł do pracy zostawił telefon do sąsiadki – wyjaśnia Wojciech Moskwa. - Po pól godzinie, k. 13 byłem na miejscu. W tym czasie jeszcze jedna osoba, ale nie autorka skargi, dzwoniła do nas, usłyszała, że patrol wyjechał. Kota nie zastałem przed wskazanym blokiem a pani, do której miałem numer poinformowała, że zabrała go jakaś dziewczyna.Moskwa podkreśla, że nie są karetką pogotowia i nie jeżdżą na sygnale. nie chce też oceniać czy pół godziny na dojazd na drugi koniec miasta to długo. – Jeśli ktoś nie chciał czekać i zabrał kota do lekarza to teraz pokrycie kosztów tej wizyty jest jego sprawą – mówi i dodaje, że schronisko nie odmawia interwencji w sprawie rannych zwierząt. – Zabieramy koty po wypadkach i chore wolnobytujące by po wyleczeniu wypuścić a także ranne i agresywne psy. Więcej nie, bo nie mamy wolnych miejsc.Paweł Klich czeka na pisemne potwierdzenie skargi pani, która telefonowała do nieg,o bo zdaniem pracowników schroniska takiej, jak cytowana w liście do redakcji, rozmowy w ogóle nie było. – Z pewnością nie można się zgodzić z tym by decyzje o interwencji podejmował tylko kierownik a w razie jego nieobecności nic się nie działo – mówi Klich. Uważa także, że osoba interweniująca może otrzymać zwrot kosztów wizyty u lekarza jeśli decyzja o niej była uzasadniona odmową otrzymania pomocy ze strony schroniska. – O tym zdecydujemy po skonfrontowaniu obu stron.Na temat petycji nie chce się wypowiadać. – Ma ona związek z konfliktem, który powstał w lutym między nowym gospodarzem schroniska a jednym z wolontariuszy - wyjaśnia. – Z niedawno zakończonej kontroli inspektora weterynarii wynika, że psy w schronisku mają się dobrze i nie ma podstaw do tak krytycznych ocen.Lidia Cichocka 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto