Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Biuro podróży z Warszawy oszukało grupę turystów. Jedna osoba zginęła

Do tragedii doszło kilka tygodni temu. Podczas wyprawy na Mont Blanc (4810 m n.p.m.) na wysokości około 2700 metrów nad poziomem morza jedna z uczestniczek wyprawy osunęła się po zboczu i zginęła. Dopiero wtedy okazało się, że organizator wycieczki robił to bez odpowiednich uprawnień. Ciąg dalszy tekstu poniżej.

Czytaj też: Nanga Parbat. Walka o Mackiewicza, kulisy akcji ratowniczej: "Szczyt bohaterstwa"

Jak opowiada w rozmowie z RMF FM Maciej Frączek, narzeczony tragicznie zmarłej kobiety, wyprawa w Alpy miała być dla obojga przygodą życia. On sam zabrał ze sobą pierścionek zaręczynowy, który miał wręczyć jej po zejściu ze szczytu. Nie zdążył.

Nie zorganizowana wyprawa, ale grupa przyjaciół
Jako organizatora wyprawy para wybrała warszawską firmę Homohibernatus, chwalącą się między innymi organizacją wycieczek w ramach Korony Ziemi - oznacza to zdobycie wszystkich najwyższych szczytów na każdym z kontynentów. Na liście znajduje się Mount Everest (Azja), Aconcagua (Ameryka Południowa), Denali (Ameryka Północna), Kilimandżaro (Afryka), Elbrus (Europa), Puncak (Australia i Oceania) oraz Masyw Vinsona na Antarktydzie.

Pomimo wrażenia profesjonalizmu, na które dał nabrać się również Maciej, a także organizowania wspinaczek na tak trudne szczyty, firma Homohibernatus - jak zgodnie twierdzą ekperci w rozmowie z RMF FM - jest przedstawicielem bardzo niebezpiecznej grupy pseudoprzewodników, niezrzeszonych w Międzynarodowej Federacji Związków Przewodnickich (IVBV).

Czytaj też: Co to jest ślepota śnieżna? Co to choroba wysokościowa? Wyjaśniamy

Profesjonalni przewodnicy zgodnie z przepisami IVBV, mogą na szczyt zabrać pod swoją opieką najwyżej dwóch klientów. Zbigniew Bąk z firmy Homohibernatus zabrał... dwunastu. Jak to możliwe? Przewodnicy bez odpowiednich kompetencji deklarują, że są organizatorami wyprawy grup przyjaciół, a pieniądze od pozostałych osób pobierają tylko po to, by pokryć koszty wypraw. Tak też było w tym przypadku. - Podczas długiej podróży samochodem pan Bąk powtarzał, że jesteśmy grupą przyjaciół, która się zdecydowała na wspólny wyjazd. Mówił, że jeżeli będziemy widzieć francuskich przewodników, należy im ustąpić miejsca. Mówił też o dużej niechęci francuskich przewodników do grup takich jak nasza - opowiadał Maciej Frączek w rozmowie z RMF FM.

Dopiero po tragicznym wypadku na Mont Blanc na stronie internetowej Homohibernusa pojawił się zapis "informujemy, że cała działalność naszego klubu, jest skierowana tylko i wyłącznie do członków naszego stowarzyszenia. Osoby, które nie należą i nie chcą należeć do klubu, nie mogą brać udziału w jego działalności".

Nastawienie na hurtowy zysk
Uczestnicy tragicznej w skutkach wyprawy, a także eksperci zgodnie twierdzą, że podczas próby zdobycia Mont Blanc popełniono wiele błędów - uczestnicy wyprawy, choć dobrze wyposażeni, nie zostali poinstruowani jak posługiwać się otrzymanym sprzętem. Nie byli też w żaden sposób asekurowani, mimo że prowadzący grupę miał ze sobą linę. - Pan Bąk jest nastawiony na czerpanie z hurtowego wyprowadzania ludzi w góry maksymalnych zysków - komentuje organizację Maciej Frączek.

We wniosku skierowanym do prokuratury dodaje: "Moim zdaniem do śmierci mojej narzeczonej by nie doszło, gdyby organizator, przewodnik, nasz opiekun Pan Zbigniew Bąk jak i jego pomocnik posiadali wystarczającą wiedzę o zagrożeniu, a co za tym idzie mieli stosowne uprawnienia do prowadzenia grup ludzi w góry."

Zjawisko, z którym mamy do czynienia, po angielsku nosi nazwę "black guiding", co oznacza "czarne przewodnictwo" ("czarne" jak w "czarnorynkowe"). Na świecie jest to karane między innymi więzieniem.

Komentarz firmy Hibernatus
Firma Hibernatus skomentowała całe zajście jedynie krótkim postem na Facebooku, który załączamy w całości:

Powołuje się w nim na wpis do ewidencji stowarzyszeń kultury fizycznej Urzędu m. st. Warszawy, który ma podkreślić, że stowarzyszenie ma niezbędne uprawnienia do prowadzenia tego typu działalności. Tyle tylko, że - jak podaje RMF FM - do takiej ewidencji można wpisać każdy klub, nawet uczniowski - w tym celu wystarczy podpis siedmiu osób i opłata w wysokości... 10 złotych.

Skontaktowaliśmy się z biurem Hibernatus, ale jego przedstawiciel poinformował nas, że nie będą komentować zarzutów ani odpowiadać na pytania mediów, a cała sprawa znajdzie finał w sądzie.

Materiał RMF FM, na który się powołujemy, przeczytacie w tym miejscu

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto