Sąsiedzi obawiają się, że niebawem może wydarzyć się tragedia. W beznadziejnej sytuacji są jednak przede wszystkim chore osoby, którym nikt nie może, albo raczej nie chce pomóc....BRAK KONTAKTU Z RZECZYWISTOŚCIĄPani Bożena od lat cierpi na schizofrenię i nawiązanie z nią jakiegokolwiek kontaktu jest w zasadzie niemożliwe twierdzi spotkana na miejscu wolontariuszka Polskiego Czerwonego Krzyża, która zajmuje się chorą kobietą na zlecenie Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.Ciężko jest porozumieć się także z Hubertem, synem pani Bożeny. Chłopak biega po bloku nie zwracając uwagi na to, co dzieje się w jego otoczeniu. – Całymi dniami się kąpie i przez to kilka razy zalane zostały mieszkania położone poniżej – twierdzą mieszkańcy bloku.- Chłopak niszczy także budynek, w którym mieszkamy, a nawet rzuca ziemniakami do dzieci bawiących się na boisku – opowiadają przestraszeni mieszkańcy. - Bardzo się obawiamy. Przecież istnieje poważne zagrożenie, że któregoś dnia nie zakręci zaworu kuchenki gazowej i dojdzie do tragedii. Ci ludzie wymagają całodobowego, a nie doraźnego nadzoru wysoko wykwalifikowanego personelu – twierdzą mieszkańcy bloku.NIC SIĘ NIE DA ZROBIĆ?Jolanta Łukasiewicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie przyznaje, że doskonale zna problem z jakim borykają się mieszkańcy bloku na osiedlu Na Stoku.- Od jakiegoś czasu dostajemy od nich skargi. Zgłosiliśmy już ten problem do spółdzielni „Na Stoku" – poinformowała Łukasiewicz.Dyrektor Łukasiewicz stwierdziła, że Pani Bożena ma poważny problem natury psychicznej, dlatego systematycznie przychodzi do niej opiekunka. Poinformowała także o tym, że Hubert jest upośledzony od urodzenia, w związku z czym jest całkowicie ubezwłasnowolniony i nie ma możliwości decydowania o sobie. Chłopakiem opiekuje się kuzynka, która od pół roku zdaje relacje o leczeniu chłopaka i jego sytuacji finansowej. - Ponieważ Hubert nie ma zdolności prawnej do kobiety trafia cała renta rodzinna oraz część renty socjalnej, za którą spokojnie dałoby się wyżyć – stwierdziła Jolanta Łukasiewicz. Pani dyrektor uważa, że osoba, która sprawuje władzę nad Hubertem nie zajmuje się nim należycie. – Co jakiś czas uzupełnia jedzenie Huberta, ale w związku z tym, że mieszka na wsi, nie odwiedza go często – wyjaśniła pani dyrektor.Przyznała też, że trudno mieć pretensje do chorych, bo przecież wszystko robią nieświadomie. Poinformowała, że Hubert i jego mama mają przyznane codzienne obiady, a co jakiś czas dostają także pieniądze na ubrania. - Oczywiście możemy zwiększyć ilość usług opiekuńczych, ale to raczej dużo nie pomoże – stwierdziła dyrektor.WINA OPIEKUNA?Jolanta Łukasiewicz stwierdziła, że Hubert ma bardzo poważny problem, który wynika z tego, że jego choroba nie była do końca kontrolowana. - Chłopak powinien brać systematycznie leki, ale tego nie robi i prawdopodobnie właśnie dlatego jest taki agresywny – mówi pani dyrektor. Okazało się także, że rodzina od kilkudziesięciu miesięcy nie płaci czynszu, dlatego dostała sądowy nakaz eksmisji. - Chcielibyśmy umieścić Huberta w Domu Pomocy Społecznej, ale opiekun prawny się na to nie zgodził – stwierdziła pani Łukasińska.Prawna opiekunka Huberta nie chce udzielać żadnych informacji. Dowiedzieliśmy się jedynie, że trzy tygodnie temu złożyła wniosek do sądu o zrzeczenie się opieki nad chłopakiem. –Teraz do sądu należy decyzja o tym, kogo ustanowi nowym opiekunem i kto będzie się nim zajmował. Być może będzie to ktoś z jego rodziny – stwierdziła dyrektor Łukasiewicz.WYLĄDUJĄ NA BRUKU?Sprawa rodziny znana jest także Adamowi Jaskóle prezesowi zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej na Stoku. - Nasi pracownicy byli już na wizji lokalnej w tym mieszkaniu pani. To bardzo trudna sytuacja, a ludzie ci wymagają całodobowej opieki. Faktem jest także, że opiekun prawny Huberta nie w pełni wywiązuje się ze swoich obowiązków – stwierdził Jaskóła. Prezes przyznał, że zachowanie Huberta budzi kontrowersje. -Zdarza się, że chłopak całymi dniami się kapie i zalewa mieszkanie położone niżej – stwierdził.Adam Jaskóła potwierdził także, że rodzina już od wielu miesięcy nie płaci czynszu, a jej zadłużenie względem spółdzielni wynosi ponad 100 tysięcy złotych. - Jest już po wyroku sądowym. Pani Bożenie przyznano mieszkanie socjalne, ale na razie nie ma dla nich miejsca – stwierdził prezes Jaskóła. - Współczuje tym ludziom, ale jestem optymistą i wierze, że mieszkanie się znajdzie. Jeśli nie to przecież nie wywieziemy ich na ulicę – dodał prezes.Jaskóła stwierdził także, że podobnie jak pozostali mieszkańcy bloku uważa, że rodzinna powinna przebywać w zamkniętym oddziale, gdzie poddana zostałaby profesjonalnemu leczeniu.MIESZKANIA NIE DOSTANĄ...Marek Klikowicz, dyrektor Wydziału Mieszkalnictwa Urzędu Miasta w Kielcach wyjaśnił, że zapotrzebowanie na mieszkania socjalne jest tak duże, że tych po prostu brakuje. – Przydzielamy je tylko w drastycznych przypadkach lub wtedy, kiedy spółdzielnia wystąpi z ekstra uzasadnieniem powodów dla których dani mieszkańcy powinni takie mieszkanie dostać - stwierdził Klikowicz. Dyrektor zapewnił, że na pewno zastanowi się, co robić w tej sprawie, porozumie się z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie. - W takich przypadkach bardziej jest potrzebna pomoc niż rygor wykonalności wyroków – stwierdził dyrektor.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?