Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ciężka ręka Wysokiego Henocha. Rzecz o warszawskim alfonsie

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
Henoch Witkowski w 1928 r.
Henoch Witkowski w 1928 r. AP w Warszawie/Urząd Śledczy w Warszawie
Henoch Witkowski był jednym z około pół tysiąca sutenerów prosperujących w międzywojennej Warszawie. W 1938 r., jako notoryczny przestępca, trafił nawet do Berezy Kartuskiej. Przez pryzmat jego akt śledczych, oraz członków jego gangu, możemy ukazać dosyć ponure środowisko warszawskiego podziemia sutenerskiego

W lipcu 1928 r. do policjantek z VI Brygady Sanitarno-Obyczajowej Urzędu Śledczego Warszawy zgłosiła się 20-letnia prostytutka Etla Filkensztejn. Pochodząca z Nowego Miasta Żydówka przyszła, by oskarżyć 35-letniego Henocha Witkowskiego o „alfon-sostwo” (jak ujęto to w dokumencie). Przytoczmy jej dramatyczną historię za protokołem:

„[Etla Filkensztejn] zameldowała, że przed 2 laty poznała niejakiego Witkowskiego Henocha, wówczas zamieszkałego Gęsia 21, który zaproponował jej współżycie i obiecał się z nią ożenić, jeśli ona będzie oddawać mu pieniądze zarobione nierządem. Po dwóch miesiącach zaczął ją bić i kopać, za to, że za mało przynosi pieniędzy. W tym domu mieszkała także jego kochanka Tobcia i wspólnie z nim biła ją. Wtedy odeszła od niego i poszła na Solną 17 do lupanaru, gdzie zamieszkała, lecz Witkowski nadal przychodził i pieniądze od niej odbierał, również pobierał pieniądze od dziewczyn Tobci i Mindli, które zamieszkiwały w lupanarze przy Solnej 18. Przed trzema miesiącami zbił ją i kiedy chciała się od niego uwolnić, zażądał od niej 200 złotych odstępnego. Pieniądze te pożyczyła od niejakiego Mendla, właściciela lupanaru przy ul. Solnej 17. Witkowski w dalszym ciągu prześladuje ją”.


Henoch Witkowski w 1928 r.

Podobne oskarżenia nie zdarzały się często, gdyż większość prostytutek bała się zeznawać przeciwko swoim prześladowcom. Dlatego też od razu wszczęto dochodzenie. Przyniosło ono mizerne rezultaty. Dozorca domu, w którym zamieszkiwał podejrzany, zeznał co prawda, że Witkowski może być alfonsem, gdyż „nigdzie nie pracuje i przychodzą do niego różne prostytutki”. Zaznaczył jednak, że nie słyszał, by on żądał od nich pieniędzy. Zdradził ponadto, że wymieniona w protokole rejestrowana prostytutka Złata-Mindla Arbsztajn mieszkała razem z podejrzanym i uchodziła za jego „żonę”. Poza tym wszystkie postacie wymienione w zeznaniach Filkensztejn, łącznie z Arbsztajn, wypierały się w rozmowach z policjantkami znajomości bądź jakichkolwiek powiązań z Witkowskim. O poszkodowanej zgodnie wypowiadano się jak najgorzej, niekiedy oskarżając ją o chorobę psychiczną. Sam główny podejrzany, jak na doświadczonego recydywistę przystało, wyparł się jakichkolwiek powiązań ze sprawą i zaprzeczył, by kiedykolwiek znał Filkensztejn. Przyznał się jedynie, że wymieniona wyżej prostytutka Tobcia, czyli Chaja-Doba Bajzman, rzeczywiście była kiedyś jego sublokatorką. Naturalnie z całej tej plątaniny niespójnych zeznań nie dało się funkcjonariuszkom wydestylować materiału, na podstawie którego prokuratura mogłaby przygotować oskarżenie. Dochodzenie umorzono. Nie był to ostatni raz, kiedy w sprawie przeciwko Witkowskiemu jego „podopieczne” jednomyślnie „nic nie widziały, nic nie słyszały, nikogo nie znały”.


Mindla-Złata Arbsztejn, wieloletnia kochanka Witkowskiego

W następnych latach Henoch Witkowski znacznie umocnił swoją pozycję w niezwykle konkurencyjnym sutenerskim półświatku międzywojennej Warszawy. Wysoki, smukły i zawsze elegancko ubrany, kręcił się po ulicach Woli i Muranowa w towarzystwie przyjaciół z branży, zawiadując swoimi zakonspirowanymi lupanarami. Długo wymykał się wymiarowi sprawiedliwości, ale ostatecznie nie uchroniło go to przed represjami. Władze miasta uznały go bowiem za osobę „szczególnie niebezpieczną dla porządku publicznego” i bez wyroku skierowały do obozu w Berezie Kartuskiej. Witkowski pracował na tę opinię latami. Przyjrzyjmy się bliżej jego osobie.

Z ojca niewiadomego

Na przełomie XIX i XX w. położony w północnej części Warszawy Muranów, zwany przez miejscowych Murdzielem, zamieszkiwali tu prawie wyłącznie Żydzi. Dzielnica należała do najbardziej przeludnionych części prężnie rozrastającego się miasta. Na jedną izbę przypadało aż 4-5 osób. Było tu gwarno - nie brakowało hal targowych, ulic handlowych i fabryk - i raczej biednie. To tutaj 17 września 1892 r., a dokładnie w nieistniejącej dziś kamienicy pod adresem Nowolipie 3, przyszedł na świat Henoch Witkowski.

Niewiele wiemy o jego rodzicach. Jak zapisano w dokumentach, urodził się „z ojca niewiadomego” i Żydówki Rajzli Witkowskiej. Można domniemywać, że jako syn samotnej matki - nieważne, czy była prostytutką, robotnicą, czy służącą - nie miał zbyt długiego dzieciństwa, pozbawionego materialnych trosk. Najpewniej ukończył kilka klas szkoły podstawowej, gdyż był piśmienny. Czy chociaż próbował przyuczyć się do jakiejś profesji? Gdy zatrzymywano go w okresie międzywojennym, jako zawód wpisywano „krawiec” lub „blacharz”. Więc może terminował jakiś czas u mistrzów tych fachów. Nawet jeśli, to niezbyt długo. Już w wieku 18 lat odnotowano ślady jego aktywności w kryminalnym półświatku.

Henoch Witkowski zaczynał uliczną karierę jako młodociany stręczyciel. Nie szło mu dobrze. W styczniu 1911 r. skazano go na siedem miesięcy więzienia za sutenerstwo. Równocześnie działał w złodziejskiej szajce. Wpadł po niecałym roku na wolności. W lipcu 1912 r. skazano go na cztery lata ciężkich robót za współudział w kradzieży i „krycie” wspólników. Zapewne w chaosie I wojny światowej nie odsiedział pełnego wymiaru kary.

Nie wiemy, co robił w czasie niemieckiej okupacji Warszawy i wojen o granice odrodzonej Rzeczpospolitej. Prawdopodobnie to właśnie wtedy, na co wskazuje kilkuletnia przerwa w wyrokach, odbywał służbę w Wojsku Polskim. Po demobilizacji, w ciężkich powojennych latach, jego życie wróciło na dawne tory. Latem 1922 r. został aresztowany za współudział w zuchwałej kradzieży z włamaniem. Ponownie trafił za kraty na trzy lata.

Po wyjściu na wolność w 1925 r. 33-letni Henoch Witkowski znów wylądował na „starych śmieciach”, czyli na Muranowie. Od tamtej pory „poświęcił się” wyłącznie sutenerstwu.

Pojedynek z hydrą

Zanim przejdziemy do opowieści o stręczycielskim gangu Witkowskiego, trzeba naszkicować obraz seksbiznesu w Syrenim Grodzie doby dwudziestolecia.

Przed I wojną światową w Warszawie, zgodnie z carskim ustawodawstwem, prostytucję można było uprawiać legalnie tylko w określonej liczbie zarejestrowanych domów publicznych. II Rzeczpospolita przyjęła zupełnie inną politykę wobec zjawiska nierządu. Zgodnie z prawem mogły się nim trudnić tylko prostytutki rejestrowane, czyli posiadające tzw. czarną książeczkę z aktualnymi wynikami badań lekarskich. Chodziło o ograniczenie rozprzestrzeniania się chorób wenerycznych, powszechnych zwłaszcza w latach tuż po I wojnie.


Josek Chliwner, wspólnik Witkowskiego

Trudno powiedzieć, ile prostytutek funkcjonowało w międzywojennej Warszawie, gdyż nie wszystkie pracowały legalnie. Szacuje się, że mogło ich być, jak podaje Paweł Rzewuski w „Grzechach Paryża Północy”, od 7 tys. do nawet 30 tys. - to całkiem sporo, jak na miasto, które w porywach liczyło ok. 1,2 mln mieszkańców. Przeciętna stołeczna dama lekkich obyczajów pochodziła z chrześcijańskiej lumpenproletariackiej rodziny. Średnio zarabiała, w zależności od „kategorii”, do której należała, pomiędzy 10-20 zł tygodniowo, czyli mniej niż wykwalifikowany robotnik, ale dużo więcej niż szeregowe służące czy robotnice. Oczywiście, zdarzały się też tzw. grandesy, czyli ekskluzywne córy Koryntu, grasujące na parkietach pierwszorzędnych lokali, takich jak „Oaza” czy „Adria”. Te mogły zarabiać nawet po 80-100 zł tygodniowo, obywając się bez pomocy brutalnych „opiekunów” w stylu Witkowskiego.

W tym samym okresie liczba warszawskich sutenerów, według szacunków badacza marginesu II RP dr. hab. Mateusza Rodaka, sięgała 500. Istniała między nimi silna konkurencja. Toczyli ze sobą krwawe walki o strefy wpływów. W połowie lat dwudziestych statystyczny warszawski alfons był Żydem pochodzenia robotniczego, rodowitym mieszkańcem stolicy, pomiędzy 30. a 40. rokiem życia, z paroma wyrokami za drobne kradzieże na koncie. Z biegiem lat nadreprezentacja starozakonnych w tym procederze stopniowo topniała na korzyść chrześcijan.

W międzywojennej Warszawie pod kontrolą alfonsów i ich kompanek działało nielegalnie około 300 domów publicznych. Najwięcej w Śródmieściu, na Woli i Muranowie. Prawdziwym zagłębiem nierządu była niezbyt długa ulica Pańska. Mieściło się na niej aż około 10 proc. tych przybytków. Naturalnie działalność zamtuzów, szczególnie w takim nagromadzeniu, nie uchodziła uwadze policji. Mimo to z rzadka były one likwidowane, jeśli skandale z udziałem hałaśliwych prostytutek nie trafiały na łamy prasy. Sutenerzy na co dzień skutecznie pacyfikowali łapówkami praworządność dozorców kamienic i funkcjonariuszy PP, znanych ze słabości do „lewych” dochodów. Mieli czym. Według szacunków policji w 1938 r. Jakub Josek Krybus, znany jako „król” stołecznych alfonsów, zarabiał na jednym lupanarze obsługiwanym przez kilka ladacznic średnio około 3 tys. zł. To spora kwota, jeśli porównamy ją do przeciętnej miesięcznej pensji ówczesnego robotnika, która wynosiła od 80 do 100 zł.

II Rzeczpospolita nie mogła okiełznać tego lukratywnego procederu. Nawet gdy udało się zlikwidować lupanar w jednym mieszkaniu, wypędzone prostytutki i ich protektorzy organizowali je w następnym. Jedna z „głów hydry nierządu”, którą przez lata próbowały „ściąć” stołeczni funkcjonariusze, należała właśnie do Henocha Witkowskiego.

Bajla, Mińcia i „Kilo”

Swój pierwszy dom publiczny Witkowski założył zaraz po wyjściu z więzienia, pod koniec 1925 lub na początku 1926 r. Mieścił się on w jednym z mieszkań nieistniejącej dziś dwupiętrowej kamienicy przy ul. Solnej 7 (po wojnie jej biegiem wytyczono dzisiejszą al. Jana Pawła II). Początkowo pracowały dla niego dwie wspomniane na wstępie prostytutki - Chaja-Doba Bajzman i Mindla-Złata Arbsztejn. Ta druga - młodsza od niego o 12 lat rodowita warszawianka o bujnych kształtach - przez długie lata pozostawała jego kochanką i „menadżerką” kolejnych lupanarów. Poza nimi ów bezwzględny sutener z Nowolipia werbował do pracy na ulicy - siłą, podstępem i perswazją - wiele innych dziewczyn. W jego aktach zachowały się zeznania na ten temat. Tragiczną historię bitej i prześladowanej przez niego Etli Filkensztejn już znamy. Wśród jego ofiar znalazła się także kilkunastoletnia Gienia Wiśniewska, „uczciwa i skromna”, jak mówili policji przesłuchiwani świadkowie, dziewczyna z Góry Kalwarii. Nieszczęśliwie najęła się u Witkowskiego jako służąca, gdy mieszkał na Karmelickiej 4. Ten biciem i groźbami zmuszał ją do prostytuowania się. Jej koszmar trwał miesiącami. Wreszcie postanowiła zbiec. Niestety, nie na długo. Oprawca dopadł ją, i jak relacjonowali sąsiedzi alfonsa, pobił tak dotkliwie, że kilka dni chodziła zapuchnięta. Nie sposób policzyć, ile biednych dziewcząt potraktował podobnie, niszcząc im życie.


Bajla Guteswilen, żona Henocha Witkowskiego

Epoka największych zysków nastała dla Witkowskiego w latach 30. Wszystko za sprawą lukratywnego konkubinatu, który nawiązał w 1931 r. z Bajlą Guteswilen, 31-letnią wdową z piątką dzieci. Ta drobna kobieta należała do najważniejszych postaci w muranowsko-wolskim światku sutenerskim. Jej pierwszym mężem był Abram Guteswilen, którego zamordowano w 1929 r. z wyroku dintojry. Według śledczych, kobieta odziedziczyła po nim udziały w spółce, którą ten miał m.in. ze wspomnianym „królem sutenerów” Jakubem Józefem Krybusem. Sprawowała wówczas pieczę nad co najmniej ośmioma domami publicznymi, znajdującymi się na Woli i Starym Mieście. Witkowski stworzył z nią coś, co można by nazwać rodzinną firmą stręczycielską. Wywiadowczynie policji donosiły, że widywały Bajlę Guteswilen, jak co rano - spacerując z wózkiem, w którym znajdowała się córeczka („owoc” związku z nowym partnerem) - zachodziła do kolejnych lupanarów zabierając utarg. Wieczorem w doglądaniu interesu wyręczał ją Witkowski. Kontrolował poczynania „swoich” prostytutek, spacerując po ulicach z małym czarnym pieskiem lub wystając na winklach z kumplami z branży.

Oprócz Krybusa, stosunki towarzysko-biznesowe łączyły Witkowskiego z dwoma innymi alfonsami rodem z ulicy Krochmalnej, uchodzącej wówczas za siedlisko najgorszej patologii społecznej stolicy. Obaj posiadali osobliwe fizjonomie. Pierwszym był Josek Chliwner ps. Kilo, rocznik 1893. Porywał kobiety w różnych miastach wschodniej Polski, mamiąc je np. perspektywą lukratywnej pracy, a potem zmuszał do prostytucji w swoich lupanarach na Woli (które prowadził razem z żoną) lub sprzedawał za granicę, np. do Francji. Drugą szemraną postacią był Izrael Jabłonka ps. Szmerek. Ten z kolei prowadził domy schadzek początkowo do spółki ze swoim bratem Moszkiem, a potem z niejakim Motkiem Szatejko i Witkowskim (na Grzybowskiej 47 i Żelaznej 46). Można go było spotkać jak wiecznie pijany przemierza ulice Woli i Muranowa w towarzystwie różnych „cór nocy”. Jak bardzo wyniszczył go ten tryb życia można zobaczyć porównując jego policyjne zdjęcia wykonane w 1926 i 1936 r.


Izrael Jabłonka. Zdjęcia policyjne z roku 1926 (na dole) i dziesięć lat później (u góry)

Szczytowy moment prosperity Henocha Witkowskiego i jego „rodzinnego” przedsiębiorstwa - prowadzonego razem z „żoną” Guteswilen i kochanką Arbsztejn - przypadł na lata 1936-38. I wówczas dosyć brutalnie, ale prawdopodobnie skutecznie, resocjalizowała go sanacyjna władza.

Wróg publiczny

Henoch Witkowski pozostawał na celowniku policji od 1928 r. Kilkakrotnie, z racji odbytych wyroków, zatrzymywano go do sprawdzenia w sprawie różnych kradzieży popełnionych na Muranowie. Przez lata „polowały” na niego funkcjonariuszki z VI Brygady Sanitarno-Obyczajowej. Tylko raz, dzięki ich wytężonej pracy, udało się skazać go za czerpanie dochodu z nierządu. Latem 1934 r. dostał wyrok trzech lat więzienia i 2 tys. zł grzywny.


Jacheta Zylbernis, kochanka Izraela Jabłonki

Witkowski nie odsiedział całej zasądzonej kary, gdyż w lutym 1936 r. znów był „w grze” na ulicach Muranowa i Woli. Na ponowny wyrok skazujący nie zanosiło się, mimo wytężonych czynności dochodzeniowych funkcjonariuszek. Prostytutki nie chciały przeciwko niemu zeznawać. Ostatecznie władze Warszawy znalazły na niego sposób - autorytarny w duchu, ale skuteczny. Od 1934 r. obowiązywało w II RP rozporządzenie prezydenta ws. osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu. Na jego podstawie zsyłano do Berezy Kartuskiej bez wyroku sądowego nie tylko przeciwników politycznych obozu sanacyjnego, ale także notorycznych przestępców. Wystarczył odpowiedni wniosek samorządowców do MSW. Z takowym w sprawie Witkowskiego wystąpili w styczniu 1938 r. włodarze stolicy. Przychylono się do ich prośby. Sutener-weteran spędził w okrytym ponurą sławą ośrodku na Polesiu ponad pięć miesięcy. Wyszedł na wolność w czerwcu 1938 r.

Wydaje się, że pobyt w Berezie skutecznie sprowadził Henocha Witkowskiego ze ścieżki występku. Raporty policyjne z jesieni 1938 r. donosiły, że były alfons rozkręcał firmę przewozową. Posiadał dwa samochody półciężarowe, którymi wraz z pasierbem rozwoził towary na terenie Warszawy. Czy była to tylko przykrywka i nadal prowadził na boku jakieś lupanary? Trudno to dziś powiedzieć.

Ostatnie informacje, jakie mamy o Witkowskim i Guteswilen, pochodzą z grudnia 1940 r. Odnotowano, że mieszkali oni wówczas z dziećmi na terenie getta, w dawnym pałacu Stefana Giedroycia, pod adresem Leszno 29/36. Raczej wątpliwe, by przeżyli wojnę.

CZYTAJ TAKŻE: Przedwojenne gangi z Bazaru Różyckiego. Krępi bracia, "Kruk" i Szlamke "Świnia"

Bazar Różyckiego w latach 30. XX. Wejście od strony Ząbkowskiej

Przedwojenne gangi z Bazaru Różyckiego. Krępi bracia, "Kruk"...

"La Toilette" Henri de Toulouse-Lautrec

Pogrom alfonsów 1905 r. Krwawa rozprawa robotników z sutener...

Adolf Rupp pod koniec lat 20. Zdjęcie z policyjnej kartoteki

Adolf Rupp. Wicekról międzynarodowych kasiarzy i alfons z Wo...

"


od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto