Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ciężkie życie za szycie

Piotr Grabowski
Spoglądam na płaszcz, w który wystrojony jest manekin w jednym ze sklepów w Manufakturze. Cena - 450 zł. Logo sklepu znane jest z reklam umieszczanych w damskich pismach.

Spoglądam na płaszcz, w który wystrojony jest manekin w jednym ze sklepów w Manufakturze. Cena - 450 zł. Logo sklepu znane jest z reklam umieszczanych w damskich pismach. Pewnie niewiele osób wie, że szwaczce za uszycie tego płaszcza zapłacono 16 złotych. Dziennie jest w stanie uszyć takich siedem...

W gazetach roi się od ogłoszeń o pracy dla szwaczek. Nie są to jednak trwałe posady. Dużo zakładów potrzebuje pracownic tylko na sezon. Zatrudniane są oczywiście na czarno. Zarobić trochę można, ale szef z dnia na dzień może zwolnić.

- Wiem, że to kiepska robota, ale lepsza taka niż żadna - tłumaczy jedna z łódzkich szwaczek.

- Ja tam nie narzekam, szefowie są ok, nieźle mi płacą. Za dużo mam do stracenia - dodaje inna. Kobiety chętnie opowiadają o swojej pracy, żadna jednak nie chce podać nazwiska.

Kurz, pot i łzy

Dzisiejsze szwalnie często zajmują się przeszyciami, czyli przyjmują zlecenia różnych firm odzieżowych. Część zakładu może produkować drogie płaszcze sprzedawane w butiku w Manufakturze, inna może szyć getry dla malutkiej firmy z Tuszyna. Często bywa też tak, że łódzki zakład wykonuje tylko partię pokazowych strojów. Resztę produkcji zleca zakładom w Chinach lub Indiach. Wzorcowe ubrania muszą być robione z niezwykłą dokładnością.

Typowy zakład to duża pofabryczna sala. Straszą brudne okna, odrapane ściany. Kurz wdziera się do nosa, sprawia, że wiele kobiet ma spuchnięte oczy. Kable od maszyn wiją się po podłodze. Latem jest duszno i gorąco, zimą zimno. I zawsze głośno.

- Od pewnego czasu mamy wydzielany papier toaletowy i mydło. Jedna rolka na tydzień, kostka mydła na miesiąc. Jak kryzys to kryzys i na wszystkim trzeba oszczędzać - ironizuje szwaczka z zakładu w centrum. - Niestety, najbardziej szefowie oszczędzają na wypłatach. Zarabiam obecnie około 400 zł mniej niż w zeszłym roku.

Według danych z Łódzkiego Urzędu Statystycznego, średnie wynagrodzenie brutto za ubiegły rok w firmach produkujących odzież to 1919,55 zł, co stanowi ponad 1200 zł mniej niż wynosi średnia pensja krajowa wyliczona przez GUS w ubiegłym roku.

1500 na rękę

Niepisane prawo mówi, że standardowy dzień pracy liczy 10 godzin, ale i to nie zawsze jest przestrzegane. W sezonie normalne jest, że pracuje się po 12 godzin. Tłumaczenia szefów są z reguły podobne - jesteście zbyt mało wydajne, jeśli ograniczyłybyście liczbę wyjść na papierosa, to wcześniej kończyłybyście pracę.

- Gdyby chociaż zarobki były adekwatne do przepracowanych godzin - mówią z rezygnacją kobiety. Większość zarabia około 1200 - 1500 zł na rękę. Praca jest na akord, a każda z nich (o ile nie pracuje na czarno) ma w dokumentach podane, że zarabia najniższą stawkę krajową.

Szwalnie, w których godziny pracy są przestrzegane, to zdecydowana mniejszość. Dostać się do takiego zakładu graniczy z cudem. Gdy Próchnik pozwalniał szwaczki, pracownice zatrudniały się w innych łódzkich szwalniach. Wiele kobiet nie wytrzymało warunków u prywaciarzy. Zostały tylko te, które wolą się trzymać takiej pracy, niż iść na zasiłek.

- Informacje o wysokich zarobkach szwaczek to bajki. Zarabiam dobrze przez cztery, pięć miesięcy w sezonie. Siedzę wówczas w robocie całe dnie. Lecz później przychodzi okres wakacyjny, kiedy wszystkie musimy wziąć bezpłatny urlop i czekać parę miesięcy na telefon od szefa z wiadomością, że znów nas potrzebuje. Kobiecie w moim wieku nie tak łatwo znaleźć pracę, choćby tymczasową - opowiada 40-letnia szwaczka pracująca na Rudzie.

W zakładach, które zarabiają głównie na przeszyciach, sytuacja wygląda inaczej. Urlop to zazwyczaj tylko dwa tygodnie w lipcu lub sierpniu. Zamykany jest wówczas cały zakład. Nikt się nie buntuje. Tak jest i tyle. Co jakiś czas kadrowe wpisują w listę obecności "urlop", żeby w papierach wszystko się zgadzało.

Kobyły i donosicielki

W szwalniach widać wyraźny podział. Część pracownic marzy, by robota była zgodna z przepisami. Są to żony, matki, babcie - kobiety, które po odejściu od maszyny chciałyby żyć normalnie, mieć czas dla siebie i bliskich. Ale są też takie, dla których najważniejsze są pieniądze. Całą swoją energię wkładają w szycie. To one dominują w zakładzie, bo mają poparcie szefów. To im jest na rękę, by urlop trwał krótko, a dzień pracy jak najdłużej. Kobyły - tak się mówi o tych, które pracują najwięcej. Przychodzą o 5 rano i szyją do godz. 19 - 20. Kiedy zajmują się dziećmi, robią zakupy? Trudno zgadnąć. Szczęścia na ich twarzach jednak nie widać. Wciskają pedał maszyny z energią kierowcy rajdowego. Do rozmowy też nie są skore. Wiele z nich to samotne matki lub żony bezrobotnych alkoholików. Pracują jak roboty. Odzywają się tylko wtedy, kiedy się kłócą.

- Nikt mi kartofli darmo nie da, a nakarmić dzieci trzeba - powtarzają, a w głosie słychać żal do losu, że je tak doświadczył.

Najgorsze jednak - jak mówią kobiety - jest to, że między szwaczkami nie ma zgody. Donoszą na siebie, walczą o nożyczki, względy szefowej, o to, by uszyć jedną garsonkę więcej. Są przy tym bardzo wulgarne i mściwe. Nie wszystkie, ale wystarczy, że kilka kobiet tak się zachowuje, a odbija się to na reszcie.

Rybki z Ameryki

Dupowkręty - tak z kolei określa się lizuski. Biegają za szefową lub kadrową, chwalą ich ubiór, fryzurę. Są organizatorkami uroczystości urodzinowych lub imieninowych.

- Jak się z nimi rozmawia, to trzeba uważać, bo wszystko, co się powie, może zostać wykorzystane przeciw tobie - opowiada pani Ania, która jako szwaczka pracuje już 20 lat.

Najbardziej znienawidzony w tej branży jest oczywiście szef. Krawcowe podkreślają, że wielu, zwłaszcza tych, którzy dorobili się w krótkim czasie, nie kryje się z bogactwem. Ba, niektórzy się z tym obnoszą - w jednej ze szwalni jest akwarium, w którym pływają egzotyczne okazy ryb sprowadzane z Ameryki Południowej. A w toalecie brakuje papieru...

- Pamiętam pewne imieniny szefa - opowiada pani Magda, szwaczka ze śródmieścia. - Na prezent dla niego złożył się cały zakład. Wyszło tego około 200 złotych. Poprosiłyśmy jego żonę, by podpowiedziała, jakie perfumy można mu kupić. Ta dowiedziawszy się, jaką kwotą dysponujemy, wyśmiała nas i stwierdziła, że szef za tyle to kupuje sobie dezodorant...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto