Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czarny Kot Warszawa. Koszmarny budynek jednak nie zniknie? Wciąż toczy się gra

Michał Litorowicz
Czarny Kot Warszawa. Koszmarny budynek jednak nie zniknie? Toczy się gra
Czarny Kot Warszawa. Koszmarny budynek jednak nie zniknie? Toczy się gra Grzegorz Jakubowski, Polska Press / mat.pras.
Hotel My Warsaw Residence, popularnie zwany "Czarnym Kotem" czy "domkiem Gargamela" to bez wątpienia jeden z symboli Warszawy, choć niekoniecznie chlubny. Właściciele, rozbudowujący samowolnie obiekt, w sierpniu 2018 r. poznali prawomocny wyrok sądu. Klamka zapadła, hotel ma zostać rozebrany a działka powrócić do miasta. Zarządzający nie składają jednak broni i... kombinują dalej. Dalsza część artykułu pod galerią zdjęć.

Jak podaje "Gazeta Wyborcza" właściciele budynku prowadzą grę na czas. Sprawa "Czarnego Kota" trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego, rozprawa miała odbywać się 25 września, ale tak się jednak nie stało. Dlaczego? Właścicielka a za jej pełnomocnictwem - adwokat, zaskarżają każdą decyzję administracyjną. Jak nietrudno się domyślić takie działanie powoduje konieczność kolejnego zbadania sprawy a to - wydłuża czas oczekiwania na jakiekolwiek wiążące decyzje.

Tym razem, jak podaje "Gazeta Wyborcza", adwokat poprosił o wyłączenie z orzekania trzyosobowego składu sędziowskiego oraz prokuratora. Co ciekawe, taki wniosek pojawił się już i wcześniej i składała go druga właścicielka hotelu. Został odrzucony. Teraz stanie się pewnie tak samo, ale prawo stanowi jednak, że w przypadku kolejnego zaskarżenia sprawę trzeba rozpoznać na nowo. A dzięki temu właścicielki zyskują czas. Jeszcze nie wiadomo, kiedy odbędzie się kolejna rozprawa.

Wcześniej na ten temat pisaliśmy:
Hotel Czarny Kot (jego oficjalna nazwa to My Warsaw Residence), znajdujący się u zbiegu Okopowej i Powązkowskiej na Woli, od dawna nie jest jedynie miejscem oferującym noclegi, ale prawdziwą architektoniczno-urzędniczą legendą. Obiekt wybudowany w latach 80. na działce należącej do miasta, z jednopiętrowego pawilonu rozrósł się do kilkupiętrowego molocha o wątpliwych walorach estetycznych (choć to oczywiście pozostaje kwestią gustu). Abstrahując od kontekstu lokalizacji w jakiej natkniemy się na hotel (sąsiedztwo cmentarza Powązkowskiego) i przepychu jakiego nabrały ozdobione wieżyczkami i wykuszami fasady hotelu, najbardziej absurdalna w całej sprawie jest toczona od kilku lat proceduralna wojna.

Przeciąganie liny między właścicielami Czarnego Kota a miejskimi urzędnikami to dowód na to, że prawo to obosieczna broń, a podmiot procesujący się z instytucjami państwowymi czy samorządowymi wcale nie stoi na z góry przegranej pozycji. Po wygaśnięciu dzierżawy w 2009 r., właściciele hotelu nie spieszyli się z wyprowadzką. Mało tego – samowolna rozbudowa obiektu o kolejne kondygnacje miała się w najlepsze. „Kot” zajął nawet część działki należącej do innego właściciela, który chciałby na swojej własności wybudować 120-metrowy wieżowiec.

ZOBACZ TEŻ:

Odwołanie za odwołaniem

W 2010 miasto weszło na drogę prawną. Przez 8 lat wydano trzy nakazy rozbiórki. W mediach pojawiały się informacje, że zniknąć mają jedynie samowolnie dobudowane elementy, później ogłoszono nawet przetarg, którego zwycięzca miałby „rozebrać” kota (za około pół miliona złotych), a zarządzający obiektem składali kolejne odwołania i projekty przebudowy, do których sąd musiał się odnieść.

Batalia, przynajmniej na ścieżce procesowej, zakończyła się w sierpniu 2018. Na początku miesiąca zapadł prawomocny wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli nakazujący zwrócenie nieruchomości miastu, a już wkrótce ma rozpocząć się egzekucja komornicza. O finalizacji procesu sądowego i szczegółach orzeczenia poinformowali w komunikacie prasowym przedstawiciele Urzędu Dzielnicy Wola: „W uzasadnieniu wyroku czytamy, że nieruchomość stanowi własność m. st. Warszawy, a właściciel korzysta z przedmiotowej części działki bez tytułu prawnego, gdyż umowa dzierżawy zawarta z dnia 10 maja 1994 r. wygasła w dniu 14 maja 2009 roku. Pomimo wezwań do zapłaty oraz do opuszczenia i wydania gruntu, w dalszym ciągu na powyższym gruncie prowadzona  była działalność gospodarcza”. Decyzję organu sądowego skomentował też burmistrz Woli – Krzysztof Strzałkowski. – Bardzo się cieszymy, że sąd przyznał rację miastu w tej sprawie. Mamy nadzieję, że to miejsce w końcu przestanie straszyć i zostanie zagospodarowane zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego – stwierdził Strzałkowski.

Z takiego obrotu spraw na pewno zadowolony jest również Green Property Group – inwestor, który na części działki zajmowanej przez „Czarnego Kota” zamierza wybudować 120-metrowy wieżowiec Liberty. Projekt wysokościowca opracowała pracownia JSK Architekci, a jego wizualizacje możecie zobaczyć w galerii powyżej.

Niedostarczone dokumenty i... afera reprywatyzacyjna

Legenda „Czarnego Kota” uczy, że do powyższych informacji i prawomocności wyroku powinno się podejść z rezerwą. Zwłaszcza, że właściciele obiektu zdążyli już wystosować oficjalne oświadczenie, w którym wytykają wymiarowi sprawiedliwości uchybienia proceduralne . – […] informujemy, że do dnia dzisiejszego Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli nie doręczył pełnomocnikowi strony Pozwanej uzasadnienia wyroku. Błędnie zaadresowany list, niezawierający pełnego opisu adresata, nie został wydane przez Pocztę Polską uprawnionemu pracownikowi Kancelarii Adwokackiej. Odpowiednie pismo o ponowne i skuteczne doręczenie uzasadnienia orzeczenia zostało już złożone przez pełnomocnika w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Woli” – napisały właścicielki hotelu (podpisane jako: E. K. Studzińskie).

Dalsze akapity komentarza zamieszczonego na facebookowym profilu „Czarnego Kota” przynoszą jeszcze więcej zaskoczeń. Zdaniem jego właścicieli, obecny wygląd od początku jest jedynie tymczasową koncepcją architektoniczną, a władze miejskie, mimo kierowanych próśb, nie umożliwiły dostosowania elewacji hotelu do aktualnej zabudowy przestrzennej Woli.

Według zarządzających obiektem, w całej sprawie nie uwzględniono też wątku warszawskiej reprywatyzacji. Jak twierdzą E. K. Studzińskie, sąd nie przyjrzał się ich wnioskowi o przesłuchanie Jakuba R. (były wicedyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami) i adwokata Roberta N. – jednych z głównych bohaterów głośnej w ostatnich miesiącach stołecznej afery reprywatyzacyjnej. – Wniosek o przesłuchanie powyższych świadków został złożony do Sądu z powodu z powodu umieszczenia nieruchomości znajdujących się obok i pod hotelem Czarny Kot na liście Newsweek Polska i Wprost jako prawdopodobnie zreprywatyzowanych wskutek działań przestępczych” – podały w oświadczeniu E. K. Studzińskie.

Z pełną treścią oświadczenia, jakie wystosowały właścicielki "Czarnego Kota" można zapoznać się TUTAJ.

Warto więc poczekać, jak do tych okoliczności odniesie się komisja reprywatyzacyjna, do której pełnomocnik właścicieli hotelu złoży zawiadomienie. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to działanie obliczone jest na wydłużenie wydaje się ostatniego, dziewiątego życia „Kota”.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto