Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy powstanie klinika Straży dla Zwierząt?

Karolina Eljaszak
Karolina Eljaszak
Obecnie Straż dla Zwierząt stara się funkcjonować w ciasnym ambulatorium przy ul. Puławskiej. Ta lokalizacja nie pozwala jednak na szeroką skalę nieść pomocy potrzebującym zwierzętom.

- Ambulatorium to za dużo powiedziane - poprawia nas Zbigniew Gruda, rzecznik Straży dla Zwierząt. - Mamy tu kilka boksów dla kotów i trzy klatki dla psów. Nie mamy nawet warunków, by przeprowowadzać poważne zabiegi. Jeśli trzeba operować zwierzę, jednej ze swoich klinik użycza nam lekarz weterynarii Piotr Rybiński.

O Piotrze Rybińskim rzecznik Gruda mówi niezwykle ciepło. - To człowiek, który nigdy nie powie nie, nawet gdy trzeba przyjechać w środku nocy.

Zarówno Gruda, Rybiński, jak i wszyscy inni pracownicy wspierają SdZ charytatywnie, nie biorą pieniędzy za swoją pracę, poświęcają Straży każdą wolną chwilę. Na co dzień prowadzą własne sprawy, mają pracę zawodową, rodziny.

- Przekrój zawodów wśród naszych pracowników jest różny - mówi Małgorzata Eysmont ze Straży dla Zwierząt. - Są osoby, które się uczą, studiują, pracują w bankowości, sklepach, księgowości. Niektórzy biegają z pracy na dyżur do SdZ, inni z nocnego dyżuru przy zwierzętach biegną prosto na zajęcia czy do pracy.

Straż dla Zwierząt pozyskała odpowiedzialnych wolontariuszy, chętnych do pomocy weterynarzy, pracowitych strażników, jednak to, czego teraz najbardziej potrzebuje to nowa siedziba, gdzie mogłaby powstać profesjonalna klinika.


Boksy dla psów i... magazyn

- Nie mamy teraz możliwości przyjmować zwierząt całodobowo, a taki jest plan i taka jest z pewnością potrzeba - mówi Małgorzata Eysmont. - Tutaj jest tak ciasno, że jeśli przyjeżdża z interwencji kilkanaście zwierząt, a to się zdarza coraz częściej, to nie ma jak się poruszać, praca jest bardzo utrudniona. Potrzebujemy zdecydowanie większej powierzchni, miejsca, gdzie przyjmiemy interwencje, ale też otworzylibyśmy całodobową klinikę dla zwierząt, nie tylko domowych, ale dla wszystkich, zwłaszcza tych z wypadków drogowych. Muszą być izolatki z prawdziwego zdarzenia, muszą być gabinety przyjęć, mały szpital, gdzie zwierzęta będą dochodziły do siebie po zabiegach, jakaś sala operacyjna - to wszystko wymaga określonych powierzchni - wymienia Eysmont.

Straż dla Zwierząt starała się o kilka lokalizacji, jak również o spotkanie z prezydent Warszawy. Najpewniejszego ostatnio budynku przy ul. Brazylijskiej nie udało się zdobyć, spotkać z władzami miasta też.

- Wciąż jesteśmy zbywani - informuje Gruda. - Potrzebujemy pomocy miasta, bo przecież nasze usługi będziemy świadczyć mieszkańcom Warszawy, liczymy też na wsparcie, utrzymujemy się teraz z datków, niekiedy dotacji i jednego procenta. Władza jest oporna, ale mamy nadzieję, że to się wkrótce zmieni, bo za rok wybory i politykom zacznie zależeć.

SdZ obecnie ma na oku lokal przy ul. Młocińskiej. Dziś komendant złożył niezbędne dokumenty, następnie zarząd będzie rozmawiać z urzędem dzielnicy i burmistrzem. Wszyscy mają nadzieję, że tym razem się uda.

- Potrzebujemy dwóch miesięcy od chwili przekazania nam miejsca do uruchomienia kliniki. Nawet jeśli dostaniemy lokal, który wymaga generalnego remontu, chętnie go przyjmiemy - deklaruje rzecznik Zbigniew Gruda. - Jesteśmy w stanie pozyskać sponsorów, którzy nas wesprą. Mamy zaprzyjaźnionych lekarzy, którzy mogą dla nas pracować za darmo, mamy chętnych wolonatriuszy, osobę, która pracowała już w podobnej klinice Niebieskiego Krzyża w Wielkiej Brytanii, mamy też samochód, z którego możemy zrobić karetkę.

Jest wszystko tylko wciąż nikt nie chce pomóc w pozyskaniu właściwego miejsca. By zapewnić zwierzętom i sobie wygodę, SdZ potrzebuje pomieszczenia o powierzchni ok. 300 m kw., najlepiej z małym wybiegiem, czy ogródkiem, bo zwierzęta muszą być wyprowadzane, inaczej też się czują, gdy mogą wyjść na świeże powietrze.

- Tutaj narzekają na nas lokatorzy z pobliskich bloków - twierdzi Eysmont. - Mówią, że nasze psy obsikują sklepy, że robactwo szturmuje mieszkania lokatorów, a to nieprawda. Mieliśmy sanepid i wszystko jest ok, czysto, miejsce jest zadbane, tylko ciasne.


Małe biuro, gdzie załatwiane są wszystkie sprawy organizacyjne

Faktycznie, jest czysto, ale i bardzo ciasno - małe biuro, przepełnione segregatorami i dokumentami, służy jednocześnie za miejsce, gdzie przyjmuje się interwencje, interesantów, wolontariuszy, etc. Obok jest mały prysznic z łazienką dla pracowników i niewielka kuchnia, gdzie przygotowywany jest pokarm dla zwierząt. Niżej, w piwnicy korytarz pełni rolę poczekalni, klatki dla kotów i szczeniąt są w tym samym pomieszczeniu, co stół operacyjny i apteczka. Tam też mieszka Trio, młody, ok. półtoraroczny pies, który najprawdopodobniej wpadł w sidła i sam wyszarpał z nich swoją łapę.


Trio życie zawdzięcza strażnikom z SdZ

- Ganiałyśmy za nim godzinę po polach, widziałyśmy jak cierpi, a wycierpiał się strasznie - mówią o Trio Małgorzata Eysmony i Iwona Siemnionowska. - Biegał z wiszącą łapą, wdarła się też martwica, gmina uznała, że nie może psu pomóc, więc sami wzięliśmy się za sprawę. Teraz jest już szczęśliwy, ma ciepło, jest czysty, łapa się goi. To niezwykle przyjazny i kochany pies, więc oddając go do adopcji zrobimy casting, by trafił do naprawdę dobrego domu, gdzie będzie kochany tak, jak na to zasługuje.

Królik z kolei mieszka w klatce na korytarzu, obok maleńkiego magazynu, do którego niewiele się już zmieści. Psy, które mają trzy boksy, musiały oddać część swojego pokoju pod magazyn.

- Dostajemy żywność i opatrunki, gdzieś musimy to trzymać, bo przecież nie wyrzucimy - mówi Iwona Siemionowska, starszy inspektor i koordynatorka wolontariuszy. - Do wyprowadzania psów mamy małe podwórko, obok ruchliwej ulicy, niektóre boją się innych ludzi, psów i samochodów, które muszą siłą rzeczy spotykać przy spacerach.


Magazyn, do którego nic się już nie zmieści

Straż dla Zwierząt chce otworzyć klinikę z prawdziwego zdarzenia, a jednocześnie dostępną za darmo dla zwierząt uboższych osób. Ludzie mniej zamożni będą mogli za darmo lub za niewielką opłatą leczyć swoje zwierzęta domowe. Pracownicy i wolontariusze SdZ chcieliby rozpropagować klinikę, by osoby sławne i bogatsze leczyły u nich swoje zwierzęta, płacąc normalnie za zabiegi, dzięki czemu pokrywaliby część kosztów usług, które w klinice ludziom ubogim będą udzielane za darmo.

- Za darmo będziemy leczyć ofiary wypadków samochodowych, psy, koty, a nawet żółwie, bo taki przypadek ostatnio mieliśmy - obiecuje Zbigniew Gruda. - Za darmo też udzielimy pomocy zwierzętom biednych właścicieli.

- Wielu ludzi nie stać na zabiegi i leczenie psów, kotów czy innych zwierząt, a one przecież potrzebują pomocy i ktoś musi im ją udzielić. My im tą pomoc niesiemy i będziemy nieść za wszelką cenę - dodaje Małgorzata Eysmont.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto