MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dobry adres. Sopot. Ul. Kasprowicza - Tu mieszkał Marian Mokwa wybitny malarz marynista

Grażyna Antoniewicz
fot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne
Nad Sopotem krążą niewielkie samoloty. Strzelają do ludzi na ulicach. Na wzgórzu w lesie niewysoki szczupły mężczyzna Marian Mokwa na mankietach białej koszuli szkicuje wjazd czołgów do miasta.

Nad Sopotem krążą niewielkie samoloty. Strzelają do ludzi na ulicach. Na wzgórzu w lesie niewysoki szczupły mężczyzna Marian Mokwa na mankietach białej koszuli szkicuje wjazd czołgów do miasta. Przeniesie potem ten wizerunek na płótno. 23 marca 1945 roku - Armia Czerwona wkracza do wyludnionego Sopotu. Po krótkiej lecz zaciętej walce Perłę Bałtyku opuszczają żołnierze Wermachtu.
W pięknej willi "Adelajda" Mokwa razem z rodziną czeka na wyzwolicieli. Z ogrodem graniczy las. Od rana krążą tam odziały niemieckie i rosyjskie.

- Jak Rosjanie weszli byliśmy w piwnicy - wspomina córka, Maria Obertyńska. - To cud że nikogo nie spotkała w tamtych dniach zła przygoda. To cud - powtarza. - Rodzice zawsze mówili i ja to powtarzam "nad tym domem czuwa Opatrzność".
Kiedy czerwonoarmiści zjawili się Marian Mokwa przywitał ich po rosyjsku. Nic dziwnego, wszak znał 25 języków.
- Nie wróciliśmy jednak na górę, bowiem żołnierze zajęli "Adelajdę" na sztab - opowiada pani Maria. - Nas zamknęli w piwnicy w sąsiednim domu razem z innymi mieszkańcami Sopotu. Było z nami kilkadziesiąt osób. Siedzieliśmy tam dziesięć dni. Dostawaliśmy tylko chleb i czarną kawę zbożową.
Kiedy sztab przenosi się w inne miejsce Marian Mokwa wraz z synem przebrani za kobiety wchodzą do "Adelajdy". W piwnicy na stercie leżą meble, ubrania i inne rzeczy, które żołnierze podpalili. Udało się ugasić ogień.
- Ten dom nas chronił - powtarza pani Maria. - Kiedy wyszliśmy z piwnicy ojciec schował mnie i siostrę na górze w zakamarkach poddasza. Rosjanie szaleli w Sopocie - rabunki, gwałty, działy się potworne rzeczy. Nie było wody więc tylko brat chodził do źródła w lesie...
- Mama? Mama ratowała dom przez to, że grała na skrzypcach i fortepianie, a Rosjanie uwielbiali muzykę, więc ją czcili. Nasz fortepian kilkakrotnie był już na ulicy, ale zawsze wracał. I nadal stoi - uśmiecha się pani Maria.
Marian Mokwa zamieszkał przy ul. Kasprowicza 8 w Sopocie w 1922 roku. Dom na wzgórzu otrzymała w prezencie ślubnym od ojca jego żona - Stefania Łukowicz, znana skrzypaczka. Willę nazwano „Adelaide” na pamiątkę miasta w Australii, miejsca urodzin Stefanii. Malarz kochał swój dom. Nie wyjechał latem 1939 roku, kiedy wiadomo było, że wkrótce rozpocznie się wojna
- Pamiętam rozmowy z przyjaciółmi ojca, którzy przyjechali z Gdyni i namawiali rodziców aby pojechali z nimi do Warszawy. Tata powiedział wtedy: Nigdzie się stąd nie ruszę. Ja jestem Kaszub. To jest moje miejsce, mój dom. Jak będzie tak będzie! I zostaliśmy - opowiada Maria Obertyńska. - Zamieszkaliśmy w piwnicy. Tata palił Niemcom w piecu. Nie wolno mu było malować. Robił tylko małe akwarelki, które sprzedawaliśmy z bratem po domach.
Zycie malarza było niezwykle barwne. Jednak niechętnie udzielał wywiadów. Krzysztofowi Wójcickiemu udało się namówić mistrza na rozmowę. Jedną, drugą, dziesiątą. I tak powstała książka "Rozmowy z Mokwą".
- Spotykaliśmy się w środy - opowiada Wójcicki. - Profesor czekał na mnie. Zawsze przygotowywał coś ciekawego, a to zdjęcia, a to obrazy, czy wycinki z gazet i.... opowiadał. Pani Maria Obertyńska przygotowywała kawę, smakołyki, jakieś bułeczki, rogaliki. Troskliwa otulała tatę kocem. Nasuwała czapeczkę żeglarską. Zwykle była też lampka alkoholu, najczęściej koniaku, którym profesor przekornie nazywał tureckim.
W pokoju zawsze stały kwiaty. Kwiaty. To od nich wszystko się zaczęło...
- Byłem z mamą w kościele w Wielu - opowiadał Mokwa. - Kiedy spoglądałem ku świetlistej górze przeżywałem coś w rodzaju wniebowzięcia. Postacie świętych, obłoki, planety, gwiazdy, ozdobne kwiaty. Spytałem szeptem mamę: Jak one mogą rosnąć tak wysoko? Wierzyłem, że to prawdziwe kwiaty... Matka odpowiedziała mi szeptem, że to wszystko namalowane i kwiaty i Pan Bóg i aniołowie.... Pamiętam też muzykę organów strzelistą i jasną. Wróciliśmy do domu. Wieczorem, w tajemnicy przed wszystkimi wyjąłem z paleniska kilka węgielków i zabrałem do siebie. Zanim zasnąłem mój mansardowy pokoik o bielonych wapnem ścianach tonął w kwiatach, czarnych kwiatach...
Pani Maria pokazuje mi słynny kocyk Mariana Mokwy (w brązową kratkę), mówiąc: Tata chodził z tym kocykiem, nawet do ogrodu, otulał się nim. Z ojcem było ciekawe życie, choć nie zawsze był pogodny. Robił się nerwowy, ostry kiedy musiał malować obraz na zamówienie. Chętnie słuchał uwag, ale nie lubił krytyki...
Pytam, czy prawdą jest, że lubił flirtować.
- Tak, odpowiada Maria Obertyńska - Miał wiele wdzięku, więc lgnęły do niego kobiety, ale nigdy nic z tego nie wynikało. Pozostawał wiernym mężem. Ojciec był bardzo rodzinny i kochał nas. Pilnował czy odrabiamy lekcje, wymagał ale miał czas żeby się z nami bawić. Zabierał na długie spacery. Koło domu rośnie magnolia. Kiedy byłam mała mieliśmy tam niewielki basen. Miałam wspaniałe, szczęśliwe dzieciństwo.
Oglądamy zdjęcia. Na wszystkich widać malarza w berecie lub zabawnej czapeczce.
- Nie pamiętam profesora bez czapki - wspomina Wójcicki.
- Kiedyś moja córka przyjechała z Warszawy i zrobiła sobie wełnianą czapeczkę na drutach. Jak tata ją zobaczył powiedział: ale fajną czapkę mi zrobiłaś i już jej nie zdjął z głowy - uśmiecha się Maria Obertyńska. Z miłością opowiada o ojcu. Siedzimy w pokoju, w którym stoją zielone fotele. Tu Mokwa malował najchętniej, ale, jak wspomina córka, pełno było ojca w całym domu. Gdy chciał pracować nieważne było, czy ma pod ręką sztalugi, czy kawałek stołu, czy tylko szkicownik. Po prostu malował.
- Na wszystkim co się dało. Mam akwarele namalowane z dwóch stron. Nie wiadomo, która piękniejsza - mówi.
Pod koniec życia Marian Mokwa tracił wzrok. Palcami rozprowadzał na płótnach farby, które mieszała Maria...
- Mam ostatni obraz profesora namalowany nie pędzlem, nie szpachelką lecz jakby wydrapany paznokciami w farbie olejnej. To wizja jego domu rodzinnego. Dość abstrakcyjna ale widać dom, okolice Malar, gdzie się urodził. Ta wizja kończy jego malarstwo. Jego prace oblicza się na dziewięć tysięcy obrazów, razem ze szkicami. Był tytanem pracy - kończy Wójcicki.
Marian Mokwa (ur. 9 kwietnia 1889 w Malarach, zm. 15 czerwca 1987 w Sopocie) - malarz, podróżnik i działacz społeczny.
Tworzył przez ponad 80 lat, namalował w tym czasie ok. 9 tysięcy obrazów olejnych i akwareli oraz tysiące rysunków. Jego nazwisko kojarzy się nieodzownie z marynistyką, choć w jego dorobku znalazły się pejzaże orientalne, kaszubskie i tatrzańskie, kwiaty, portrety i batalistyka. Inicjator powstania narodowej Galerii Morskiej w Gdyni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Q&A KATARZYNA DOWBOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto