Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwudziestoletnia wojna o krakowskie kamienice

Marek Bartosik
Od początku lat 90. w Krakowie kwitnie interes nielegalnego przejmowania kamienic. Oszuści zarobili już na nim miliardy złotych. Kombinatorzy zagrabili miliardy złotych. Lokatorzy sami próbują bronić swoich budynków.

Od początku lat 90. w Krakowie kwitnie interes nielegalnego przejmowania kamienic. Oszuści zarobili już na nim miliardy złotych. Kombinatorzy zagrabili miliardy złotych. Lokatorzy sami próbują bronić swoich budynków.

Okazało się, że to świetny sposób nie tylko na skręcenie pierwszego miliona, ale też wielu, wielu następnych. Fachowcy z branży obliczają, że od kiedy na początku lat 90. ub. wieku rozpoczęły się wielkie łowy na krakowskie kamienice, w ręce ludzi, którzy zajęli się ich wyłudzaniem, przypłynął majątek o wartości liczonej w miliardach złotych.

Rzeczywistej sumy nikt nie policzył i zapewne już nie policzy, bo tylko nielicznym takim transakcjom udało się zapobiec albo je podważyć. Wyłudzone kamienice szybko sprzedawano, a zmowę nowych właścicieli z ludźmi nawet przyłapanymi na przestępstwie było bardzo trudno udowodnić.

Ta niemal już dwudziestoletnia, przegrana przez polskie państwo wojna o kamienice ciągle trwa. Tylko dziś prowadzona jest bardziej wyrafinowanymi metodami.
Czasem okazuje się też, że właściciele, których własność najczęściej lokatorzy ocalili przed oszustami, sami krótko po wojnie weszli w jej posiadanie w zastanawiających okolicznościach.
A mieszkańcy niektórych kamienic, które próbowano nielegalnie przejąć jeszcze na początku lat 90., do dziś żyją jak na wulkanie.

O tym będziemy pisali od dziś do poniedziałku w kolejnym naszym cyklu "Prześwietlenie".

Na początku lat 90. Kraków okazał się prawdziwym rajem dla gangsterów i cwanych prawników, którzy postanowili zrobić interes na kamienicach.

- W 1989 r. budynków o niewyjaśnionym stanie prawnym było tu około 2,5 tysiąca- oblicza Wojciech Kozdronkiewicz, prezes stowarzyszenia "Lokatorzy w obronie prawa".

Odkąd gmina Kraków, działając w imieniu Skarbu Państwa, w 2000 roku powołała specjalny referat zajmujący się takimi sprawami, próbował on wyjaśniać stan prawny 850 kamienic, którymi miasto zarządzało. Dotąd 147 z nich udało się przejąć gminie, a wobec połowy postępowanie nie zostało zakończone.

Ocalony bez większych zniszczeń z wojny Kraków, z wielką liczbą kamienic pożydowskich, obfitował w nieruchomości, których właściciele albo spadkobiercy, jeśli nawet przetrwali Holokaust, to często mieszkali za granicą albo nie interesowali się swoją własnością. Inni nie przywiązywali do kamienic większej wagi, bo ich posiadanie przez lata PRL przynosiło im zdecydowanie więcej kłopotów niż zysków.

Wyjeżdżający w tamtych czasach na stałe za granicę często godzili się zrezygnować z własności
w zamian za odszkodowania. Miały je wypłacać ich nowe państwa. Z kilkunastoma rząd PRL zawarł nawet w latach 60. specjalne umowy. Rządowi USA wypłacił np. na ten cel wielką wówczas sumę 60 milionów dolarów.

Amerykanie przysyłali listy osób, którym wypłacali odszkodowania. Cóż z tego, skoro tego faktu nie odnotowywano w polskich księgach wieczystych. - Po latach nasi urzędnicy tygodniami grzebali w piwnicach Ministerstwa Finansów i szukali takich list - opowiada prof. Andrzej Oklejak, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. prawnych.

Amerykańskie listy urzędnicy znaleźli, ale inne państwa w ogóle ich nie przesyłały. Miejscy urzędnicy natrafili na 16 przypadków, kiedy właściciele, bo jako tacy nadal figurowali w księgach, będąc już za granicą sprzedali kamienice, za które wzięli wcześniej odszkodowania. Miasto wytoczyło cztery procesy w takich sprawach, ale z powodu komplikacji prawnych bezskutecznie.

Dla sprytnego prawnika było jasne, że bałagan da się łatwo wykorzystać. Jak twierdzi jeden
z krakowskich prokuratorów zaangażowanych w śledztwa związane z kamienicami, na początku lat 90. pewna solidna warszawska kancelaria prawna przygotowała memorandum, które stało się swoistą instrukcją obsługi także dla gangsterów.

Wyjaśniało bowiem, że przejęcie kamienicy trzeba natychmiast ujawnić w księdze wieczystej,
a potem jak najszybciej przeprowadzić dwie transakcje jej sprzedaży. Chodziło o to, by ostatni właściciel był chroniony tzw. rękojmią dobrej wiary ksiąg wieczystych.

To znaczy mógł twierdzić, że nabył kamienicę w przekonaniu, że właściciel, którego nazwisko widnieje w księdze wieczystej, rzeczywiście jest właścicielem. Żeby to zakwestionować, trzeba udowodnić zmowę sprzedającego z kupującym, co jest już bardzo trudne.
W przypadku spraw, którymi zajmuje się stowarzyszenie "Lokatorzy w obronie prawa", ostatecznie udało się to tylko w kilku przypadkach.
Gangsterzy i inni spryciarze wyciągnęli wnioski z tej sytuacji.

Wiedzieli przecież, że jest się o co bić, bo wartość kamienic w centrum Krakowa, a potem także
na Kazimierzu, musi błyskawicznie rosnąć. Zaczęli organizować system przejmowania nieruchomości. Na początku lat 90. nie było to trudne.

Najważniejsze było uzyskanie informacji o tym, które kamienice są do wzięcia. Ówcześni wysocy miejscy urzędnicy przyznawali publicznie, że musieli w tym pomagać pracownicy magistratu.

Transakcje odbywały się przed notariuszami. To przed nimi pojawiali się gangsterzy, którzy legitymowali się np. podrobionymi pełnomocnictwami właścicieli. Jednym z nich była Janina R.
z Oświęcimia. Została zamordowana kilka lat temu, dokładnie w przeddzień rozprawy w sprawie wyłudzenia jednej z kamienic przy ul. Dietla, na której miała zeznawać jako świadek. Związku jej śmierci ze sprawą kamienic jednak nie udowodniono.

Krakowskie kamienice sprzedawano też przed notariuszami w innych częściach kraju. Wojciech Kozdronkiewicz opowiada np. historię notariusz z Dolnego Śląska, która otworzyła swą kancelarię
w końcu listopada 1999 r., a dwa miesiące później nadawała swoim dokumentom sygnatury wskazujące, że zdołała już sporządzić tysiąc aktów notarialnych.

Były wśród nich dwa, które posłużyły do przejęcia udziałów w kamienicy przy ul. Zamojskiego
w Podgórzu. Potem się okazało, że pod adresem na pieczątce pani notariusz nikt o niej nie słyszał. Do dzisiaj jest poszukiwana.

Niedawno do aresztu trafił krakowski notariusz Maciej K., który według kieleckiej prokuratury zamieszany był w działalność gangu znanego pod nazwą Kantor Wielopole. Grupa miała m.in. wyłudzać kamienice od właścicieli, którzy nie potrafili spłacić pożyczek udzielanych im na lichwiarskich warunkach.

Samorząd krakowskich notariuszy próbował ręczyć za swego kolegę, ale poręczenie nie zostało przyjęte.

Notariusze tłumaczą, że nie są w stanie wychwycić wad przedstawianych im dokumentów dotyczących kamienic.

Z drugiej jednak strony Andrzej Urbanik, znany krakowski notariusz i wiceprezes tej korporacji
na szczeblu krajowym, przyznaje, że nie zna ani jednego przypadku, by któryś z jego kolegów lub koleżanek zaalarmował organa ścigania o podejrzeniu dokonania przestępstwa w związku
z dokumentami dostarczonymi na potrzeby transakcji.

W takich sprawach aktywni są oczywiście także adwokaci. Jednego z nich, Adama W., w związku
z udziałem w bezczelnej próbie wyłudzenia kamienicy przy ul. Dietla korporacyjny sąd pozbawił na 13 miesięcy prawa wykonywania zawodu.

W wielu sprawach z lat 90. okazywało się, że z ludźmi wyłudzającymi nieruchomości musieli współpracować pracownicy wydziałów ksiąg wieczystych w sądach.

Bez ich pomocy niemożliwe byłoby załatwienie wpisów do ksiąg w ciągu tygodnia, w czasach gdy normalnie czekało się na to miesiącami, a nawet latami. Pracownicy sądów mieli też przymykać oczy na ewidentne nieprawidłowości w przedstawianych dokumentach.

Po tym jak mechanizmy wyłudzenia kamienic zaczęły opisywać media, w tym szczególnie "Newsweek", uaktywniła się też prokuratura.

Wcześniej często zbywała lokatorów informujących o dziwnych zabiegach wokół zamieszkanych przez nich kamienic. Po skomputeryzowaniu ksiąg wieczystych dokonywanie manipulacji stało się już trudne. Ale z drugiej strony, ceny na rynku krakowskich nieruchomości osiągnęły w ostatnich latach niebotyczne wymiary.

- Teraz próbuje się przejmować kamienice subtelniejszymi metodami - ocenia Wojciech Kozdronkiewicz. Ostatnio popularne jest np. wprowadzanie w rolę spadkobiercy osoby, którą właściciel kamienicy miał przysposobić, gdy miała 40 lat.

Dokumenty poświadczające prawa do kamienic lub pełnomocnictwa do dysponowania nimi sporządzane są przez notariuszy w coraz bardziej egzotycznych krajach. Ostatnio szczególnie popularna jest np. Ameryka Łacińska.

- Sprawdzenie wiarygodności tych dokumentów albo uzyskanie pomocy prawnej od tamtejszego wymiaru sprawiedliwości jest niezwykle trudne -mówi prof. Oklejak.

Według naszych nieoficjalnych informacji, ostatnio sprawami krakowskich kamienic zainteresowało się również Centralne Biuro Śledcze. Jak dotąd jednak bez widocznych efektów.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto