Marta Chowaniec: Skąd nazwa „Grupa Studnia O.”?
Jarek Kaczmarek: Kiedy szukaliśmy nazwy, zwróciliśmy się do „Księgi I Ching”. Wypadł nam heksagram „studnia”.
Nie rozumiem.
Zaraz pani pokażę…To chińska księga wróżb i mądrości. Zwracamy się do niej z konkretnym pytaniem. Powiedzmy, jakie są perspektywy sztuki opowiadania w Polsce… Proszę podać jakąś cyfrę od 1 do 64.
24.
Otwieram księgę pod tą liczbą i czytam: „Powrót. Powodzenie. Wyjście i wejście bez błędu.”
I księga w ten sposób podpowiedziała słowo „studnia”.
Tak. Dodaliśmy jeszcze literkę „O”, co może znaczyć opowiadanie, czyli studnia opowieści.
Dlaczego grupa stała się tak popularna?
Nie wiem, czy już jesteśmy tak bardzo popularni, ale powoli, powoli... (uśmiech). Jeden z powodów jest prozaiczny – nie mamy konkurencji. A zapotrzebowanie na opowieści i opowiadaczy jest ogromne. Takie opowiadanie ma wiele atutów. Po pierwsze: jest mobilne, nie wymaga sprzętu ani scenografii. Spotkanie z opowiadaczem ma też inną energię niż sztuki estradowe. Nie ma wyrazistego podziału na scenę i widownię. Ludzie są razem. Siedzimy w kręgu. Jest atmosfera spotkania, a nie widowiska, które podlega ocenianiu i krytyce. Często opowieściom towarzyszy poczęstunek, muzyka, które sprawiają, że przełamuje się dystans pomiędzy opowiadaczami i słuchaczami.
Jakie cechy powinien mieć dobry opowiadacz?
Każdy jest opowiadaczem. Każdy ma w sobie historię, którą mógłby zajmująco opowiedzieć. Zawodowy opowiadacz musi być animatorem kultury, żeby stworzyć atmosferę opowiadania. Trzeba gdzieś opowiadać: dopasować miejsce do tematu opowieści. Ważna jest też rytmika i melodyjność opowieści. Nie może być za długa ani nużąca. Przez to wszystko przebija się alchemia opowieści.
Alchemia opowieści?
Tajemnica, że opowieść ma siłę, przyciąga. Sztuka opowiadania to też szuka znalezienia opowieści, które „opowiadają się same”.
Czy projekt pt. „Śniadanie warszawskie” opowiada się sam?
Tak, ale ma trochę inny charakter niż nasze standardowe działania. Nie polega to na tym, że przygotowujemy historie i je prezentujemy. Nasze opowieści są jedynie wstępem, który służy otwarciu przestrzeni, żeby opowiadali mieszkańcy Warszawy. Interesuje nas opowieść osobista, historia lokalna: ulicy, podwórka, widoku za oknem.
Jaką ciekawą historię udało się Panu ostatnio usłyszeć?
Dużo by się znalazło. Na spotkaniu poświęconemu Powiślu i Agrykoli był obecny redaktor Bohdan Tomaszewski. Opowiadał o przedwojennej Agrykoli, Liceum im. Stefana Batorego i Krzysztofie Kamilu Baczyńskim, który był jego kolegą. Oczami Tomaszewskiego można było zobaczyć Baczyńskiego, jak idzie obok nas z książką. Jesienią będzie kolejna edycja „Opowieści warszawskich”, tym razem będziemy opowiadać m.in. w tramwajach.
W jaki sposób szukacie opowieści?
Większość z nas wywodzi się z Uniwersytetu Warszawskiego, z polonistyki. Oczywistym źródłem naszych opowieści są książki. Opowiadamy także historie zasłyszane, autorskie i związane z naszymi osobistymi wspomnieniami. Mamy różne zainteresowania. Każdy opowiada coś innego. Każdy ma swój temat. Beata Frankowska interesuje się opowieściami kobiecymi, w których to kobieta jest siłą sprawczą akcji. Małgorzata Litwinowicz pasjonuje się średniowieczem. Paweł Górski był w Chinach, skąd przywiózł opowieści. Agnieszka Ayşen Kaim jest orientalistką i z pochodzenia Turczynką i ten rejon świata ją przyciąga. Wędrujemy po różnych stronach świata i penetrujemy różne kultury.
Od czego Pan zaczął?
Ludzie od początków słuchali mitów, a ich odpowiednikiem w dzisiejszym świecie jest popkultura: Brad Pitt i Angelina Jolie. Z kolorowymi mediami nie wygrałbym takiej konkurencji. Zadałem sobie pytanie, jaki inny temat dotyka dziś wszystkich tu i teraz?
I tak doszedłem do erotyki. Zacząłem opowiadać autorskie bajki erotyczne. W walentynki mam wiele zamówień. Ostatnio na „Departament Poszukiwań Rozkoszy Doskonałej” w Instytucie Teatralnym przyszły tłumy. Ludzie oblegali nawet parapety. Te bajki opowiadam do dziś.
W rubryczce "zawód" wpisuje Pan "opowiadacz"?
(Uśmiech) Mam wizytówkę, na której mam napisane „opowiadacz”. Podoba mi się to określenie. To wolny zawód. Jest w tym słowie karnawałowa przewrotność. Czasem ktoś spojrzy na mnie z pobłażaniem, czasem ktoś nie wie, jak się zachować, kiedy się przedstawiam: opowiadacz.
Gawędziarz, wajdelota, trubadur…
Tych określeń jest sporo. Swego czasu jeden z tygofników pisał o nas duży tekst. Wtedy w procesie redakcji wpisali słowo gawędziarz zamiast opowiadacz, bo uznali, że jest ono niepoprawne. To jest bzdura. Do dziś są gawędziarze ludowi, np. w górach. Gawęda to gatunek literacki. A Grupa Studnia O. po prostu stowarzyszenie opowiadaczy. Z języka angielskiego to brzmi może poważniej: storyteller, ale ja dobrze się czuję w skórze opowiadacza.
**Czytaj także:
Teatr na dworcu, cyrk w parku
**
Jaki alkohol wybierają Polacy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Oddano hołd ofiarom Zbrodni Katyńskiej. Złożono wieniec na grobie Kazimierza Sabbata
- Szef MSZ: Albo Rosja zostanie pokonana, albo będzie stała u naszych granic
- Lecisz do Londynu? Uważaj. Na słynnym lotnisku rozpoczynają się strajki
- Niedziela była wspaniała. A jaki będzie poniedziałek? Sprawdź prognozę pogody