Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fałszywa taksówka grasuje w Warszawie. 460 złotych za przejazd z Centralnego na lotnisko

Piotr Wróblewski
Piotr Wróblewski
Pan Tadeusz zapłacił krocie za przejazd z Dworca Centralnego na lotnisko. Trafił na fałszywą taksówkę. Mimo, że już na początku próbował dopytać się o cenę przejazdu – dał się oszukać. Problem pato-taksówek trwa od lat. Niestety, do tej pory nikomu nie udało się go rozwiązać.

Nasz Czytelnik, Pan Tadeusz, opisał nam kuriozalną historię, która spotkała go na początku grudnia w Warszawie. Ważnym aspektem tej opowieści jest fakt, że od ponad trzydziestu lat mieszka on na stałe w Kanadzie. Wyjechał w 1987 roku. Polskę odwiedza regularnie, jednak nie śledzi wszystkich afer i problemów z którymi mierzą się mieszkańcy. To dlatego - jak pisze - spotkała go „bardzo niemiła niespodzianka”.

Wszystko zaczęło się na Dworcu Centralnym. Pan Tadeusz, wraz z żoną, wracali z rodzinnej uroczystości na Pomorzu. Koleją dojechali do centrum Warszawy, a następnie przesiedli się na taksówkę stojącą pod Dworcem Centralnym. W rozmowie z nami przyznaje, że być może wyglądała ona trochę inaczej. Na zdjęciu widać, że nie miała napisu „Taxi”.

- Wsiedliśmy i zapytałem kierowcę ile w przybliżeniu będzie kosztować przejazd na Okęcie. Nie odpowiedział, tylko zamruczał, więc zapytałem ponownie: „ile to będzie kosztować” – opowiada. Kierowca odparł, „tyle co licznik naliczy”. To uspokoiło pasażera. Nie mieli też zbyt wiele czasu, więc wsiedli i ruszyli. Problem zaczął się, gdy podjechali na lotnisko. Kierowca podał stawkę za przejazd… 460 złotych. .

- Grzecznie zwróciłem uwagę, że dwa tygodnie temu ten sam kurs (w drugą stronę – red.) kosztował mnie 48,5 zł. Kierowca dwa razy zażądał 460 zł. Gdy powiedziałem, że nas oszukuje, odparł, że to prywatny biznes i mają inne taryfy – opowiada Pan Tadeusz.

Zaczęło się robić nerwowo. Starze małżeństwo próbowało negocjować. Nie mieli czasu, więc doszli nawet do 300 zł – mimo że zgodnie stawką uchwaloną przez m. st. Warszawa – maksymalna cena takiego przejazdu powinna wynosić ok. 50 zł. Kierowca konsekwentnie żądał więcej. - Nie chciał ustąpić, więc próbowałem otworzyć drzwi taksówki. Nie dało się się. Siedzieliśmy tak przez kolejne minuty, nie odzywając się. W końcu kierowca powiedział, że musi być 400 złotych. Zapłaciliśmy. Wtedy odblokował drzwi i wyjął nasze bagaże – słyszymy.

Nie dostali paragonu. Zapłacili, bo czuli się zastraszeni. Chcieli zgłosić sprawę na policję, ale „zaczepiony” na lotnisku patrol powiedział, że muszą w tym celu udać się na komendę. Jako, że czekał ich lot do Kanady – odpuścili. Zdążyli jednak zrobić zdjęcia nieuczciwej taksówce. Publikujemy je ku przestrodze. - Zostaliśmy oszukani. Jesteśmy starsi i naiwni, ale to dlatego, że w Kanadzie taka sytuacja jest niemożliwa. Opisuję tę sytuację, bo myślę że to nielegalne i chcę ostrzec innych – słyszymy.

Problem fałszywych taksówek

Kuriozalna sytuacja trwa od lat. Podobne stawki 300-400 złotych pato-taksówkarze „wyciągali” chociażby od Ukraińców uciekający ze swojego kraju przed wojną. Stali pod Dworcem Zachodnim i żerowali na tych, którzy dadzą się złapać, bądź nie mają czasu myśleć czy obecna taksówka jest prawdziwa czy fałszywa. Taka sytuacja trwa w Warszawie co najmniej od pięciu (!) lat. Nikomu dalej nie udało się jej rozwiązać.

W tym miejscu warto odwołać się do przepisów. Legalne taksówki jeżdżące po Warszawie muszą mieć oznaczenie „Taxi”, numer boczny, a także tabliczkę informacyjną z cennikiem oraz taksometr. Kierowca taksówki musi też wydać paragon z kasy fiskalnej, który jest podstawą do reklamacji. Tyle w teorii.

Czytelnik

Praktyki „przewozowych cwaniaków” są powszechnie znane. Nie są zarejestrowane jako taksówka, lecz jako prywatny „przewóz osób”. Wobec tego wszystkie wspomniane wyżej przepisy ich nie obowiązują. Nie muszą mieć wobec tego stawek maksymalnych. Policja opisując poprzednie sprawy tłumaczyła, że po wejściu do takiej fałszywej taksówki dochodzi do zawarcia ustnej umowy o przejazd. Cena może być praktycznie dowolna.

Zapytaliśmy funkcjonariuszy o tę sprawę.

- Za każdym razem gdy mamy wątpliwości co do usługi wykonywanej przez przewoźnika, możemy powiadomić o tym Policję. Jeżeli osoba korzystająca z takiej usługi czuje się pokrzywdzona działaniem takiego kierowcy, ma prawo zgłosić podejrzenie popełnienia czynu zabronionego. W tym celu można wezwać patrol Policji na miejsce zdarzenia lub zgłosić się osobiście do najbliższej jednostki Policji - tłumaczy nam sierż. Bartłomiej Śniadała z Komendy Stołecznej Policji.

Z problemem próbuje walczyć miasto, które od kilku lat zleca kontrole przewoźników podszywających się pod taksówki. Ściga ich także Główny Inspektorat Transportu Drogowego, który wydaje zezwolenia na przewozy zwane również „przewozem okazjonalnym”. Bez zmiany przepisów niewiele można jednak zrobić. Sprawdza się uprawnienia, stan techniczny pojazdu czy legalność wspomnianego biznesu.

Zgodnie z ustawą o transporcie drogowym:

„4a. Przewóz okazjonalny wykonuje się pojazdem samochodowym przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu powyżej 7 osób łącznie z kierowcą.”

Po nowelizacji przepisów „zabrania się używania w pojeździe taksometru, umieszczania w sposób widoczny i czytelny z zewnątrz pojazdu oznaczeń z nazwą, adresem, telefonem, adresem strony internetowej przedsiębiorcy lub innych oznaczeń mających na celu identyfikację przedsiębiorcy, a także reklam usług taksówkowych i przedsiębiorców świadczących takie usługi.” W skrócie zakazuje się upodobniania pojazdu do taksówki. Nie można chociażby umieszczać lampy z napisem „Taxi” na dachu.

Sprawdziliśmy, jak wyglądał pojazd, który wiózł Pana Tadeusza. Mercedes E280 (numery rejestracyjne WWL 3638C, widoczne na zdjęciu) prawdopodobnie spełniał wszystkie punkty ustawy. Nie miał widocznych oznaczeń „Taxi”, ani taksometru. Jedyne przewinienie to brak wydania paragonu. W tej sprawie pasażer może interweniować.

Pewne rozwiązanie zasugerował nam również radca prawny.

- Sprawę można zgłosić zarówno do Inspekcji Transportu Drogowego, jak i na Policję. Inspekcja sprawdzi czy dana osoba posiada zezwolenie na wykonywanie zawodu przewoźnika drogowego oraz licencję na wykonywanie przewozu drogowego osób. Jeżeli nie - wówczas kierowcy grozi wysoka kara finansowa. Policja zaś powinna podjąć czynności celem zweryfikowania czy w opisanej sytuacji doszło do popełnienia przestępstwa stypizowanego w art. 189 par. 1 Kodeksu karnego. Przepis ten penalizuje pozbawienie człowieka wolności, zaś w literaturze przedmiotu wskazuje się, że o takim pozbawieniu można mówić nawet wtedy, gdy pozbawienie wolności trwało jakikolwiek, choćby najkrótszy okres - mówi nam radca prawny, Mateusz Rojewski.

Zapytaliśmy też o cenę, która jest niewspółmierna do stawek rynkowych.

- Jeżeli w tej sytuacji kierowca wskazał, że decydujące będzie wskazanie licznika, konsument może oczekiwać stawek zbliżonych do tych taksówkarskich. Jeżeli cena za usługę nie została precyzyjnie wskazana przed zawarciem umowy przewozu, to może to być w mojej ocenie podstawa do unieważnienia takiej umowy - dodaje Mateusz Rojewski.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto