Beata Grób, zamiast cieszyć się z narodzin córki, szuka sprawiedliwości w prokuraturze. Właśnie złożyła doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, którego miał się dopuścić personel oddziału ginekologiczno - położniczego w Szpitalu Powiatowym w Głogowie.
23-letnia kobieta miała urodzić w ostatnim dniu czerwca. Cała ciąża przebiegała bez żadnych problemów, ale kiedy minął termin porodu, lekarz prowadzący skierował ją do szpitala. Przez kilka dni pobytu w lecznicy wykonano jej podstawowe badania oraz systematycznie monitorowano tętno dziecka. Pacjentka była też badana przez lekarzy i położne. Jednak w czwartym dniu pobytu na oddziale, Beata Grób poczuła się znacznie gorzej. Zaczęła krwawić i wymiotować. Wieczorem pojawiły się bóle porodowe.
- Nie czułam już ruchów dziecka i od razu zgłosiłam to położnej, ale ta zapewniła mnie, że nic złego się nie dzieje i że mam nie histeryzować - opowiada kobieta i wspomina, że kiedy bóle nie ustawały, po raz kolejny poprosiła położną o pomoc. Po telefonicznej konsultacji z dyżurnym lekarzem, pielęgniarka podała pacjentce zastrzyk i tak pani Beata dotrwała do rana. Po wizycie lekarskiej, natychmiast skierowano ciężarną na porodówkę, gdzie podłączono KTG, ale jak twierdzi pani Beata, nie było nikogo kto by się nią zajął.
- Po godzinie, kiedy skończyła rodzić inna kobieta, rozpoczęto mnie w końcu przygotowywać do porodu. Podeszła lekarka i zapytała, czy odeszły mi już wody? Odpowiedziałam, że nie. Wtedy ona zapytała zdziwona, to gdzie one są? - relacjonuje pobyt na porodówce pani Beata.
I wtedy stało się to, czego najbardziej obawiają się matki. Po narodzeniu dziecka, nie było słychać jego pierwszego krzyku. Kobiecie nikt nie chciał nic powiedzieć. Leżała obolała i czekała na jakikolwiek znak, że jej dziecko żyje. Ale w tym czasie noworodek był reanimowany.
- Dopiero po kilku godzinach dowiedziałam się, że córka jest w bardzo ciężkim stanie i otrzymała tylko jeden punkt w skali Apgar - mówi z płaczem kobieta i wyrzuca z żalem. - Jedna z położnych stwierdziła, że tak to jest, jeśli nie chodzi się do lekarza, który pracuje w szpitalu.
Paweł Kołomyjec, ordynator oddziału ginekologiczno - położniczego, nie ma wątpliwości, że wobec Beaty Grób postępowano zgodnie ze sztuką lekarską. Lekarz rozumie jednocześnie rozgoryczenie kobiety i ma na to swoje wytłumaczenie.
- Szukanie winnego w takiej sytuacji jest zrozumiałe, jednak o tym, czy popełniliśmy błąd, zadecyduje wynik dochodzenia prokuratury - mówi ordynator i podkreśla, że tylko trzy procent ciężarnych rodzi w przewidywanym terminie. - Nawet przy przebiegającej idealnie ciąży, zdarzają się komplikacje przy porodzie. I nie są one spowodowane ludzkim zaniedbaniem - dodaje lekarz.
Stanisławy Grób, matki pani Beaty, słowa te jednak nie przekonują.
- Wnuczka walczy teraz o życie w szpitalu w Legnicy. Jestem pewna, że mogła być zdrowa i być już z nami w domu. Uśmiechać się i sprawiać nam radość. Trzeba było tylko w porę zrobić cesarskie cięcie - twierdzi z przekonaniem i zapowiada, że będzie wspierać córkę, aby wszystkie okoliczności porodu zostały skrupulatnie wyjaśnione.
Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?