Amerykanie w naszych ligach zawsze wzbudzali największe zainteresowanie. ,,Słonecznym chłopcom" z Kalifornii niemal wszystko wychodziło lekko. Medale zaś zdobywali jakby od niechcenia. Większość z nich lekko podchodziła też do życia. Ten luz wprost z nich bił. Dlatego i fanów im nie brakowało i nie brakuje.
W polskiej lidze Greg Hancock pojawił się w roku 1992, wspólnie ze swoim rodakiem, Ronnie Correy'em, zdobywali punkty dla Unii z Leszna. Wówczas wszyscy obcokrajowcy traktowani byli jak bogowie, ale oni sami przeżywali też szok frekwencji na naszych stadionach. Jedno pytanie było słychać ze strony zawodników – ile ludzi jest na stadionie? Kiedyś ,,naszym", czyli Jimmy Nilsenowi i Larsowi Gunestadowi wetknęłam po prostu jakiś skarb kibica. Duet z USA w Unii doznawał jeszcze więcej emocji. Kibice ich uwielbiali. Nie mogli tych oznak nie widzieć jak parkingi były wymalowane ich nazwiskami. Byli i speszeni i zadowoleni, zawsze dziękowali fanom. Czym jeszcze bardziej zjednywali kibiców.
Greg Hancock nie odstaje swobodą od swoich rodaków, ale zorganizowane podejście do sportu i życia też jest widoczne.W połowie lat 90-tych zaskoczyli, wspólnie z Billy Hamillem, żużlowy światek. Powstał team na wzór tych z Formuły 1. To było novum, ale jakże skuteczne. W 1995 roku mistrzem świata został Billy, a Greg był trzeci. W roku następnym obaj znowu stali na podium, Greg na najwyższym, Billy stopień niżej.
Po latach mistrz przyznał, że ,,Team Exide" nie dość, że był czymś nowym w speedwayu to zarówno on jak i Billy też nie byli wówczas w pełni gotowi do takiego wyzwania. Zdobyli jednak dodatkową i niezwykle cenną wiedzę – jak promować firmę, siebie, rozmawiać z dziennikarzami. Nawet jak się ubierać.Motocykliści z Kalifornii zawsze byli otwarci i przystępni, ale duet z Exide poszedł jeszcze dalej.
Długo Greg musiał czekać na powtórkę z sezonu 1997. Aż został najstarszym zawodnikiem cyklu Grand Prix oraz zawodnikiem, który startował we wszystkich odsłonach GP. Miał mniej bogate w sukcesy sezony. Zaczął się odradzać po uporządkowaniu spraw osobistych. Nigdy jednak, przynajmniej na zewnątrz, nie schodził z jego twarzy tak charakterystyczny, szeroki uśmiech. Dlatego ma przydomek ,,Grin", nadany jeszcze w czasach dzieciństwa chociaż częściej używa się ,,Herbie" (od jazzmana Herbie Hancocka).
Dla młodego pokolenia kibiców ,,Grin" jest już starszym panem. Ja pamiętam go inaczej. Ale nie innego! Zawsze dżentelmen na torze, przyjacielski i serdeczny w zachowaniu. Po prostu ,,Słoneczny chłopiec" z Kalifornii.
Zawodnik z USA i kilku klubów w Europie zdobył w tym roku pięć złotych medali. Jeden wraz z drużyną ,,Falubazu". Tym samym po raz pierwszy zawodnik zdobywający tytuł IMŚ, reprezentował też klub z Zielonej Góry. To tylko ciekawostka bo medal zdobywał dla siebie i dla swojego kraju. Ale przez 20 lat jeszcze takiej sytuacji nie było. Byli kontraktowani zawodnicy wybitni, medaliści IMŚ, byli mistrzowie, przyszli mistrzowie, ale nie trafił się żaden zdobywający tytuł w sezonie kiedy reprezentował zielonogórski klub. Aż do czasu Grega Hancocka.
* * *A teraz czas na bachusiki!Linki do galerii z bachusikami i mapką autorstwa Bogusława_ZG.Tutaj mapka:https://picasaweb.google.com/106329855968662787925/KCKPZRW tym miejscu oprócz Panoramio, również Google Earth:http://www.panoramio.com/group/34015
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?