Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gruby Josek. Legendarny warszawski szynkarz, ulubieniec elit, sędzia półświatka. Bohater piosenki "Bal na Gnojnej"

Wojciech Rodak
Jeden z warszawskich lokali
Jeden z warszawskich lokali NAC
Gruby Josek, bohater słynnej ballady „Bal na Gnojnej”, był jedną z najbardziej barwnych postaci międzywojennej Warszawy. Przez jego spelunę przewijała zarówno żydowska biedota, ludzie z półświatka przestępczego, prostytutki, jak i polityczne i artystyczne elity II RP. Gangsterzy go szanowali, a policja wręcz się go bała. Dalsza część artykułu poniżej.

- Nieprzespanej nocy znojnej, Jeszcze mam na ustach ślad / U Grubego Joska przy ulicy Gnojnej, zebrał się ferajny kwiat... – tak zaczyna się tekst piosenki pt. „Bal na Gnojnej” napisanej przez Juliana Krzewińskiego i Leopolda Brodzińskiego. Utwór wykonywano w połowie lat 30. w jednym z popularnych warszawskich teatrów rewiowych.

Chwytliwa i prosta kompozycja z miejsca podbiła serca warszawiaków. A potem przez dziesięciolecia umacniała się na pozycji numer jeden wśród stołecznych hitów ulicznego folkloru. W przeszłości wykonywali ją m.in. Stanisław Grzesiuk i Stasiek Wielanek.

Pieśń trwa, a tymczasem w Warszawie nie ma już nawet najmniejszego materialnego śladu po jej bohaterach. Nie istnieje ulica Gnojna, ani stojące przy niej kamienice. Nie zachowały się nawet zdjęcia Grubego Joska i jego przybytku. Jedyne co po nich zostało to garść rozsianych tu i ówdzie wzmianek. Oto jaki obraz legendarnej spelunki się z niej wyłania.

Jak wyglądała ulica Gnojna?

Ulica Gnojna rozciągała się od ulicy Grzybowskiej, w kierunku północnym, do również dziś nieistniejącego początkowego odcinka ulicy Krochmalnej (krzyżowały się tam, gdzie dziś znajduje się zachodnia część Parku Mirowskiego). Od 1902 r. oficjalnie przemianowano ją na Rynkową, ale w codziennych użyciu funkcjonowała jej pierwotna, jakże mało prestiżowa nazwa. Tak po latach wspominał atmosferę przedwojenny mieszkaniec dzielnicy „Za Żelazną Bramą” Paul Trepman:

„[W moich wspomnieniach – red] ożywa cała różnobarwność ulicy Gnojnej z mieszkającymi na tam rabinami, "gute Jidn", bogatymi kupcami, żebrakami, złodziejami, ulicznicami, alfonsami, młodzikami tragarzami, ulicznymi handlarzami, którzy wespół zespół tworzyli krajobraz żydowskiej Warszawy [...].
Wystarczało zrobić krok, żeby znaleźć się na drugim końcu Gnojnej, taka to była krótka ulica. Uliczka jak ziewnięcie. Siedem domów, trzynaście numerów, to był jej trzon – krzepki i wibrujący życiem. Roiło się tu jak w ulu: rzemiosło, polityka, ciemne interesy. […]
Było tam tak rojno i gwarno, jak może być tylko w żydowskiej dzielnicy, która stanowiła centrum handlu i rzemiosła. Ulica Gnojna nie wiedziała, co to sen. Noc nie miała nad nią władzy. Za dnia sklepy były pełne klientów, tragarzy, którzy na własnych barkach taszczyli worki, skrzynki, bale materiałów, domy całe... Na chodnikach od samego świtu było czarno od przechodniów, handlarzy bajglami, sprzedawców wody sodowej, pełno było koszy fistaszków, tanich cukierków, ziarna, zeszytów, świeczek, witek wierzbowych na hoszanes [święto Hoszana Raba – red.] i innych wyjątkowych okazji. Tutaj przybysz z prowincji szukał pakunku, który właśnie gdzieś mu przepadł, zbankrutowany bogacz prosił o datek; trochę dalej jeden handlarz koni przeklinał drugiego na czym świat stoi, a policjant na rogu, taka 'menda', przeganiał ulicznego handlarza. Żydzi w tzw. polskich czapkach i kapotach, w maciejówkach i z gołymi głowami, kobiety eleganckie i ubrane zwyczajnie, w wysmakowanych kreacjach i w zgrzebnych łachach, dzieci brudne i czyste, dobrze odżywione i zabiedzone – wszystkich można było tu zobaczyć.”

Kamienice przy hałaśliwej acz malowniczej Gnojnej zamieszkiwali głównie ortodoksyjni Żydzi. Na parterach domów znajdowały się sklepy. Prócz nich na podwórku pod numerem 5 mieściła się Bóżnica Prywesów. Natomiast w bramie obok, pod siódemką, znajdowało się wejście do osławionego szynku. W całym mieście był on znany po prostu jako knajpa „U Grubego Joska”.


W jednym z warszawskich lokali przed wojną

U Grubego Joska

Owa ksywka Józefa Ładowskiego, bo takie było prawdziwe imię restauratora, wzięła się od jego nieprawdopodobnej tuszy. Niektórzy, rozmiłowani w metaforach, nazywali go też „Joskiem Beczką”.

Jak większość mieszkańców ulicy Gnojnej Ładowski był chasydem. W szabat i żydowskie święta zawsze nosił odświętne ubrania - aksamitną czapkę i jedwabną kamizelkę. Względy religijne regulowały także godziny otwarcia jego lokalu. Działał on całą sześć dni w tygodniu, przez całą dobę. Zamykano go jedynie w piątek wieczorem, ze względu na rozpoczynający się szabas, a otwierano już w sobotę wieczorem, jak tylko „na niebie pojawiły się trzy gwiazdy i odmówiono specjalną modlitwę kończącą święty dzień”.

Oto jak zapamiętał przybytek „Grubego Joska” Bernard Goldstein, przywódca warszawskiej bojówki Bundu (żydowskiej partii socjalistycznej):

„Piwiarnia Joska znajdowała się w podwórku przy Gnojnej 7. Składała się z hallu, dwóch dużych sal jadalnych i kuchni. O szóstej rano knajpa zaczynała zapełniać się tragarzami i woźnicami, którzy przychodzili na śniadanie: zwykle składało się ono ze śledzia, gulaszu z kaszą, bajgla i kieliszka wódki. Później, ok. dziesiątej, ta sama klientela wracała na herbatę, kufel piwa i jakąś przekąskę. Tak to wyglądało do około szóstej po południu, gdy ludzie wracali z pracy do domów. Pomiędzy dziesiątą a jedenastą wieczór do restauracji zaczynali przychodzić ludzie zupełnie innego sortu: dorożkarze, prostytutki, alfonsi i złodzieje. W salach kłębiły się tłumy, panowała w nich straszna duchota. Gdy otwierano drzwi, na zewnątrz buchały kłęby pary, niczym z lokomotywy. I tak to wyglądało niemal do samego rana.”


Bolesław Wieniawa-Długoszowski

Poza wspomnianą klientelą bywali tutaj także artyści i sanacyjni dostojnicy. Odwiedzali go m. in.: „pierwszy ułan i pijak II RP” pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski (m. in. były adiutant Józefa Piłsudskiego), Walery Sławek (m. in. trzykrotny premier Polski), Bogusław Miedziński (m. in. minister, Marszałek Senatu), znani stołeczni aktorzy (Stefan Jaracz, Władysław Grabowski). To towarzystwo zjeżdżało się do Joska w okolicach czwartej nad ranem, gdy wszystkie bardziej dystyngowane lokale były już zamknięte. Goście ci przybywali najczęściej już „porządnie zmęczeni”, dlatego nie zabawiali u niego dłużej niż godzinę. Niektórzy wychodząc zapożyczali się u Ładowskiego na większe kwoty, na zbożne i mniej zbożne cele. To wytwarzało pomiędzy nim a klientami swoistą więź. Za to „serce” i wiecznie otwarte drzwi lokalu stołeczne elity naprawdę kochały jowialnego żydowskiego szynkarza.

Jak ojciec chrzestny?

Bliskie kontakty z najwyższymi władzami czyniły osobę Józefa Ładowskiego personą niezwykle wpływową. Policja się go bała. Funkcjonariusze, którzy od każdego innego restauratora próbowaliby wydębić łapówkę za przymknięcie oka na „złe warunki sanitarne w kuchni”, omijali jego lokal szerokim łukiem. Wiedzieli, że Żyd „zniszczyłby ich” jednym telefonem do znajomych klientów. Kupcy z całej dzielnicy przychodzili do niego z różnymi sprawami wymagającymi „interwencji z góry”. A to prosili go o załatwienie o ulgi podatkowej, a to o wypuszczenie kogoś z aresztu.

Podobno Josek był także sędzią dintojry, czyli przestępczego trybunału. Jest to prawdopodobne, zważywszy na jego klientelę, aczkolwiek takową funkcję przypisywały mu tylko endeckie dzienniki, np. „ABC”. A tym, jeśli chodzi o publikacje dotyczące Żydów, trudno do końca wierzyć.

Józef Ładowski zmarł 7 października 1932 r. na atak serca w swoim szynku. Zostawił żonę, Miriam z domu Lipowicz, i trójkę dzieci. Poza tym „osierocił” wielu stałych klientów. To właśnie oni unieśmiertelnili go w piosence.

Pisząc artykuł korzystałem m.in. z książki Bernarda Goldsteina pt. „Twenty years with jewish labor Bund. A memoir of interwar Poland”


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto