MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Kaźmierczak - menedżer na majątku gminy

Monika Pawlak, współpr. JJ
Grzegorz Kaźmierczak uważa się za arbitra elegancji...
Grzegorz Kaźmierczak uważa się za arbitra elegancji...
Świetny organizator, lojalny partner w polityce, rzutki menedżer - mówią bliscy znajomi i przyjaciele. Prowincjonalny karierowicz z ambicjami daleko wykraczającymi poza jego możliwości, pazerny na zaszczyty, typ wójta ...

Świetny organizator, lojalny partner w polityce, rzutki menedżer - mówią bliscy znajomi i przyjaciele. Prowincjonalny karierowicz z ambicjami daleko wykraczającymi poza jego możliwości, pazerny na zaszczyty, typ wójta na zagrodzie - twierdzą przeciwnicy. Jedni i drudzy zgadzają się w jednym: Grzegorz Kaźmierczak, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w Łodzi i zaufany człowiek prezydenta Jerzego Kropiwnickie-go, ma kłopoty. Wiele wskazuje na to, że poważne.

O nieprawidłowościach w MPO mówiło się w mieście od dawna. Władze Łodzi nadrabiały miną i udawały, że nie słyszą tych wiadomości albo puszczały je mimo uszu. Tak było do poniedziałku, kiedy gruchnęła wieść, że zarząd spółki i szef rady nadzorczej mają się stawić w prokuraturze w charakterze osób podejrzewanych. Prokuratura Rejonowa Łódź- -Bałuty była oszczędna w udzielaniu informacji, powtarzając: dopóki nie ma zarzutów, nie ma winnych. Ale właśnie w poniedziałek Grzegorz Kaźmierczak, Urszula Trochanowska, jego zastępca, Jan Olk - dyrektor i Paweł Jankiewicz, szef rady nadzorczej - mieli mieć postawione zarzuty. Jakie? Nasi informatorzy twierdzą, że w grę wchodzą: oszustwo, groźby karalne, składanie fałszywych zeznań i działanie na szkodę spółki.

Zarzuty godne "chłopców z miasta" znów nie wywołały żadnej reakcji prezydenta ani jego zastępców. Jerzy Kropiwnicki wypoczywa na urlopie w Tatrach, Włodzimierz Tomaszewski, jego pierwszy zastępca, także ma tydzień wolnego. Biuro prasowe prezydenta sprawy nie komentuje. A Grzegorz Kaźmierczak? Także... jest na urlopie. Telefonów nie odbiera. Zdaje się jednak, że to najgorsze wczasy w jego życiu. Zdążył nawet wynająć adwokata, wybrał Andrzeja Pelca - dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej.

Przeciwnicy polityczni władz Łodzi zacierają ręce z radości. Kaźmierczak jest cieniem Jerzego Kropiwnickiego. Zawsze pół kroku z tyłu, zawsze w gotowości. Jego oddaną twarz z wypielęgnowanym zarostem widać za plecami prezydenta Łodzi niemal podczas każdej transmisji telewizyjnej z ważnych wydarzeń. Uderzenie w niego oznacza cios w prezydenta Kropiwnickiego, ale przede wszystkim w jego potencjalnego następcę - Włodzimierza Tomaszewskiego. W magistracie nikt niczego głośno nie komentuje, ale w korytarzach aż huczy od plotek i przewidywań: co dalej. Prezydent Kropiwnicki poświęci swojego człowieka? Wyda oświadczenie, że mu bezgranicznie ufa, tak jak to zrobił, kiedy Tomaszewski i Karol Chądzyński byli oskarżani o przywłaszczenie pieniędzy na kampanię prezydencką Jerzego Kropiwnickiego? Pytania się mnożą, nikt nie zna odpowiedzi, choć najbliższa prawdy wydaje się opcja, że Grzegorz Kaźmierczak niczego nie straci. Ani posady prezesa MPO, ani zaufania i pewnego rodzaju przyjaźni prezydenta.

- Nie wiem, co musiałby Grzesiek nawywijać, żeby "Kropa" zrobił mu krzywdę. Chyba obaj panowie za dużo o sobie wiedzą. Nieraz prezydent wyładowywał swoją wściekłość na Grześku, raz nawet wylądował w szpitalu, tak się przejął gniewem "Kropy". Ale zawsze spada na cztery łapy. Zresztą prezydent Grześka potrzebuje. On wszystko umie zorganizować. Drugiego tak oddanego i lojalnego ze świecą szukać. I wykonującego bez szemrania każde polecenie - twierdzi nasz człowiek w magistracie.

Modli się za figurą, a diabła ma za skórą

Czym Grzegorz Kaźmierczak, były nauczyciel matematyki z Łasku, zasłużył na takie względy prezydenta Łodzi? Odpowiedź na to pytanie jest tak samo trudna, jak jednoznaczne określenie, jakim właściwie człowiekiem jest Grzegorz Kaźmierczak.

Kariera polityczna, o ile tak można w przypadku Kaźmier- czaka mówić, sięga końca lat 90. W Łasku mówią, że od zawsze był ideowo związany z ZChN, dostał się do lokalnej rady miasta, a do czasu przewrotu politycznego, kiedy władzę przejęła koalicja Lewicy z PSL, był przewodniczącym rady miejskiej. Zasłynął wówczas tym, że z wszystkimi się skonfliktował. Ponoć współpraca z ludźmi nie jest jego mocną stroną. Dwukrotnie startował w wyborach na burmistrza Łasku, ale przepadł. Zasłynął jako gorący zwolennik i pomysłodawca nadania Janowi Pawłowi II tytułu honorowego obywatela Łasku i sympatyk uczczenia pamięci Józefa Piłsudskiego. Z polecenia Kaź- mierczaka, jak mówią w Łasku, wykonawcą popiersia marszałka był lokalny artysta. Tyle że dzieło nie trafiło w gust mieszkańców. Choć przykro to wspominać, popiersie marszałka nazywają straszydłem. Mieszkańcy Łasku twierdzą, że jest bardzo wierzący, jest milczkiem, ale też osobą, która bez skrupułów realizuje swoje cele. Może dlatego mówią o nim "Modli się za figurą, a diabła ma za skórą"?

W łódzkim magistracie, przy obecnym prezydencie Łodzi, Kaźmierczak pojawił się w 2002 roku. Małomówny, opalony i elegancko ubrany rażąco odcinał się od umęczonych urzędników w szaroburych garniturach, zwracał uwagę dziennikarzy. Zwłaszcza że na początku robił wszystko, by unikać rozmów z mediami. Po pierwszej sesji Rady Miejskiej w Łodzi zagadywany o to, jaka będzie jego rola, wyglądał na zawstydzonego. Z opresji wybawił go świeżo zaprzysiężony prezydent Kropiwnicki. - Pan Grzegorz Kaźmierczak będzie moim asystentem - uciął pytania.

Szybko Kaźmierczak awansował na prezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Trudno dziś powiedzieć, czy posadę dostał "za zasługi w kampanii", czy Jerzy Kropiwnicki miał zbyt krótką ławkę kadrową i dlatego tam skierował swojego asystenta. Warto przypomnieć, że obecny prezes objął firmę na skraju upadku, a zamienił ją w jedną z niewielu spółek miejskich przynoszących regularne zyski.

- Ileż się nawalczyłem z ludźmi, nie mogli zrozumieć, że w pracy mają wyglądać schludnie. Ogoleni, czyści, ubrani w czyste i estetyczne kombinezony - opowiadał z nutką dumy Kaźmierczak. - Nasza firma świadczy usługi dla mieszkańców, więc jej pracownicy są jakby wizytówką. Nie mogą wyglądać jak lumpy.

W upiększaniu przedsiębiorstwa poszedł dalej. Zamówił dla MPO hymn o "Tęczowej śmieciarce". Utwór napisał Aleksander Kawecki z zespołu No To Co.

Na stronie internetowej www.jakosc.mpolodz.pl/jakosc w zamówionym pochwalnym artykule można wyczytać: "Prezes "pomalował swój i pracowników świat na żółto i na niebiesko". Tymi kontrastującymi barwami przyciągają wzrok należące do przedsiębiorstwa budynki (zarówno zewnętrzną kolorystyką, jak i wewnętrznym wykończeniem) oraz ubrania robocze. - Wszyscy pracownicy pilnują swojego stroju służbowego - twierdzi Grzegorz Kaźmie-rczak. - Początkowo mieliśmy pewne problemy, by przekonać podwładnych do noszenia jednolitych uniformów, zwłaszcza pracowników administracji. Ale dziś już wiemy, że każdy element modernizacji w firmie wymaga rozmowy z pracownikami, by nie czuli, że coś się dzieje ponad ich głowami". Do artykułu dołączono zdjęcie prezesa Kaźmierczaka w letnim garniturze écru i takiegoż koloru butach w... wysprzątanej do błysku sortowni śmieci.

"Sprząta nieuczciwą konkurencję"

Na tej samej stronie można znaleźć zdanie: "Jednak ostatnie pięciolecie w MPO-Łódź pokazuje, że firma ma wielki potencjał, by sprzątnąć... nieuczciwą konkurencję". Teraz można mieć wątpliwości, jakimi metodami prezes Kaźmierczak dźwignął MPO z upadku, bo przedmiotem prokuratorskiego dochodzenia są także nieprawidłowości w przetargach. Śledczy wyjaśnią, na jakiej zasadzie zarząd MPO sprzedawał do niewielkiej firmy z Czarnej Białostockiej posortowane plastikowe odpady, które ta odsprzedawała za wyższe stawki. W magistracie plotkują, że firmę w Czarnej prowadzi bliska osoba ślicznej blondynki - pani Kasi. Pani Kasia z kolei od lat jest bliska prezesowi Kaźmierczakowi.

Dość plotek. Fakty są takie, że bez lukratywnych zleceń z miasta, choćby na odśnieżanie, kondycja finansowa MPO nie byłaby tak dobra. Oczywiście pod słowem "zlecenia" kryją się wygrane przez spółkę przetargi, ale wieść niesie, że niejeden raz do ogłaszających te konkursy były telefony z MPO z sugestiami "dobrze by było, gdybyśmy wygrali". Ale w gminnych kamienicach czy instytucjach MPO wcale nie jest monopolistą. Dlaczego? Ze względu na ceny, bo firma Kaźmierczaka uchodzi w Łodzi za jedną z droższych, a wszyscy potrafią liczyć. Choć sam prezes lubi z męczeństwem podkreślać, że wziął na siebie najtrudniejszych klientów, czyli indywidualnych.

- Interes żaden, tylko koszty wysokie. W spółdzielni to są zyski - kwituje pytanie, dlaczego to trudny klient.

Trudno oceniać menedżerskie talenty prezesa MPO [sam siebie nazywa "menedżerem na majątku gminy" - przyp. red.], ale nawet jego koledzy mówią, że posada prezesa jest dla niego lekiem na kompleksy. Właśnie małomiasteczkowymi kompleksami tłumaczą pracownicy magistratu blichtr i przepych, jakim lubi się otaczać Kaźmierczak. Z lubością opowiada o podróżach na Bliski i Daleki Wschód. Jego gabinet w spółce śmiało może konkurować z gabinetami możnych tego świata: skórzane kanapy, globus, potężne biurko, popiersie Józefa Piłsudskiego i flaga MPO. I jeszcze podwójne, wyciszane drzwi, zupełnie jakby wewnątrz zapadały strategiczne dla ludzkości decyzje. Śmieszne to, ale zdaniem znajomych Grzegorz Kaźmierczak taki właśnie jest.

- Uwielbia blichtr, lubi się stroić, garniturów ma chyba setkę i godzinami potrafi opowiadać o dobieraniu kolorów, fasonów i wzorów - mówi jego bliski znajomy. - Ani te jego garnitury ładne, ani eleganckie, ale Grześ uważa się za arbitra elegancji i dobrego smaku. Ponoć robi sobie także manicure. I to regularnie.

Prezes MPO lubi także sławę. Uwielbia bywać, brylować, szczególnie jeśli wokół są dziennikarze. Jako szef MPO nie ma wielu okazji do autopromocji, dlatego chętnie pokazuje się podczas wszystkich miejskich imprez: otwarcie płyty postojowej na lotnisku, strażnicy straży pożarnej, powitanie komendanta policji czy wizyta prezydenta RP. A nuż kamera pokaże i będzie można zaimponować sąsiadom? Na stronie internetowej spółki w pewnym momencie były bodaj trzy zdjęcia prezesa, na Boże Narodzenie można było wysłuchać (także na tej stronie) składanych przez niego życzeń. Zabawne? Raczej śmieszne.

Stuligrosz

Grzegorzowi Kaźmierczakowi na pewno imponuje władza. Dlatego tak chętnie przylgnął do Jerzego Kropwinickiego. Asystuje mu podczas oficjalnych wizyt, spotkań z politykami z pierwszych stron gazet, prezydentem i premierem RP. Chyba wszyscy w Łodzi pamiętają prezydencki wieczór wyborczy z 2005 roku i głowę Kaźmierczaka, wystającą zza pleców Lecha Kaczyńskiego. Prezes MPO ma ambicje polityczne? Raczej nie. Co prawda za rządów PiS krążyła po Łodzi plotka, że Kaźmierczak awansuje na wiceministra ochrony środowiska, jako spec od ekologii.

- Bzdura, to nie dla Grześka. Nie nadaje się na człowieka z pierwszej linii, woli trzymać się z tyłu, za mocnym liderem - mówią dobrze zorientowani. - Coś zorganizować, załatwić nieoficjalne spotkanie, wizytę, w tym jest świetny.

Kaźmierczak lubi też pieniądze. Jako prezes MPO zarabia świetnie, bo prawie 260 tys. zł rocznie. Do tego ma jeszcze nieruchomości w Łasku, z których także ma spory dochód. A za swoją lojalność względem prezydenta jest hojnie nagradzany premiami i nagrodami za dobre wyniki spółki. Ale ci, co go znają, podkreślają, że jest "stuligroszem". W towarzystwie - ostatni, który zaprasza i funduje. Przeciwnicy polityczni złośliwie mówią, że oszczędność Kaźmierczakowi się opłacała. Będzie miał na adwokatów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Eurowybory 2024. Najważniejsze "jedynki" na listach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto