Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gwiazdy Holiday on Ice w Gąbinie

Andrzej Chyliński
Michelle jest Angielką, Marcin urodził się w Łodzi. Oboje byli łyżwiarzami figurowymi. Startowali w konkurencji par tanecznych, ale nie byli parą. Zarówno na lodowisku, jak i poza nim.

Michelle jest Angielką, Marcin urodził się w Łodzi. Oboje byli łyżwiarzami figurowymi. Startowali w konkurencji par tanecznych, ale nie byli parą. Zarówno na lodowisku, jak i poza nim. Aż spotkali się w zawodowej rewii Holiday on Ice. Dziś Michelle i Marcin Głowaccy są małżeństwem, mieszkają w Gąbinie i czekają, aż zamarznie pobliskie jezioro, by zatańczyć swój program dowolny

Tej zimy nie było jeszcze takich mrozów, które skułyby wody Jeziora Zdworskiego i można by było bezpiecznie na nim stanąć. Ale gdy Michelle i Marcin obchodzili dwa lata temu swoją pierwszą Gwiazdkę w niewykończonym jeszcze domu w Gąbinie, lód na jeziorze był.

– Złapaliśmy łyżwy, wskoczyliśmy do samochodu i po pięciu minutach już jeździliśmy – mówi Michelle. – Zamiast muzyki grał nam wiatr, a jeśli ktoś się nam przyglądał, to najwyżej ptaki. Takie chwile wspomina się cieplej niż niejeden, nawet bardzo udany występ, nawet taki z brawami na stojąco. Świeciło słońce, a ja byłam szczęśliwa, że znalazłam się w tak pięknym miejscu na ziemi.

Droga, przede wszystkim Michelle, do swego domu na Mazowszu była bardzo długa. Michelle Fitzgerald urodziła się w Maidstone w hrabstwie Kent, a jej mama pracowała w YMCA. Tam była sekcja roller skatingu i gdy Michelle miała osiem lat, zaczęła przychodzić na treningi. Choć odnosiła sukcesy, dla niej nie było przyszłości w tym sporcie. Marzyły jej się wielkie zawody, a tej dyscypliny sportu przecież nie było w programie igrzysk olimpijskich.

– Dlatego zaczęłam jeździć na łyżwach – mówi Michelle. – Najpierw solo, a od 12. roku życia w parach tanecznych. Moim partnerem został starszy o cztery lata Vincent Kyle. Szybko zaczęliśmy odnosić sukcesy, znaleźliśmy się w czołówce par w kraju i często wyjeżdżaliśmy na międzynarodowe turnieje. Postępy pomagali nam robić wyśmienici trenerzy Jimmy Young i Betty Callaway.

W latach 80. oboje trenerzy byli uznawani za jedynych, którzy mogli przygotować tak swoich zawodników, by ci nawiązywali równorzędną walkę z parami radzieckimi. Najsłynniejszą parą Younga byli Karen Barber i Nicky Slater, a spod ręki Callaway wyszli Jayne Torvill i Christopher Dean, tańczący słynne bolero.

– Do tych trenerów ustawiała się wtedy prawdziwa kolejka młodych łyżwiarzy – wspomina Michelle. – Ale to oni sobie wybierali, kogo będą szkolić, a poza tym trzeba było im za to płacić. Ten ciężar musieli wziąć na siebie nasi rodzice. My wkładaliśmy swoje zaangażowanie.

Michelle marzyła o starcie na igrzyskach i gdy były one na wyciągnięcie ręki, Międzynarodowa Federacja Łyżwiarska (ISU) postanowiła zmienić swoje przepisy i dopuścić do startu na olimpiadzie zawodowców, czyli zawodników, którzy kiedyś byli tzw. amatorami, a porzucili ten status, by za swoje występy oficjalnie zarabiać pieniądze. ISU chciała w ten sposób zatrzymać odpływ gwiazd swego sportu, a wtedy przede wszystkim, by kilka z nich znowu pojawiło się na igrzyskach. Ta zmiana sprawiła, że znowu mogła startować nie tylko piękna Niemka Katarina Witt, ale także Torvill i Dean.

– O tym, kto pojedzie na igrzyska, decydowały mistrzostwa Wielkiej Brytanii – mówi Michelle. – Torvill i Dean, choć już byli zawodowcami, wrócili i wygrali z nami. Choć na olimpiadzie wypadli blado, tam wszyscy chcieli ich zobaczyć raz jeszcze.

W 1995 roku to Michelle i Vincent wygrali już mistrzostwa kraju. Na mistrzostwach Europy w Dortmundzie zajęli 16. miejsce, a w Birmingham podczas mistrzostw świata zajęli 18. miejsce.

– Start przed własną publicznością na MŚ był wart lat poświęconych temu sportowi, ale dla mnie ta część przygody sportowej tam właśnie się zakończyła – trochę smutno uśmiecha się Michelle. – Mój partner postanowił zostać trenerem. Musiałam dokonać jakiegoś wyboru, a że w rewii Holiday on Ice zwolniło się miejsce, tam kolejne dwa lata jeździłam jako solistka. To też była przygoda. Z rewią zwiedziłam cały świat, występowałam w pięknych strojach i bez stresu o wynik. I to tam tak naprawdę poznałam Marcina.

Marcin pierwszy raz wyszedł na lód w łyżwach , gdy miał siedem lat, ale nie od razu zapałał miłością do tego sportu. Po roku treningów zrezygnował z nich, ale bardziej wytrwała od niego była wówczas jego dwa lata młodsza siostra Kasia, która też zaczęła jeździć na łyżwach.

– To ona mnie zmobilizowała – przyznaje Marcin. – Gdy miałem 9–10 lat, zgłosiłem się do klubu Społem Łódź. Przeszedłem egzamin i trafiłem do świetnej trenerki Marii Olszewskiej-Lelonkiewicz. Na lodzie miałem kilka partnerek, ale choć z Kingą Zielińską zajęliśmy 9. miejsce na MŚ juniorów, to najdłużej jeździłem z Agnieszką Domańską.

Głowacki i Domańska przez trzy sezony byli najlepszą parą juniorów w Polsce i choć nadal mogli rywalizować z juniorami, zaczęli startować wśród seniorów.

– Na mistrzostwach świata, Europy czy tak jak podczas igrzysk w Lillehammer – zawsze byliśmy gdzieś w połowie stawki – wspomina Marcin. – Gdybyśmy pozostali w tej rywalizacji jeszcze kilka lat, pewnie byśmy byli w pierwszej szóstce, tak jak inne pary z naszej grupy rozgrzewkowej przed największymi imprezami. To taki sport, że na awans trzeba poczekać.

Jednak w 1995 roku do Polski przyjechała rewia Holiday on Ice i Marcin postanowił się do niej zgłosić. Kierownictwo rewii postanowiło wykorzystać okazję, że w Polsce mogą przyciągnąć widzów także występami Polaka, i Marcin dostał główną rolę, którą zachował przez dwa lata.

– Wtedy słabo mówiłem po angielsku, a w rewii towarzystwo było międzynarodowe – mówi Marcin. – Rozglądałem się za znajomymi z tafli sportowej. I zobaczyłem Michelle.

– Przedtem znaliśmy się praktycznie tylko z widzenia – wyjaśnia Michelle. – Wiele razy startowaliśmy w tych samych zawodach i rywalizowaliśmy ze sobą, ale nasze kontakty ograniczały się do zdawkowych pozdrowień.

– Podczas kariery sportowej byliśmy blisko siebie, ale obok siebie – dodaje Marcin. – Dopiero w rewii stopniowo zaczęliśmy się do siebie zbliżać, choć i tu nie występowaliśmy jako para na lodzie.

W 1997 roku odbył się ich ślub. Nie był to jednak ślub na lodzie, choć rewia, przynajmniej jednorazowo, miałaby dodatkową atrakcję. Na ceremonię wybrali stary pałac w rodzinnym dla Michelle Maidstone. Oboje porzucili rewię i osiedli w Anglii. Urodziła im się córka Jade i nie wyobrażali sobie, aby któreś z nich miesiącami było z dala od domu.

Zamieszkali w typowo wiktoriańskim domu w Gilligham i przez następnych blisko 10 lat trenowali dzieci. Marcin miał swoją grupę w Bracknell, a Michelle w Gilligham.

– W Anglii łyżwiarstwo figurowe jest bardzo popularne, a dzieci bardzo chętnie trenują ten sport – mówi Michelle. – Mieliśmy więc pracę, spokojne, poukładane już życie i nie myślałam, by to zmieniać, a tym bardziej opuszczać Anglię i zostać na stałe w Polsce.

Marcin wprawdzie znał okolice Gąbina, bo 20 lat temu to właśnie nad Jeziorem Zdworskim jego rodzice kupili działkę i czasami wpadał tu na wakacje, ale zawsze patrzył na to miejsce tylko pod kątem wypoczynku.

– Kilka lat temu postanowiliśmy zainwestować trochę zarobionych przez nas pieniędzy – mówi Marcin. – Ziemia w Anglii jest droga, a w Polsce była wówczas o wiele tańsza. Kupiliśmy więc działkę na skraju Gąbina. Potem postanowiliśmy postawić na niej jakiś domek. Najpierw myśleliśmy o małym, tylko na wakacje, ale potem ten domek zamienił nam się w dom.

– Latem 2005 roku widzieliśmy, jak rósł na naszych oczach, a gdy go doglądaliśmy podczas budowy, on chyba zaczął nas przyciągać – mówi Michelle. – Wiedzieliśmy, że się nam udał. Oboje z Marcinem cenimy spokój, a w Gąbinie i przy naszym domu tak właśnie jest. Obok jest jezioro i las, z którego pod nasz dom podchodzą dzikie zwierzęta.

Decyzja o wyjeździe z Anglii i przeprowadzce do Gąbina zapadła w parę dni po powrocie z Polski. Najbardziej martwili się o córkę. Miała wtedy osiem lat i nie znała ani słowa po polsku. A tu czekała na nią polska szkoła.

– Jade zawsze była twardą dziewczynką, byliśmy przekonani, że sobie poradzi z nową sytuacją – mówi Marcin.

Sprzedali swój dom, spakowali walizki i tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2005 roku sprowadzili się do Polski. Dom nie był jeszcze wykończony, ale dało się w nim już mieszkać.

– Było w tym bardzo dużo szaleństwa, bo nie mieliśmy żadnego pomysłu, co będziemy robić w Polsce – przyznaje Michelle. – Dlatego na wszelki wypadek zdałam egzamin dla nauczycieli języka angielskiego.

Pierwsza w nowych warunkach chyba najlepiej odnalazła się ich córka. Po dwóch miesiącach mówiła równie dobrze po polsku jak wszystkie inne dzieci w jej klasie, a gdy wracała do domu, do mamy też pierwsze słowa zawsze wymawiała po polsku.

Teraz można powiedzieć, że w Gąbinie powstała mała angielska kolonia. Bo w domu 100 m dalej zamieszkali rodzice Michelle!

– Mój tata ma 69 lat, a mama jest tylko niewiele od niego młodsza – wyjaśnia sytuację Michelle. – Wielu Anglików po przejściu na emeryturę wyjeżdża z kraju. Na Wyspach jest dla nich za drogo. Najczęściej na starość wybierają Hiszpanię lub Portugalię, gdzie jest przede wszystkim taniej. Moi rodzice też postanowili wyjechać, a że akurat zaraz potem, gdy my tu się sprowadziliśmy tuż obok był dom na sprzedaż, wybrali Polskę. Może trochę z przekory, by nie być tacy jak inni, ale przede wszystkich chyba dlatego, by wciąż mieć kontakt ze mną i moją rodzinką.

Dzięki temu widujemy się teraz niemal codziennie, a oni odwiedzają się z rodzicami Marcina, którzy też opuścili Łódź i zamieszkali w Gąbinie.

Michelle w pierwszym roku po przyjeździe uczyła angielskiego w szkole językowej w Płocku. Teraz ma swoją własną szkołę języka angielskiego w Gąbinie, którą nazwała Anglomania. Jest jedynym native speakerem w mieście, co cenią sobie jej uczniowie.

– Prowadzę lekcje indywidualnie lub w grupach, najwyżej trzyosobowych – mówi Michelle. – Uczniowie przyjeżdżają do mnie lub ja dojeżdżam do nich.

Marcin pracę znalazł w Warszawie. Jest instruktorem łyżwiarstwa na lodowisku, które znajduje się w centrum handlowym Promenada.

– Pracuję około sześciu godzin dziennie, co oznacza, że nawet z doliczeniem czasu na dojazdy, wcale nie ma mnie poza domem więcej czasu niż ludzi pracujących gdzieś bliżej – mówi Marcin. – Robię to, co lubię, a gdy przychodzi zima, chętnych do nauki jazdy na łyżwach przybywa. Może po kolejnej edycji telewizyjnego show "Gwiazdy tańczą na lodzie" będzie ich jeszcze więcej. Tak jak stało to się w Anglii, gdzie dopiero po drugiej edycji tego programu nastąpił boom na ten sport. Zobaczymy...

Michelle i Marcin są zadowoleni ze swego wyboru, choć sporo z ich angielskich oszczędności już się rozpłynęło. Ich dom z zewnątrz niczym nie wyróżnia się od innych w okolicy. W środku też chyba niczym specjalnym, no, może poza tym, że w telewizji ogląda się przede wszystkim angielskojęzyczny serwis BBC. Po ogródku biegają dwa psy. Jeden to przywieziony z Anglii sznaucer olbrzymi imieniem Boris, a drugi – polski kundelek Reks. Są też dwie kaczki, ale za ogrodzeniem, którego nie może przeskoczyć Reks.

Z trzech samochodów Głowackich uwagę zwraca przede wszystkim land rover z prawostronnym układem kierowniczym.

– To miłość Marcina – śmieje się Michelle, a on dodaje: – Nad jeziorem mam jeszcze jedną: to regatowa łódka klasy 420. Lubię spokój, ale czasem potrzebuję trochę szaleństwa i przygody. Stąd taki samochód i ta wyścigowa łódka na jeziorze.

W Płocku jeszcze nie ma lodowiska całorocznego. Ale to na sezonowym poprzedniej zimy zatańczyli Michelle i Marcin. Był to tylko pokaz w ramach promocji szkoły, w której pracowała Michelle, ale dzięki temu ludzie dowiedzieli się, że w ich okolicy mieszkają tak dobrzy sportowcy, a także, że można nie tylko wyjeżdżać z Polski do Anglii, ale również z Anglii do Polski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto