Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historie z budki wzięte

Mariusz Najwer
Budki telefoniczne przed dworcem PKP Wrocław Główny. W takich miejscach wciąż są przydatne Fot. Tadeusz Szwed)
Budki telefoniczne przed dworcem PKP Wrocław Główny. W takich miejscach wciąż są przydatne Fot. Tadeusz Szwed)
Co druga budka telefoniczna zniknie z polskich ulic. Dlaczego? Bo mało kto z nich korzysta. Standardowa budka telefoniczna ma wymiary 100/100/250 cm.

Co druga budka telefoniczna zniknie z polskich ulic. Dlaczego? Bo mało kto z nich korzysta.

Standardowa budka telefoniczna ma wymiary 100/100/250 cm. Zbudowana ze szkła i metalu, a w środku automat do prowadzenia rozmów na odległość.
- Pamiętam, jak Radio Zet nadawało program, w którym śpiewało się do podkładu muzycznego - pisze Tomasz, autor bloga Tompek.bloog.pl. - Co tydzień ustawiałem się z kolegą przed budką i próbowaliśmy swoich możliwości. Raz nawet wygraliśmy. Wykonaliśmy jako duet jeden z przebojów Ace of Base. To były czasy. Palec bolał od kręcenia tarczą, bo do radia ciężko było się dodzwonić. Dzisiaj nikt już nie śpiewa w budkach telefonicznych. Nie ma też kolejek - wspomina.

Kolejki? A jakże. Czas, który trzeba było odstać, czekając na rozmowę, uwiecznił nawet Stanisław Bareja w legendarnym "Misiu". Bohater grany przez Bronisława Pawlika dostaje zlecenie od Rysia (Stanisław Tym): zadzwonić z budki o konkretnej godzinie. Przed wyjściem załatwia się "na zapas". Po co? "Jak się stanie przy cholernej budce, to można zamarznąć jak pies" - tłumaczy w filmie. I nie myli się. Dobiega do brudnej, pordzewiałej kabiny z wybitą szybą. Nie działa. Znajduje telefon w najbliższej aptece. Przeciska się między ludźmi i udaje mu się zadzwonić bez kolejki. Kiedy rozmawia, na swoją kolej czekają następni. W środku i na zewnątrz stoi w sumie 121 osób.
- Pamiętam, jak oczekujący na rozmowę rozbili budkę przy placu Grunwaldzkim - wspomina prof. dr hab. Wojciech Witkiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu. - Była ogromna kolejka, a w środku romansowali przez telefon młodzi ludzie. To były czasy, gdy z budek wzywało się np. pogotowie lub policję. Zniecierpliwieni czekaniem ludzie z wściekłości zniszczyli aparat - dodaje.

Budka pełna uniesień
Dzisiaj przed budkami kolejek się nie uświadczy. Statystyki Urzędu Komunikacji wskazują, że przynajmniej raz w miesiącu z publicznego aparatu korzysta zaledwie jeden na 25 Polaków. 92 procent deklaruje, że ma komórkę lub korzysta z telefonu w domu, biurze albo u sąsiada.
Budki przydają się nadal bezmyślnym dowcipnisiom, którzy korzystają z nich, by "ostrzec" przed bombą rzekomo podłożoną w szkole czy urzędzie, albo wariatom. Marcin Koper, emerytowany policjant z Mysłowic, wspomina jegomościa, który nękał telefonami z budki jego komendę, a przy okazji również straż pożarną i pogotowie ratunkowe.

- Na zmianę zapewniał, że się zabije, kogoś zabije albo po prostu żalił się na pogodę - opowiada. - Dzwonił od kilkunastu do kilkudziesięciu razy dziennie! Doszło do tego, że rozpoznawał po głosie wszystkich oficerów dyżurnych w komendzie. I mówił, na przykład: "O, cieszę się, że to pani, pani Moniko. Pani jest fajna. Bo tego pana Tadeusza to ja nie cierpię. Wie pani co? Kupiłem właśnie w Makro organki. Wieczorem będę grał disco polo. Wpadnie pani?". W końcu straciliśmy do niego cierpliwość, wysłaliśmy po niego patrol. Zwykle stał w tej samej budce telefonicznej. Chłop miał sprawę karną, a w końcu zajął się nim lekarz i się uspokoiło.

W senniku na stronie Sennik.org.pl budka oznacza przyjemność i korzyść po wielu denerwujących przejściach. W niektórych przypadkach to się potwierdza. Marek z Bytomia będzie tęsknił za żółtą budką na ulicy Dworcowej, w której przed dwoma laty zamknął się z dziewczyną. Najpierw zatelefonował do rodziców, że nie odwiedzi ich na kolacji, a potem uczynił to, co zwykle dorośli czynią w sypialni.
- Do dziś nie wiem, co było lepsze: seks czy ten dreszczyk emocji. Z Agnieszką miałem krótki, ale bardzo burzliwy romans. Zawsze ciągnęło ją do szalonych numerów - opowiada. - Tylko jakim cudem nie zgarnęła nas wtedy policja? Widziało nas sporo ludzi, przecież to główna ulica, do tego nie było jeszcze zbyt ciemno, a my byliśmy dość hałaśliwi.

Okienko jak w windzie
Miejscem narodzin budki telefonicznej jest Wielka Brytania. To w Londynie, przed budynkiem Staple Inn przy ulicy High Holborn, postawiono pierwsze tego typu urządzenie. Przed stu pięcioma laty.
Do Polski publiczne aparaty dotarły w okresie międzywojennym. Rozmowa kosztowała wtedy 5 groszy i mogła trwać w nieskończoność. Do połowy XX wieku możliwe były tylko połączenia lokalne. Wszystkie inne trzeba było zamawiać na poczcie. W Warszawie, aby zadzwonić z jednego koń-ca miasta na drugi, należało wykręcić numer kierunkowy 09 lub 10.

Jedna z pierwszych polskich budek stoi we Wrocławiu.
- Dostaliśmy ten egzemplarz z Jeleniej Góry - wyjaśnia Jadwiga Bartków-Domagała, dyrektor wrocławskiego Muzeum Poczty i Telekomunikacji. - Zbudowana w latach 20. budka zdobi teraz wejście do naszego muzeum. To nasza duma - dodaje pani dyrektor.
Faktycznie, zabytkowy aparat publiczny robi wrażenie. Na pierwszy rzut oka przypomina windę, za sprawą wąskiego okienka w drzwiach grubych na cztery palce. Wygłuszona od środka konstrukcja chroni przed ulicznym zgiełkiem. Ze ściany wystaje deska, na której można było spocząć w czasie rozmowy. Sam telefon nie jest, niestety, zabytkowy.
- Oryginał nie przetrwał wojny - z żalem tłumaczy pani dyrektor.

Desperat kolekcjoner
Po wojnie automaty przyjmowały już nie 5, ale 50 groszy. I wciąż wzbudzały zaciekawienie. Kolejkom nie było końca. Ludzie dzwonili do znajomych tylko po to, by powiedzieć, że telefonują z budki!
Na przełomie lat 60. i 70. dzwoniący po raz pierwszy usłyszeli w słuchawce głos: "Proszę wrzucić monetę". Ci mniej zorientowani próbowali nawet rozmawiać z automatycznym nagraniem. Jedni pytali, ile monet mają wrzucić, inni awanturowali się, że wrzucili pieniądze, ale z drugiej strony nikt nie odpowiada.

Potem wprowadzono ograniczenia czasowe i nikt nie mógł już gadać w nieskończoność. A jeszcze później monety zastąpiono żetonami: A, B i C.
- Kombinatorzy zapychali automaty zmieloną kartką papieru - przypomina sobie Waldemar Forysia, naczelnik komisariatu policji Stare Miasto we Wrocławiu. - Żetony, zamiast wpadać do środka, zatrzymywały się w połowie drogi, by wylądować potem w kieszeni złodziejaszka. Z kolei w czasach plastikowych kart magnetycznych na budki ruszyli kolekcjonerzy desperaci. Rano blokowali sloty na karty, a wieczorem wyciągali zdobycz i dołączali do swoich kolekcji. Karty zdobione były wtedy rysunkami i zdjęciami osób i rzeczy z całego świata - wyjaśnia naczelnik.

Właśnie w tamtych latach dzięki budce telefonicznej Maciek, elektronik z Katowic, znalazł żonę. Anię poznał na plaży w Międzywodziu. Ona była ze Świnoujścia, on z drugiego końca Polski. Przed powrotem do domów obiecali sobie, że to nie koniec ich znajomości. Ale wtedy nie było jeszcze darmowych rozmów przez komórkę. Maćka nie było też stać na częste telefonowanie ze Śląska na Pomorze. Skonstruował więc urządzenie, dzięki któremu mógł dzwonić za darmo z budki.
- Przewód zasilający sygnał telefoniczny nie był zbyt dobrze zabezpieczony - opowiada. - Podpinałem do niego swój telefon z zasilaniem i omijałem aparat na kartę. Wiem, że brzmi to jak opowieść MacGyvera, ale mój hakerski numer był prosty jak budowa cepa. Dzięki niemu rozmawiałem z Anią prawie codziennie. Miałem swoją upatrzoną budkę, przy której, na wypadek patrolu policji, czatował mój brat. Dziś Ania jest moją żoną. I dorobiliśmy się już telefonów z darmowymi numerami do siebie...

Wilki jakieś
Od lat 70. automaty były osłonięte tylko daszkiem lub różnego rodzaju półkabinami. Pojawiały się najczęściej w miejscach o dużym natężeniu ruchu, np. na dworcach lub w centrach handlowych. Jedna z takich "budek" zapadła w pamięć milionom Polaków. Pojawiła się w filmie "Nic śmiesznego" w reżyserii Marka Koterskiego.
To bardzo niska osiedlowa budka, przed deszczem i wiatrem chroni człowieka tylko żółta kopuła. Aparat jest starszej generacji, z kołowrotkiem do wybierania numerów. Bohater Adam Miauczyński (w tej roli Cezary Pazura) musi się schylać i wyginać, żeby przyłożyć ucho do słuchawki i wyraźnie słyszeć rozmówcę. A jest nim aktor, któremu Miauczyński chce zaproponować rolę w swoim debiutanckim filmie. Pod wpływem emocji moknąca postać Pazury wypowiada wtedy jedne z najpopularniejszych słów w historii polskiego kina lat 90.: "To ch*** ci w d***, stary! Ja tu na deszczu moknę! Wilki jakieś!". Niektórzy tylko dla tej sceny chodzili na film po kilka razy.

Powstało też bardzo wiele filmów amatorskich, w których aparat publiczny odgrywa ważną rolę. Na portalu Youtube.com znajdziemy m.in. film zatytułowany "Ania tańczy". Tanecznie uzdolniona młoda blondynka wygina się tu w rytm muzyki, skacząc po czterech budkach. Automaty stoją w centrum miasta. Ania tańczy na budkach bez skrępowania, mimo tłumów, które jej się przyglądają. W innej amatorskiej produkcji, "Verti budka", nastolatek bawi się w lekkoatletę: skacze z daszku budki na trawnik, robiąc przy tym salto w tył.

Rajskie wrota
Inspiracjom budką telefoniczną nie widać końca. W październiku ub.r. w jednej z warszawskich galerii sztuki zorganizowano wystawę obrazów Henryka Laskowskiego, znakomitego malarza i grafika. Artysta z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem nie ukrywa swojej fascynacji budką.
- Przez trzy lata mieszkałem we Francji, w pierwszej połowie lat 80. Rozmowa z budki była wtedy jedyną szansą na kontakt z rodziną. Stąd ten sentyment - wspomina Laskowski. Jednak najbardziej urzekły go budki angielskie: - Te we Francji były całe przeszklone, brakowało w nich intymności. Za to brytyjskie mają charakterystyczny czerwony kolor i są zabudowane kratami - dodaje.
Nie tylko Laskowski czerpie pomysły prosto z budki. W kultowym filmie "Matrix" braci Wachowskich służy ona bohaterom do ucieczki z wirtualnego świata do szarej, ale bezpiecznej rzeczywistości.

Tych, którzy doceniają wartość "rozmównicy", można by wyliczać w nieskończoność. To np. popularna na całym świecie pisarka Joanne Kathleen Rowling - autorka bestsellerów o przygodach młodego czarodzieja Harry'ego Pottera. W jej książkach budka telefoniczna jest zakamuflowanym wejściem do Ministerstwa Magii. Bajkowe postaci mogą dzięki niemu z mało atrakcyjnego kraju mugoli przedostać się do barwnego, magicznego świata.
W Hollywood powstał nawet film ("Telefon"), którego akcja rozgrywa się tylko i wyłącznie w budce telefonicznej. W obrazie zadebiutował Colin Farrell, który dziś znajduje się w czołówce światowych gwiazd filmu. Wcielił się w bohatera uwięzionego przez snajpera w kabinie budki, w centrum miasta.

Strzał z komóry
"Telefoniczna rezerwacja biletów" to tytuł popularnego skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju. Scena ma miejsce przy okienku rezerwacji telefonicznych na dworcu PKP. Pasażer jest zdziwiony, gdy nie może zarezerwować podróży do Mławy osobiście, a jedynie przez telefon.
- Czyli jak wyjdę przed dworzec, gdzie stoi budka telefoniczna, i z niej zadzwonię, to pan mi zarezerwuje? - dopytuje.
- No, tak - odpowiada kasjer. [...]
- Czekaj, ja cię załatwię, dziadygo kolejowa - odgraża się podróżny. - Z komóry cię załatwię! - dodaje.
To prorocze słowa, bo właśnie przez dostępność komórek do końca 2009 r. w całej Polsce zostanie zlikwidowanych 35 tys. publicznych aparatów. Utrzymanie ich przestało się opłacać.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto