Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Intymnie o Pałacu Kultury i Nauki. „Nie chciałam pisać o architekturze” [rozmowa NaM]

Karolina Kowalska
Intymnie o Pałacu Kultury i Nauki. - Nie chciałam pisać o architekturze
Intymnie o Pałacu Kultury i Nauki. - Nie chciałam pisać o architekturze Jacek Łagowski/Stowarzyszenie Koncentrat
- Sztuka zawsze wzbudza emocje. Mam jednak wrażenie, że dyskusje budzą głównie spektakularne realizacje, takie o których jest głośno w mediach, bo np. znacząco zmieniają otoczenie. Tak jest też z Pałacem - mówi nam Beata Chomątowska, autorka książki "Pałac. Biografia intymna". Warto do niej zajrzeć, nawet gdy myślimy, że wiemy o "Pekinie" wszystko. Dlaczego?

Dzięki Pani książce „Pałac. Biografia intymna” odkrywamy na nowo historie PKiN, poprzez losy ludzi związanych z tym budynkiem. Można więc powiedzieć, że jest Pani swoistą akuszerką odrodzenia się Pałacu w naszej świadomości w nowej perspektywie.

Książka pokazuje Pałac nie tylko od narodzin, ale też od poczęcia, więc może coś jest na rzeczy. Ale przede wszystkim, chciałam po prostu przywołać mniej znane historie związane z powstaniem PKiN, które wydały mi się ciekawe. Nie miała to być książka architektoniczna. Paradoksalnie Pałac, choć o jego istnieniu wie chyba każdy mieszkaniec Polski, jest budynkiem wciąż mało znanym, narosło też wokół niego wiele mitów, które w toku opowieści weryfikuję. Punktem wyjścia były jednak poszczególne historie z Pałacem w tle.

Jak wyglądały początki Pani pracy?

Miałam kilka zalążków – dwie lub trzy historie postaci, których tropem chciałam pójść. Jednocześnie chciałam, żeby całość pokazywała w spójny sposób sześćdziesiąt lat Pałacu, niekoniecznie w klasycznej, chronologicznej formie. Był taki moment, że myślałam nawet, że uda się je wpisać w topografię budynku - rozrysowałam sobie jego plan, wpisując w niego poszczególne rozdziały. Ale szybko doszłam do wniosku, że to nietrafiona droga, działanie trochę na siłę.

Wspomniała Pani o mitach unoszących się wokół Pałacu. Które Pani zdaniem są najtrwalsze?

Najbardziej zaskakuje mnie żywotność mitu związanego z podziemiami PKiN, gdzie rzekomo znajdziemy ciągi tajnych korytarzy, w tym ten prowadzący do Domu Partii, bocznicę kolejową i tym podobne. To są rzeczy, które były już wielokrotnie weryfikowane jako miejskie legendy, ale w wyobraźni wielu ludzi nadal trwają. Często pojawiają się także opinie, że Pałac jest niczym sowiecki tort. Nie jest to do końca prawda, na jego architekturę trzeba patrzeć bardziej kompleksowo. Wszak ekipa architektów, projektująca PKiN, z Rudniewem na czele, jeździła w międzywojniu do USA i inspirowała się drapaczami chmur, które powstawały w Ameryce. Zresztą „wysotki”, zainspirowane tamtejszą architekturą, powstały także w Moskwie. Więc bryłę Pałacu można czytać na różne sposoby, a nie tylko przez pryzmat daru od Sowietów.

Pałac jest uznawany za jedno z najbardziej spektakularnych dzieł estetyki socrealizmu w Warszawie. Estetyki przez lata znienawidzonej przez Polaków. Czy Pani zdaniem, wraz z upływającym czasem, ta architektura może zacząć się podobać?

Już się podoba. Grzegorz Piątek i Jarosław Trybuś od dawna piszą i pokazują nową architekturą warszawską, powstałą po 1945 roku, w sposób wolny od historycznych uprzedzeń. Z perspektywy 20-30 latków, socrealizm jest ciekawy, egzotyczny, trochę zabawny. Nie rozumiem, jak coś tak groteskowo przerośniętego może budzić grozę, a nie uśmiech. Jednocześnie warto pamiętać, że socrealizm to ostatni okres, kiedy planowano kompleksowo, myśląc również o zieleni wokół, o zapleczu infrastrukturalnym, drogach dojazdowych, zintegrowaniu danego projektu z resztą miasta. Takie argumenty padały również ze strony polskich architektów podczas dyskusji o projekcie Pałacu, jednak z powodów politycznych niewiele mogli zdziałać. Zwracali na przykład uwagę na zbytni ogrom placu Defilad. Doskonałym przykładem dbałości o spójność architektury może być natomiast zabudowa ulicy Andersa, gdy podczas jej rozplanowywania strażacy ustawiali w miejscu planowanych brył wieże strażackie, zaś architekci sprawdzali przez lornetki z praskiego brzegu Wisły, czy nowe bloki nie zakłócą panoramy Starego Miasta. A to był rok 1955! Mieszkania w socrealistycznych murach są teraz poszukiwane na rynku. Socrealizm jest trochę jak egzotyczny ptak, już nie spotykany.

Oprócz mitów, wokół Pałacu jest także mnóstwo emocji. Architektura potrafi podgrzać temperaturę niejednej dyskusji. Dlaczego tak się dzieje?

Najwyraźniej nie jest nam obojętne, gdzie mieszkamy i w czym. To dobrze, zwłaszcza że często zapomina się, iż architektura jest sztuką. Specyficzną, bo taką, w której jednocześnie się żyje. Sztuka zawsze wzbudza emocje. Mam jednak wrażenie, że dyskusje budzą głównie spektakularne realizacje, takie o których jest głośno w mediach, bo np. znacząco zmieniają otoczenie. Tak jest też z Pałacem. W jego wypadku dodatkowo dochodzi jeszcze naznaczenie polityczne, fakt, że jest darem Związku Radzieckiego. To na pewno jakoś na nim ciąży. Obrósł od razu mnóstwem znaczeń. A także – przez wiele dziesięcioleci był najwyższym budynkiem w Warszawie. Bardzo spektakularny, widoczny, ustawił od razu postrzeganie i odczuwaniem przestrzeni wokół niego. Wyznaczył na mapie stolicy nowe centrum miasta.

Jednak opinie o Pałacu są podzielone. Jedni go kochają, inni nienawidzą.

To jest tak jak ze wszystkim, na co patrzymy. Nie wierzę w do końca obiektywną rzeczywistość. Pani patrzy na budynek muzeum Polin, w którym rozmawiamy i projektuje na niego swoją wiedzę i swoje wyobrażenia, ja patrzę i widzę zapewne coś nieco innego. Ale koniec końców to tylko budynek. Tak jak Pałac. Nie ma w nim żadnej magii ani mocy, tylko każdy kto na niego patrzy, nadaje mu swoje własne znaczenie, związane z osobistą pamięcią, wspomnieniami, mentalnością, percepcją. Z pisarskiej perspektywy fantastyczne, że PKiN coś takiego prowokuje i jednocześnie wchłania w siebie. W jego mury wpisana jest utpijność planów, zamierzeń budowniczych stolicy i zwierzchników zza Bugu. Jak pisał w wierszu Brzechwa, a Karol Małcużyński w tekstach prasowych, Pałac istniał zanim został zbudowany, od początku wokół jego budowy narastała aura świętości, wspaniałości. Powtarzano to w kółko i ludzie - chcąc nie chcąc - taką narracją nasiąkali, ale też buntowali się przeciw niej. Budynek stopniowo wrósł w tkankę miejską, obrósł indywidualnymi doświadczeniami, oswojono się z nim. Teraz większość warszawiaków ma z nim osobiste, dobre doświadczenia – randka, pływanie, kino, wycieczka do Warszawy i wjazd na 30 piętro.

A jakie jest Pani pierwsze doświadczenie z Pałacem?

Nie łączą mnie z nim szczególne wspomnienia, dlatego, że nie wychowywałam się w Warszawie, choć mieszkam tutaj już od dekady. Jestem z Krakowa, urodziłam się tam i żyłam przez dwadzieścia kilka lat. Z tej perspektywy możliwość napisania książki o najważniejszym warszawskim symbolu była dla mnie podwójnie kuszącym wyzwaniem. Pałac kojarzył mi się z Dworcem Centralnym i przyjazdami do stolicy – był pierwszym budynkiem, który napotykało się po wyjściu z peronów. Oczywiście na swój sposób też fascynował. Lubię wysokie budynki, architektoniczne utopie – im dziwaczniej, tym lepiej.

Skąd ta fascynacja?

Nie mam pojęcia, może to pociąg do utopii, która jest w nie wpisana – chęć sięgnięcia nieba, począwszy od wieży Babel? Dawniej miewałam sen, którego akcja rozgrywała się w nieznanym mieście, a kończyła, gdy zbliżałam do bardzo wysokiego budynku, który nagle zaczynał się rozpadać, po czym następowała zagłada, być może trzecia wojna światowa – no i przebudzenie.

Która z ludzkich historii opisanych w książce najbardziej Panią zafascynowała?

Trudno wybrać, bo wszystkie były ważne. Niezmiernie ciekawa jest dla mnie postać Józefa Sigalina - przez swoją niejednoznaczność. Historia polskiego Żyda z inteligenckiej, artystycznej rodziny, który musiał dokonywać bardzo trudnych wyborów. Często wybierał za niego los – częściowo dlatego po wojnie znalazł się akurat po tej, a nie innej stronie barykady, współpracując z nową władzą. Jego dwaj bracia, też architekci, zginęli, on musiał sobie znaleźć miejsce w nowych czasach. Jaką zapłacił za to wszystko cenę, jak to na nim zaciążyło? Fascynująca postać, o której wciąż niewiele wiemy i nie wiem czy kiedykolwiek dowiemy się wszystkiego. Zwłaszcza, że pozostałe po nim archiwum jest niekompletne.

A jeśli chodzi o sam Pałac?

Najzabawniejsza historia, która zarazem jest w jakiś sposób metaforą ostatnich 25 lat historii Polski, dotyczy Muzeum Komunizmu. Oto zacne grono: architekt Czesław Bielecki, który wcześniej był związany z opozycją, państwo Wajdowie, Fedorowiczowie, wymyślają razem bardzo ciekawy projekt - idea sama w sobie jest fantastyczna – i chcą coś zrobić. I stopniowo wszystko przeradza się w polskie piekiełko, które obserwujemy do dziś. Mamy demokrację, wolność, ale wciąż nie potrafimy sobie jako społeczeństwo pewnych rzeczy poukładać, nie potrafimy wspólnie osiągać celów, które sobie stawiamy, tylko brniemy w kłótnie - personalne albo polityczne, w biurokratyczną niemoc. Przykładem może być właśnie zespół ds. budowy muzeum w Pałacu, który już od momentu powołania go, nie miał szans zrobi nic konkretnego, bo miał za mało pieniędzy i niewystarczającą moc decyzyjną. Zatrudnieni w nim ludzie, którzy chcieli coś zdziałać, męczyli się, zmuszeni głównie do przekładaniem papierów z biurka na biurko. Czuli się bezradni. Tym samym twór, który miał pokazać Pałac w krzywym zwierciadle, trochę go ośmieszyć, pokazać grozę tamtego systemu - zresztą to miało być muzeum komunizmu światowego, nie tylko polskiego – stać się ważnym punktem na mapie muzealnej Warszawy, przerodził się w karykaturę samego siebie oraz idei, jaką reprezentował.

Pałac jest symbolem Warszawy ale chyba można zaryzykować stwierdzenie, że całej Polski i polskiej mentalności. Bo jest w nim i misz masz architektoniczny i brak gustu i ambicje mocarstwowe i kompleksy. Zgadza się Pani?

Tak, odczuwam to podobnie i to na dwóch poziomach. Pisząc książkę, myślałam o Pałacu jak o takim mieszkaniu z portalu ekskluziff.pl, w którym sprzęt i wystrój nawarstwiały się latami, nie ma on nic wspólnego z poczuciem estetyki, a jednak wygląda swojsko, budzi w nas różne wzruszenia, dlatego właściciele nie mają obiekcji, by chwalić się nim w Internecie na portalach nieruchomościowych. Wystana w kolejce boazeria, parkiet, pająk wypleciony na ścianie, meble ze sklejki, potem fotele ze skóry i ława na kawę, teraz Ikea, gdzieś w kącie święty obraz, bombka. Podobnie w Pałacu - jest w nim wszystko. Eklektyczność to w jego przypadku eufemizm. Gdy go projektowano, sklejano go właśnie z takich kawałków - a to nawiązanie do ratusza w Chełmnie, tutaj coś z Sukiennic, coś z Zamku Królewskiego, nawet z nieistniejącej Świątyni Opatrzności Bożej. Stał się sklejanką. Umówmy się, że estetycznie daleko mu do minimalizmu i stylu skandynawskiego. Ale w tym też tkwi jego urok.

A na drugim poziomie?

- Pałac jest budynkiem, do którego można by przyprowadzać dzieci na żywe lekcje historii. Zawarte jest w nim całe ostatnie 60 lat historii Polski. Od samego początku, czyli od daru, podkreślającego zależność od ZSRR, poprzez jeden oficjalny nurt komunistycznej propagandy, zjazdy partii, pochody pierwszomajowe, a z drugiej strony - kontrkultura, Stonesi, Jazz Jambore, Festiwal Młodzieży. Zjazdy esperantystów, działalność instytucji kulturalnych, różne fajne inicjatywy. Potem mamy stan wojenny i z jednej strony żołnierzy z bronią, którzy na piętrach stoją z bronią i wdają się w romanse z pracownicami pałacu, z drugiej panie, które handlują mięsem w toaletach, z trzeciej opozycjonistów, którzy przychodzą do pracy w PAN-ie i jednoczesnie szmuglują bibułę. I msza papieska pod Pałacem i wielki bazar, czyli symbol agresywnego kapitalizmu pierwszych lat po upadku komunizmu i projekt, by tam umieścić giełdę papierów wartościowych i tak dalej. Wszystkie nasze kompleksy, aspiracje, polskie sny o potędze, wszystko dzieje się w cieniu jego wieży. Właśnie tego budynku, który był narzuconym i początkowo znienawidzonym prezentem.

Porusza Pani także bardzo ważny temat gruntów wywłaszczonych od prywatnych właścicieli pod budowę Pałacu i ich obecnych spadkobierców. A wszystko poprzez historię food trucka jednego z nich, który staje na Placu Defilad, zaznaczając fakt, że ta sprawa nadal jest nierozwiązana. Można coś z tym zrobić?

Nie mam pojęcia. To jest kwestia reprywatyzacji, której w Polsce nie przeprowadzono – jak sądzę, głównie z powodów politycznych, z obaw, że będzie dużo roszczeń. Dlatego dekret Bieruta jest nadal w mocy. Było kilka podejść do tej kwestii, ale nikomu nie udało się zrobić nic sensownego. Teraz też, na krótko przed ustąpieniem z urzędu, prezydent Komorowski skierował projekt warszawskiej ustawy reprywatyzacyjnej do Trybunału Konstytucyjnego, wiążąc ręce władzom miasta. Problem byłych właścicieli, którym odebrano grunty w majestacie prawa i mogą się o nie ubiegać tylko, jeśli przy przejęciu popełniono błędy, to prawdziwy węzeł gordyjski. Od dwudziestu paru lat mamy ustrój, w którym prywatna własność jest podstawą i nadal nic z tym nie zrobiono. Z drugiej strony istnieje cała masa cwaniaków, którzy podszywają się pod prawowitych właścicieli, system „czyścicieli kamienic”. To też jest patologia. Nie czuję się na siłach, żeby wygłaszać jakieś porady, ale jasne jest jedno. Trzeba w końcu przeprowadzić reprywatyzację i się tego nie bać. Wszystkie kraje dookoła nas to zrobiły i jakoś nie słychać, by spowodowało to horrendalne kłopoty.

Zobacz też: Wola 44. Zdjęcia z inscenizacji historycznej

Jak Pani dotarła do dawnych właścicieli?

Chciałam się przyjrzeć, jak kiedyś wyglądał kwartał, na którym stoi teraz Pałac, zaczęłam się przyglądać temu obszarowi. Bardzo pomógł mi Ryszard Mączewski z portalu Warszawa1939, który zamieszcza na nim zdjęcia obiektów, fotografowanych tuż przed wojną i jeszcze w jej trakcie przez ówczesny Wydział Gabarytów UM. Są to pojedyncze budynki, trzeba składać je jak rozsypane klocki, żeby zorientować się w przestrzeni, co gdzie stało i jak wyglądało. Przed Pałacem w tym miejscu było sporo interesujących architektonicznie, reprezentacyjnych budynków, ale był to też teren przydworcowy – pełen hoteli na godziny, tanich kin, tancbud, podrzędnych lokali. Jak w każdym większym mieście. Potem jego część weszła w obręb utworzonego przez hitlerowców getta. Istnieje też mit, zgodnie z którym ocalałe po wojnie budynki na tym obszarze poszły pod kilof, bo trzeba było wznieść PKiN. To nie jest do końca prawda - Biuro Odbudowy Stolicy zaczęło wyburzenia już znacznie wcześniej, bo w 1946 roku. Gdy rozpoczynano budowę, wielu budynków już nie było. Rozdział poświęcony temu, co było przed Pałacem, oparty jest na historii właścicieli stojącego przed nim foodtrucka, który ma szyld „Wielka 4”. Ucieszyłam się zauważywszy go, bo wcześniejsze poszukiwania przedwojennych mieszkańców nie dawały większych rezultatów. Potem się okazało, że posiadacze tego punktu co prawda istotnie odzyskali swoją własność, ale też nie do końca są tymi, których szukałam. Reszty nie zdradzę – to tylko jedna z wielu historii związanych z tym miejscem.


Beata Chomątowska (ur. 1976), pisarka i dziennikarka, założycielka Stowarzyszenia Inicjatyw Społeczno-Kulturalnych Stacja Muranów. Pracowała m.in. w krakowskim „Dzienniku Polskim”, „Pulsie Biznesu”, „Rzeczpospolitej”. Obecnie współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym” i Muzeum Historii Żydów Polskich. Jej reportersko-historyczna książka Stacja Muranów otrzymała tytuł Warszawskiej Premiery Literackiej oraz była nominowana do Nagrody im. Jerzego Turowicza i Gwarancji Kultury.


Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto