Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak w Puławach świętowano kiedyś dożynki

redakcja
redakcja
O tym, jak w Puławach świętowano dożynki, opowiada Mikołaj Spóz, regionalista.

Czas płynie szybko. Nie tylko dziś, lecz także w przeszłości. Mijały dnie, miesiące i ledwo skończyła się wiosna, zaraz zboże złociło się na polach i zaraz była jesień. Każda pora roku miała swoje święta, swoje obrzędy. Nie inaczej było na przełomie sierpnia i września.
– Idę na spacer wśród pól i widzę – zboże już takie wysokie. Zaraz minie lato i będą dożynki. Jak ten czas szybko leci – wzdycha Mikołaj Spóz i wyjmuje z pożółkłych kopert stare fotografie, czarno-białe, które dziś są świadectwem epoki, ale też budzą trochę pobłażliwy uśmiech. Widać na nich świat, jaki minął, a może nawet ludzi, których już nie ma. Jednak tradycja przetrwała.
Dożynki dworskie
Pod wysokim krzyżem z piaskowca na puławskiej Kępie, służba rozścielała barwne dywany, ustawiała fotele i krzesła. Dziewczyny ze wsi kwiatami i zielenią z ogródka stroiły miejsca dookoła. Wtedy kolorowe wstążki były dla nich za drogie, a Żyd przechera nie chciał ich dać na kredyt.
W kościele włostowickim już zabrzmiał dzwon i wysypał się z niego tłum barwnych postaci. Zaraz też wyruszyły chorągwie i ksiądz pod baldachimem podtrzymywanym przez zacnych gospodarzy. Szli dostojnie w stronę krzyża na Kępie, gdzie czekali już Adam i Izabela Czartoryscy. Odświętnie ubrani włościanie i kobiety w barwnych spódnicach, nieśli dożynkowe wieńce.
– Dożynki w Puławach opisał bardzo dokładnie w 1829 roku Antoni Amborski, nauczyciel szkoły założonej przez Czartoryską – opowiada Mikołaj Spóz. – Pisał, że po nadejściu uczestników dożynek głos zabierał ksiądz, który w imieniu księstwa dziękował za plon. Ksiądz wyczytywał też nazwiska, albo tylko imiona i przydomki rolników, którzy szczególnie się wyróżnili. Jako pierwszego wymienił wtedy chłopa, który choć sam obarczony dziećmi, przygarnął do domu sierotę. Później chwalił tych, których obejścia były schludne i czyste. Jaśnie pani każdemu z wymienionych wręczała nagrodę wysokości 100 Złotych Polskich, co wtedy było kwotą bardzo dużą.
Po tej części, niejako oficjalnej, były śpiewy na cześć Czartoryskich, składano u ich stóp wieńce dożynkowe i płody rolne. Zarządca Izabeli rozdawał w zamian nasiona warzyw i kwiatów, a służba szykowała stoły z poczęstunkiem dla włościan. Księstwo udawali się do pałacu, a na Kępie trwała zabawa.
Podziękować Bogu
Tradycja dożynek przetrwała. Już Czartoryskich nie było w Puławach, ale za plon zawsze trzeba było przede wszystkim podziękować Panu Bogu.
– We wsiach obyczaj utrzymywał się długo i przetrwał w różnej formie do dziś – opowiada Mikołaj Spóz. – Według pradawnych rytuałów odbywały się żniwa, według nich dziękowano za plony bez względu, kto był oraczem, a kto panem.
Na puławskiej wsi, podobnie jak w innych regionach w okresie międzywojennym to święto odzwierciedlało układ społeczny polskiej wsi. Mało który chłop pracował tylko na swoim i mało któremu by to wystarczyło. Ziemia przeważnie należała do dziedzica i to on był gospodarzem, do którego niesiono dożynkowe wieńce.
– Wieńce plecione z różnych zbóż były poświęcone w kościele, podczas mszy świętej, a później uroczysty orszak wędrował do dworu – opowiada Mikołaj Spóz. – Po drodze śpiewano pieśni obrzędowe. Wieniec przekazywano gospodarzowi, a ten miał obowiązek przygotować poczęstunek dla tych wszystkich, którzy brali udział w żniwach. Oczywiście nie brakło gorzałki, przecież niejeden dziedzic miał własną gorzelnię. Jak sobie towarzystwo podchmieliło, to i znaleźli się odważniejsi, którzy zaczynali „łatkowanie". To były przyśpiewki, w których przyczepiano łatki tym nadzorcom, ekonomom czy pilnującym żniw, którzy szczególnie dali się we znaki żniwiarzom. Niejeden pewnie poczuł się dotknięty, bo i złośliwości nie brakowało. Ale też wiedzieli, że jest taki obyczaj.
Będzie zabawa
Bez względu na okoliczności polityczne i zmieniające się ustroje, tradycja dożynek przetrwała. Oczywiście zmieniał się ich scenariusz, ale zawsze pierwsze plony były świętowane. Władza ludowa przerobiła je jednak na swój sposób.
– Dożynki nie były już tak spontaniczne – zauważa Mikołaj Spóz i pokazuje fotografie, na których święto plonów niewiele odbiega od manifestacji pierwszomajowej. Też niesiono stosowne napisy, często hołdownicze pod adresem rządzących.
– W Puławach przeważnie odbywały się dożynki powiatowe – wspomina. – Przyjeżdżało mnóstwo ludzi no i oczywiście oficjeli z województwa, z komitetów partyjnych. Wcześniej wybierano łąkę, na której się to miało odbyć, budowano trybunę i scenę, na jakiej prezentowały się zespoły ludowe. Chociaż wtedy już księdza nie było, to wszyscy i tak rano szli na mszę, a później dopiero na dożynki – śmieje się Spóz. – Ale też nie było mowy o tym, żeby święcić w kościele te wieńce, które później n niesiono w orszaku dożynkowym. Wszystko odbywało się w niedzielę, bo przecież wolnych sobót nie było.
Zbijano więc naprędce scenę i trybunę, ze świeżych desek budowano stoły i stragany. Ze wszystkich stron przeważnie wozami – bo kto tam wtedy miał auto – ściągały do Puław Koła Gospodyń Wiejskich, zespoły ludowe, które przygrywały po drodze, a i flaszeczka dla kurażu się znalazła. Orkiestry dęte strażackie z Wąwolnicy, Końskowoli, Puław stroiły instrumenty.
Mowy i podziękowania
Najważniejsza osoba z trybuny zagajała. Podnoszony był wkład bratniego Związku Radzieckiego albo partii w urodzaj i plony, jakie zostały zebrane. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych elementy polityczne w takich mowach były zawsze obecne. Mowy były długie, ludzie krzepili się piwem, albo lemoniadą, jeśli udało się ją komuś kupić. Później dziękowano szefom pegeerów, wreszcie rolnikom. Najbardziej zasłużeni otrzymywali dyplomy i podziękowania.
– Zawsze był chleb ze świeżych zbiorów, wieńce przygotowane przez różne sołectwa i wsie. Niejeden sekretarz partii nie wiedział, co z takim chlebem zrobić i to było nie tyle śmieszne, co żenujące. Na scenie prezentowały się zespoły taneczne i śpiewacze – opowiada pan Mikołaj. – Dzieciaki biegały koło orkiestr dętych, bo te były najbardziej widowiskowe. Trzeba przyznać, że uroczystość była barwna i widowiskowa, a trwała przez cały dzień, a nie raz do północy. Po części oficjalnej zaczynała się zabawa przy kawałkach granych przez orkiestry.
Jeszcze nie skończyły się oficjalne przemówienia, kiedy do straganów i karczm urządzonych w przystrojonych stodołach ustawiała się kolejka.
Chleb i kiełbasy
– Dla wielu osób z miasta była to okazja do zrobienia zakupów – wyjaśnia Spóz. – Przecież już wtedy były kłopoty z aprowizacją, a w sklepach były pustki. Na dożynki koła gospodyń albo indywidualni gospodarze przygotowywali wiele smakołyków. Była okazja, żeby posmakować, a i do domu coś dobrego kupić.
Pomieszczenia gospodarcze przylegające do łąki, na której odbywała się część artystyczno-oficjalna były przeobrażone w dawne, wiejskie karczmy. Ozdobione warkoczami czosnku i cebuli, przyozdobione tarczami słoneczników, oferowały specjały regionalne.
– Ach, jaki to był zapach, jak weszło się do środka – Mikołaj Spóz jeszcze dziś zachwyca się wspomnieniem aromatu wędzonej, domowej kiełbasy, szynek, salcesonów. – Chleb pieczony na liściach miał złocista skórkę, zawsze do domu przynosiłem jeden bochen. Takich rzeczy już dziś nie ma – wzdycha z rezygnacją. – Do tego z gąsiorków w plecionych koszach rozlewano gorzałeczkę swojskiej roboty. Każde Koło Gospodyń Wiejskich za honor uważało przygotować rzeczy jak najsmaczniejsze. Kobiety przywoziły bigosy, fasolę, pasztety. Było co wypić i czym zakąsić. Zabawa nie raz trwała do rana.
Maria Kolesiewicz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto