Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jan Mela: "Bez przerwy odczuwam potrzebę udowadniania sobie pewnych rzeczy" [rozmowa MM]

Piotr Bera
TOMASZ BOLT / POLSKA PRESS
- Udział w "Tańcu z gwiazdami" to nie była gra warta świeczki - przyznaje w rozmowie z nami Jan Mela, pierwszy niepełnosprawny i jednocześnie najmłodszy zdobywca obydwu biegunów.

W wieku 15 lat miał wypadek, z którego ledwo uszedł z życiem. W wyniku powikłań po po porażeniu prądem Jan Mela stracił lewe podudzie i prawe przedramię. Wydawało się, że jego świat legł w gruzach, ale Mela podniósł się i dziś jest znanym w kraju i na świecie podróżnikiem. Założył również fundację "Poza Horyzonty" wspierającą osoby niepełnosprawne, wystąpił w "Tańcu z gwiazdami". Do kin trafił również film fabularny "Mój biegun", opowiadający o zmaganiach Jaśka z brutalną rzeczywistością.

Jak mam się do Ciebie zwracać – Jasiek czy Jan?
Lubię formę Jasiek, ale naprawdę wszystko mi jedno.

Pytam, bo dla wielu osób nadal jesteś Jasiem, który przeżył tragiczny wypadek, chociaż masz 26 lat i jesteś odpowiedzialnym mężczyzną.
Faktycznie, ludzie postrzegają mnie jako chłopaczka, którym trzeba się zaopiekować. Wynika to z tego, że pamiętają mnie z tamtych wydarzeń, gdy miałem 15 lat. Druga rzecz to nawiązanie do niepełnosprawności, co mnie irytuje i wkurza. Staram się żyć jak najbardziej samodzielnie, a dużo osób ma zakodowane w głowach, żeby nas wyręczać. Udzielanie komuś wsparcia polega na dawaniu możliwości nauki samodzielności, a nie podtykaniu pod nos. Natomiast co do odpowiedzialności, to jestem Jaśkiem, który pomimo dojrzałości ma w sobie sporo z dziecka. Jestem również niedojrzałym bachorem.

Ile z tego dziecka przed wypadkiem i po wypadku zostało w Tobie?
Z powodu mojego wypadku musiałem szybko dojrzeć, co nie zawsze jest dobre. Według psychologów, człowiek powinien rozwijać się etap po etapie, a nie je przeskakiwać. Później się okazuje, że jako dorosły człowiek musi wrócić do traumatycznych sytuacji i je rozgrzebać. Na szczęście mam to już za sobą i borykam się z innymi problemami, np. z tym, żeby nie podążać ślepo za oczekiwaniami ludzi.

Żąda się od Ciebie określonych zachowań?
Raczej uważa, że jeśli byłem na takiej i takiej wyprawie, to powinienem iść dalej, wyżej i mocniej. Niestety nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, jak wygląda droga do osiągnięcia takiego celu. Podziwia się sportowców, nie patrząc, jak trudna jest ich droga do sukcesu. Póki Małysz dobrze skakał, było super, a gdy mu nie szło, nagle pojawiało się wielkie niezadowolenie. Każdy człowiek ma bariery i ograniczenia.

W jednym z wywiadów wspomniałeś japońskie powiedzenie: „w dniu, w którym zaniechasz podroży, dotrzesz do celu”. Wygląda na to, że Jasiek Mela nadal do tego celu nie dotarł.
Jest też inne powiedzenie: „z każdego szczytu widać trzy kolejne”. Rodzaje szczytów, do których dążę, zmieniają się na każdej płaszczyźnie życia. Na początku chciałem pójść na wyprawę, żeby zobaczyć, czy dam sobie radę. Bez przerwy odczuwam potrzebę udowadniania sobie pewnych rzeczy. Niedawno wystartowałem w gdyńskim "Ironmanie", co było najtrudniejszym kondycyjnie wyzwaniem w moim życiu. Na dobrą sprawę taki triathlon nie jest nikomu do szczęścia potrzebny. Ukończeniem tych zawodów nie ratujesz nikomu życia, nie jest to też pierwsza potrzeba jak napalenie w kominku zimą. Mimo to mam ochotę czasem się sponiewierać, żeby poczuć, że żyję i że mogę przekraczać swoje możliwości. To niezwykłe uczucie.

Bieganie maratonów nie jest potrzebne do przeżycia, a mimo to tysiące ludzi bierze w nich udział. Tak samo wiele osób chodzi do kina czy na mecz.
To nas odróżnia od zwierząt. Człowiek potrzebuje jedzenia, spania i prokreacji. Sztuka, sport czy religia nie są pierwszorzędnymi potrzebami, ale stanowią istotę naszego człowieczeństwa.

Jak w takim wypadku wygląda piramida potrzeb Jaśka Meli?
Tu mogę nawiązać do wspomnianych trzech szczytów. W jednym okresie jest to cel sportowy, np. wspomniany triathlon. W innym podróż w wysokie góry. Jednak największe znaczenie w moim życiu ma zarażanie innych ludzi chęcią do działania i wiarą w siebie. Czy to podopiecznych mojej fundacji, czy prezesów dużych firm podczas szkoleń motywacyjnych, które prowadzę. To mi daje największą satysfakcję.

Byłeś m.in. na Kilimandżaro i Elbrusie z osobami niepełnosprawnymi. Jak ważne jest, żeby wspólnie przełamywać bariery?
To co robimy w życiu, zależy w dużej mierze od naszego otoczenia. Sam jestem po amputacji i dlatego założyłem fundację zajmującą się tym tematem. Po prostu łatwiej mi zrozumieć te osoby. W dodatku każdy człowiek odczuwa naturalną potrzebę czynienia dobra i odwdzięczania się. Największym marzeniem niepełnosprawnych nie jest otrzymanie czy kupienie sobie czegoś, ale możliwość niesienia samemu pomocy.

Krótko mówiąc osoba niepełnosprawna jest na tyle sprawna, że może podzielić się sobą z innymi.
Bardzo często tak. Praca w fundacji to filar mojego osobistego poczucia wartości. Oczywiście są takie momenty, gdy nie chce mi się wstawać z łóżka, bo dopada mnie lenistwo lub wspominam jakieś niepowodzenie. Jednak po chwili myślę o potencjalnych konsekwencjach tego. Jeśli ja oleję nowy dzień, to ktoś inny na tym straci. Jestem komuś potrzebny i to mnie motywuje.

Sam wiesz, jak ważna w wyjściu na prostą jest pomoc innej osoby. Miałeś trudne relacje z ojcem, który był bardzo wymagający wobec Ciebie w trakcie rehabilitacji. Buntowałeś się, ale teraz dziękujesz mu za ciężką szkołę życia.
Tylko doświadczenie na własnej skórze pozwala na podjęcie walki z trudnościami. W jednym z tekstów Luxtorpedy słychać: „Wstaję, upadam, upadam, wstaję. Przegrywam walkę, kiedy się poddaję”. Relacje z rodzicami, głównie z tatą, przez większość życia miałem bardzo trudne. Ale udało nam się przez to przejść. W tym roku wybraliśmy się na wspólną wyprawę na Syberię. Nocowaliśmy na zamarzniętym Bajkale. Tylko ja i on, jako dobrzy kumple. Mówiąc kolokwialnie - nawet z największego syfu można ulepić coś sensownego. Nigdy nie wolno się poddawać i tracić wiary w ludzi.

Triathlon w Gdyni, maraton w Nowym Jorku, podróż autostopem po Azji… Co jeszcze wymyślisz?
To jest całkowity spontan, czasem decyduję się na coś pod wpływem spotkania. Jeśli chce się coś osiągnąć, to trzeba to sobie jasno postanowić, długie rozmyślanie nic nie zmieni. Mam wiele słabości, niedawno paliłem papierosy, co zaczęło mi przeszkadzać i stwierdziłem, że rzucam.

Jak długo już nie palisz?
Jakiś miesiąc. Nie chodzi jednak o czas, tylko o motywację, a jak ta jest wewnętrzna, jak sobie coś naprawdę postanowimy, to wystarczy być konsekwentnym. Nie robię rzeczy na pół gwizdka, ale też nie staram się planować życia. Jak to się mówi: „jak chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach”.

Jeśli przyjdzie do Ciebie podróżnik i zaproponuje wyprawę np. do Tybetu, zgodzisz się?
To zależy, bo w każdej podróży musi być drugie dno. Coś ponad szczytem nawet największej góry. Zdobywanie szczytów dla samego ich kolekcjonowania nie ma według mnie żadnego sensu. Zaś podróże, które nas uwrażliwiają albo pomagają spotkać drugiego człowieka, to zawsze wielki skarb.

Niedawno na Twoim Facebooku ktoś napisał, że jesteś podporą i motywujesz do przełamywania barier. Co czujesz, gdy przez lata przeczytałeś mnóstwo takich wiadomości?
Z jednej strony to bardzo fajne, ale z drugiej staram się nie dopuszczać tego do siebie. Bardzo łatwo można popaść w pychę. Jest na świecie sporo ludzi genialnych i utalentowanych, ale to pycha prowadzi do zatracenia.

Jednocześnie musisz mieć grubą skórę, bo część osób uważa, że sam jesteś winien swojego wypadku, a teraz masz sponsorów i odcinasz kupony. Wielu niepełnosprawnych nie stać na wózek inwalidzki czy protezę.

Z krytyką trzeba sobie po prostu radzić. Zadałem sobie kiedyś pytanie czy różne projekty medialne, w których biorę udział, są sprzedawaniem siebie i swojej prywatności. Film „Mój biegun” mocno wkroczył w moją sferę prywatną, ale jeśli prowadzę takie a nie inne życie, to muszę się liczyć z tym, że część osób będzie przeciwnych temu, co robię. Jeśli mam poczucie, że to co robię jest ważne, to po prostu to robię.

Po dwóch latach od premiery filmu uważasz, że było warto?
Spotkałem wiele osób, które mówiły, że poruszony w filmie temat trudnej relacji ojca z synem był przełamaniem tabu. Dostałem kilka wiadomości od osób, które przyznały, że film zmobilizował ich do próby odbudowy dawno zagrzebanych relacji. Z tego powodu wiem, że było warto.

A występ w „Tańcu z gwiazdami”? Nie ukrywałeś, że to tandeta. Nie żałujesz uczestnictwa w tym festiwalu blichtru?
Żałowałem, ale nigdy nie przekonałbym się o tym, gdybym nie spróbował. Nigdy nie działałem w show-biznesie, nie wiedziałem, jakimi prawami się rządzi. Okazało się, że w brukowcach można pisać absolutnie, co się chce i wymyślać niestworzone historie. To nie była gra warta świeczki, ale zdobyte doświadczenie jest bezcenne, mimo że to nie jest moja bajka.

Fokstrot i paso doble są trudniejsze niż zdobycie szczytu?
Nigdy wcześniej nie tańczyłem, więc było to dla mnie wielkie wyzwanie. Początkowo samo poruszanie biodrami było niewiarygodne, bo wcześniej uprawiałem trochę sportów siłowych, gdzie precyzja ruchów nie miała takiego znaczenia. Niemniej wiem już, że każdy może nauczyć się tańczyć. Trenowaliśmy sześć godzin dziennie i ciężka praca dała efekty. Nawet Pudzian dobrze zatańczył.

Regularnie występujesz z przemówieniami oraz dajesz tzw. świadectwa wiary z mamą podczas spotkań kościelnych. To jest Twój sposób na wydarzenia z przeszłości?
To nadanie sensu temu, co się wydarzyło i co się nie odstanie. Na spotkaniach katolickich widzę, że każdy jest pokaleczony i doświadcza traum. Ale największym skarbem jest możliwość odnalezienia się w czyichś doświadczeniach i uczuciach. Razem z mamą staramy się nie mieć tematów tabu. Nie chcemy, żeby wiecznie uśmiechnięty Jasiek Mela był laurką. Często wracałem do pytania, dlaczego akurat ja i jak to się stało, gdzie tu jest Bóg. Teraz wiem, że muszę się dzielić swoimi przeżyciami i że każde, nawet najtrudniejsze doświadczenie, ma sens.

Rozmawiał Piotr Bera

Jasiek Mela opowiada o udziale w "W tańcu z gwiazdami"

Dzień Dobry TVN/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto