Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jeśli do gazety to na pewno do Łusiaka

Alicja Skowrońska
Alicja Skowrońska
To do niego przychodzili zielonogórzanie jak do ostatniej instancji z bolączkami dnia codziennego.
To do niego przychodzili zielonogórzanie jak do ostatniej instancji z bolączkami dnia codziennego. Alicja Skowrońska
1 listopada... W tym roku lampki pamięci zapłoną też na grobie Antoniego Łusiaka... Jak zawsze w tym dniu będzie się wspominać o tych co odeszli. Także redaktora, który przez 42 lata pisał o Zielonej Górze. Tydzień temu przyjaciele i znajomi już o nim wspominali w Galerii U Jadźki.

Kiedy Bartek Łusiak zapraszał na spotkanie do Galerii U Jadźki, sądziłam, że może być smętnie. Wszak w roli głównej miała być osoba zmarła. Jednak kierunek wyznaczyło trio Jazz Chorus. Na wstępie zagrali When The Saints Go Marching In i... to było to! Popłynęły ciepłe wspomnienia o Antonim Łusiaku.Okazją do spotkania była książka poświęcona Antoniemu Łusiakowi, która ukazała się z inicjatywy jego syna Bartka ,,O Antku bez Antka". Zbiór wspomnień koleżanek i kolegów z redakcji Gazety Zielonogórskiej i Gazety Lubuskiej oraz pracowniów zielonogórskich instytucji miejskich jest piękną pamiątką o niezapomnianym redaktorze. Pisali o Antonim jak go zapamiętali – z sympatią, szacunkiem, jest wiele anegdot związanych z osobą redaktora. A on sam patrzył na zebranych z kilku miejsc i jakby zdawał się mówić – Głupoty gadacie.Przez lata budził niepokój, żeby tylko coś interwencyjnego nie ukazało się na przedostatniej stronie gazety. Często jednak to był jedyny sposób, żeby coś zwykłego, często drobnego, a uciążliwego dla mieszkańców zostało załatwione. I jakże często się słyszało – Trzeba z tym do gazety. A jak do gazety to wiadomo, że do pokoju nr 12, do Antoniego Łusiaka. Wielu ludziom pomógł, wiele spraw dało się załatwić. Przedostatnia strona w Lubuskiej była najbardziej poczytna, od niej zaczynało się lekturę. No i ostatnia była bardzo ważna, także dla Antka. Strona sportowa.Tak się nawet złożyło, że przez kilka lat dział miejski i sportowy były obok siebie – pokój przedostatni i ostatni, na parterze. I tak poznałam Antoniego.Współpracując ze ,,sportowcami" zazwyczaj przychodziłam wieczorami bo wówczas był największy ruch. Łączność była ułomna, zdzieraliśmy gardła aż szyby w wieżowcach drżały, stukotały maszyny do pisania. Wszystko po to, żeby kibice mieli nazajutrz wszystkie wyniki. Za dnia potrafiłam też przyjść. jazgot z naszego pokoju roznosił się na całą redakcję. Antoni zaś miał chyba jakąś miarkę hałasu jaki wywoływaliśmy bo nieraz zaniepokojony zaglądał – Noże już poszły w ruch? Krew się leje?I były odwrotne sytuacje. Czytaliśmy swoją gazetę, była cisza. I głowa Antka w drzwiach – A co u was tak cicho? Sprawdzam czy łbów sobie nie pourywaliście. Czym oczywiście podnosił nam ciśnienie i sytuacja wracała do normy. Zaczynaliśmy hałasować.Kiedyś jednak my przeżyliśmy szok. Kiedy to się stało pierwszy raz, zamarliśmy. Baliśmy się ruszyć, żeby sprawdzić co się dzieje. Straszne wrzaski dochodziły z jego pokoju. To był początek męskich rozmów ze Zdzisławem Piotrowskim, którego wkrótce Antoni Łusiak nazwał Szambelanem. Później już rozpoznawaliśmy kto może być u Antka w pokoju...Antoni Łusiak był kibicem żużla. Zaglądał też, żeby podpytać się o jakieś szczególy. Nieraz Andrzej Flügel rzucał – A może byś się chociaż raz zapytał o piłkę? Ale nie, ciągle z Alką o tym żużlu.Z czasem miałam nawyk, że najpierw wsadzałm głowę do pokoju 12, żeby przywitać się z Antkiem., a on jak tylko miał wolną chwilę pojawiał się w sporcie. Przekazywałam co się działo na meczu, a czego w gazecie się nie przeczytało. I kiedyś usłyszałam – Powiem Bartkowi. Coraz częściej słyszałam, że powie Bartkowi i zaczęłam odnosić wrażenie, że jakiś Bartek chyba nawet bardziej czeka na zakulisowe smaczki. A kiedy usłyszałam – Bartek się pytał o..., w końcu zadałam pytanie – Kto to jest Bartek? Antoni nie zdążył odpowiedzieć jak Andrzej Flügel na mnie huknął – Nie wiesz kto to Bartek?! Taki od żużla jak ty, syn Antka.Ano, nie wiedziałam. Ale niedługi czas później oba Łusiaki zawitały do naszego pokoju i tak poznałam Bartka.W żużłowe niedziele korzystaliśmy też z pokoju 12 bo w sporcie brakowało miejsca. Nie pamiętam już o jaki mecz chodziło, ale to było coś ważnego, zapalnego. Antoni zadzwonił wiedząc skąd mogę ściągać wyniki, prosił o szczegóły. Naturalnie wiedziałam wszystko i naturalnie rozgadałam się. Nawet nie zwracałam uwagi, że czas upływa, że gazeta już musi iść do druku. Wpadł zaniepokojony Andrzej i osłupiał jak zobaczył mnie w wygodnej, rozmownej pozycji – Alka, czas!!! CZAS!!! A ty z kim tak gadasz?– Z Antonim.– A on co?– Chce wiedzieć.– Dowie się jutro z gazety.Z drugiej strony słuchawki usłyszałam rechot... Słyszał.Dwa lata temu spotkałam się przypadkowo na poczcie z Bartkiem. Powiedział, że jest z ojcem (był w aucie) i może zechcę z nim porozmawiać, że na pewno się ucieszy. Oboje się ucieszyliśmy. Oczywiście rozmawialiśmy o żużlu. To była moja ostatnia z nim rozmowa i mam w uszach jego słowa – Alu (moje krótkie imię wymawiał charakterystycznie i długo) i pomyśleć, ża ja tę cholerę wciągnąłem w żużel. Myślałem, że szybko mu minie, ale nie.W tej cholerze słyszałam wielką, ojcowską miłość i dumę z syna. Nie omieszkałam zwrócić Antkowi na to uwagi. Spojrzał i zarechotał.Pokój 12. Masa listów od mieszkańców z prośbą o pomoc, o interwencję, telefon dzwonił bez przerwy, także wieczorami. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu. Ale ludzie też przychodzili wieczorami. Pokój zamknięty, u nas ruch to zachodzili. Bo przyszli do gazety. Do gazety, czyli do redaktora Łusiaka z ważną sprawą.Były sytuacje kiedy Antoni był już znużony telefonami, osobami, które go nachodziły. Nie mieli nawet jakiejś sprawy, zajmowali czas bo chcieli sobie poklepać. Nie pozwalali na zakończenie rozmowy, nie chcieli wyjść. Zaglądał wówczas do sportu. Stawał w progu pokoju, opierał się ciężko o ścianę i najczęściej milczał. Widać było zmęczenie na jego twarzy. Andrzej wówczas nie tyle się pytał co stwierdzał – Masz dziś już dość, dokuczyli... Antek kiwał głową, łapał oddech i wracał do siebie. Bo telefon już brzęczał.Był namiętnym palaczem. W książce wszyscy o tym wspominali, na spotkaniu także. Kopcił najbardziej pospolite sporty. Pokój był praktycznie trwale zadymiony. Nie wiem więc dlaczego wychodził kurzyć także na korytarz. Zagadywałm – dieselek? Spodobało mu się to określenie. Na korytarz wychodził więc na dieselka.Niewysoki, drobny mężczyzna. Wielki Dziennikarz. Antoni Łusiak.Syn Bartek zadbał, żeby pamięć o ojcu została utrwalona. Przy wielkiej pomocy – co muszę zauważyć – Lecha Tylutkiego, który pracę w Gazecie Lubuskiej zaczynał w dziale miejskim, u Antka. Żeby spotkanie miało najlepszą atmosferę zadbała Jadwiga Bocho-Kokot. W jej Galerii spotkali się przyjaciele, znajomi, sąsiedzi.Dla nas Antoni Łusiak żyje, bo pamiętamy. I bez żadnych deklaracji bo to jest oczywiste – legendarnego dziennikarza będziemy pamiętać. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak przygotować się do rozmowy o pracę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto