Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karnawał na Mazowszu: strzelanie do żyrandola, zapasy z niedźwiedziem i huczne procesje

Redakcja
Na Mazowieckiej wsi karnawałowi, czyli zapustom, towarzyszyły huczne zabawy, widowiska i niekończące się biesiady. W Warszawie było niemal identycznie, gdyby nie fakt, że tu dominowała jedynie biesiada. Czasem goście zapominali się w niej tak bardzo, że strzelali do żyrandola.

Słowo karnawał wywodzące się z łacińskiego carne vale, czyli dosłownie „pożegnanie mięsa”, nawiązuje do następującego po karnawale okresie postnego. Choć dziś mało kto pamięta już o tym rodowodzie, jednak post i huczna zabawa go poprzedzająca, odgrywają szczególną rolę także dziś, na Mazowszu.

Zapusty czas zacząć

Początek nowego roku wyznaczał rytm zabaw karnawałowych. Na Mazowszu, podobnie jak w innych częściach Polski, karnawał zapowiadały zabawy w towarzystwie muzyki. Muzykantów zapraszano też do domu, do wspólnego biesiadowania zasiadali wtedy wszyscy. Przed właściwym karnawałem, podczas tak zwanego przedzapuścia rozpoczynały się występy grup przebierańców. Występowali oni w domach, najpierw w sąsiednich wsiach, później, już w same zapusty, grupy występowały w swoich wsiach.

Wędrowne trupy wynagradzano żywnością i pieniędzmi. Zdobyte wynagrodzenie było następnie przeznaczane przez aktorów do wyprawienia zabawy, która odbywała się przeważnie w wynajętej na ten cel sali. Zwyczaj ten zatracił znaczenie w okolicach pierwszej połowy XX wieku.

Nadejście właściwej części karnawału zapowiadało nadejście Zapustu, młodego mężczyzny, który zjawiał się o północy, w dniu zabawy, rozsypując po domu popiół. Przy użyciu miotły wyganiał on następnie kobiety z izby. Rytuał ten kończył w danym dniu zabawę. Hucznym wieczornym zabawom towarzyszyło także kojarzenie par, a więc karnawał był dobrym momentem, by poznać przyszłego męża czy żonę.

Książę zapust

Zabawom karnawałowym na Mazowszu towarzyszyły kolorowe procesje, podczas których oprowadzano niedźwiedzia lub drewnianego kurka, wożonego na wózku. W czasie tych procesji zbierano pieniądze na wyprawienie uczty odbywającej się w miejscowej gospodzie. Orszakom towarzyszyła grupa przebierańców, którym towarzyszyli cygan z cyganką, rzadziej zaś żyd z żydówką. W orszaku szli także dziad z babą, bocian, diabeł, doktor, koń, kominiarz, koza czy śmierć. Orszak otwierał zawsze młodzieniec przebrany za słomianego stracha, zwanego księciem zapustem. Wesoły orszak odwiedzał, domy prosząc o datki i śpiewając piosenki. Występy, poziomem porównywalne do występów polskich kabaretów uatrakcyjniano zabawnymi wierszykami:

Ja jestem Zapust mantański książe
Przychodzę z dalekiego kraju,
gdzie psi ogonami szczekają
ludzie gadają łokciami,
a jedzą uszami,
słońce o zachodzie wschodzi,
a o wschodzie zachodzi,
a kurczę kokosze rodzi.
Każdy na opak gada
A deszcz z ziemi do nieba pada.

Śmiechom nie było końca. Barwny korowód w pierwszej kolejności nagabywał rodziny, w których były jeszcze panny i kawalerowie, pełniąc rolę nie tylko wesołego interludium, ale także ewentualnej swatki. Celem tych działań była niejednokrotnie chęć zdobycia pożywienia, z czym zresztą, uczestnicy orszaków nie szczególnie się kryli:

Jak ja ci doskoczę
Do komina z cicha!
Bo się tam gotuje
Kiełbasa i kicha.
Czy brać, czy nie brać,
Czy na drugich zaczekać?

Jeśli swatanie kawalerów i śmieszne wierszyki nie były dla widzów dostatecznie dobrą rozrywką, orszak mógł jeszcze zainscenizować walkę konia z niedźwiedziem.

Innym, praktykowanym na Mazowszu zwyczajem były tzw. maszkary zapustne, czyli głowy najróżniejszych kreatur wykonane przeważnie z masy papierowej. Głowy następnie nabijano na kij. Osoba udająca maszkarę chowała się pod prześcieradłem w taki sposób, by spod materiału wystawała jedynie głowa stwora. Zwyczaj ten przywędrował do naszego kraju w okolicach średniowiecza.

Nieco krótszy rodowód ma natomiast zwyczaj ścinania śmierci. Ten typowo mazowiecki obrzęd obchodzony jest do dziś w zapustny wtorek w Jedlińsku nieopodal Radomia. Tego dnia właśnie do wsi dociera informacja o tym, że śmierć, upiwszy się, zgubiła kosę nad rzeką Tymianką i śpi pod Spaloną Groblą. Mieszkańcy miasta dokonują pojmania śmierci, która jest wiązana i w triumfalnym pochodzie prowadzona przez miasto. Następnie odbywa się nad nią sąd na miejscowym rynku. W “majestacie prawa” śmierci ścinana jest głowa, z której sypie się popiół, a spod koszuli kostuchy wyskakuje czarny kot, któremu współcześnie towarzyszy oprawa muzyczna w postaci zespołów disco polo. Dawniej jednak obrządek ścinania śmierci był znacznie bardziej rozbudowany.

Tak przynajmniej wyglądał karnawał na wsi i w małych miejscowościach, w tym czasie stolica bawiła się nieco inaczej.

Niech żyje zwycięski śledź

Sercem stołecznego karnawału były bale. Balowali wszyscy, ale tylko najbogatsi mogli pozwolić sobie na wystawne zabawy, które poza rozrywką były też manifestacją statusu i pozycji społecznej. Kostium na dorocznie organizowane bale mógł kosztować więcej, niż warszawski robotnik był w stanie zarobić przez rok. W takim stroju można było pokazać się np. na dorocznym balu na Zamku Królewskim. Tu patronem zabawy był sam prezydent Ignacy Mościcki.

- Moje pokolenie zostawiło w kontrmarkarni [szatni - red.] restauracji Astoria znoszony już nieco płaszcz Konrada i zasiadło do stołu - pisał o tamtych czasach Antoni Słonimski. Poza zamkiem królewskim elita bawiła oczywiście w Adrii, Bristolu i Hotelu Europejskim. Do tej pierwszej generał Bolesław Wieniawa - Długoszewski miał zwyczaj wjeżdżać na koniu. W tym drugim, podczas jednego z bali, pewien pijany oficer strzelał do żyrandola.

Bale dzielono także ze względu na grupy zawodowe, a przedstawiciele różnych profesji mieli własne imprezy tematyczne. Technicy bawili się, zbierając pieniądze na Koła Związku Inwalidów Wojennych, zaś studenci mechaniki imprezowali, jak to studenci Politechniki - we własnym gronie. Swoje bale mieli nawet urzędnicy państwowi. Ich zlokalizowany przy Nowym Świecie klub zapraszał w 1934 roku: na huczne pożegnanie odchodzącego księcia karnawału i szumne powitanie zwycięskiego śledzia” W podobnym tonie wypowiadali się medycy, zapraszając na "wspólne pożarcie nienawistnego śledzia, solidne zakropienie go i hulankę aż do "upadłości" za słoną opłatą zł 7 i 4.

Karnawał na Mazowszu: strzelanie do żyrandola, zapasy z nied...

Królowe piękności tańca

Na swoje bale zapraszały też lokale i instytucje. Szkoła Tańca Modern mieszcząca się przy Chłodnej kusiła w lutym 1927 roku jazz bandem, fortepianem, skrzypcami i bogato zaopatrzonym bufetem. W programie znalazło się miejsce na confetti, serpentini i niespodzianki, które umilić miały zabawę do białego rana. Z kolei “9-dniowy Zielony Karnawał” kusił wyborem dziewięciu zabaw oraz obecnością “królowych piękności, mody i tańca”. Noi nie można nie wspomnieć o restauracji z trunkami, która miała czekać na podróżujących tramwajem spod ogrodu Bagatela. Dzisiaj po ogrodzie zostały nam tylko wzmianki, a w miejscu tym mieści się dzisiejsza ulica o tej samej nazwie.

Bale, aż do okresu po przewrocie majowym zaczynano w Warszawie polonezem, a kończono mazurem, choć nie brakowało tańców nowoczesnych, jak chociażby fokstrot czy quickstep. No i, oczywiście “staromodnych" walców.

A co z jedzeniem? W polskich miastach już w XVII wieku wyrabiano chrust i pączki. Z najlepszych słynęły cukiernie Warszawskie, których wyroby doceniano przed wiekami nawet na królewskich stołach. Tradycyjnie jedzone z Tłusty czwartek pączki przygotowywano m.in. ze słoniną, kapustą, a nawet z mięsem. Wraz z nastaniem pierwszych lat kapitalizmu II RP asortyment karnawałowych potraw rozszerzył się znacznie o rzadkie mięsa, egzotyczne owoce oraz ciasta i torty. Te ostatnie przylatywały podobno do warszawskiej Adrii wprost ze Lwowa, co gwarantować miało ich świeżość.

Ostatni, pełen przepychu, pompy i beztroski karnawał odbył się w Warszawie na początku 1939 roku. Rok później legendarna Adria miała już status lokalu tylko dla Niemców, w Bristolu zorganizowano zaś szpital, później również pełnił rolę lokalu tylko dla Niemców. Minęły dekady i zarówno kultowe lokale, jak i dawne karnawałowe bale oraz zabawy odeszły w zapomnienie. Czy jeszcze kiedyś powrócą?

Zobaczcie też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Śmieciowe jedzenie zabiera pamięć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto