Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kielich: "Nie jestem wirtuozem, muzyka to spełnienie marzenia z dzieciństwa" [ROZMOWA NaM]

Kielich
Kielich materiały prasowe
Krzysztof "Kielich" Kieliszkiewicz, od 1994 roku basista Lady Pank, 20 lutego wydał drugą solową płytę zatytułowaną "Drapacz chmur". To płyta, na której wieczna rockandrollowa młodość w idealnych proporcjach miesza się z artystyczną i życiową dojrzałością.

To prawda, że Twoja pierwsza gitara była z deski do krojenia i ciupagi?
Tak! Kiedyś kolega przypomniał mi, jak jako małolat skakałem po jego łóżku z rakietą do tenisa i udawałem, że gram na gitarze. Rysowałem też zespoły na kartkach, wymyślałem sobie fikcyjne składy… chyba zawsze chciałem być muzykiem. Cieszę się, że to marzenie się spełniło.

Twoja pierwsza solowa płyta, „Dziecko szczęścia”, też była spełnieniem marzenia. Teraz nagrałeś drugi album – co Cię motywowało?
Przyznam, że po wydaniu „Dziecka szczęścia” zarzekałem się, że na pewno nigdy nie nagram kolejnej płyty. Nagrywanie i cały proces powstawania płyty bywa bardzo frustrujący i wyczerpujący, szczególnie kiedy bierze się na siebie dużą część odpowiedzialności za efekt końcowy i dobór elementów. No ale po pewnym czasie ten okres zniechęcenia przeminął, znowu zaszyłem się w domowym zaciszu, coraz częściej sięgałem po gitarę, coraz częściej przychodziły mi do głowy ciekawe pomysły. Powstało kilka kompozycji, które żal mi było zostawić w szufladzie. Poza tym emocje, które budzą się podczas nagrywania płyty z kolegami i momenty, kiedy piosenka zaczyna żyć, pozwalają zapomnieć o tych gorszych elementach pracy nad płytą.

„Drapacz chmur” bardzo mocno różni się od pierwszej płyty – jest mniej gości, śpiewasz w większej ilości utworów. Poczułeś się pewniej jako wokalista?
Pierwsza płyta miała takie założenie, że chciałem zadebiutować jako ktoś, kto potrafi skomponować fajną piosenkę, którą ktoś inny będzie chciał zaśpiewać. To była taka ocena własnej wartości. Chciałem zrobić projekt muzyczny, w którym spotyka się wielu fajnych artystów i myślę, że powstał z tego debiut na miarę marzeń naprawdę wielu muzyków. Tyle tylko, że ta koncepcja mocno wiązała mi ręce, jeśli chodziło o koncerty, bo każdy z artystów, którzy zaśpiewali na „Dziecku szczęścia” żyje swoim życiem i nie dało się ich zebrać w jednym miejscu. Chciałem zrobić kolejny krok i pograć też trochę swoich koncertów, dlatego ta płyta jest inna. Nie chciałem też powielać pierwotnego pomysłu.

Na poprzedniej płycie teksty pisali głównie goście – jak jest teraz?
Teksty są autorstwa innych osób, ale powstawały pod moim kierunkiem. Większość napisał Wiktor Widz, zaprzyjaźniona postać. Wysłuchał mnie ze szczegółami i opisał trochę takiej polskiej rzeczywistości widzianej przez pryzmat ludzi takich jak ja, w okolicach czterdziestki, którzy mają wyrobione zdanie na pewne tematy. To dużo bardziej osobista płyta, opowiadam sporo o sobie. Kuba Jabłoński, który zagrał na mojej nowej płycie i z którym od ponad dwudziestu lat gramy w Lady Pank, powiedział mi po wysłuchaniu wszystkich utworów „Dowiedziałem się więcej o tobie z tej płyty niż przez te dwadzieścia kilka lat, od których się znamy”. (śmiech) I myślę, że doskonale to opisuje tę płytę. Dwa teksty napisał też Marcin Rozynek, w tym „Drapacz chmury” – to bardzo osobista historia relacji ojciec-syn, opowiadająca w prostych słowach o tym, jak wyciągamy pewne wnioski, ale mimo to nie staramy się pewnych rzeczy naprawić.

O czym jest singlowy „Lepiej już nie będzie nam”? Bo tekst wskazywałby, że to dość optymistyczny utwór, ale teledysk sugeruje coś innego.
Piosenka wydaje się dość lekka, niektórzy mówią, że popowa, ale jest też tam drugie dno, nostalgiczne, o dręczących nas myślach. Teledysk jest celowo trochę w kontrze i wskazuje na tę drugą interpretację. Postać kaznodziei to metafora dręczących mnie myśli, niekoniecznie pozytywnych, które przeszkadzają trochę w życiu. I chociaż wydaje mi się, że udało mi się ich pozbyć, następnego dnia rano są już z powrotem.

Dlaczego akurat kaznodzieja?
To pomysł Krzyśka Ostrowskiego, reżysera teledysku. Zgodziłem się na to, bo jestem taką osobą, która lubi czasem włożyć kij w mrowisko. Tu zresztą chodziło tylko o proste skojarzenia, kaznodzieje są zazwyczaj dość natarczywi, na przykład świadkowie Jehowy chodzą po domach i są dla wielu w tym dość uciążliwi, a ja szukałem postaci, która dobrze zobrazuje tę natarczywość.

Zaczynałeś grać na gitarze, potem trochę z przypadku zostałeś basistą, na „Drapaczu chmur” znowu grasz na gitarze. Ciągnie Cię trochę do tego instrumentu?
Gram przede wszystkim na basie, ale mam kilka gitar i często na nich gram. Gitara jest bardzo użyteczna, bo łatwo się na niej komponuje. Większość rzeczy na tę płytę powstawały właśnie na gitarze. Ta płyta z założenia miała być gitarowa, lekko rock and rollowa. Zawsze chciałem nagrać płytę w stylu The Clash. Gram zresztą głównie rytmicznie, partie „ubarwiające” gra kto inny, bo tylko do tego nadaje się poziom mojego wykształcenia gitarowego. (śmiech)

To prawda, że w środowisku muzycznym basistów traktuje się troszkę z góry?
Chyba nawet gorzej mają perkusiści. To jest trochę takie ignoranckie myślenie, bo przecież wystarczy wyłączyć sekcję rytmiczną i tylko naprawdę dobrze napisany utwór obroni się w takiej wersji. W muzyce rockowej bas i perkusja są bardzo ważne. Może takie myślenie wynika z tego, że te niskie dźwięki są trudne do odczytania. Czujemy, że coś się tam dzieje, ale nie do końca wiadomo co. Sam często mam tak na koncertach, że wiem, że ten bas tam jest i jako muzyk rozumiem, co jest grane w danym momencie, ale dla przeciętnego odbiorcy to nie musi być takie jasne. Zawsze będzie „ok, ten gra na gitarze, ten śpiewa, ale co ten basista tam robi, to właściwie nie wiadomo”. (śmiech)

A Ty spotkałeś się z takim podejściem?
Nie, ale znam dowcip, który oddaje trochę, jak to wygląda. Na weselu gra zespół, robią przerwę w graniu, pan młody podchodzi pod scenę i mówi „To zapraszam panów muzyków do stołu. Pan perkusista też może przyjść”. No, ale w środowisku muzyków nie ma czegoś takiego, szanujemy się nawzajem.

Nie kusiło Cię jako basistę, żeby nagrać na tę płytę jakiś utwór bardziej oparty na basie? Może coś funkowego?
Przyznam szczerze – ja nie jestem wirtuozem. Funk jest trochę z pogranicza jazzu, ja nie mam wiele wspólnego z tą muzyką. Kształciłem się w szkołach muzycznych, ale w pewnym momencie mojej edukacji, kiedy już liznąłem rock and rolla, już tutaj się zasiedziałem i nie chciałem szukać już innych gatunków. Dla mnie bas to instrument akompaniujący, wolę skupiać się na szukaniu nowego brzmienia i w tym kierunku wolę się rozwijać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto