Kierowcy jak kontrolerzy? Będzie rewolucja w MZK

100 tys. miesięcznie - mandaty na taką kwotę wystawia się co miesiąc w naszych autobusach i tramwajach. - Trzeba zmienić system kontroli, bo coraz więcej gapowiczów oszukuje, coraz więcej nie płaci - mówił wiceprezydent Stefan Sejwa. Sam podpisuje tygodniowo nawet 30 wniosków o umorzenia kar. Bo były wystawione na fikcyjne osoby.Jego zdaniem obecny system jest nieszczelny i mało efektywny. - Pewnie, że jest. Ostatnio widziałem jak dwóch nastolatków po prostu sobie wyszło z tramwaju, śmiejąc się pani kontroler w twarz - opowiadała Joanna Włośniewska z centrum.- Wie pan, czego nie ma? Strachu ani szacunku. Kiedyś człowiek się bał kontroli, nikt nie podskakiwał kanarom, była taka społeczna pogarda dla oszustów. A dziś? Nikt nie reaguje na gówniarza, gdy wybiega z pojazdu - dodał Waldemar Krzesik z Górczyna.My alarmujemy o tym od kilku miesięcy: kontrolerzy są na śmieciowych umowach, nie mają prawnego umocowania, czyli nie mają jak legitymować przyłapanych na jeździe bez biletu, nie mają jak zatrzymywać cwaniaków ani też motywacji do tego, bo pieniądze dostają tylko wtedy, gdy złapany opłaci karę. - Pan narażałby głowę w takiej sytuacji? - pytał nas jeden z kanarów.Dlatego w końcu kontrolerzy poszli do wiceprezydenta Sejwy na rozmowę. Efekt: do 6 sierpnia urzędnicy i MZK mają zaproponować zmiany w zasadach kontroli.Pomysły już są. Pierwszy: do pojazdu pasażerowie wsiadają pierwszymi drzwiami, okazując bilet i uprawnienia do ulgi. Drugi: autobusy na najpopularniejszych trasach i w godzinach szczytu mają na pokładzie konduktora cały czas. Trzeci: kanarom pomaga ktoś w mundurze - strażnik miejski albo policjant.- Wpuszczanie ludzi pierwszymi drzwiami udawało się na trasach podmiejskich, gdzie nie ma wielkiego ruchu. Jak to jednak zrobić np. w 104 w godzinach szczytu pod Askaną? Tam czeka czasami po 50 osób. Nie da się wówczas punktualnie jeździć - oceniał pierwszy pomysł kierowca MZK z pięcioletnim stażem Łukasz Luks. No i jak kierowca miałby traktować tych, którzy powiedzieliby, że chcą kupić bilet w automacie?Druga propozycja (stałe obstawianie kanarami wybranych kursów) ma sens według Tadeusza Majelaka. - Ale to musiałoby być konsekwentne. A kontrolerzy musieliby mieć jakieś wsparcie, by nie wpuszczać cwaniaków. Tak jak robili to kiedyś we Wszystkich Świętych: stali w drzwiach i tyle, bez biletu nie było wejścia - mówił wczoraj pasażer.Trzeci pomysł - czyli wspólne służby ze strażnikami albo policjantami - jest dobry, ale kosztowny.Sam Sejwa przyznaje, że obie z wymienionych formacji nie mają pieniędzy, by wystawić do pracy z kontrolerami jednego człowieka na cały dzień i codziennie.Która propozycja przejdzie? - A czemu jedna? Może kilka połączonych? Zbieramy informacje z całej Polski. Co miasto, to inne rozwiązanie. Może znajdziemy coś dla nas - dodaje wiceprezydent.MZK brakuje w kasie 2,5 mln zł. A u gapowiczów ma ponad 3 mln zł zaległości. Im więcej osób nie płaci, tym bardziej firma się pogrąża.SKOMENTUJJak walczyć z plagą gapowiczów?KomentarzTomasz Rusek95 722 57 [email protected] już było tak dobrzeNiemal dokładnie rok temu miasto zmieniło nadzorujących kontrolę, tych, co kontrolują i zasady ich zatrudnienia. Teraz widać, że urzędnicy zrobili to źle. Kiedyś gapowiczów ścigali pracownicy MZK, czujący się pewnie, po szkoleniach, badaniach, chronieni przez firmę. A teraz? Coraz bardziej pewnych siebie cwaniaków ganiają przypadkowi, coraz mniej pewni siebie ludzie na umowę - zlecenie. Co się dziwić, że system jest coraz bardziej dziurawy?Dobrze, że miasto zauważyło problem i chce przeciwdziałać. Szkoda, że wzięło się za to tak późno. Nie żałuję tych straconych przez rok pieniędzy. Żałuję raczej, że zmarnowano dobrą robotę, jaką wykonała poprzednia ekipa kontrolerów.