Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kim naprawdę jest Jerzy Buzek?

Jadwiga Jenczelewska, Agata Pustułka
arch.
arch.
Kim naprawdę jest Jerzy Buzek - symbol sukcesu Polski, człowiek o aparycji i manierach brytyjskiego arystokraty, obdarzony przez los wielką zdolnością zawierania kompromisów oraz zjednywania sobie ludzi Człowiek ...

Kim naprawdę jest Jerzy Buzek - symbol sukcesu Polski, człowiek o aparycji i manierach brytyjskiego arystokraty, obdarzony przez los wielką zdolnością zawierania kompromisów oraz zjednywania sobie ludzi

Człowiek kompromisu, elegancji i uśmiechu. Urodzony mediator. Słowem, Jerzy Buzek - bohater największego od lat sukcesu Polski. Wiek: 69 lat. Wyprostowana, smukła sylwetka, energiczne ruchy, krok zdobywcy. Opalenizna na twarzy dobrze kontrastuje z siwymi włosami przyciętymi przez fryzjera, który na pewno nie wziął za swoją pracę dwudziestu złotych. I jeszcze ten błysk w oczach, który sprawia, że człowiek ma wrażenie, że rozmawia z nastolatkiem, przed którym dopiero życie stoi otworem. Profesor Jerzy Buzek jest jak wino: im starszy, tym lepszy. Inna sprawa, że znalazł się chyba w najlepszym momencie swojej życiowej drogi. Liczba 555 - bo tylu było europosłów, którzy zdecydowali się oddać na niego głos - przypomina raczej jakąś numeryczną wróżbę.

Cynicy mówią o nim, że to słodka wata w atrakcyjnym opakowaniu: słodki, miły, ale słaby i pozbawiony własnego zdania. I że jeszcze trochę, a ze swoim typowo polskim brakiem umiaru zrobimy z niego kolejną ikonę narodową, z którą będzie się mógł równać tylko Jan Paweł II. Jednak osoby, które Buzka naprawdę znają, wiedzą, że pod nienagannie skrojonym garniturem chowa się człowiek o mocnym charakterze i od dawna skrystalizowanych poglądach. Z kolei tzw. normalni ludzie wyczuwają w profesorze Buzku właśnie normalność i całkowity brak zadęcia. Podoba się, kiedy powtarza, że jest dzieckiem Śląska i do czasu studiów mówił tylko gwarą. Sympatię budzi, kiedy odżegnuje się od ambicji i zaszczytów, przedstawiając swój protestancki etos: trzeba porządnie wykonywać powierzone zadania i być porządnym człowiekiem.

Wszyscy już myśleli, że przegrał

Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że Jerzy Buzek do polityki nigdy nie wróci, że czeka go powrót do cichego życia naukowca. Bo choć w wyborach parlamentarnych w 2001 r. w okręgu katowickim zdobył rekordowe 33 tysiące głosów, jego Akcja Wyborcza Solidarność nie przekroczyła progu wyborczego i niedługo po tej klęsce zniknęła z polityki. Rząd Buzka pod koniec cieszył się ledwie kilkuprocentowym poparciem, na ulicach związkowcy wykrzykiwali: "Buzek - łobuzek!". "Premier malowany" - kpili polityczni przeciwnicy, dla których był marionetką Mariana Krzaklewskiego.

Jerzy Buzek robił wtedy wrażenie polityka skończonego, człowieka zdruzgotanego i bez przyszłości.

Dziś rządzi Europą.

Skąd wziął się człowiek, który z niemal powszechnie lekceważonego i skazanego na niebyt polityka w ciągu kilku lat stał się jednym z najważniejszych ludzi na kontynencie i najwybitniejszych mężów stanu w dziejach Polski?

Dzieciństwo w lasku na Pociepnym

Mój syn nie wziął się znikąd - zwykła powtarzać Bronisława Buzek, matka Jerzego.

Jej dumna pewność siebie miała solidne podstawy: Buzkowie to stara ewangelicka rodzina ze Śląska Cieszyńskiego. Wywodzą się ze Śmiłowic koło Trzyńca na Zaolziu i mają udokumentowane pochodzenie aż do XVII wieku. Większość nadal jest luteranami, choć z roku na rok w rodzinie przybywa katolików.

Pradziadek i imiennik Jerzego Buzka był bliskim przyjacielem autora hymnu śląskiego Jana Kubisza. Był rolnikiem, ale znał cztery języki obce i skończył szkołę rolniczą. Został przypisany do ziemi, bo ktoś musiał objąć ojcowiznę, więc przerwał nauki.

Stryjeczny dziadek premiera, prof. Józef Buzek, był posłem na sejm wiedeński, a później senatorem II Rzeczpospolitej oraz założycielem i pierwszym dyrektorem Głównego Urzędu Statystycznego. Dziadek Karol Buzek prowadził wzorowe gospodarstwo rolne i należał do wielu organizacji zaolziańskich. To w jego domu Jurek spędził wczesne dzieciństwo, a potem, w czasie nauki, przyjeżdżał na każde wakacje. Do dziś profesor mile wspomina kąpiele w rzeczce Nieborówce i zabawy lasku na Pociepnym.

W Śmiłowicach okolica piękna. Kręte drogi wiją się wokół słynnych cieszyńskich kopców, wszystkie domy nowe. W środku pawilon Jednoty, prywatny market, naprzeciw poczta, opodal piwiarnia. Z tyłu, za domami, z jednej strony nowa szkoła, a z drugiej kościółek. Trochę ponad 150 mieszkańców, a większości Polaków.

Wojna narodów o Śmiłowice

W lipcu 1920 roku, po czesko-polskiej wojnie o Śląsk Cieszyński, Śmiłowice przypadły Czechosłowacji. Polacy odbili je na krótko w październiku 1938 r., podobnie jak resztę Zaolzia.

1 września 1939 r. przyszli do Śmiłowic Niemcy.

3 lipca 1940 roku urodził się w nich Jerzy Buzek.

Był za mały, by pamiętać terror, który rozpętali na Zaolziu. Po jego narodzinach rodzina przeniosła się do Końskiej (obecnie dzielnica Trzyńca). Dzieciństwo i młodość spędził najpierw w Końskiej, później w Chorzowie. Ojca Niemcy wywieźli na roboty do Rzeszy. Po powrocie został inżynierem elektrykiem i pracował w chorzowskiej elektrowni.

W maju 1945 roku hitlerowców ze Śmiłowic przegnał Stalin - i znów Zaolzie dostała Czechosłowacja. Czescy komuniści długo pamiętali tutejszym Polakom dawne konflikty, więc po powrocie Pawła z robót cała rodzina przeniosła się do Polski - bo Zaolzie było dla Czechów. To pewnie także dlatego Polacy w Śmiłowicach do dziś trzymają się razem: w wyborach do 7-osobowej Rady Gminy radnymi w większości zostają Polacy; teraz jest ich w niej sześciu.

Byli dla siebie całym światem

Po wojnie nie wolno nam było jechać do dziadków - mówi Helena Macha, siostra Jerzego Buzka. - Ojciec chorował krótko, a gdy zmarł w 1953 roku, zostaliśmy półsierotami w mieście oddalonym od rodziny - dodaje. Wspomina, że ją i Jurka matka wychowała sama.

- Reszta rodziny była daleko, dziadkowie na Zaolziu, a władze nie pozwalały nam na kontakty rodzinne. Byliśmy sami z mamą. Staliśmy się dla siebie całym światem. I tak pozostało do dziś - mówi pani Helena.

To, że są dziś rozrzuceni po różnych zakątkach, w sumie niewiele dla niej znaczy, bo "w rodzinie liczy się to coś, co jest między zwykłymi sprawami i bliskie mimo oddalenia".

Jest tylko jedna poważna uciążliwość.

- Rozjechaliśmy się po świecie i coraz trudniej o ewangelickiego partnera - żali się Helena Macha. - Żona brata, Ludgarda, jest katoliczką, a córka Agata, po mamie, także. A wiara dla Buzków jest bardzo ważna. W naszym zaolziańskim domu zawsze był portret Marcina Lutra. Na honorowym miejscu stała "Postylla", zbiór kazań. Jeden z naszych przodków, Andrzej Buzek, był ewangelickim pastorem. Wszyscy otrzymywali staranne wykształcenie - mówi pani Helena.

Pionier nauki, dusza towarzystwa

Jurek też się ostro uczył. W 1963 roku ukończył Wydział Mechaniczno-Energetyczny Politechniki Śląskiej i został magistrem inżynierem mechanikiem-energetykiem. W swojej pierwszej firmie - Zakładzie Inżynierii Chemicznej i Konstrukcji Aparatury Polskiej Akademii Nauk - poznał swoją przyszłą żonę Ludgardę.

Andrzej Jarzębski, dziekan Wydziału Chemicznego Politechniki Śląskiej, trafił na Buzka trochę później - w kwie tniu 1971 r., gdy ten pracował już w oddziale Polskiej Akademii Nauk w Gliwicach.

- Pracowaliśmy nieomal drzwi w drzwi, więc szybko przeszliśmy na "ty". Jurek jest ode mnie starszy o jakieś sześć, siedem lat. Choć działaliśmy w innych zespołach badawczych, zajmowaliśmy się czym innym, szybko się zaprzyjaźniliśmy. Był duszą towarzystwa. Jego zainteresowania zawodowe były jak na owe czasy nowatorskie, a dziedzina, którą się zajmował, należała do bardzo nowoczesnych. Powstawały wówczas wielkie instalacje przemysłu chemicznego, a my tworzyliśmy podwaliny ich projektowania. Jurek się w tym wspaniale odnalazł - wspomina prof. dr hab. inż. Andrzej Jarzębski.

On jest jak wiatr, nigdzie nie usiedzi

Prof. Krzysztof Warmuziński, dyrektor Instytutu Inżynierii Chemicznej PAN, temat pracy habilitacyjnej wybrał właśnie za namową Jerzego Buzka, swego ówczesnego przełożonego.

- Między nami początkowo był układ mistrz - uczeń, ale wkrótce staliśmy się przyjaciółmi. I wtedy, gdy Jurek został premierem, nie zapominał o znajomych. Pamiętam wspólną wyprawę na uroczystość uhonorowania Jurka tytułem doktora honoris causa uniwersytetu w Dortmundzie. Otoczony doradcami i dziennikarzami, chciał mieć przy sobie znajome twarze - wspomina prof. Warmuziński.

Dla dr. Manfreda Jaschika, obecnie zastępcy dyrektora ds. technicznych w Instytucie, Jerzy Buzek pozostanie ideałem szefa.

- Miał talent do współpracy z ludźmi, potrafił doskonale zorganizować robotę i mówić o niej z pasją. Zarażał nas pracą. Każde zadanie wykonywaliśmy tak, jakby od niego zależało coś bardzo ważnego - wspomina dr Jaschik.

Dawni koledzy z PAN, pamiętają, że to właśnie Buzek wpadł na pomysł organizowania spływów kajakowych. Pewnie dlatego, że zawsze go gdzieś nosiło. Helena Macha mówi, że jej brat "jest jak wiatr, po którym zostaje tylko muśnięcie". Taki pędziwiatr. Uwielbia rożeczki, przysmak kuchni cieszyńskiej, czyli rogaliki maślane z płatków owsianych, posypane z wierzchu cukrem pudrem, ale nigdy nie ma czasu ich jeść.

- Zawsze gdy przyjeżdża do naszego domu przy Osikowej w Katowicach, strasznie się spieszy i ledwie zdąży zjeść zupę - śmieje się pani Helena.

Prof. Warmuziński wziął udział w kilkunastu wspólnych wyprawach kajakowych. Ostatnią, po Łynie, odbyli w czasach, gdy Jerzy Buzek był już premierem.

- Dziś byłoby Jurka trudniej namówić na spływ. Czasu coraz mniej, a i kręgosłupy mogłyby nie wytrzymać wiosłowania - mówi Warmuziński.

Pierwsze narodziny polityka

Buzek - polityk narodził się w 1980 r. w śląsko-dąbrowskiej Solidarności.

- Mąż założył "S" w Instytucie Inżynierii Chemicznej Polskiej Akademii Nauk w Gliwicach. W tamtych czasach wszyscy należeliśmy do tego związku - od profesorów, po pracowników administracji, a nawet sprzątaczki. Jerzy co jakiś czas był wzywany na milicję, na przesłuchania. Potem była działalność podziemna - mówi Ludgarda Buzek.

To w związku Buzek nauczył się sztuki mediacji, w której dziś jest mistrzem.

- Gdy tylko były jakieś konfliktowe sprawy, zawsze wzywaliśmy na pomoc Jurka - mówi Marek Kempski, były szef regionu "S" i były wojewoda katowicki (mianowany zresztą na to stanowisko przez Buzka).

- To nieprawdopodobne, ale najbardziej ostre spory potrafił załagodzić tak, że obie strony były zadowolone. Bo on bardzo lubi ludzi. W podziemiu pod pseudonimem konspiracyjnym "Karol" stworzył Regionalną Komisję Wykonawczą i został jej faktycznym szefem.

- Zawsze można było na niego liczyć - twierdzi Marian Krzaklewski.

- Dziś bohaterstwo bardzo staniało. On miał wtedy małe dziecko i tak wiele ryzykował - dodaje Kempski.

Ciężkie czasy, dobre czasy

13 grudnia 1981 roku uniknął internowania, bo zdążył uciec milicji. Potem się ukrywał, wspólnie z kolegami wydając powielaczowy biuletyn Solidarności. Odtwarzali struktury związku w Gliwicach, Dąbrowie Górniczej, Bytomiu, Jastrzębiu-Zdroju i okolicach. Buzek używał wtedy konspiracyjnego pseudonimu "Karol", czyli swojego drugiego imienia.

Ludgarda Buzek wspomina, że to był trudny czas. - Ale byliśmy szczęśliwi - dodaje. - Mąż okazał się wielkim przyjacielem Rafała, mojego syna z pierwszego małżeństwa.

Na Wielkanoc 1985 roku, gdy córka Buzków Agata miała wkrótce przystąpić do I Komunii, lekarze zdiagnozowali u dziecka nowotwór: ziarnicę złośliwą. Buzkowie rozpoczęli walka o życie dziecka.

- Przez cztery lata żyliśmy na skraju wytrzymałości psychicznej - mówi Ludgarda.

Agata często się przeziębiała, była bardzo blada, anemiczna. Prześwietlenie wykazało zmiany w płucach. Choroba miała dwa nawroty, choć normalnie pojawia się raz; jeśli udaje się ją wyleczyć, chory wraca do zdrowia.

Ostatni zabieg i chemioterapia zakończyły się wiosną 1989 roku. Dla Buzków zaczął się dobry czas: Agata wyzdrowiała.

Potem była inna radość: 4 czerwca.

Kiedy polityk jest prawdziwy

Na fali tamtego zwycięstwa Buzek powoli stawał się jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Polsce. W 1997 r. został premierem koalicyjnego rządu AWS-UW, a w następnym roku - przewodniczącym Ruchu Społecznego AWS, a w 2000 r, stanął na czele całej Akcji. Jednak przepustką Buzka do historii miały być nie urzędy, lecz przebudowa Polski. Jego gabinet uruchomił cztery reformy (emerytalną, zdrowia, administracji i oświaty), za które AWS zapłacił w 2001 r. klęską wyborczą.

Wydawało się, że tonąca ekipa Krzaklewskiego pociągnie za sobą także Buzka. Obolały po klęsce były premier wycofał się z polityki. I kolejne rozprawy z chemii w PAN-ie pisałby zapewne do dziś, gdyby nie politycy. Ale i sam profesor specjalnie się przed powrotem na polityczne salony nie opierał.

- Bo prawdziwy mężczyzna nigdy nie kończy, tym bardziej prawdziwy polityk - mówi o nim z lekką zazdrością Leszek Miller, też były premier.

Gambit Donalda Tuska

Po trzech latach od tamtej klęski, w wyborach w 2004 roku, z krajowym rekordem ponad 170 tysięcy głosów szturmem wdarł się do europarlamentu - tym razem pod szyldem Platformy Obywatelskiej. Dając mu miejsce lidera na śląskiej liście, Donald Tusk czuł, że to pokerowa zagrywka.

- To było ryzykowne zagranie, bo zupełnie nie wiedzieliśmy, czy w pamięci wyborców został pozytywny obraz odważnego człowieka, który reformuje kraj, czy też przegranego polityka, kojarzącego się z Marianem Krzaklewskim, wtedy szefem AWS - mówi jeden z polityków Platformy Obywatelskiej.

Dziś Krzaklewski mówi, że "Jerzy to typ długodystansowca". - Nie był człowiekiem przypadkowym. Zanim Akcja Wyborcza Solidarność sięgnęła po władzę, stał na czele zespołu programowego, odpowiadał za gospodarkę - wspomina były lider AWS. - Obaj zapłaciliśmy za reformy, ale w polityce trzeba być przygotowanym na takie ryzyko.

Mąż stanu u bram Europy

Paradoksalnie, właśnie to co zdecydowało o porażce "pierwszego Buzka" - czyli mała odporność wściekłe ataki opozycji i jazgot ulicznych demonstracji przeciw jego reformom - stało się przyczyną jego politycznego odrodzenia. - Nie dla Buzka cały ten polityczny magiel - ocenia były wicepremier i jeden z najbliższych współpracowników Buzka Janusz Steinhoff.

Bohdan Dzieciuchowicz, specjalista ds. wizerunku polityków i wieloletni współpracownik Leszka Balcerowicza, definiuje to bardziej szczegółowo: Buzek należy do polskiej politycznej superligi, wąskiego grona mężów stanu. - Wyrósł ponad całą polską klasę polityczną. Jego pozycja jest podobna do pozycji Balcerowicza: obaj nie angażują się w spory i potrafią mądrze mówić o sprawach naprawdę ważnych dla kraju. Kojarzą się ze spokojem, szacunkiem dla przeciwnika oraz wiedzą - mówi Dzieciuchowicz.

I właśnie te cechy otwarły dziś Jerzemu Buzkowi bramy Europy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto