Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Klęska pod Wiedniem, czyli o udawaniu kina

czipsydwa
czipsydwa
Darowanym biletom nie zagląda się co prawda w paragon, ale po dzisiejszej wizycie w kinie nie mam wątpliwości, że za oglądanie pewnych filmów to widz powinien dostawać pieniądze.

W ramach odszkodowania za poniesione straty na duchu i umyśle. Równana z ziemią przez krytykę "Bitwa pod Wiedniem" okazuje się bowiem filmem tak fundamentalnie złym, że nie mogę nie ostrzec Was przed pójściem na nią do kina. Moi drodzy zatem - nie dajcie się zwieść, ani nikomu namówić - nawet, gdy ktoś da Wam darmowe wejściówki albo będzie chciał zaciągnąć siłą (nie ważcie się, szkoły!). Jest milion lepszych sposobów na spędzenie 2,5 godziny - idźcie na spacer do lasu, poczytajcie dobrą książkę, obejrzyjcie jakiś film (każdy inny będzie lepszy), zobaczcie co w nowym "Teraz Koszalin" albo nie róbcie nic.To też będzie lepsze rozwiązanie.
Od razu mówię - sam z siebie nigdy nie wybrałbym się na "Bitwę..." do kina, ale na nic innego pójść nie mogłem, uznałem więc, że zaryzykuję. Najwyżej pierwszy raz w życiu wyjdę z kina, a może okaże się, że nie taka "Bitwa..." straszna, jak ją malują. W kinie - ze mną włącznie - były trzy osoby - z czego jedna przespała połowę (wiem, bo to moja żona, która poszła na drugi wygrany bilet).
Naprawdę nie bardzo wiem, jak opisać to, co widziałem. Że to najgorszy film, jaki w życiu w kinie widziałem? Że wszystkie recenzje kłamią - film jest bowiem jeszcze gorszy, niż sugerują. Że F. Murray Abraham coraz mniej ma wspólnego z Salierim, a coraz bardziej podąża tropem "Krwiożerczej małpy"? Że lepsze wilkołaki są nawet w "Sadze: Zmierzch", a wszystkich odpowiedzialnych za produkcję tego filmopodobnego gniota należałoby wybatożyć? Że narracja prowadzona jest tak nieudolnie, że szukanie w tym wszystkim dziur i absurdów przypomina liczenie kropel deszczu? Że efekty specjalne przyniosłyby wstyd w czasach braci Lumiere, a kapiszonowe wybuchy trącą wiejskim odpustem? Że film jest ideologicznie szkodliwy, a wszystkie dialogi należałoby z miejsca skreślić? Że "Bitwa..." jest fundamentalnie zła, od podstaw i że nie jest nawet produkcją kinową, a telewizyjnym półprodukcyjniakiem (o tzw. filmowości dzieła nikt z twórców tego gniota chyba nigdy nie słyszał).
Że jest tak zła, że nawet nie jest śmieszna? Zapomnijcie więc Wy wszyscy, którzy liczyliście, że będziecie się mogli chociaż pośmiać z głupoty i słabości realizacyjnej. Nie, nie będziecie się śmiać. No, może raz lub dwa.Film jest zły do szpiku kości - naprawdę nie warto go oglądać, nawet za darmo. Wierzcie - na jego tle "1920. Bitwa Warszawska" to film przyzwoity, a "Ogniem i mieczem" to klasyk gatunku. Dla "Potopu" natomiast brak miejsca na skali jakości.
"Bitwa..." nie broni się niczym. Absolutnie.A pomyśleć, że chciałem iść na "Teda" - tyle, że nie grają go już, niestety, w kinie.Przypominam więc na koniec - nie idźcie na "Bitwę...", niezależnie od okoliczności! 

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto