Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kobiece rugby w Warszawie: w Legii robi się niezły młyn [ZDJĘCIA]

Robert Małolepszy
Sparing Legii z Frogs
Sparing Legii z Frogs fot. Zofia Szuster-Górska
Architektka, pracownica dużej korporacji, monterka wiązek w zakładach lotniczych, a trener - bankowiec. Elka na koszulce, a w ręku jajowata piłka. Od trzech miesięcy w Legii działa sekcja rugby kobiet. I to nie jest żaden ewenement - kobiece rugby w Warszawie opisuje Robert Małolepszy

- Tylko proszę nie pisać, że rugby to jest męski sport. Walczymy z tym stereotypem od 10 lat. Na świecie w rugby gra ponad milion kobiet. W Polsce aż tak wiele nas nie ma, ale w ostatnich latach można powiedzieć, że przeżywamy boom na rugby kobiet - mówi Marta Dybiec, jedna z weteranek polskiego rugby, zawodniczka sochaczewskich "Tygrysic" - pierwszej oficjalnie zarejestrowanej drużyny w naszym kraju.

Najmłodszą jest ekipa warszawskiej Legii. Trzy miesiące temu na nabór zgłosiło się 40 kandydatek na rugbistki. Większość wcześniej nawet nie uprawiała sportu. Dziś zostało ich 22. Spotykają się trzy, cztery razy w tygodniu albo na warszawskim AWF-ie, albo na bocznym boisku Legii. Mają już za sobą dwa starty w turniejach Grand Prix, które wyłaniają najlepszy polski zespół. Za tydzień wezmą udział w kolejnym, który obędzie się w stolicy. Jutro pojawią się też na stadionie Polonii, gdzie swój mecz rozegra pierwsza męska reprezentacja Polski. Biało-czerwoni zagrają z Czechami w ramach eliminacji do Pucharu Świata, czyli rugbowego mundialu, który w 2015 r. odbędzie się w Anglii.

Zobacz też: Biegnij Warszawo 2013 - zdjęcia z wielkiego biegu ulicami stolicy [GALERIA]

Panie też mają swój rugbowy mundial. Ostatni odbył się w 2010 r. w Anglii. W finale reprezentacja Nowej Zelandii pokonała Anglię 13:10. To dwie najsilniejsze nacje w rugby kobiet. W Anglii za jajem biega 562 tys. pań. Najmłodsze mają mniej niż dziesięć lat.

W 2016 r. w Rio de Janeiro 12 najlepszych drużyn kobiecych zagra w pierwszym w historii olimpijskim turnieju rugby. To będzie turniej w odmianie siedmioosobowej. Dokładnie takiej, w jaką gra się w Polsce.

- Nasza reprezentacja, niestety, nie pojedzie do Rio. Szansę straciliśmy podczas ostatnich mistrzostw Europy. Gramy w tzw. I Dywizji. Wyżej jest tylko Top 12. Turniej odbywał się latem w Pradze. Zajęliśmy czwarte miejsce. Wygrały Belgijki, które awansowały do Top 12. Za rok z tej grupy sześć najlepszych drużyn wywalczy sobie bilety do Rio de Janeiro - mówi Jarosław Bator, były już trener kadry kobiet, która istnieje od 11 lat.

Kobiece rugby w Warszawie ma się dobrze

- W Polsce mamy w tej chwili 13 oficjalnie zarejestrowanych klubów. Z tego aż trzy w Warszawie: Legia, Ladies Frogs i Syrenki - mówi Łukasz Nowosz, trener legionistek, bankowiec, rugbista już w drugim pokoleniu. Ojciec Paweł Nowosz grał w warszawskim AZS AWF. Łukasz najpierw w klubie Folc, potem w AZS, z którym zdobył mistrzostwo Polski, teraz w Skrze.

- Gdy w Legii na dobre rozkręciła się sekcja męska rugby (gra w II lidze, jest niepokonana, na mecze na stadion AWF przychodzą tłumy kibiców Legii), zaproponowałem prezesowi sekcji - Marcinowi Stolarzowi, byśmy powołali też drużynę kobiecą. Ogłosiliśmy nabór. Na pierwsze zajęcia przyszło 40 dziewczyn. Klub zapewnia nam koszulki meczowe i boisko. Dziewczyny zrzucają się po 50 zł miesięcznie, by starczyło nam na inne wydatki - dodaje szkoleniowiec.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

Jest środowy wieczór. Boisko AWF przy ul. Marymonckiej. Przez lata grali tu i trenowali rugbiści AZS AWF. Szesnaście razy byli mistrzami Polski. W tym roku klub rozwiązał sekcję - nie chce inwestować w rugby. Tradycja nie ma żadnego znaczenia dla zarządu. Boisko przejęli legioniści - płacą za wynajem i tu trenują zarówno męskie, jaki i żeńskie ekipy spod znaku " eLki".

Najważniejszą częścią zajęć jest nauka "blachy" czyli obrony przed szarżą. Ups! Zacznijmy od początku. Szarża to atak zawodniczki w obronie na tę, która biegnie z piłką. Szarżować, czyli łapać rywalkę, można od stóp do linii barków. Trzeba chwycić rywalkę obiema rękoma i przewrócić ją na ziemię. Nie wolno chwytać za szyję, za włosy, nie wolno podcinać. Nie wolno też deptać, a tym bardziej kopać zawodniczki, która zostanie przewrócona na ziemię. A blacha? To obrona przed szarżą. Wyprostowaną ręką, będąc w pełnym biegu, zawodniczka odbija od siebie rywalkę. Blachę można "wypłacić na twarz".

- To nie jest przyjemne, dostać taką blachę na twarz. W ekstremalnych sytuacjach można nawet złamać nos. Ale jak się taką blachę dostanie, to od razu chce się oddać. Oczywiście, w ramach przepisów - mówi Katarzyna Skomra. 27 lat, 1,68 cm, 54 kg. Farbowana blondynka. Na co dzień pracuje w firmie komputerowej, testuje oprogramowanie.

- Jak trafiłam do rugby? Koleżanka mi powiedziała, że jest nabór, poszłam z ciekawości. I zostałam. Co mnie pociągnęło? Rugby to sport, w którym można się naprawdę wyładować, zrzucić z siebie wszystkie emocje z całego dnia.

Straszna satysfakcja

- Jak się wykona poprawną szarżę i rywalka ląduje na ziemi, czuję straszną satysfakcję - mówi Elena Boyarintseva. Rosjanka, od 20 lat mieszka w Polsce. - Znalazłam ogłoszenie o naborze na portalu internetowym. Jako dziecko uprawiałam taekwondo, potem już nic. I nagle to rugby. Nie miałam nawet pojęcia, o co chodzi w tym sporcie. Zaintrygowało mnie jednak to ogłoszenie. Tydzień się zastanawiałam - pójść, nie pójść na tę rekrutację. Obejrzałam jakieś filmy z meczami w internecie. I poszłam - wspomina Elena. Jest architektem. Rodzice wrócili niedawno do Rosji.

Czytaj też: Śmierć uczestnika "Biegnij Warszawo". Upadł na mecie, reanimacja nie pomogła

Latem w Moskwie odbywały się mistrzostwa świata w rugby siedmioosobowym, a więc w tej odmianie, którą właśnie ja uprawiam. Tak naprawdę to dużo mniej kontaktowa i urazowa gra od klasycznego rugby piętnastoosobowego, ale i tak tata był przerażony. W Rosji jest boom na rugby, turniej był transmitowany przez telewizję (ceremonię losowania grup oficjalnie rozpoczęto na krążącej po orbicie międzynarodowej stacji kosmicznej, na której pojawiła się piłka mistrzostw świata - przyp. red.). Jak się naoglądał, to zadzwonił i powiedział, że mi zakazuje gry w to rugby - śmieje się Elena.

- Kontuzje? Pewnie, że są. Boję się, ale nie odpuszczam. Siniaki są po każdym treningu. Ale to też nie problem. Najwyżej do pracy idę w spodniach - śmieje się Elena.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

- Ja od zawsze wiedziałam, że rugby to jest sport dla mnie. Bo od zawsze chciałam uprawiać coś kontaktowego. Grałam w piłkę ręczną w Olimpii, wtedy jeszcze był tam jakiś inny sport niż piłka nożna. Nie wiedziałam, że w Warszawie są drużyny rugby. Dopiero latem przypadkiem, podczas wizyty u kosmetyczki, usłyszałam, że jedna z klientek ma córkę grającą w rugby. Zdobyłam kontakt. Tak dowiedziałam się o Legii - mówi Katarzyna Dziembor. 32 lata. Chwilowo w szpitalu. Czeka na operację obojczyka, który uszkodziła podczas pierwszego oficjalnego turnieju, w jakim wzięły udział legionistki - to było Grand Prix w Poznaniu.

- Położyłam punkty. Rywalka nie wyhamowała. Nie powinna mnie już atakować, bo akcja się skończyła, ale poleciała na mnie, upadłam na bark i, poszło. Ale nie przejmuję się tym. Czekam na powrót na boisko - dodaje Dziembor, na co dzień monter wiązek w Polskim Zakładach Lotniczych.

- Kobiety są trochę bardziej podatne na kontuzje w rugby, bo mają inaczej ustawioną miednicę, a to pociąga za sobą także inne ustawienie stawów kolanowych - przyznaje Jarosław Bator. - Ale są na to sposoby, trzeba tylko odpowiednie partie mięśni dobrze wytrenować - dodaje szkoleniowiec.

- Jak przyszłam do rugby, to bałam się, że plecy mi się rozrosną. Że będę miała wielkie kaptury. Dziś już nie zwracam na to uwagi - mówi Marta Grudzińska, 27 lat, kapitan legionistek, najbardziej doświadczona zawodniczka zespołu. Nim trafiła do Legii, grała w zespole Ladies Frogs Warszawa. Ma za sobą także występy w reprezentacji Polski.

Warsaw Ladies Frogs

Frogs to bardzo szczególna drużyna. Założyli ją obcokrajowcy - Anglicy, Francuzi, Australijczycy, czyli przedstawiciele nacji, wśród których rugby jest niezwykle popularne. Gdy trafili do Polski, postanowili założyć drużynę, bo rugby to coś więcej niż sport, to styl życia. Do dziś istnieją, grają w polskiej I lidze (drugi poziom rozgrywkowy). Kobieca drużyna Frogsów sięgała po medale mistrzostw Polski.

- Przez 18 lat byłam koszykarką. Grałam w Piasecznie, Politechnice i Żyrardowiance, na zapleczu ekstraklasy. Po skończeniu kariery szybko zaczęłam tęsknić za sportem. Koleżanka z koszykówki zaczęła grać we Frogsach. Zaciągnęła mnie na trening. Nie spodobało mi się. Większość dziewczyn nie miało wcześniej nic wspólnego ze sportem. Dla mnie to było dużym problemem. Ale wróciłam. Dlaczego? Bo lubię wygrywać. A jak się okazało, nasza drużyna szybko zaczęła odnosić sukcesy. Czym rugby różni się od koszykówki. Najważniejsza różnica jest taka, że tu podaje się tylko do tyłu, a biegać i to szybko każą głównie do przodu. Poza tym jest dużo cech wspólnych - dużo strategii, przewidywania zachowania rywalki - dodaje Marta, na co dzień pracownica dużej korporacji.

W piłce ręcznej, mimo że to był sport zespołowy, tak naprawdę liczyłam się tylko ja. Ode mnie zależało, jak wyjdzie, lub nie, akcja. W rugby sam nic nie zdziałasz. Masz też świadomość, że zawsze ktoś jest za tobą, że chroni twój tyłek i cię wesprze - mówi Katarzyna Dziembor.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

- Najważniejsza jest atmosfera. To jest coś, czego nie ma nigdzie. Rugby nie kończy się na wyjściu z szatni. My jesteśmy ze sobą niemal cały czas. Wspieramy się. Jak któraś ma kłopoty, wszystkie walimy za nią w dym - mówi Zosia Szuster. Do Legii trafiła z miłości do... Legii. Od zawsze kibicowała piłkarzom z Łazienkowskiej, robiła im zdjęcia. Ale też lubiła sporty walki. Jak powstała sekcja, zapisała się i nie żałuje.

- Rugby to sport, który może uprawiać każda dziewczyna. Jest tu miejsce dla filigranowych, szybkich zawodniczek, ale też dla takich przy kości - uważa Marta Dybiec.

- Nie znam drugiego tak wszechstronnego sportu. W rugby trzeba być szybkim, ale też śilnym. Sprawnym i zwinnym, ale też inteligentnym, bo to gra strategiczna - dodaje Ewelina Rożnowska, była Tygrysica z Sochaczewa. Dziś instruktorka zumby, która w sobotę podczas meczu na Polonii poprowadzi maraton Zumba&Rugby.

- Zawsze byłam tancerką. Na trening trafiłam po tym, jak po sześciu latach związku rozstałam się z facetem. Miałam straszą handrę. Przyjaźnię się Martą Dybiec. To ona namówiła mnie, bym poszła na trening. Miałam tylko pobiegać. Nie szarżować, nie podawać piłki, ale spróbowałam i tak się zaczęło. Dziś już nie gram, ale rugby mam w sercu - dodaje Rożnowska.

Jak narkotyk

- Bo rugby jest jak narkotyk, jak się już zacznie, to nie można skończyć. My naprawdę wierzymy w to, że rugby to coś więcej niż sport. My za sobą skoczymy w ogień - dodaje Dybiec, która całe życie marzyła, by grać w rugby, bo robił to jej ojciec i brat. Niedawno wspólnie z kilkoma koleżankami wzięła udział w "Familiadzie". Drużynę nazwały "Czas na rugby", kapitanem był Bator, w zespole same byłe i obecne reprezentantki kraju. Każda z innego miasta.

- Niebawem klubów rugby może być w Warszawie jeszcze więcej. Przez ostatnie miesiące zrobiłam pokazy rugby TAG, czyli bezkontaktowej odmiany naszej gry dla około sześciu tysięcy uczniów warszawskich szkół, a program tak naprawdę się dopiero zaczął - mówi Anna Tkaczuk. Mazowiecki oficer rozwoju Polskiego Związku Rugby. - Przez 12 lat uprawiała w WTW wioślarstwo. Od trzech lat gra w rugby. Założyła klub Haka Warszawa. Obecnie kapitan Syrenek, które są czołową polską drużyną i jako ostatnie bronią honoru rugby w klubie AZS AWF.

- Czy możemy dogonić świat? Pewnie. Jeszcze niedawno rywalizowaliśmy jak równy z równym z Belgijkami czy Ukrainkami. Dziś nam odjechały. Ukrainki mają realną szansę wyjazdu na igrzyska. Czego potrzeba? Stworzenia ośrodka przygotowań olimpijskich, wyselekcjonowania 20-30 17-letnich dziewczyn i spokojnej pracy przez trzy lata. Tak zrobili Ukraińcy. W USA, które też żadną potęgą w rugby nie są, działa dziś 300 klubów akademickich. Rugby nie jest ani drogie, ani skomplikowane. Trzeba tylko dać tym dziewczynom szansę - uważa Bator.

- Nam nie trzeba wiele. Do gry wystarczy ochraniacz na zęby, buty, koszulka i spodenki. Nawet makijażu nie robimy, bo i tak się zetrze. A na zdjęciach z meczu umalowane usta wyglądają z ochraniaczem jeszcze gorzej niż niepomalowane - kończy Elena.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto