Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koszalin mojej młodości - fragment cd.

Witold Danilkiewicz
Witold Danilkiewicz
Koszaliński rynek, brama, lata 50-te
Koszaliński rynek, brama, lata 50-te Archiwum: Janina Falkowska
Koszaliński rynek, a późniejszy Manhattan.

Koszaliński rynek, bo potocznie wszyscy go tak wtedy nazywali. Manhattanem nazwano go dużo później, bo w latach 80-tych XX w. Mieścił się on przy ulicy Drzymały. Prowadziły do niego trzy wejścia. Pierwsze od strony ulicy Kaszubskiej, a dokładnie naprzeciwko rogu ulic Barlickiego i Drzymały. Drugie wejście było około 50 metrów dalej, idąc Drzymały w kierunku Połtawskiej. Było jeszcze trzecie wejście od strony ulicy Połtawskiej. Wchodząc od ulicy Drzymały rogu Barlickiego po lewej stronie znajdował się niewielki parterowy budynek gospodarczy. Idąc dalej, po lewej stronie były budki z mięsem z gospodarskiego uboju. W pierwszych trzech sprzedawano mięso wieprzowe, tzw. rąbankę. W następnych budkach oferowano mięso wołowe, czasami też baraninę. Oczywiście nie wszystkie były otwarte w każdy dzień targowy. Rąbanką nazywano mięso rąbane siekierą w poprzek tuszy. Mięso to różniło się bardzo w smaku i wyglądzie, od tego, które dziś możemy kupić w sklepie. Tajemnica tkwiła w tym, że świnie karmione były wyłącznie naturalnymi produktami. Żadnych pasz, czy też innych „ulepszaczy". Warstwa słoniny była gruba na ok. 4-5 cm. Mój ojciec często kupował rąbankę. Wykrojoną słoninę solił i czosnkował. Przechowywał ją w glinianym garnku w chłodnym miejscu (lodówek domowych prawie nie było). Po paru dniach kroił ją w cienkie plasterki i obkładał nią kromki chleba. Pychotka! To samo można powiedzieć o reszcie mięsa, które smażył na patelni, dodając pokrojoną w talarki cebulę. Już sam zapach świeżynki to była poezja...
Mniej więcej na środku rynku były długie zadaszone stoły, na których w dni targowe kobiety wiejskie sprzedawały masło w osełkach owinięte chrzanowymi liśćmi, jajka, mleko, śmietanę, twarogi, miód. W głębi rynku po obu stronach były budki z odzieżą, materiałami, galanterią, butami, kapciami, wyrobami z metali i wikliny. Czego tam nie było?!! Kiczowate obrazy, bądź makatki z motywami świętych lub jeleniem na rykowisku, drewniane zabawki dla dzieci. W innych sprzedawano szczególnie modne i drogie futra, kołnierze i czapki z lisów, nutrii i norek. Wielu handlujących sprzedawało z ręki, najczęściej żywy drób, zegarki, złote pierścionki i obrączki, które czasami okazywały się wyrobami z tombaku. Inni rozkładali swój towar wprost na ziemi. Nowe drewniane beczki do kiszenia kapusty czy ogórków, drewniane koła do wozów, gliniane naczynia i wazony. Stare poniemieckie rowery i części do nich, narzędzia, klamki, zamki i klucze, które można było dorobić na miejscu. Można było dać naostrzyć nóż albo nożyczki na przenośnej i napędzanej nożnie szlifierce. Zioła sprzedawano bezpośrednio z dużych walizek. Posortowane były w woreczkach z tkaniny. Każdy woreczek był podpisany, jakie to zioło lub mieszanka ziół i na jakie choroby pomaga. Zioła pakowano w torebki zrobione naprędce z kawałków starych gazet. Trzeba jednak pamiętać, że był to świat bez plastiku. Towar pakowano w papierowe torebki lub gazety, później dopiero w specjalny, najczęściej w szary papier pakowy. Na rynek szło się z własnym opakowaniem: słoikami, dzbankami, koszykami, torebkami i siatkami, które wtedy były w powszechnym użyciu. Wielkim powodzeniem, zwłaszcza u dzieci, cieszyły się stoiska z gołębiami pocztowymi i królikami. Tam zawsze zatrzymywałem się najdłużej.

Przy drugim wejściu od ulicy Drzymały, po prawej stronie, miał swoją budkę piekarz Mechecki. Można tam było kupić bardzo smaczny, jeszcze ciepły chleb i najlepsze w mieście bułki. Smaku ich nigdy nie zapomnę. Dużo bym dał za to, gdybym mógł je kupić jeszcze teraz. Mechecki miał maleńką piekarnię przy ulicy Barlickiego. Stamtąd na rynek było zaledwie kilka kroków. Według starych receptur piekł niewielkie partie pieczywa, dlatego było ono zawsze smaczne, świeże i szybko znikało z półek.
W dni targowe atmosfera koszalińskiego rynku w drugiej połowie lat 50-tych i początkach lat 60-tych przypominała nieco tę pokazaną w filmie „Sami Swoi", chociaż z jedną małą różnicą - kotami już nie handlowano!
Wzdłuż ulicy Drzymały był szereg pojedynczych zielonych budek owocowo-warzywnych, które w odróżnieniu od reszty otwarte były codziennie. Właścicielem jednej z nich, znajdującej się mniej więcej po środku, był Dziadek. Wszyscy go znali, bo był postacią barwna i ciekawą, dlatego warto poświęcić mu nieco więcej uwagi. Dziadek pochodził z Wilna. Jego wileński akcent zdradzał od razu pochodzenie. Był raczej wysokiego wzrostu, z dużym opadłym brzuchem i okrągłą, nieco pucułowatą i przekrwioną twarzą. Dziadek był człowiekiem wesołym i dowcipnym. Niezwykle pracowity i przedsiębiorczy. Gdyby żył w dzisiejszych czasach, byłby zapewne bardzo majętnym człowiekiem. Chodziły słuchy, że przed wojną miał swoją restaurację. Ile w tym prawdy tego nie wiem, ale uważam za prawdopodobne. To był człowiek z tamtej epoki, który udowodnił, że nawet w tak trudnych czasach dla prywatnej inicjatywy, też można osiągnąć sukces. Miał najlepiej zaopatrzony stragan. U niego można było kupić wszystkie rodzime owoce i warzywa. Cześć warzyw pochodziła z jego upraw. Tylko u niego można było kupić przeciery pomidorowe i szczawiowe z własnej domowej produkcji. Pakowne były w butelkach po wódce i korkowane naturalnym korkiem, a następnie lakowane. Miał także swoje przetwory w słoikach, m.in. chrzan, ćwikłę, grzyby marynowane, suszone, kapustę i ogórki kiszone w drewnianych beczkach. Jako jedyny sprzedawał bity drób, głownie kury i kaczki. Żywy drób kupował na rynku lub na wsi. Jedynym jego środkiem transportu był drewniany wózek z dyszlem i drewnianymi kołami obitymi metalową obręczą. Wózki takie były w tym czasie niezwykle popularne i można je było kupić w różnej wielkości. Ten Dziadka należał do największych. Dzisiaj powiedzielibyśmy XXL. Zakupiony drób wiózł w klatkach do domu. Na podwórku, gdzie miał szopę, zarzynał drób, skubał i patroszył. We wszystkim pomagała mu żona, czasami zatrudniał pomocnika. Sam nie byłby w stanie podołać wszystkim obowiązkom. Dziadek był lubiany i rozpoznawalny. Sam siebie nazwał Dziadkiem i tak zostało. Lubił zabawy, żarty, kawały polityczne i wierzył, że wróci do swojej utraconej ojczyzny.
Miał także swoich przeciwników. Wielu ludzi mu zazdrościło, tylko zastanawiam się, czego, czy tej ciężkiej pracy od świtu do nocy, czy może jego zaradności. „Złe języki" nazywały go „krwawym ssakiem". Rozpuszczano plotki, że kupuje tani chory drób, żeby później sprzedać tusze z dużym zyskiem. To nie była prawda, lecz zwykła i podła ludzka zawiść. Miał też niestety swoje słabości. Czasami po pracy, a najczęściej w niedzielę po mszy św., Dziadek odwiedzał „Meduzę". Była to restauracja, a raczej „spelunka" i „mordownia". Usytuowanie jej na rogu ul. Drzymały i ul. Dzieci Wrzesińskich było strzałem w dziesiątkę. Dokładnie między rynkiem, a targiem końskim, który znajdował się z tyłu Szkoły Podstawowej nr 9. Po udanym dniu targowym było się więc gdzie napić. Już z daleka słychać było gwar i czuć odór alkoholu mocno podpitych bywalcówtego cieszące się zła sławą lokalu.
Pewnej zimowej niedzieli Dziadek wrócił późno wieczorem do domu. Zaniepokojna żona pyta Dziadka „A gdzie ty był tak długo bradiaga...? Mameczka, toż ja w kościele był..."

Jedna z sąsiadek niezbyt lubiła Dziadka. Któregoś dnia słyszymy na klatce schodowej taki dialog sąsiadki z Dziadkiem: „Wiesz kto ty jesteś? Czarodziej!!! Jaki ja czarodziej, to ty czarodziejka ty już pięcioro (mężów) oczarowała".

W niedzielę późno wieczorem Dziadek wracał znów z kościoła. Nagle słyszymy zgrzyt klucza w zamku do naszego mieszkania, otwierają się drzwi, a w nich ciężko wystraszony Dziadek. „Kochanienka ja was bardzo przepraszam, Dziadek dziś pijany i pomylił piętra". Małe wyjaśnienie: Dziadek faktycznie chodził do kościoła, niestety... po drodze była „Meduza".
Dziadek swój stragan na rynku prowadził do końca lat 60-tych. Zmarł w marcu 1970 roku i pochowany jest na cmentarzu komunalnym w Koszalinie. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto