Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koszalin mojej młodości - fragment wspomnień cd.

Witold Danilkiewicz
Witold Danilkiewicz
Uzdrowisko Morskie Mielno - fragment parku. Lata 50-te.
Uzdrowisko Morskie Mielno - fragment parku. Lata 50-te. Archiwum: Witold Danilkiewicz
Jedziemy nad morze

Nigdy nie zapomnę mojej pierwszej podróży nad morze. Była to druga połowa lat 50-tych, może nawet trochę wcześniej. Pociąg z Koszalina do Mielna, którym jechaliśmy, składał się wyłącznie z bydlęcych wagonów. W środku po bokach ustawione były ławki. Z jednej strony rozsuwane drzwi były otwarte i zabezpieczone metalową barierką. Kilkoro dorosłych stało bezpośrednio przy barierce, a wiatr smagał ich włosy. Matki z dziećmi siedziały na ławkach. Przejazd nie trwał zbyt długo, przecież to bardzo blisko, zaledwie 12 km. Był letni upalny dzień.
Od dworca kolejowego do plaży był kawałek drogi. Szliśmy pieszo, mijając na rogu restauracje i dalej zacienioną drzewami ulicą 1 Maja. Po jej obu stronach znajdowały się otoczone zielenią niewielkie przytulne ośrodki wczasowe. Na końcu ulicy zaczynała się plaża strzeżona. Była płatna i z reguły bardzo przepełniona, dlatego tuż przed nią skręcaliśmy na lewo do parku. Po prawej stronie mijaliśmy postument słynnego jelenia (fotografia u góry) i idąc ok.150 metrów leśną ścieżką dochodziliśmy na plażę. Rozgrzany piasek parzył nas w stopy, a zapach sosnowego lasu mieszał się z zapachem morza. Plaża była niestrzeżona, za to wiele spokojniejsza. Przez całe lata było to nasze ulubione miejsce. Kiedy na plaży było za gorąco, przenosiliśmy się do cienia się na skraj lasu, gdzie było trochę chłodniej
Uzdrowisko Morskie - Mielno lat 50-tych, bo tak Mielno nazywano, to mała, cicha i spokojna nadmorska miejscowość. Ożywiała się dopiero latem. Wszystkie ośrodki wczasowe były wypełnione po brzegi. Nie było prywatnych pensjonatów w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Niektórzy stali mieszkańcy wynajmowali letnikom pokoje w swoim domku lub mieszkaniu, podreperowując w ten sposób budżet domowy. W początkach lat 60-tych zaczęły powstawać pola namiotowe i pobudowano domki campingowe, na których zatrzymywali się turyści indywidualni. Do tego w każdą pogodną niedzielę dochodziły tysiące koszalinian spragnionych słońca i morskich kąpieli.
Masowy napływ turystów z całej Polski cieszył, z drugiej strony niósł wiele problemów. Jednym z najważniejszych było niedostateczne zaopatrzenie w artykuły spożywcze. Słabo rozwinięta gastronomia i kłopoty z transportem ludzi i towarów. Z czasem postrzegano turystów nie jako mile widzianych gości, lecz jak stonkę, która ogałaca sklepy na całym wybrzeżu, wliczając do tego i miasto Koszalin.
Koszalinianie wybierający się nad morze z reguły zabierali ze sobą prowiant, bo wiedzieli, że na miejscu mogą być z tym kłopoty. Wczasowicze mieli swoje stołówki. W najgorszej sytuacji byli turyści indywidualni, a tych każdego roku przybywało coraz więcej. Z czasem sytuacja zaczęła się nieco poprawiać. Władze zezwoliły na tzw. punkty małej gastronomii, które prowadziły osoby prywatne. Powstawały stragany warzywno-owocowe, pawilony spożywcze i kioski pamiątkarskie.
Największą atrakcją dla wypoczywających na plaży strzeżonej była możliwość wypożyczenia leżaków i wiklinowych koszy, w których można było wygodnie się opalać, jednocześnie być osłoniętym od wiatru. W latach 50-tych wielkim powodzeniem cieszyła się też wypożyczalnia kajaków, a w późniejszym czasie - rowerów wodnych, popularnie zwanych pedeluksami. Późnym popołudniem można było posłuchać w parkowej muszli koncertowej muzyki kameralnej, badź przy dobrej kawie poczytać prasę w miejscowym klubie MPiK. Organizowano tam również cykliczne spotkania z ciekawymi ludźmi.
W latach 60-tych wagony bydlęce zastąpiono starymi składami wagonów, pewnie jeszcze z czasów sprzed pierwszej wojny światowej lub zaraz po. Pamiętam, że było tam oświetlenie gazowe. Co prawda nigdy z niego nie korzystano, bo pociągi kursowały tylko w dzień. Twarde drewniane siedzenia i drzwi, które często się zacinały i trzeba było użyć siły, aby opuścić wagon. Najgorszym był jednak nie komfort, lecz bardzo niedogodny rozkład jazdy i mała ilość połączeń.
Alternatywą było połączenie autobusowe PKS. W sezonie letnim w dni powszednie kursowało ich sporo i nie było większych kłopotów. Prawdziwy horror zaczynał się w niedzielę. Wtedy do Mielna ruszali masowo mieszkańcy Koszalina. Mimo, że podstawiano dodatkowe autobusy, kolejki były ogromne. Wszyscy naraz chcieli jak najszybciej znaleźć się na plaży. W czasie powrotów sytuacja była dużo gorsza. Często oczekującym puszczały nerwy. Dopóki nie przyjechał autobus, wszyscy stali karnie pomiędzy barierkami w długich kolejkach. Kiedy jednak autobus podjeżdżał na przystanek, panowało już tylko prawo silniejszego. Część pasażerów stojących z tyłu opuszczała kolejkę i podbiegała pod drzwi autobusu. Robił się okropny ścisk i nieład. Słychać było krzyki i wyzwiska. To naprawdę nie było przyjemne. Później do autobusów typu Jelcz zaczęto doczepiać przyczepy, co też do końca nie rozwiązywało sprawy. Po takich doświadczeniach wielu traciło ochotę na plażowanie.
Podobno z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Zamiast więc do Mielna, coraz częściej jeździliśmy do Sarbinowa. Bilet był co prawda o dwa złote droższy i kosztował 7 zł., za to powrót był bezproblemowy, ponieważ w Sarbinowie nie było tylu pasażerów. Autobus zatrzymywał się przy samej plaży. Sarbinowo było jeszcze mniejsze i nie tak przepełnione, jak Mielno. Z dawnych lat pamiętam tylko jeden sklep spożywczy, kiosk Ruch-u, niewielką restaurację przy wejściu na plażę i z tyłu piękny zabytkowy kościół.
Najprzyjemniej wspominam wyjazdy do Mielna pod koniec sierpnia i w pierwszej dekadzie września. Pogoda najczęściej dopisywała. Słońce, opustoszała plaża, słychać tylko szum morza i lekki podmuch wiatru. Woda w Bałtyku na tyle ciepła, że można się jeszcze kąpać. Czego sobie więcej życzyć? Czasami takie wypady robiliśmy nawet w dni powszednie. Mama moja kończyła nieco wcześniej pracę i PKS-em jechaliśmy na plażowanie.
I na koniec coś, czego się nie da się nigdy zapomnieć. Lody Pingwin na patyku!!! 

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto