Koszaliński zalew - prawie jak Malta

Przebrzmiały fanfary i okrzyki zachwytu lokalnych klakierów, narybek wpuszczony przez wędkarzy odetchnął z ulgą wiedząc, że nie zostanie już rozdeptany przez oficjeli, którzy w dniu otwarcia zbiornika niczym Hindusi w Gangesie zamoczyli nogi w nurtach Dzierżęcinki.
Oczywiście oficjeli chroniły nasze lokalne służby specjalne w postaci patroli policji i straży miejskiej.Powód był oczywisty, ponieważ na horyzoncie pokazał się lokalny Robocop zdalnie sterowany przez pewnych ludzi, których bystry obserwator na pewno zauważył na koszalińskiej plaży.
Ubrany na czarno, co mogło świadczyć o jego charakterze, stwarzał zagrożenie dla pewnych osób.Jednakże czujne służby nie dopuściły do bliskiego spotkania III stopnia.
Przed oficjalnym otwarciem zbiornika pełną parą pracowała "stocznia remontowa" przy ulicy Połczyńskiej szykująca sprzęt pływający.Na wynajętym placu zobaczyć było można zdezelowane rowery wodne, kajaki oraz łódki kupione pewnie po cenie złomu.Takie cuda techniki, jak rowery wodne, to tylko w Koszalinie i tylko na zbiorniku retencyjnym.Dziwię się, że konserwator zabytków nie odkupił choćby jednego egzemplarza do naszego muzeum.No cóż Szczecinek ma zabytkowe stateczki pływające po jeziorze, to i Koszalin nie może być gorszy.Zastanawiam się, czy ten zabytkowy sprzęt posiada jakikolwiek dokument dopuszczający do użytkowania go na wodzie. Jeżeli nie? No cóż, pływamy na własne ryzyko.
Muszę przyznać, że zbiornik zaczyna przyciągać koszalinian - pomimo powszedniego dnia było widać tłumek mieszkańców.Najbardziej zadowolone są dzieci: takiego placu zabaw nie ma nigdzie po za tym terenem.Są też i pewne niedoróbki, no ale cóż, śpieszono się z uroczystym  otwarciem, możemy zauważyć robotników poprawiających usterki.
To dopiero kilka dni od otwarcia, mam nadzieję, że wszystko się dotrze i koszalinianie polubią pobyt nad lokalną atrakcją, jaką jest zbiornik wodny.