Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krwawa masakra przed cukiernią na Miodowej. Jak Tadeusz Dzierzbicki z PPS próbował zabić generał–gubernatora Konstantina Maksymowicza

Wojciech Rodak
Kawiarnia Trojanowskiego na Miodowej 6 po zamachu.
Kawiarnia Trojanowskiego na Miodowej 6 po zamachu. NAC
Zrujnowane witryny, potłuczone szkło, cztery zmasakrowane trupy, dziesiątki wylęknionych i rannych przechodniów. Taki był krajobraz po zamachu bombowym jakiego przed cukiernią na ulicy Miodowej w Warszawie dokonał bojowiec PPS Tadeusz Dzierzbicki niemal w samo południe 19 maja 1905 r. Niestety nie udało mu się wykonać swojej misji. Co poszło nie tak?

Wiosną 1905 r. Tadeusz Dzierzbicki był niespełna 24-letnim bojowcem PPS Organizacji Bojowej. W marcu, pod nazwiskiem "Dobrowolski" przybył do Warszawy z Krakowa. Tutaj, w okolicach Placu Zbawiciela, uruchomił konspiracyjne laboratorium, w którym przygotowywał ładunki bombowe dla organizacji. Miał ku temu doskonałe kwalifikacje. Ukończył słynną warszawską techniczną szkołę Wawelberga i Rotwanda, a następnie inżynierskie szkoły wyższe we Francji i Belgii.

Do Warszawy, poza rozkazami przełożonych z PPS, sprowadzała go także chęć dokonania osobistej zemsty na funkcjonariuszach carskiego aparatu represji. W czasie demonstracji na ulicach miasta 29 stycznia 1905 r. zastrzelono jego brata Karola. Tadeusz zgłosił kierownictwu konspiracji, że w razie organizacji zamachu na któregoś z rosyjskich urzędników, jest gotów wziąć w nim bezpośredni udział.

Taka okazja nadarzyła się dwa miesiące później. Kierownictwo PPS postanowiło zlikwidować generała Konstantina Maksymowicza, namiestnika Kraju Nadwiślańskiego i dowódcę Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Plan zamachu zakładał, że Dzierzbicki rzuci bombę, zresztą własnej konstrukcji, z ogródka cukierni Trojanowskiego przy Miodowej 6 pod powóz carskiego dygnitarza. Operacja miała być przeprowadzona w momencie, gdy Maksymowicz będzie jechał z Zamku Królewskiego w na nabożeństwo do cerkwi na rogu Miodowej i Długiej (obecnie Katedra polowa Wojska Polskiego NMP Królowej Polski). Następnie Dzierzbicki miał rzucić się do ucieczki przejściem na tyłach kawiarni w kierunku ulicy Podwale, osłaniany ogniem przez bojowców PPS - Bronisława Żukowskiego ps. „Harakiri”, Stanisława Zielińskiego ps. „Sewer”, Moszka Szwarca i Dawida Ajzenlista ps. „Dawidek”. Niestety ten ostatni okazał się zdrajcą.

"Dawidek" poinformował o całej operacji Ochranę. Ta jednak nie zdołała na czas zaaresztować bojowców oddelegowanych do operacji. Nie wpadła także na trop samego Dzierzbickiego, którego Ajzenlist nie znał osobiście, a tym samym nie potrafił go opisać. Carscy szpicle, nie chcąc dekonspirować swojego agenta, ograniczyli się do wysłania za osłoną zamachowca licznych agentów i zagęszczenia ochrony na trasie przejazdu generała-gubernatora.

Od rana feralnego 19 maja 1905 r. tajni funkcjonariusze carskich służb gorączkowo przemierzali Miodową poszukując podejrzanych osobników. Tymczasem do kawiarni Trojanowskiego wszedł odświętnie ubrany dandys. Zamówił kawę i ciastka, a następnie usiadł przy jednym z ogródkowych stolików. Był to Tadeusz Dzierzbicki. Obok wiktuałów delikatnie ułożył pudełko czekoladek zwierające bombę z bardzo czułym, działającym błyskawicznie, zapalnikiem. Mężczyzna czekał aż cel pojawi się w zasięgu jego rzutu, pozując na zakochanego wyglądającego obiektu swoich westchnień.

Jego kamuflaż nie zwiódł jednak księdza, siedzącego przy sąsiednim stoliku. Ów duchowny był współpracownikiem Ochrany. Dyskretnie dał znać licznie zgromadzonym carskim tajniakom, że w kawiarni znajduje się podejrzany jegomość. Ci postanowili natychmiast wkroczyć do akcji. Dwóch z nich podeszło do Dzierzbickiego. Ten na ich widok spokojnie wstał i zrzucił pudełko czekoladek na ziemię. Nastąpiła potężna eksplozja.

Gdy dym opadł, świadkom wydarzenia ukazał się makabryczny widok. Ciała trzech osób, zamachowca i dwóch agentów Ochrany, były potwornie zmasakrowane. Chodnik wyściełały odłamki szkła wymieszane z krwią i kawałkami ciał. Słychać było jęki i krzyki rannych przechodniów powalonych siłą detonacji. Okna na całym odcinku ulicy straciły szyby. Oto jak te chwile opisywał "Kurjerowi Warszawskiemu" lokator mieszkania znajdującego się w domu pod adresem Miodowa 3:

"Na chodniku tuż przy wejściu do cukierni p. Trojanowskiego, wił się w okrutnych widać boleściach przyzwoicie ubrany mężczyzna już bez nóg. Krew literalnie ciekła z niego strumieniami na chodnik, zlewając się na bruk uliczny. Człowiek ten, ostatnim widać wysiłkiem, uniósł się na obydwu okaleczonych rękach i łypiąc oczyma, chwytał chciwie powietrze, ale po chwili upadł na beton i w drgawkach konwulsyjnych wydał ostatnie tchnienie.
Nieopodal w rogu werandy leżały strasznie zmiażdżone i poszarpane drugie zwłoki. A o parę stóp na prawo trzecie, na wpół owinięte w markizę oderwaną znad okna magazynu p. Sommera markizę płócienną.
Jeden ze stolików cukierni znalazł się na dachu werandy, inny zawisł na płótnie. Wokoło jęczało kilka powalonych przez wybuch osób [...]"

Ogółem w eksplozji zginęły cztery osoby. Kilkanaście osób trafiło z lżejszymi i cięższymi obrażeniami do szpitala. Konstanty Maksymowicz wpadł w panikę i w obawie o swoje życie schronił się w twierdzy Zegrze. Za to został niebawem odwołany ze stanowiska. Ochrana zdołała potem aresztować Bronisława Żukowskiego ps. „Harakiri”, ale była daleka od zadania ostatecznego ciosu PPS OB. W następnych miesiącach organizacja Piłsudskiego wydała carskiemu aparatowi represji wojnę, której kumulacją w rok później była "krwawa środa".

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto