Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kryminalne życie Grünbergu - fragment I-szy.

Szambelan Lubuski
Szambelan Lubuski
kraty są?
kraty są? życzliwy mm-kowicz
Gdzieś wyczytałem: że >>AD1734, dnia dwudziestego czwartego lipca, o godzinie dziesiatej rano, stary mężczyzna, Mustroph spadł do piwnicy u mydlarki Eberthen i zabił się. <<. Wklepałem to zdanie do mojego komputera „Adamek" włączyłem program „SupposizioneCG" i...

>>Attenzione – program komputerowy wypowiada się w narracji używanej w Grünbergu w XVIII wieku<<
Jam jest Gallus F. emerytowany urzędnik magistratu wiedeńskiego, dożywający swych dni na wygnaniu w Grünbergu.
Jak co dzień położyłem swój kajet na stole pisarza miejskiego. Jak co dzień Herr Gustaw wybrał największe gęsie pióro, sprawdził jego sprawność rozwidlenia końcówki piszącej, umaczał w inkauście i wpisał w moim kajecie datę: 1734, am 24. Juli.
Właśnie w tym momencie pozdrowił mnie grzecznie pan burmistrz odprowadzający do drzwi ratusza szacownego rajcę Winklera. W przelocie pan burmistrz dodał „nic złego się nie dzieje ale doglądaj i rozglądaj się, poczciwy Gallusie".
>>Poranny obchód<< zacząłem od Bramy Górnej. Z daleka mnie zobaczył Starszy Bramny Alfred Pusch. Jak zwykle zapytał o zdrowie i zademonstrował nową kratę którą wykuł kowal Alfred Werfling. Już zaczęli kuć dziury w murze aby kratę osadzić. Obiecałem że wieczorem będę przy uroczystym zamknięciu kraty.
Wzdłuż murów miejskich, doszedłem do Bramy Dolnej. Herr Franz Kupke pełniący obowiązki starszego bramnego właśnie poszedł był do odwachu. Już chciałem skręcać ku kościołowi gdy napotkany Herr Eduard Patron czynić mi zaczął wyrzuty jakobym omijał jego gospodę. Zaprosił na śniadanie ze świeżą leberką. Wstąpiłem.
Wątrobianka podana w grubych plastrach na świeży chleb smakowała wybornie, szczególnie przy halbie piwa. Ze mną śniadał właściciel gospody bawiąc opowieściami dykteryjek zasłyszanych w ostatniej podróży do Wielkopolski.
Wzdragałem się przed małym sznapsem ale jak tu odmówić gdy gospodarz serdecznie zaprasza a kieliszek już stoi nalany. Spełniliśmy toast za dobry i spokojny dzień, uczyniłem gest otarcia wąsów i poszedłem na dalszy obchód miasta. Przyobiecałem przyjść na obiad boć po wczorajszym świniobiciu będą podawane mięsne frykasy.
Najedzony leberką popitą dobrym piwem udałem się w dalszy obchód grodu. Tym razem zdecydowałem przejść uliczkami na zewnątrz murów obronnych. Jakiś młodzian zażywał kąpieli w fosie. Zganiłem go. Doszedłem do Nowej Bramy gdzie starszy bramny Heinrich Burkert wykłócał się z woźnicą aby sprzątnął odchody od swego konia.
Po chwili uliczką Hungerstrasse doszedłem do rynku.
>>Jak to na odwachu jest ?<<
- Guten Tag, Herr Gallus- powitał mnie usłużny halabardnik wartujący przy wejściu do odwachu.
- Guten Tag, Liebe Franek- odpowiedziałem wymawiając imię wartownika czysto po polsku. Lubiłem tego chłopaka. Rozmawialiśmy często na prywatne tematy w swoich macierzystych językach; on mówił po polsku a ja prawie wszystko rozumiałem. On rozumiał gdy ja mówiłem po czesku.
Doniesiono kiedyś burmistrzowi, że będący na służbie w niemieckim miasteczku pachołek rozmawia za mną nie po niemiecku a w obcym języku. Burmistrz nasłał podsłuchiwacza aby zdał sprawozdanie o czym my mówimy. Podsłuchiwacz miał kłopoty z zapamiętaniem i przetłumaczeniem na niemiecki wesołych dykteryjek jakie właśnie sobie z Frankiem opowiadaliśmy.
Uśmiałem się wobec burmistrza, że mnie, powoła-nego do śledzenia złoczyńców też się podsłuchuje i śledzi. Oczywiście, burmistrz nie ma nic przeciwko aby w cesarstwie austro- węgierskim rozmawiano po czesku, polsku, słowacku, węgiersku, boć to języki narodowe wielkiej wspólnoty naszego cesarstwa.
Zapytałem Franka czy dowódca pachołków miejskich Herr Richard Fischer jest na odwachu.
- Melduję posłusznie, że właśnie ochrzania Franza Kupke z Dolnej Bramy co zresztą słychać mimo zawartych drzwi- odpowiedział rezolutnie Franek.
Zanim Herr Fischer będzie wolny poczekam w moim Zimmerze- postanowiłem i otworzyłem drzwi. Z góry spadła mi pod nogi złożona kartka. Przeczytałem: „Czy nie ma kary na tego[XXX] „.
Oczywiście był to anonim pisany przez kogoś zawistnego. Z mieszanymi uczuciami włożyłem donos do prawej szuflady; spraw do wyjaśnienia. Na moim stole leżała koperta zaadresowana „Herr Policmeister Gallus F. Grünberg in Schleßen, Alte Hauptwache.
To był list z Breslau. Mój przełożony wzywał na kwartalną odprawę wywiadowców, za dwa tygodnie.
Właśnie skończyłem czytanie listu i po złożeniu go ze starannością wsunąłem do koperty gdy wszedł Herr Richard Fischer. Był niezmiernie wzburzony.
- Co jest do cholery z tą zasraną bramą?- zaczął pytająco jakbym to ja był winien czemuś.
- A dokładnie to co Pana wzburza?- zapytałem wskazując mu krzesło aby usiadł. Usiadł.
- Przed dwoma miesiącami musiałem zdjąć ze służby pijanego Starszego Bramnego na NiederTor. Nie dość, że w służbowym miejscu był pijany to jeszcze upijał innych. Osobiście zastałem go jak nalewał do kubka okowitę swojemu pachołkowi i jakiejś dziwce.
- Nie jakiejś bo to była Margerita- dodałem.
- No, to jestem pogrążony aż do dna. To chyba już w Breslau wiedzą o tej Margericie?- zauważył Fischer zaskoczony moją wiedzą o szczegółach tego zajścia w jednej z trzech podległych mu bram miejskich.
Przykro było patrzeć na wiekowego człowieka, przejmującego się głupimi i karygodnymi wybrykami pachołków miejskich. Pocieszyłem go.
- W mieście Grünberg mieszka parę tysięcy ludzi, jest kilkuset kupców, kilkunastu rajców i tyle się śledzę spraw dziwnych i łamiących prawo, że nie mam już czasu donosić na pańskich głupich pijaków.
- Kamień mi spadł z serca, że pan wiedząc o nieprawidłowościach nie doniósł wyżej. Ale problem jest poważny bo oto Franz Kupke, nowy Starszy Bramny też sobie nie radzi.
- Czyżby pan chciał posądzić poczciwego Franza Kupke, że też pije na służbie?- zapytałem głosem pełnym oburzenia.
- Nie, tego to ja nie powiedziałem. Ten Kupke to poczciwina i stale trzeźwy, nawet wieczorami. Podobno jemu medyk Bruks zakazał nawet piwa. Ale musiałem dzisiaj wezwać na zdrowy ochrzan tego Kupke bo jego strażnik nocny zaspał i w porę nie otworzył bramy miejskiej. Kupiec Henke wybierał się na jarmark do Züllichau i przez dwa kwadranse budzili strażnika, bo był pijany. Kupiec, sąsiadujący z domem pana burmistrza poskarżył się. Od rana miałem repry-mendę od pana burmistrza. Mam prawo być wzburzo-ny? Krew mnie zaleje zanim przejdę na emeryturę.
>>Przychologiczne zagranie<<
Szkoda mi się zrobiło człowieka. Pamiętając o zaproszeniu na obiad do Königin Saba powiedziałem:
- Zagramy psychologicznie. Teraz pójdziemy obaj do NiederTor. Tam chyba Franz Kupke robi porządki. Wejdziemy na chwilę do izby odpoczynkowej. Pan otworzy jedną i tylko jedną szafę i nic w niej nie przewracając powie głośno, że „teraz już jest tu porządek". I wyjdziemy. Pójdziemy do Eduarda Patrona na obiad. Zaprosił mnie bo miał wczoraj świniobicie. Starczy i dla pana.
Herr Fischer słuchał ale jakby się zamyślił.
- Co tu ma być psychologicznego?- zapytał.
- Pogadamy przy obiedzie a nawet co ja będę mówił. Po obiedzie znowu pan zaglądnie do tej izby i tym razem do wszystkich szaf i dokładnie je sprawdzi.
Właśnie zegar ratuszowy odmierzył godzinę pierwszą po południu gdy wychodziliśmy z odwachu.
Starszy Bramny Franz Kupke nie wydaweał się być zaskoczony wizytacją swego pryncypała. Usłużnie zameldował sprawność załogi bramnej i zaprowadził nas do izby odpoczynkowej. Był tam tylko jeden pachołek że szmatą, myjący podłogę. Herr Fischer, tak jak mu sugerowałem, sprawdził jedną szafę, rozejrzał się i skierował do schodów.
- Herr Kupke, tu ma być ordnung!- rozkazał.
- Jawohl! – odpowiedział prawie wykrzykując rozluzowany już Franz Kupke, szef kilku pachołków strzegących sprawnego działania tej bramy.
Teraz poprowadziłem pana Fischera do gospody Königin Saba.
>>Służbowy obiad w Königin Saba<<
Jej właściciel, dobroduszny Eduard Bombener natychmiast usadził nas przy stole w małym zimmerze. Pojawiła się służba. Rezolutny Johann Petryck zapalił wszystkie świece na pięcioramiennym lichtarzu. Urocza Brygid już układała talerze, norze i widelce. Po chwili najpierw wpełznął rozkoszny zapach smażonego mięsa. Za wonią weszła Helene Pilz w swojej wykrochmalonej kucharskiej czapie. Niosła półmisek. Trzymając go w obu dłoniach pokłoniła się gościom i że stosownym ociąganiem, jakby odprawiała jakiś ceremoniał, postawiła półmisek na środku stolika.
Już Johann podchodził z dużą łyżką, widelcem i nożem specjalnym do dzielenia mięsa. Wyciągnął rękę z tymi narzędziami ku szefowi gospody.
- Wprawdzie to gospodarzowi przywilej ten jest dany aby mięso sprawiedliwie rozdzielać, ale tak szanowanym gościom niechże podzieli, przyrżnie i przyłoży Frau Helena, która to smakowite jadło przygotowała- przemówił Herr Eduard Bombener.
I tak się stało. Oczywiście, po starszeństwie dostałem jako pierwszy na swój kawał mięcha. Zaraz Johann postawił kufle pienistego piwa. Zagryzaliśmy smakowitym, razowym chlebem od Maxa Konrada.
Gdy zmogliśmy większość mięsa podano następne kufle piwa i już gościnny Eduard chciał zaproponować po sznapsiku gdy wszedł pachołek Richard Prietz. Coś chciał powiedzieć bardzo ważnego ale nie wiedział czy ma się zwrócić do swego przełoż0onego, pana Fischera czy do mnie, specjalisty od trudnych spraw. Wstałem od stołu i odeszliśmy na stronę.
- U mydlarki Eberthen, w piwnicy zabity trup- zameldował chaotycznie podniecony pisarz odwachu.
- Panie Bombener, dziękujemy za gościnę ale nas wzywają obowiązki nie cierpiące zwłoki- zwróciłem się do gospodarza i nie bacząc na grzecznościowe zatrzymywanie wyszliśmy spiesznie z gospody.
>>Miejsce zbrodni czy wypadku<<
Frau Luise, wdowa po Hermannie Eberthen prowadziła swoją mydlarnię na Silberbergu, drugi dom od narożnika Breitegasse. W sieni domu warował już pachołek z halabardą. Zasalutował swemu dowódcy i wskazał nam schody do piwnicy.
Schody były z cegieł, siedem w dół, do podestu i na prawo następnych sześć. Denat leżał na podeście. Przy nim był medyk Franz Bruks który na mój widok rozłożył ręce w geście wyrażającym brak wszelkiej nadziei.
- To jest Reinhold Mustroph, mistrz zduński. Spadając uderzył głową o ścianę i... prawie się nie męczył. Pulsu nie ma, ciało jego stygnie. Stwierdzam zgon i nic już tu nie pomogę- oświadczył medyk.
- Zawołać Alfonsa Ostandta. Niech spisze raport o miejscu i fakcie jaki nastąpił- zarządził dowódca pachołków miejskich Herr Richard Fischer.
Zapłakana Frau Luise chodziła po schodach tam i z powrotem, zapalała następne świeczki dla oświetlenia piwnicy i schodów. Gdy usłyszała oficjalną opinię medyka zaszlochała ale zaraz przyniosła dwie duże świece i zapaliła przy zwłokach.
Widać wieść się rozniosła po mieście o wypadku Reinholda Mustropha a że człowiek ten zacności wielkiej był to i ludzie z ciekawości a i życzliwości przychodzili aby na miejscu wypadku dopytać się co nieco. Gdyśmy wychodzili to przed domem mydlarki halabardnik z trudem wstrzymywał gapiów.
Poczekaliśmy w odwachu na raport Alfonsa Ostandta. Powrócił po trzech kwadransach.
- Opisałem okoliczności, sprawdziłem kieszenie i wszystko co znalazłem przy zmarłym jest w tym woreczku. Ciało zostało już przewiezione do kostnicy Hospital'a- zameldował służbiście i konkretnie.
- Niech Franek odszuka i sprowadzi do mnie kogoś z rodziny Reinholda Mustropha- rozkazał Fischer.
Po godzinie zgłosiła się bratowa, Emilie Mustroph. Została poinformowana o śmierci Reinholda, wydano jej woreczek z przedmiotami znalezionymi przy zmarłym i wskazano gdzie są zwłoki.
Następnego dnia od pisarza Bruno Dorna usłyszałem, że pan burmistrz pytał o mnie. Wszedłem.
- Zacny to był człowiek ten Reinhold Mustroph ale trudno mi uwierzyć, że zabiła go i obrabowała Frau
Eberthen. Ta Luise, wdowa po Hermannie ma opinię zacnej kobiety i uwięzienie pod zarzutem morderstwa i rabunku jest zaskakujące- powiedział mi burmistrz.
- Lata praktyki w Wiedniu nauczyły mnie, że niczego nie można wykluczyć zanim nie sprawdzi się dowodów- oświadczyłem burmistrzowi.
- Czy może pan przejąć nadzór nad tą sprawą?- zapytał burmistrz z nadzieją i prośbą.
- Niech Fischer czyni co wynika z procedur miasta Grünberg, wstrzynajcie radykalne kroki wobec podejrzanej a ja przeprowadzę swoje dochodzenie- zgodziłem się i widać było ulgę na twarzy burmistrza.
Udałem się ponownie na miejsce wypadku, do mydlarni na Silberbergu. Pod nieobecność uwięzionej Frau Luise Eberthen mydlarnia się opiekowała córka Florine. W piwnicy nie gotowano mydła.
- Sprzedaję mydło i świece tylko bardzo potrzebu-jącym. Jestem zdruzgotana uwięzieniem matki. Nie uwierzę, że ona zabiła pana Reinholda. Dwa miesiące temu budował drugi komin od pieca ogrzewającego kocioł w piwnicy. Matka była bardzo zadowolona z roboty i kosztów. Pan Reinhold przez tydzień przycho-dził sprawdzać, czy jest dobry ciąg- tłumaczyła Florine.
- To by tłumaczyło wejście pana Reinolda do piw-nicy. Może przy okazji zakupu świec chciał obejrzeć swój piec w piwnicy. Ale medyk ustalił, że denat uderzył o ścianę tyłem głowy. Gdyby się poślizgnął na zatłuszczonych schodach to musiałby upaść twarzą na ścianę albo plecami na schody- głośno prawiłem o tej sytuacji.
- Nie wiem jak to było. Nie byłam przy tym. Nawet nie widziałam już ciała bo zabrali do kostnicy zanim przyszłam do matki- tłumaczyła córka mydlarki.
W międzyczasie Florine podcięła kopcący knot grubej świecy która się paliła na podeście schodów, w tym miejscu gdzie zabił się Reinhold Mustroft.*  *  * Tu opowieść przerywam aby nie zanudzić Miłych Czytelników . Ciąg dalszy nastąpi (jeśli taka wola Mil.ych Czytelników ć mm-ki będzie) *  *  * Jako autor -->>Pozytywnie odniosę się jedynie do komentarzy merytorycznych

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto