Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Czader z Jaworza przedstawia swój (nie)zwykły świat. Rzeźby i obrazy namalowane blachą

Kamil Lorańczyk
Kamil Lorańczyk
Krzysztofa Czadera nie sposób opisać. Dom artysty wypełniają niezwykłe eksponaty. 

Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Krzysztofa Czadera nie sposób opisać. Dom artysty wypełniają niezwykłe eksponaty. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Kamil Lorańczyk
Krzysztof Czader z Jaworza, bez reszty oddając się pasji i miłości do przyrody, stał się artystą wszechstronnym, który z drewna, kamienia czy metalu potrafi wydobyć to, o czym inni nawet by nie pomyśleli. Jego twórczość to m.in. obrazy malowane blachą, nieszablonowe rzeźby i kompozycje. – Dla mnie to jest codzienna praca i zwykłe życie – podkreśla pan Krzysztof.

Ma pan za sobą 50 lat pracy twórczej, o czym porozmawiamy, ale zanim spróbujemy to jakoś ułożyć, zapytam o to, co teraz. Tworzy pan więcej, mniej? Może zdecydował się pan zostawić sztukę i przejść na artystyczną emeryturę?

Zawsze coś robiłem. Wiadomo, że trzeba zrobić swoje, jak się ma gospodarstwo. Kiedyś, gdy miałem już wszystko gotowe, jechałem do pracy, ale nie było dnia, żebym jakiegoś kawałka czasu dla siebie nie wykroił. Bo nigdy nie jest tak, że się nie da. Jak ktoś mówi, że jest wiecznie zajęty to jest nieprawda. Człowiek musi mieć trochę czasu dla siebie, więc zawsze sobie taki czas robiłem. To, co teraz niczym się nie różni. Tak samo robię swoje obowiązki, ale jest jedna różnica, że nie muszę się już trzymać godzin. Mam natomiast pokutę, że prowadzę swój dziennik, gdzie codziennie wpisuję to, co zrobiłem. I jak idę spać wieczorem, a nic nie zrobiłem, to mi jest jakoś głupio (śmiech). Musi być dyscyplina. To nie działa tak, że ktoś namaluje jeden obrazek i od razu stworzy dzieło sztuki. Chodzi o warsztat, warsztat i jeszcze raz warsztat.

Mówi pan o dyscyplinie i pracy nad warsztatem. Ale jak to się zaczęło, że panu wolny czas zajęło tworzenie?

Tego się nie da zaplanować. Zresztą tak samo jak żadnej z innych sztuk, że ktoś będzie grał na instrumencie albo pisał wiersze. To wynika z ludzkiej potrzeby. A ja chyba jeszcze inaczej zaczynałem. Kiedyś życie na wsi to była przede wszystkim praca. Dzieci też pracowały. Pasło się krowy, a przy okazji człowiek przyglądał się gąsienicom, motylom czy kwiatkom. Patrzyłem i bardzo chciałem je narysować. Udokumentować coś, co mnie zachwyciło. Potem nabrałem wiedzy, o którą nie było kiedyś łatwo. W książkach szukałem różnych informacji i ilustracji. Znam kilka tysięcy gatunków motyli. Osobiście hodowałem ponad dwa tysiące gatunków – mam je wszystkie narysowane, udokumentowane.

Ten zachwyt naturą przeobraził się w decyzję, żeby jako młody chłopak postawić na edukację w liceum plastycznym?

Tak właśnie zrobiłem, ale w tamtych czasach nie było to łatwe. Ktoś, kto chciał iść do plastyka wydawał się dziwny. Mówiło się: "chwyć się za robotę, a nie pierdoły". Pójście w kierunku muzyki też wydawało się niepoważne. Na szczęście w takich przypadkach nauczyciele prosili rodziców, żeby się zgodzili i nie blokowali. Tak było, na wsi przecież nigdy się nie przelewało.

W rodzinie był wcześniej ktoś, kto przetarł artystyczne szlaki?

Nikogo. Długo szukałem, bo moja rodzina jest od wieków związana z Jaworzem. Mój tata mówił, że jest już siódmym pokoleniem. Dom pochodzi z 1710 roku, a przed nim też na pewno stał tu inny budynek. Nigdy nie doszukałem się jednak nikogo w mojej rodzinie, kto by też tworzył. Swoje zrobiła wojna. Pierwsza wojna rozwiozła ludzi po Europie, a podczas drugiej dom został spalony dwa razy. Dopiero później zaczęło się odbudowywanie.

Wracając do tematu szkoły, to, że trafił pan do liceum artystycznego stało się za sprawą nauczyciela? Był to dobry wybór, żeby nauczyć się podstaw?

Rzeczywiście był taki nauczyciel w podstawówce, który widział, że coś mi się chce i coś mi się udaje. Nawet mogłem przyjść do niego do domu, co nie było takie oczywiste. Bardzo jestem mu za to wdzięczny, że dawał mi sztalugę, farbę i znikał. Na początku byłem przerażony, bo nie wiedziałem co robić. Liceum to był kolejny krok, zaczęło się trochę nauki rzeźby, przynajmniej człowiek widział od czego zacząć. Dla ludzi pracowitych liceum było fantastycznym wyborem. Nudziło mi się tylko jak trzeba było przez dwie godziny robić literę – tak to wyglądało w dziale projektów i grafiki. Dzisiaj to robi komputer, ale w tamtych czasach taką pracę trzeba było zrobić ręcznie, malowało się pędzlem. Potem dopiero uczyłem się innych technik. Dzisiaj mam wrażenie, że dużo ludzi ma zwyczajne braki warsztatowe. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć – nie jestem od krytyki, ale są to moje obserwacje. Dojście do pewnej biegłości jest wymagające.

„Ginący gatunek” – powiedział o panu poeta Juliusz Wątroba. Wybrzmiewa w tym określeniu pewne przemijanie, niepokój o brak następców. Może jednak jest jakaś nadzieja i są młodzi twórcy? Może z naszego regionu?

Są i nawet od nas by się ktoś znalazł. Mam kontakt z młodymi, zdolnymi, bo przychodzą tu do mnie. I o dziwo, najczęściej są to dziewczyny.

Widzi pan, że mają talent, potencjał, żeby się rozwijać twórczo?

Na razie to widzę u młodych ludzi i nie tylko, że jest problem z patrzeniem przestrzennym. Jak już mają jakiś klocek czy bryłę, to nie potrafią zrobić tak, żeby ten nos był z przodu. Wiele osób nie może się przemóc i za każdym razem zaczyna go dłubać do środka. Są już na takim etapie, że poradzą sobie z płaskorzeźbą, ale z bryłą jest inaczej, bryła wymaga niestety tego, że trzeba przysiąść. To musi być ogromna ilość prób, zanim człowiek dojdzie do wprawy.

A pan ile czasu spędza w swojej pracowni? I na czym polega pana podejście do tworzenia?

Dwie lub trzy godzinny dziennie muszę mieć dla siebie. Oprócz tego, każdego dnia zawsze coś rysuje w formie dokumentacyjnej. To też zajmuje trochę czasu. Z drugiej strony wciąż jest dla mnie zaskakujące, że człowiek mając tyle lat, tyle życia za sobą codziennie może znaleźć coś nowego, coś zachwycającego. Jak się człowiek bierze do pracy, to zawsze chce zrobić coś konkretnego. To może być postać, ale nie musi. Najbardziej lubię moment tworzenia. Jak mam już wykonane 80 proc. roboty, to już mi się nudzi. Lubię wydobywać coś, co się jeszcze da. Chodzi o sam proces.

Co wybrać na początek, aby było w miarę łatwo – spróbować stworzyć coś w drewnie, kamieniu, może metal lub zupełnie jeszcze coś innego? Pan ma w planach nowe kompozycje?

Jeśli można tak powiedzieć, to w kamieniu praca idzie łatwiej i prędzej wyjdzie rzeźba w kamieniu niż w drewnie. Chociaż to też zależy od typu drewna i kamienia. Umówmy się jednak, że przy dzisiejszych możliwościach, przy nowych, dobrych narzędziach można sobie bardzo ułatwić pracę. Ja wychodzę z założenia, że w każdej rzeczy, którą robimy – rzeźba czy obrazek – zostawiamy swój ślad. Kopiowanie uważam za zupełną stratę czasu. Bo skoro to już raz zostało zrobione porządnie, to po co to powtarzać? Nieważne czy drewno, czy kamień. Ja już od początku próbowałem wszystkiego. Teraz marzy mi się tworzyć w srebrze. Mam już sporo zrobionej takiej trochę innej biżuterii. Poza tym, srebrem można malować. Można też robić – jak to mówię – "obrazki malowane blachą". Ale ten kamień jest najłatwiejszy. Ja bardzo lubię w nim tworzyć, co zresztą widać – obrzeźbiłem całą stodołę.

Pamięta pan swoją pierwszą rzeźbę?

Pierwszej chyba nie, ale pamiętam jak próbowałem (śmiech). Mogłem mieć wtedy 15 lat. Polecili mi nóź szewski, bo był bardzo ostry. Musiałem uważać, żeby sobie nim nie wjechać w rękę czy nogę. To były czasy, że człowiek nawet nie wiedział, że dłutko się pobija.

Młodość ma też to do siebie, że możemy zrobić coś wybitnego. W muzyce może to być hit, który potem trudno jest przebić. Jest coś takiego w sztuce, że stworzyło się wybitną rzeźbę i nic lepszego się już nie wymyśli?

To jest tak, że człowiek cały czas pracuje na warsztat, staje się biegły, ale w zasadzie kształtuje się do 20. roku życia. Potem już tylko korzystamy ze swoich doświadczeń. Najbardziej wariackie próby i największe dziwactwa powstają w młodości. I jak dla mnie one są najbardziej udane. Jeśli prześledzić, kto stworzył wielkie obrazy czy dzieła to w dużej części byli ludzie w wieku 20-25 lat.

Wielka sztuka to też kościoły. Zwraca pan uwagę na wygląd, co wyszło dobrze, a co nie?

Kościoły zawsze były dla mnie miejscem, w którym człowiek spotykał się ze sztuką. To też wynika z tego, jak kiedyś się żyło na wsi. Takie pójście do kościoła to była możliwość, żeby zobaczyć coś pięknego. W tej chwili jest inaczej – są galerie, muzea. Drugą sprawą jest pewna zmiana. Gdy wchodzę do kościoła, mam wrażenie, że Pana Boga jest tam jakby mniej. Nie wiem kto odpowiada za różne udziwnienia, ale ten wygląd często mnie nie zachwyca. Podobnie jest na zewnątrz. Niektóre kościoły są koszmarkami w krajobrazie. A są też rzeźby, które dosłownie wołają o pomstę do nieba.

Muszę zapytać też o pasję do kolekcjonowania różnych rzeczy? Jaka to musi być rzecz, żeby był pan nią zainteresowany?

Zbieram wszystko, co związane z historią tej ziemi. Poczynając od kamieni, choć ten nasz piaskowiec jest stosunkowo nieciekawy. Mimo to można znaleźć coś fascynującego, na przykład odciski zwierząt. Poza tym, mieliśmy tu prowadzone wykopaliska i znalazłem wtedy kamienie, które wydawało mi się, że człowiek już trzymał w rękach – to się faktycznie potwierdziło. Ludzie tu żyli 18-20 tysięcy lat temu. Fascynuje mnie ciąg historii. Dowody, że człowiek daje sobie radę. Nie nazwałbym siebie kolekcjonerem staroci, ale jeśli są ładne, historyczne rzeczy pochodzące z Jaworza, to mają one dla mnie wartość.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Krzysztof Czader z Jaworza przedstawia swój (nie)zwykły świat. Rzeźby i obrazy namalowane blachą - Bielsko-Biała Nasze Miasto

Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto