MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Kto się boi Halloween?

Karolina Kowalska
fot. Bartłomiej Ryży
Cukierek czy psikus? Przed takim wyborem 31 października staje coraz więcej warszawiaków. Po zdobyciu klubów Halloween wkracza na osiedla, gdzie obok dyni ze świeczką w środku łatwo spotkać poprzebierane dzieciaki.

Cukierek albo psikus! - żądają trzy wesołe diabły i zarażają Joannę szczerbatym śmiechem. Ursynowianka udaje konsternację, po czym wyciąga zza siebie koszyk z kolorowymi cukierkami. Diablica Lena (sześć lat, brak prawej górnej dwójki) rzuca się na minimarsy, wiedźma Kamilka (lat pięć, bez górnych trójek) woli swojskie michałki. Tylko czart Franek (lat cztery, jeszcze z pełnym uzębieniem mlecznym), z natury niejadek i nieśmiałek, czai się w korytarzu.

Halloween sąsiedzi z dołu urządzają Joannie Kurowskiej już po raz trzeci. Dwa lata temu zadzwonili do drzwi, kiedy szykowała się na imprezę halloweenową u koleżanki. Trzem duszkom otworzył więc kościotrup (takie miała przebranie) i mały Franek rozpłakał się na ramionach mamy. - Nie miałam cukierka, więc musiał być psikus. Dzieciaki kazały mi skakać na jednej nodze. Było wesoło - wspomina Asia, marketingowiec w stołecznej korporacji. Rok później uzbroiła się w cały arsenał słodyczy - od lizaków po metrowe tabliczki czekolady. I kiedy nawiedzili ją sąsiedzi - tym razem przebrani za nietoperze - mogła uniknąć psikusa.

Kto nie lubi pogańskich zwyczajów
Joanna Kurowska, wieloletnia kursantka języka angielskiego, nie zdziwiła się specjalnie na widok halloweenowych przebierańców. O anglosaskim święcie uczyła się już w podstawówce. Wie, że Halloween, w Polsce postrzegany przede wszystkim jako mroczne święto dla dorosłych, w krajach anglosaskich jest czasem słodyczowego obżarstwa dzieci.

Ale już jej 70-letnia sąsiadka, pani Stenia, na widok przebierańców zareagowała co najmniej konsternacją. - Opowiadała mi potem w windzie, że rodzice tych dzieci powariowali i próbują amerykanizować normalnych ludzi - śmieje się Asia. Dziś dzieci same omijają drzwi pani Steni, która, choć miła, nie do końca aprobuje "pogańskie obyczaje tych z góry".

- Taka reakcja jest dosyć częsta - mówi doktor Beata Łaciak, socjolog obyczajów z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. - Obecność święta w mediach powoduje, że powszechnie kojarzy się ono z duchami, ale z dzieciakami żądającymi cukierków już niekoniecznie. W USA dorośli przygotowują się na ten dzień, kupując słodycze. U nas niewiele osób ma świadomość, że to święto ludyczne, w którym dzieci pukają do drzwi sąsiadów i sklepikarzy, żądając słodkiego fanta, którym można wykupić się od psikusa. Polacy nie uświadamiają sobie jeszcze, że to święto ma wymiar ludyczny - tłumaczy socjolog.

Halloweenowa selekcja w topklubach
Rzeczywiście, dorośli mogą przebierać w ofertach klubów. Halloweenowy wieczór proponuje 90 procent stołecznych lokali - od klubów osiedlowych po te najmodniejsze, jak snobistyczne Platinium, w którym obowiązuje selekcja i do którego wejdzie tylko ten, kto odpowiada estetycznym, wiekowym i finansowym standardom określonym przez management klubu. I można być pewnym, że kryterium nie stanowi tu pomysłowość czy oryginalność przebrania, ale raczej atrakcyjność gościa dla pozostałych imprezowiczów.

Noc duchów to świetna okazja dla lokali grających muzykę mocniejszą, tradycyjnie związaną i kojarzoną z tematem zaświatów. W klubie Progresja podczas imprezy Metal Halloween fani będą świętować dziesięciolecie zespołu Dragon's Eye. A w klubie Depozyt 44 w ramach "Scary Beats" muzykę drum and bass, hard core i break core zagrają Fizyk, Aztec czy Name.

Swoje wersje Halloween Party mają też kluby gejowskie, np. Utopia czy Disco. A niezdecydowani mogą przebierać w propozycjach różowej nocy strachów przy dźwiękach dance i nieco ciemniejszej, ale równie oryginalnej - hiphopowej.

Halloween w klubach ma w Warszawie co najmniej kilkunastoletnią historię. Nowością są za to dziecięce wizyty domowe. Nowe zjawisko zauważa też doktor Beata Łaciak. Od swoich studentów wie, że w niektórych dzielnicach Warszawy, szczególnie w nowych osiedlach, zamieszkanych głównie przez młode małżeństwa, wizyty małych przebierańców to już tradycja. Starsze pokolenie reaguje na nie jednak różnie - od zdziwienia po oburzenie.

- Takie reakcje potęgują niektóre ugrupowania polityczne, krytykujące w mediach święto jako pogańskie, przedstawiając je jako zamach na polskość. Pamiętam, jak kilka lat temu prawicowa młodzieżówka próbowała zastąpić inne anglosaskie święto - walentynki - świętem Kupidyna. Ubawiło mnie to, bo święto Kupidyna, w przeciwieństwie do Dnia św. Walentego, ma korzenie pogańskie i zostało zakazane przez Kościół. W dodatku cechowała je duża rozwiązłość - wspomina doktor Beata Łaciak.

Krytyka Halloween rośnie wprost proporcjonalnie do artykułów na jego temat, a tych, jak zauważa dr Łaciak, od 1989 roku systematycznie przybywa. W tym roku przeciwko świętu wystąpiła szefowa oddziału gdańskiego kuratorium oświaty w Słupsku Lucyna Sroczyńska. Kilka dni temu rozesłała do szkół list z ostrzeżeniem, że "ta dobra zabawa może być pierwszym krokiem do inicjacji w świat okultystyczny czy demoniczny". Kuratorka wyraziła w nim też zdumienie, że "praktyki związane z Halloween weszły na stałe do programu imprez". W święcie dojrzała odradzanie się starych zwyczajów "pod płaszczykiem zabawy". "Należy uświadomić sobie fakt, że Halloween jest kultywowany także w katolickiej Polsce" - podsumowała.

Największym zarzutem Sroczyńskiej było to, że święto wywodzi się z tradycji celtyckiej, a kapłani celtyccy od lat czcili… Szatana.
Argumenty, które rozbawiły pół Polski, doktor Łaciak przyjmuje ze spokojem. Prostuje je regularnie: - Przecież większość świąt kościelnych zostało zapożyczonych z pogańskich. Daty Bożego Narodzenia czy Wielkanocy pokrywają się z ważnymi datami w kalendarzu pogan. Również święto Wszystkich Świętych Kościół wprowadził dopiero w 834 r. Miało ono źródło w celtyckim Samhain, które uważa się za pierwowzór Halloween - tłumaczy socjolog. Nie jest jednak zdziwiona, że część wychowawców stołecznych klubików i przedszkoli podziela obawy słupskiej kurator. Kiedy dzwonimy do nich z pytaniem o imprezę halloweenową, z oburzeniem odkładają słuchawkę. Inni tłumaczą, że pod koniec października przygotowują się do Wszystkich Świętych. Ale już instruktorki i wychowawczynie z przedszkoli prywatnych z radością opowiadają o przygotowaniach do balu i strojach, w jakich mają wystąpić dzieci.

Kalambury i tańce w blasku dyń
W klubie Fajna Ferajna przy ul. Okaryny 13 sobotni wieczór ma być pełen magii i niezapomnianych wrażeń. Dzieci już u progu przywitają tajemniczo uś-miechnięte dynie i światło świec. Scenariusz, przygotowany przez prowadzącą klub Joannę Ostrowską, zakłada m.in. malowanie twarzy, diabelską karuzelę z chustą, taniec czarowników i czarownic z miotłą, kalambury i... robienie mumii. Dzieci będą miały okazję wcielić się w każde straszydło - pomogą im w tym stroje, malowidła na twarzy i przede wszystkim wyobraźnia. Tak przygotowane ruszą w wir zabawy, która potrwa aż do godz. 22.

Zanim klubowicze ruszą w szalony taniec na Łysą Górę, Halloween zawędruje do domu Ostrowskich. Na potrzeby sześcioletniego Stasia i półrocznej Janeczki Joanna Ostrowska wstawi świece do powycinanych wcześniej dyń. - Dla naszej rodziny to po prostu świetna okazja do zabawy. Święto samo w sobie nie ma dla mnie specjalnego duchowego znaczenia. Jestem tradycjo-nalistką, bardziej skupiam się na obchodach święta Wszystkich Świętych - mówi pani Joanna. Halloween to dla niej czas, w którym może zrobić wiele atrakcyjnych rzeczy, zwłaszcza dla dzieci. - Wycinanie dyni i robienie z niej ozdób to znakomity pomysł na wspólne spędzenie czasu. Wszyscy wtedy dobrze się bawimy - tłumaczy.

Halloweenowe słówka wchodzą najszybciej
Sam halloweenowy wieczór obchodzą jednak głównie w Fajnej Ferajnie, bo nie czują potrzeby kultywowania anglosaskiej tradycji w domu. - Prywatnie jestem tradycjonalistką. Mamy w tym czasie nasze polskie święta i nie czuję potrzeby wprowadzania czegoś zupełnie nowego. Halloween to dla mnie okazja do zorganizowania dzieciom dobrej zabawy. Ta impreza cieszy się w klubie niesłabnącym zainteresowaniem - tłumaczy Joanna Ostrowska. Dlatego Staś nie namówi jej na rajd po sąsiadach i zbieranie okupów za psikusy, ale może do woli wybawić się w klubie.

Imprezowy potencjał Hallo-ween Joanna Ostrowska odkryła już kilka lat temu. Jako animatorka wcześniej organizowała tego typu wieczory w prywatnych domach i z roku na rok miała coraz więcej zgłoszeń. Odkąd prowadzi klub, tylko ich przybywa. - Dzieci lubią się przebierać, bawić, udawać kogoś innego. A święto duchów zapewnia im dreszczyk emocji - tłumaczy.

Agnieszka Fabrycy, lingwistka i nauczycielka angielskiego w klubie osiedlowym Stokrotka we Włochach, lekcję halloweenową uważa za najefektywniejszą. - Kiedy pytałam we wrześniu, które z zeszłorocznych zajęć zapamiętały najlepiej, chórem odpowiedziały, że te o Halloween.

I rzeczywiście, po roku nadal pamiętają związane z nim słowa, które przecież nie występują w codziennym języku i rzadko pojawiają się potem na lekcjach, takie jak "mummy" (mumia), "bat" (nietoperz), ale też "cobweb" (pajęczyna) czy "pumpkin" (dynia) - przyznaje nauczycielka.

Halloween daje okazję do wprowadzenia na zajęcia elementów kultury anglosaskiej. - Opowiadam, co to jest za święto i jak obchodzą je dzieci w Anglii. Ponieważ uczę pierwszo-, drugo- i czwartoklasistów, nie mogę opowiadać o tym po angielsku. Wprowadzam za to angielskie słowa, nazwy zwyczajów i podstawowych akcesoriów - tłumaczy. Zasady halloweenowych psikusów wyjaśnia dzieciom multimedialna historyjka - komiks z kasetą, w której przebrane za duchy piesek i kotek odwiedzają krówkę i wołają: "trick or treat". - Świetnie zapamiętują też, jak jest opakowanie po jajkach - egg pack, z którego wycinamy nietoperze - bats - śmieje się Agnieszka Fabrycy.

Dla jej uczniów najatrakcyjniejsze są same zabawy - loteria, w której z "Pudełka Czarów" - "Mystery Box" - dzieci ciągną losy, na których jest trick - psikus, albo treat - cukierek. Psikusy cieszą nie mniej od słodyczy. Wyciąganie jabłek za ogonki z miski pełnej wody, wycinanie masek czy robienie pajęczyny z włóczki na długo pozostaje w pamięci kilku-latków. Podobnie jak angielskie słówka. - Poza elementami ruchowymi są też, oczywiście, fragmenty czysto językowe. Na koniec dzieci dostają krótkie ćwiczenie językowe na temat elementów wprowadzonych na zajęciach - mają połączyć obrazki ze słówkami, które poznały - tłumaczy Agnieszka Fabrycy.

Krwawe oko za mocne dla polskich dzieci
Nie wie, na ile wiedza z zajęć przenika do codzienności jej uczniów. - Od rodziców wiem, że reakcje są entuzjastyczne, ale nie słyszałam, żeby któryś z uczniów robił psikusy na podwórku - mówi. Nie spotkała się też jednak z negatywnymi reakcjami w stylu wspomnianej radnej ze Słupska. Żaden z rodziców nie napiętnował jej za przemycanie pogańskich tradycji i odbieranie znaczenia dniowi Wszystkich Świętych. Mimo to kilka razy zastawia się, zanim wprowadzi typową w USA, a u nas wciąż jeszcze uznawana za drastyczną, halloweenową terminologię.

Jej kilkulatki nie uczą się więc o trumnach, kościotrupach, zombi czy krwi. Choć wiedzą, co to "bloody eye" - krwawe oko, bo w książeczce do angielskiego opisano zabawę pod tym tytułem, polegającą na przenoszeniu na trzymanej w ustach łyżeczce piłeczki pingpongowej udającej gałkę oczną. Jak wszystkie nauczycielki unika też makabrycznych rekwizytów w postaci silikonowych masek potworów (na zajęciach robi z dziećmi papierowe maski łagodnych duchów) czy udających prawdziwe gumowych pająków.

Takich oporów nie mają fabryki kostiumów, dla których Halloween to drugi, po karnawale, najgorętszy okres w roku. Ze sklepów z zabawkami i supermarketów znikają wówczas najmakabryczniejsze nawet maski. Rekwizyty, z jakimi kilkulatki przychodzą na bale, potrafią zjeżyć włosy na głowie nawet najbardziej tolerancyjnych wychowawczyń.

Rynek ubiorów na święto duchów od kilku lat ma się znakomicie. Pod koniec października wypożyczalnie strojów karnawałowych przeżywają oblężenie porównywalne z sylwestrowym. Rozchwytywane są stroje wampirów, czarowników i potworów. W Wypożyczalni Kostiumów Teatralnych dla Dzieci i Dorosłych "Aladyn" ruch zaczął się już na tydzień przed 31 października, a w połowie tygodnia dosłownie urywały się tu telefony. Stroje dla dzieci od 35 do 50 zł i dla dorosłych od 50 do 100 zł za weekend znikały z wieszaków jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- Z każdym rokiem ruch jest coraz większy. Przychodzą dzieci i dorośli obu płci. Największe wzięcie mają stroje wiedźm, czarowników i potworów. Dorośli lubią kościotrupy i wampiry, dzieci - różne stworki, na przykład bajkowe smoki - mówi Elżbieta Pawłowska, właścicielka i założycielka Aladyna. Stroje muszą iść z duchem czasu. Bo choć evergreeny w postaci maski lorda Vadera i innych postaci z "Gwiezdnych wojen" czy "Harry'ego Pottera" nie wychodzą z mody, sezonowo pojawiają się czarodziejki z "Witch" czy bohaterowie modnej bajki.

Choć wypożyczalnia oferuje aż 1500 strojów, zdarza się, że na kilka dni przed Halloween zostają już same nieprzystające do okazji kostiumy dla księżniczek, motylków, biedroneczek. Na szczęście nie zawodzi stała klientela - zakochane w różu małe dziewczynki, które za nic nie włożą szpecącego stroju wiedźmy.

Wojna Halloween ze świętem zmarłych
Ilość klientów pod koniec października to dla Elżbiety Pawłowskiej swoisty wyznacznik popularności święta. A ta, jak obserwuje, rośnie lawinowo.

- Jeszcze sześć, siedem lat temu na 31 października wypożyczano dwa, może pięć strojów. Teraz liczę je w setkach - mówi. - Święto trafiło do warszawiaków jako kolejna okazja do zabawy - uważa Elżbieta Pawłowska.

Jej intuicję potwierdza doktor Beata Łaciak: - Wbrew obawom, Halloween nie wypiera Wszystkich Świętych ani też mu nie zagraża. Z badań wynika, że jest to najbardziej zakorzenione w Polakach święto, obchodzone przez wszystkie grupy wiekowe, bez względu na to, czy czują się związane z Kościołem, czy nie. Na groby jeżdżą wszyscy. A sąsiedztwo Halloween w żaden sposób tym wizytom nie zagraża. Powiem więcej. To właśnie fakt, że po wieczorze halloweenowym jest wolne od pracy święto, sprawia, że młodzi chętniej decydują się na udział w imprezie. Wiedzą, że następnego dnia nie muszą wstawać do pracy, a na groby mogą się wybrać z rodziną także po południu - przekonuje doktor Łaciak.

Joanna Kurowska jest żywym potwierdzeniem badań socjologów. Po imprezie w jednym ze stołecznych klubów - jeszcze nie wie, który wybrać - zamierza spać do oporu i groby bliskich odwiedzić o zmroku. - Zależy mi na atmosferze zadumy, a o taką łatwiej, kiedy nagrobne płyty rozjaśniają płomienie zniczy. Dzień Wszystkich Świętych przeżywam bardzo głęboko. Zdarza mi się razem z rodzicami przeglądać zdjęcia nieżyjących dziadków. Fakt, że dzień wcześniej, w przebraniu pajęczycy, tańczyłam na stole w rytm metalu, wcale mi w tym nie przeszkadza - zapewnia. I podkreśla, że w tym roku wystąpi w stroju kocicy, uszytym specjalnie przez przyjaciółkę plastyczkę.

Współpraca Weronika Słodkowska

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Prezydent Andrzej Duda obchodzi 52. urodziny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto