Kwoty zadłużeń wiszą na klatkach schodowych

Na listach, które zawisły na tablicach ogłoszeń w klatkach schodowych nie ma numeru mieszkań, nie ma imion i nazwisk mieszkańców. Są tylko same cyfry - w rządku podane jest zadłużenie poszczególnych lokatorów.
Takich klatek, w których lista zadłużonych jest czysta, jest we Włocławskiej Spółdzielni Mieszkaniowej niewiele. A są takie, że wszyscy lokatorzy mają coś do zapłacenia. W większości klatek około połowa mieszkańców ma jakiś dług.
Płacący regularnie czynsz nie mają na ogół zastrzeżeń do tego, że spółdzielnia wywiesiła takie listy. - Jestem zszokowana, że tyle osób nie płaci - powiedziała nam Helena Rudnik, mieszkanka jednego z bloków przy ulicy Żytniej. - Dobrze, że spółdzielnia to zrobiła. Liczę, że taka praktyka zmobilizuje dłużników do płacenia.
Ale dłużnicy są przeciwnego zdania. - Po co takie rzeczy robić? - pyta wzburzony Czytelnik. - Jak ludzie nie mają pracy, to z czego mają płacić? Trzeba od razu wytykać ich palcami, że są biedni? Kolejny spółdzielca z osiedla Kazimierza Wielkiego zwraca jednak uwagę na to, że zaległości czynszowe mają nie tylko bezrobotni spółdzielcy. Także rodziny, w których oboje rodzice pracują.
Włocławska SM zdecydowała się na taki sposób mobilizacji mieszkańców, ponieważ zaległości czynszowe urosły już do kwoty blisko 2 milionów złotych. Piętnaście mieszkań jest zadłużonych na kwotę powyżej 10 tysięcy złotych. - I w ściąganiu takich długów jest największy problem - mówi wiceprezes Mieczysław Lewandowski.
Opornych dłużników spółdzielnia pozywa do sądu. Toczą się postępowania egzekucyjne, orzekane są eksmisje. Ostatnio jednak coraz częściej dochodzi do licytacji zadłużonych mieszkań. Dotyczy to najczęściej właścicieli spółdzielczych M, których dług przekroczył połowę wartości mieszkania.Po wywieszeniu zawiadomień o zadłużeniu spółdzielnia spodziewa się zmniejszenia zadłużenia o około 5 procent.