Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lata spędzone w PSRM – część 4

Redakcja
Manro
Praca, przyspieszenie, pierwsze zaokrętowanie

No i zaczęła się prawdziwa nauka. Jedyne zajęcia, które sprawiały mi kłopot, to zajęcia z angielskiego. Części przedmiotów uczyłem się z podręczników rosyjskich, bo polskich nie było. Powstawała dopiero seria Nawigatora, ale brak było podręczników z narzędzi i techniki połowów.
Obowiązkowa codzienna nauka własna - od obiadu do kolacji. Albo w pokojach – sypialniach, albo w szkole, gdzieś na korytarzu przy stoliku. Wolałem w szkole, bo było spokojniej. W internacie dyżurni wychowawcy sprawdzali, czy w tym czasie nikt nie spał.
Z zaliczeniem semestru nie było problemu.
Szkoła wymieniała nam pościel i bieliznę. Koszulki (trykotowe, z granatową stójką) trzeba było prać samemu. Ile razy było tak, że po wypraniu zakładało się mokrą na siebie i schła na ciele J. Wieczorem, po kolacji, często zachodziliśmy do Klubu Żeglarskiego „Kotwica". Znajdował się między szkołą a naszym internatem. Pieniędzy jak zawsze było mało. Ja miałem fajnie, bo syn barmanki miał kłopoty z matematyka. Chłopaki powiedzieli, że może ze mną pogadać. No i ja uczyłem jej syna, a za to miałem codziennie kawę, paczkę papierosów i piwo. Nic więcej do szczęścia mi nie było potrzeba.
Izba chorych mieściła się na części najwyższego piętra budynku szkoły. Jej „królem" był Dziubdziulek (ksywa pochodzi od tego, jak się do nas zwracał). Niski, pękaty, czarne, sterczące włosy. Biały fartuch przewiązany paskiem, ale w taki sposób, jakby nim podtrzymywał swój wieeelki brzuch. Jak szedł, kołysał się z boku na bok. Złośliwi twierdzili, że chodzi jak pingwin w ciąży :).
Dla nawigatorów były obowiązkowe zajęcia na sieciarni. Mnie uczył Jan Necel – tak, tak, to dowódca „Jana Rutkowskiego". Jak mi te zajęcia się później przydały...
Przyszła wiosna i zbliżał się koniec pierwszego roku. Mieliśmy płynąć w rejs „Janem Turlejskim" pod dowództwem kapitana Gorządka. Ale to było włóczenie się po Bałtyku i Morzu Północnym. I nagle poszła pogłoska, że „Dalmor" organizuje pierwszą wyprawę burtowców na Georges Bank (po drugiej stronie Atlantyku, poniżej Nowej Anglii). Zamarzyło się w głowie, oj, zamarzyło. Wraz z kolegą z Radomia postanowiliśmy zrobić wszystko, aby się na tą wyprawę załapać. Napisaliśmy raporty z prośbą o umożliwienie nam tego. Dostaliśmy zgodę pod warunkiem, że zaliczymy w przyspieszonym tempie cały rok (wyprawa zaczynała się w końcu maja, a rok nauki kończył się pod koniec czerwca).
Wszystko udało się zaliczyć, pozdawać i w dniu 26 maja 1967 r. zaokrętowaliśmy na s/t „Nurzec" w charakterze praktykantów pokładowych. Do kraju wróciliśmy 14 sierpnia 67 r. A sam rejs? To chyba w następnym odcinku.
Manro 

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto