Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lech Bądkowski - inspirator

Paweł Zbierski
Kto wie, czy Donald Tusk byłby dziś premierem, gdyby w 1980 r. nie spotkał na swojej drodze Lecha Bądkowskiego. Sylwetkę założyciela Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego przypomina Paweł Zbierski.

Kto wie, czy Donald Tusk byłby dziś premierem, gdyby w 1980 r. nie spotkał na swojej drodze Lecha Bądkowskiego. Sylwetkę założyciela Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego przypomina Paweł Zbierski.

W Sierpniu '80 jeszcze się nie znają, chociaż obaj - po dwóch stronach tej samej, historycznej bramy Stoczni Gdańskiej - robią właściwie to samo. Bądkowski wraz z resztą sygnatariuszy doprowadza do powstania pierwszego niezależnego związku zawodowego w PRL. Tusk wraz z grupą przyjaciół zakłada pierwsze w powojennej Polsce Niezależne Zrzeszenie Studentów. Po kilku tygodniach dochodzi do spotkania. Doświadczony dziennikarz, pisarz, rzecznik Solidarności, zaprasza młodego studenta do współpracy w redakcji "Samorządności", a wkrótce staje się też jego mentorem.

"Choć sprawy wielkie toczyły się w Stoczni Gdańskiej lub hali Olivia podczas zjazdu Solidarności, dla mnie i moich przyjaciół (mieliśmy wówczas po dwadzieścia kilka lat) rzeczy najważniejsze działy się w jego pracowni na Targu Rybnym. Było w tym coś naprawdę niezwykłego, że starszy - zwłaszcza z naszej perspektywy - człowiek potrafił nas «zaczarować». Z uwagą wsłuchiwaliśmy się w jego słowa na zebraniach Klubu Myśli Politycznej im. Konstytucji 3 maja, podczas rozmów redakcyjnych i spotkań towarzyskich. Wszystkie one były zaproszeniem do samodzielnego myślenia, podkreślały znaczenie niezależnego, suwerennego osądu świata - bez złudzeń i iluzji ideologicznych" - napisze po latach obecny premier.

Mało kto wie, że w lutym 1984 r. Tusk dyżurował przy umierającym na raka Bądkowskim. Jedną ręką wymieniał w kroplówce butelkę z morfiną, drugą - taśmę w magnetofonie, by zarejestrować jego myśli…

Jego pogrzeb na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku stał się wielką manifestacją wolności. Za trumną, okrytą czarnym gryfem skrojonym na żółtym tle oraz flagą Solidarności, szły tłumy.

***

Zawsze na przekór, zawsze pod prąd, wbrew aktualnym koniunkturom. Ale też zawsze z rozwagą, z głową na karku. Temperaturę myślenia i działania Bądkowskiego doskonale oddają tytuły wielu tomów prozy: "Kulminacja", "Oblężenie", "Bitwa trwa", "Połów nadziei".

Na zbiorowym portrecie uczniów Szkoły Powszechnej w Toruniu niczym specjalnym jeszcze się nie wyróżnia: jest może tylko nieco drobniejszy niż rówieśnicy. Patrząc jednak na fotografię nieco uważniej, dostrzegamy, że krótko ostrzyżony blondynek wygląda niemal jak dorosły facet. Spogląda wzrokiem śmiertelnie poważnym - pierwszy z lewej obok nauczyciela - jakby od dzieciństwa chciał mieć wpływ na bieg wypadków. Kilka lat później, już jako absolwent staroklasycznego gimnazjum im. Kopernika wywołuje powszechną konsternację. Bo gdy inni wygłaszają głośne peany na cześć szkoły i pochwały "najpiękniejszego okresu życia" on mówi, że nie żałuje rozstania. Wręcz przeciwnie: jest rad, że będzie mógł wreszcie coś robić na własny rachunek!

Przyszedł na świat dokładnie sześć dni po wkroczeniu do Torunia polskiego wojska. Jego ojciec, Kazimierz, pozostawał w służbie niemieckiej aż do końca I wojny światowej. Po wycofaniu się Niemców większość toruńskich nauczycieli stanowili mieszkańcy dawnej Galicji oraz Kongresówki. W gimnazjum staroklasycznym, do którego uczęszczał Lech, "importowani" nauczyciele często odnosili się z wyższością i pogardą do rdzennej młodzieży, wykazując kompletny brak zrozumienia dla specyfiki tej ziemi. Nie mogło im się na przykład pomieścić w głowach, jak połączyć saskie nazwisko matki Lecha - Faustmann - z jej gorliwym patriotyzmem polskim.

Bez tej specyfiki polsko-niemieckiego pogranicza, z jego relatywnie wysokim poziomem cywilizacyjnym, swoistym pragmatyzmem mieszkańców, kulturą prawną, Bądkowskiego zrozumieć nie sposób. Jego dom rodzinny, mimo endeckich przekonań rodziców, był szeroko otwarty dla Niemców i Żydów. Późniejsze wspomnienia z tego okresu dotyczyć będą ludzi o skomplikowanych, nieraz dramatycznych życiorysach - w przymusowej służbie niemieckiej, w wielkopolskim powstaniu, w wojnie polsko-bolszewickiej. Ale pozostanie też pamięć o beztroskim śmiechu polsko-niemieckiego towarzystwa.

Po wkroczeniu hitlerowców do Torunia w 1939 roku ojciec Bądkowskiego miał powiedzieć: "To są inni Niemcy…".

***

Bywają w życiu takie sytuacje, kiedy każdy musi być sam sobie dowódcą…
Mit polskiej mocarstwowości, jakim karmiono 19-letniego Lecha w brodnickiej podchorążówce, został szybko obalony już na początku wojny. Najpierw była bitwa nad Bzurą, gdzie miał osłaniać sztab VIII Korpusu Pomorskiego generała Tokarzewskiego. Wytropiły ich niemieckie samoloty, najechały czołgi. Po tym nastąpił wyczerpujący odwrót, aż do Kutna i bitwa na bagnety. W końcu poczucie kompletnego wyczerpania, upokorzenia, osamotnienia w Puszczy Kampinoskiej.

Po bardzo wielu latach Bądkowski przypomni scenę znamienną. Jeden z jego kolegów został ciężko ranny, tymczasem reszta żołnierzy uciekała, masowo się poddając. Bądkowski jako jedyny się zatrzymał i wręczył rannemu swój opatrunek osobisty. Wówczas jakiś młody żołnierz nie wytrzymał i podbiegł do niego z płaczem, pytając, czy i on się poddaje.

- Nigdy tego nie zrobię - odparł wówczas Bądkowski.
Z niewoli uciekł przedzierając się (początkowo na rowerze!) w kierunku demarkacyjnej linii niemiecko-sowieckiej. Zieloną granicę przekroczył w czterdziestostopniowym mrozie, trafiając przez Węgry do Brygady Podhalańskiej.

Pod Narvikiem Bądkowski miał, ze swym plutonem, tworzyć osłonę dla dowódcy batalionu. Jednak gdy rozeszła się wieść, że ten zginął, jego zastępca, kapitan Newman, nie miał odwagi przejąć dowodzenia.

- Ja tu zostaję, a ty się wycofaj - rozkazał Bądkowskiemu.
W tomie "Bitwa trwa" Bądkowski wspominał: "Ja w tej sytuacji skierowałem przeciwko niemu pistolet i powiedziałem, że jeżeli natychmiast się nie wycofa, to ja go zastrzelę. Najpierw się żachnął, a potem ocknął i powiedział coś w rodzaju: uspokój się, ty gówniarzu, jak chwilę odpocznę, to odskoczę".

I odskoczył…

Za ów czyn, będący de facto odmową wykonania rozkazu, Bądkowski dostał od generała Sikorskiego order Virtuti Militari.

Po Narviku była Szkocja, intensywne szkolenie wywiadowcze, wreszcie północne Włochy. A tam służba w formacji cichociemnych i loty nad powstańczą Warszawą. Latając z bronią i ciężkimi ładunkami złota nad Polską za każdym razem był pod ostrzałem sowieckim lub niemieckim. A on tak bardzo chciał już - dosłownie - skoczyć do Polski!

***

Emigrację traktował jako zło konieczne. Nie wierzył, by na dłuższą metę losy Polski miały się rozstrzygać poza krajem. W tym sensie stanął w radykalnej opozycji wobec przytłaczającej większości pomorskich emigrantów zrzeszonych w Związku Pomorskim. W swym myśleniu bardzo się zbliżył do Ksawerego Pruszyńskiego, stojącego na stanowisku, że choć z wielkim bólem, musimy się pożegnać z Kresami Wschodnimi. Że prawdziwym wyzwaniem są ziemie zachodnie, w tym los Pomorza. I że najważniejsze decyzje dotyczące Polski powinny zapadać w Polsce, a nie w Londynie, Moskwie czy Berlinie.

Nad Bałtyk trafił z wolnego wyboru. Nie chciał żyć w Anglii. Nie skorzystał także z oferty rodziny, by zamieszkać w Stanach Zjednoczonych. Wyruszył z Wielkiej Brytanii do Gdyni pierwszym możliwym transportem Marynarki Wojennej w 1946. Miał świadomość, że lekko nie będzie.

- Dziś, z odległości 34 lat, sądzę, że wojny nie przegraliśmy, ani nie wygraliśmy. Prawdziwa jej ocena wciąż należy do przyszłości. Możliwe, że i wynik, polityczny wynik tej wojny, dopiero się rozstrzygnie - mówił Bądkowski w swoim słynnym przemówieniu w warszawskim PEN-Clubie 6 października 1979 roku.

Charakterystyczne okna w kamienicy przy Targu Rybnym w Gdańsku wychodzą wprost na Motławę. Stamtąd Bądkowski, zaciągając się papierosem bez filtra, widział przed sobą niejako samą esencję niegdyś hanzeatyckiego miasta, stratowanego przez historię. Tu przez całe lata powojenne pisał swoje teksty literackie, eseje, publicystykę polityczną. Wszystkie kluczowe momenty historii najnowszej w tym mieście były jego udziałem.

W 1956 roku Bądkowski skorzystał z chwilowej odwilży politycznej i założył Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, pierwszy w PRL obywatelski i pozarządowy ruch, zorganizowany wedle demokratycznych reguł. Zrzeszenie stało się ruchem masowym, liczącym sześć tysięcy członków. Swoją siedzibę ma w Gdańsku - stolicy Kaszub i Pomorza. Istnieje do dziś.

W latach 1967-68 przypadkiem, podczas morskiej podróży, trafił na wojnę izraelsko-egipską. Na pustyni uratował wycieńczonych z pragnienia Arabów. W marcu '68 samotnie stanął w obronie bitych studentów oraz protestował przeciwko antysemickiej nagonce. Wówczas został objęty zakazem publikacji.

W grudniu 1970 roku Bądkowski wysyłał memoriały do władz PRL, protestując m.in. przeciw cenzurze. Otwarcie domagał się decentralizacji kultury oraz podmiotowości regionów w życiu publicznym.
W latach 1976-1980 Bądkowski napisał swoje najważniejsze teksty dotyczące regionalizmu i samorządności. Większość z nich on, z gruntu legalista, był zmuszony drukować poza zasięgiem cenzury. Wiosną 1980 r. był obserwatorem na procesach politycznych Dariusza Kobzdeja i Tadeusza Szczudłowskiego. Jego pracownia, gdzie regularnie spotykali się z Aleksandrem Hallem, Bogdanem Borusewiczem, Arkadiuszem Rybickim, Grzegorzem Grzelakiem, Leszkiem Moczulskim, znalazła się na celowniku najwyższych rangą oficerów Służby Bezpieczeństwa. SB nadała mu w swoich papierach operacyjnych kryptonim "Inspirator".

***

W sierpniu 1980 roku Bądkowski wchodzi do Stoczni Gdańskiej i odczytuje tam rezolucję gdańskich pisarzy, popierających strajk. Lech Wałęsa włącza go w skład Prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Bądkowski zostaje pierwszym rzecznikiem Solidarności. Negocjuje z komunistycznym wicepremierem Mieczysławem Jagielskim punkt trzeci Porozumień Sierpniowych: dotyczący ograniczenia cenzury. Prostą konsekwencją tej działalności stała się praktyczna realizacja postulatu. Bądkowski niejako włamał się z wolnym słowem na łamy oficjalnej prasy. W "Dzienniku Bałtyckim" założył autonomiczną rubrykę "Samorządność", przekształconą potem w ogólnopolski tygodnik o tym samym tytule, wychodzący w nakładzie ćwierć miliona egzemplarzy.

Słowo "samorządność" było dla niego kluczem dla zrozumienia życia publicznego. Jeszcze w wydanych w 1945 r. tekstach, takich jak "Pomorska myśl polityczna" czy "O krajowości" argumentował, że każdy region swoją siłę i energię winien rozwijać, opierając się na własnych wzorcach, czerpiąc - w razie potrzeby - z zasobów ogólnokrajowych. Rodzi to bowiem sytuację zdrowej konkurencji międzyregionalnej, a harmonizowanie całości odbywa się na zasadzie wymiany i porównań.

Przez cały powojenny okres koncepcje regionalistyczne Bądkowski konsekwentnie rozwijał i pielęgnował, zwłaszcza na forum Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Jeszcze w okresie instalowania się komunistów u steru państwa, nieco przekornie i prowokacyjnie przekonywał, że samorząd - tworząc stopień pośredni w drabinie rządzenia państwem - zdejmuje znaczną część odpowiedzialności z władz centralnych, co - jak zapewniał: "może chronić jej autorytet". Dużo przy tym myślał o konkretnym "przypadku" pomorskim, czerpiąc zeń pomysły dla swej uniwersalnej w zamierzeniu idei.

Będąc zdecydowanym krytykiem scentralizowanego państwa, Bądkowski opowiadał się za zasadą samorządu krajowego (silnego regionu), który w konsekwencji swoich działań jest znacznie mniej odśrodkowy, mniej anarchizujący i dezintegrujący państwo, niż niszczące ideologie partyjne i zwalczające się stronnictwa - angażujące aktywność bardzo niewielkiego procenta obywateli. Samorząd w sposób praktyczny i naturalny styka mieszkańców danego regionu z problemami współrządzenia na swych kolejnych szczeblach, dając jednocześnie szansę wybicia się energicznym i zdolnym jednostkom.

Bądkowski przekonywał, że samorząd wyzwala odpowiedzialność jednostkową i społeczną, pozwala czynić pracę sensowną i pozostawiając jej plon w regionie - bo zasada samorządności wiąże się ze znacznie mniejszym stopniem redystrybucji przez Warszawę pieniędzy podatników. W myśl tej koncepcji centralne władze państwa odpowiedzialne są za politykę zagraniczną, obronność oraz koordynowanie procesów makroekonomicznych. Jednak i na makroekonomię wpływ powinny mieć poszczególne regiony Polski poprzez swoich przedstawicieli w ciałach ustawodawczych.

***

Gdyby Bądkowski dożył niepodległości, może konkurowałby z Andrzejem Stelmachowskim o fotel marszałka Senatu? I z całą pewnością dążyłby do zamiany Senatu w Izbę Regionów.
Zmieniają się czasy, pękają konwencje, faluje polityczna koniunktura. Jedyne, co trwa, to rodzima przestrzeń. Dziś Europa pyta o własną tożsamość. Czy jądrem tej tożsamości miałby być jedynie zbiór biurokratycznych procedur?

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto