Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Legia Warszawa z potentata staje się przeciętniakiem. Co się dzieje?

Tomasz Biliński (AIP)
Legia Warszawa z potentata staje się przeciętniakiem. Co się dzieje?
Legia Warszawa z potentata staje się przeciętniakiem. Co się dzieje? Tomasz Bolt
Mistrz Polski wiosną gra słabo. Z 14 meczów w tym roku wygrał tylko pięć. W lidze ma już osiem porażek. W sobotę przegrał z Lechią w Gdańsku 0:1.

Legia Warszawa z potentata staje się przeciętniakiem. Co się dzieje?

Przegraliśmy przeze mnie – nie miał wątpliwości Ondrej Duda. – Winę za utratę bramki biorę na siebie – przyznał w Canal+ Tomasz Brzyski. To jedne z niewielu zdań piłkarzy Legii, z którymi można się zgodzić. Mówienie o tym, że zabrakło kilku minut, by strzelili w Gdańsku wyrównującego gola, że czerwona kartka dla Dudy ustawiła mecz, albo o dziwnym sędziowaniu (nawet jeśli Bartosz Frankowski podjął w sobotę kilka kontrowersyjnych decyzji) nie przystoi mistrzom Polski. Podobnie jak osiem porażek w 27 meczach T-Mobile Ekstraklasy. Trener Henning Berg często w ostatnim czasie przypominał, że wciąż to jego drużyna jest liderem. Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że tylko dzięki słabości goniących ją zespołów.

W poprzednich dwóch sezonach, przed obecnym i w jego trakcie wiele mówiło się o niemal pewnej wieloletniej dominacji Legii. Sportowej, finansowej i organizacyjnej. O ile nie ma powodów, by dyskutować z drugą i trzecią, o tyle pierwsza jest w tym roku wątpliwa. Nie można wykluczyć, że stołeczny klub zdobędzie trzeci raz z rzędu mistrzostwo Polski, ale w ośmiu ligowych meczach zespół zdobył zaledwie 11 punktów (liderem pod tym względem jest Zawisza Bydgoszcz – 20). Po trzy spotkania wygrał i przegrał, dwa razy zremisował. Bilans pasujący do ligowego przeciętniaka, a nie potentata. Oprócz tego doszły dwie porażki z Ajaksem Amsterdam w 1/16 Ligi Europy, oba zremisowane mecze ze Śląskiem Wrocław w 1/16 finału Puchar Polski (awans po rzutach karnych) i dwa zwycięstwa nad Podbeskidziem Bielsko-Biała w półfinale o krajowy puchar.

Przyczyn kiepskiej formy jest tyle, ile opinii. Wśród najczęściej powtarzanych pojawia się sprzedaż do drugiej ligi chińskiej Miroslava Radovicia, którego nikt nie jest na razie w stanie zastąpić. Wydawało się, że kimś takim będzie Duda. Ale Słowak od powrotu po kontuzji doznanej na obozie przed drugą częścią sezonu jest bez formy. Technicznych sztuczek próbuje, ale pożytku z tego nie ma żadnego. Jeden gol i dwie asysty to mizerny dorobek.
Na dodatek nie jest kimś, kto prowadzi grę zespołu. Wręcz przeciwnie, może ją załamać. Tak jak w Gdańsku. Od początku meczu do jego zachowania można było mieć wątpliwości. W 39. min brutalnie wszedł nakładką na piszczel Grzegorza Wojtkowiaka. Sędzia nie miał żadnych wątpliwości.

– Ondrej powinien był bardziej uważać. Tym bardziej, że już wcześniej dostał żółtą kartkę – skomentował z kamienną miną Henning Berg. Słowacki pomocnik dostał ją za uderzenie rywala łokciem.
Druga sprawa, to stosowana przez norweskiego trenera rotacja. Zdania trenerów i byłych piłkarzy na ten temat są podzielone, ale tak wiele zmian mogło mieć wpływ na to, że zespół popełnia wiele błędów w defensywie. Wprawdzie Legia ma zaraz po Lechu Poznań najmniej straconych goli, to jednak jeśli rywal ją strzela, to po dużym nieporozumieniu. Bramki Macieja Makuszewskiego w 86. min można było uniknąć, ale Tomasz Brzyski nie kontrolował za plecami skrzydłowego Lechii i ten bez problemu go wyprzedził i strzałem głową pokonał Dusana Kuciaka. – Poza tą sytuacją graliśmy dobrze w obronie – ocenił mimo wszystko Berg.

Sam mecz był brzydki i nudny. Gdyby nie ostatni kwadrans, pewnie na krótko zapadłby w pamięć, a rekordowe 36,5 tys. kibiców, którzy przyszli na PGE Arenę, szybko by na nią nie wróciło. Wtedy Lechia przyspieszyła swoją grę. Na boisko weszli Sebastian Mila i Bruno Nazario. W końcu widoczna była przewaga jednego zawodnika.
– Mimo że graliśmy w dziesięciu, to i tak mieliśmy szansę wygrać ten mecz – jak zawsze bronił piłkarzy norweski trener. – Był on jednak dla nas bardzo trudny. Poza tym nie graliśmy na swoim najlepszym poziomie. Musimy to zmienić – dodał.

Do końca pierwszej rundy i podzielenia punktów zostały trzy kolejki. Po porażce z Lechią przypomina się sytuacja sprzed trzech lat, gdy wydawało się, że zmierzająca po mistrzostwo Legia przegrała 0:1 z... Lechią w Gdańsku, a tytuł zdobył Śląsk Wrocław.

W niedzielę Legia podejmie niepokonanego w tym roku Zawiszę (sześć wygranych i dwa remisy). Później jedzie do Chorzowa na starcie z Ruchem, a na zakończenie zagra u siebie z Pogonią Szczecin. Teoretycznie powinna zdobyć dziewięć punktów, ale w obecnej formie nawet porażki nie będą niespodzianką. Podobnie jak w finale Pucharu Polski 2 maja na Stadionie Narodowym z Lechem Poznań.

Czytaj też: AZS Politechnika - Cuprum Lubin. Porażka w ostatnim meczu przed warszawskimi kibicami [ZDJĘCIA]


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto