Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Macy Gray: "Narkotyki odstawiłam z próżności" [ROZMOWA NaM]

Redakcja
Nagrany w 1999 r. utwór "I Try", który wciąż z łatwością można usłyszeć w polskich rozgłośniach radiowych, błyskawicznie zapewnił Macy Gray przepustkę do sławy. Sławy, na którą artystka - jak sama mówi - nie była do końca przygotowana. Przed warszawskim koncertem, który odbędzie się 25 lutego w Stodole, Macy opowiedziała o narkotykach, przeszkodach, jakie stoją przed młodymi artystami, a także o polskim śladzie w jej twórczości.

Marcin Śpiewakowski: Twojego głosu nie sposób pomylić z żadnym innym. To prawda, że bardzo długo go nie lubiłaś?
Macy Gray: Rzeczywiście tak było. Jeszcze kiedy chodziłam do szkoły, mój głos już brzmiał zupełnie inaczej niż innych. Dzieci uważały go oczywiście za bardzo zabawny i – jak to dzieci – mocno dokuczały mi z tego powodu. Strasznie się go wtedy wstydziłam i starałam się mówić jak najmniej – stałam się przez to bardzo cichą i skrytą osobą. Do dziś nie lubię przemawiać publicznie, chociaż oczywiście z czasem, bardzo powoli, nauczyłam się akceptować to, jak brzmię.

Jakie to uczucie nagrać największy hit już na pierwszym albumie? Czułaś presję, wydając kolejne płyty?
Nie, nigdy nie czułam, że muszę na siłę stworzyć coś większego niż „I Try”. Po prostu starałam się dalej robić swoje. Chociaż oczywiście, kiedy znienacka spada na ciebie sława, łatwo się pogubić. Z dnia na dzień okazało się, że nikt nie śmieje się już z mojego głosu, wszyscy mówili mi, że świetnie śpiewam i mam ogromny talent, na koncertach ludzie krzyczeli moje imię – takie rzeczy mogą bardzo łatwo uderzyć ci do głowy. Nagle miałam dużo pieniędzy, z którymi nie bardzo wiedziałam, co zrobić. Zaczęłam dla zabawy eksperymentować z narkotykami i szybko okazało się, że nie chcę przestać.

Czytaj też: Fink: "Zdecydowanie najdziwniejszy koncert w całej mojej karierze zagrałem w Krakowie" [WYWIAD]

Co pomogło Ci wyjść z nałogu?
Próżność (śmiech). Któregoś dnia spojrzałam w lustro i uświadomiłam sobie, że wyglądam naprawdę źle, wiesz, wory pod oczami, paskudna cera. Tego dnia wszystko się zmieniło, znalazłam w sobie siłę, żeby odstawić narkotyki.

Dziesięć lat temu założyłaś Macy Gray Music Academy – swoją własną szkołę muzyczną. Czego uczysz młodych artystów? Starasz się przygotować ich na niebezpieczeństwa sławy?
Przede wszystkim muszą nauczyć się śpiewu, ale też staram się nauczyć ich pewnej wrażliwości i dać pewność siebie, żeby byli gotowi zmierzyć się ze wszystkim, co ich czeka. Zawsze radzę początkującym muzykom, żeby nie spieszyli się z rozpoczęciem kariery. Wierzę, że tylko jeśli dużo ćwiczysz, poświęcasz się w pełni temu, co robisz i ciągle doskonalisz swoje umiejętności, stajesz się prawdziwym artystą. A wtedy ludzie sami do ciebie przyjdą. Warto pamiętać o tym zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy bardzo łatwo i szybko można zdobyć popularność, którą jednak bardzo trudno utrzymać.

Zobacz też konkurs, w którym rozdajemy bilety na koncert Macy w Stodole

Często udzielasz się w akcjach dobroczynnych i charytatywnych. Który problem współczesnego świata wyeliminowałabyś przede wszystkim?
Wojnę. Wierzę, że kiedy tylko ludzie wreszcie przestaną ze sobą walczyć, wszystkie inne problemy bardzo szybko znikną.

Zanim wydałaś najnowszy album „The Way”, nagrałaś dwa albumy ze swoimi wersjami cudzych utworów. Skąd taki pomysł?
Pierwszy z nich nagrałam w momencie, kiedy trochę brakowało mi inspiracji do pisania własnych piosenek. „Covered” to zresztą dobra płyta, ludzie chyba ją lubią, a „Creep” Radiohead dość często gramy na koncertach. A pomysł nagrania od początku całego albumu „Talking Book” wyszedł od mojego producenta, Hala Willnera. Pamiętam, że wpadł na ten pomysł, kiedy graliśmy u was, w Polsce. Powiedział coś w stylu: „Słuchaj, filmowcy ciągle kręcą nowe wersje klasycznych filmów z dawnych lat i fajnie to wychodzi - co ty na to, żebyśmy zrobili remake albumu?”. I rzeczywiście, chyba nikt wcześniej nie zrobił czegoś takiego.

Dlaczego wybrałaś akurat „Talking Book” Steve’ego Wondera?
Początkowo myśleliśmy o innych płytach. Pamiętam, że padła między innymi propozycja wzięcia na warsztat czegoś Niny Simone, ale Hal proponował też mnóstwo innych albumów artystów, których nawet nie kojarzyłam. No i w końcu zauważyliśmy, że „Talking Book” miał niedługo obchodzić czterdziestą rocznicę wydania i nie szukaliśmy już niczego innego. Znałam ten album na wylot, to jedna z moich ukochanych płyt. Wiedziałam, że to będzie wyzwanie, ale też coś, z czym na pewno dam sobie radę.

Czytaj też:

Trudno było wrócić do pisania własnego materiału po takiej przerwie?
Nie, wszystko wróciło do mnie dość łatwo. Przez kilka ostatnich lat wiele w moim życiu się zmieniło na lepsze, zarówno w strefie osobistej, jak i artystycznej. Czuję, że w dużym stopniu udało mi się odzyskać tę świeżość tworzenia, którą zawsze czuje się na początku kariery, wiesz o co chodzi? Mniej planowałam, mniej skupiałam się na oczekiwaniach wytwórni czy odbiorcy. Nie miałam wielkich ambicji, chciałam po prostu nagrać fajny album – i myślę, że to mi się udało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto