Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mafia narodziła się kiedyś w Trójmieście. Jak policjanci zostali gangsterami

Filip Orlewicz
Rozpracowanie gangu Thomasa K. "Klapy", od 1998 r. specjalizującego się - zdaniem śledczych - w napadach i porwaniach dla okupu, zajęło sporo czasu. Pierwsze efekty pojawiły się w marcu 2001 r.

Rozpracowanie gangu Thomasa K. "Klapy", od 1998 r. specjalizującego się - zdaniem śledczych - w napadach i porwaniach dla okupu, zajęło sporo czasu. Pierwsze efekty pojawiły się w marcu 2001 r., kiedy to w wynajmowanym na podstawione nazwisko mieszkaniu policja zatrzymała dwóch mężczyzn. Jednym był Waldemar M. ps. "Terminator", niegdyś członek gangu zwanego "parszywą dwunastką", z zawodu murarz, karany wcześniej za gwałt. W jego mieszkaniu funkcjonariusze znaleźli sześć kamizelek kuloodpornych, kominiarki, minę przeciwpiechotną, ręczną wyrzutnię rakiet, tzw. bazukę, oraz 70 tys. dolarów ukrytych… w pralce. W tym samym czasie w Tczewie zatrzymano Andrzeja L. "Borynę". U niego policja znalazła podobny sprzęt i 20 tys. dolarów. Obu podejrzewano o porwanie dwóch mieszkańców Trójmiasta: Józefa P., właściciela trzech kantorów i sklepu jubilerskiego w Gdańsku, oraz syna właściciela firmy budowlanej.

W tym samym miesiącu zatrzymany został Tomasz K. "Klimas", a w lipcu 2002 r. na gdyńskim osiedlu Karwiny Jacek R. "Rynna", którego od 9 lat bezskutecznie poszukiwały siedmioma listami gończymi prokuratury i sądy w całym kraju. "Rynna" był ostatnim przebywającym na wolności członkiem tzw. grupy bankowej, która od 1997 r. okradała banki spółdzielcze w całej Polsce. Po "Rynnie" w zastawioną przez policję sieć wpadały kolejne osoby uznawane za członków grupy "Klapy".
- To jeden z najgroźniejszych gangów nie tylko na Pomorzu, ale i w kraju - mówił Konrad Kornatowski, wówczas rzecznik prasowy gdańskiej prokuratury.

***

W maju 2003 r. przed gdańskim sądem rozpoczyna się proces 18 członków grupy. Siedemnastu dowożonych jest z aresztu, tylko niejaki "Pasza" odpowiada z wolnej stopy, bo zarzut, który mu postawiono, dotyczy jedynie sprzedaży amunicji. Główni oskarżeni to "Terminator", "Boryna", "Fąfel" i "Rynna". Podczas procesu traktowani są jak szczególnie niebezpieczni przestępcy. Występują w czerwonych kombinezonach i łańcuchach na rękach. Wszystkim oskarżonym prokuratura postawiła łącznie aż 80 zarzutów. Odpowiadają m.in. za 7 porwań, jedno usiłowanie, posiadanie broni bez zezwolenia, napad. W ciągu półtora roku działania - od jesieni 1999 r. do marca 2001 r. gang, zdaniem śledczych, zebrał blisko milion dolarów i 500 tys. zł z okupów za porwanych ludzi.

- Dawno nie udało się posadzić przed sądem tak brutalnej grupy - twierdził w trakcie procesu jeden z oficerów Centralnego Biura Śledczego. - Grupa "Klapy" urządziła sobie z porwań intratny interes. Byli świetnie zorganizowani. Brakowało tylko rejestracji spółki.
Jednak wyroki, które zapadły w kwietniu 2005 r., nie porażały wysokością. "Terminator" i "Fąfel" mieli spędzić za kratkami po 5 lat, "Rynna" - 7, "Klimas", Maciej W. i Piotr C. po 9 lat. "Klapa" nie zasiadł na ławie oskarżonych. Od kilku lat ukrywał się w Niemczech, gdzie, zdaniem policji, przylgnął do grupy zajmującej się kradzieżami luksusowych samochodów i ich przemytem. Wymiar sprawiedliwości od 1997 r. wytrwale ścigał go międzynarodowym listem gończym m.in. za zlecenie zabójstwa w Gdyni, porwania dla okupu, ściąganie haraczy z agencji towarzyskich. Policja niemiecka zatrzymała "Klapę" w 2000 r. w Berlinie, gdzie za przestępstwa tam popełnione, został skazany na trzy lata więzienia.

W grudniu 2004 roku, na mocy umowy ekstradycyjnej, przekazany został Polsce. Z końcem ubiegłego roku był świadkiem w trwającym przed Sądem Okręgowym w Gdańsku procesie Macieja R, ps. "Buła", oskarżonego o zabójstwo Jerzego W. "Dylasia", zwanego królem trójmiejskiej kokainy. "Dylaś" zginął 12 stycznia 2001 roku od strzału w głowę, gdy jechał swoim mercedesem przez skrzyżowanie ulic Piastowskiej i Beniowskiego w Gdańsku Oliwie.
***
Gdy policjanci rozpracowywali, a sąd zamykał po kolei członków gangu "Klapy", jego bliski przyjaciel Andrzej K. "Żołnierz" zasiadał już na ławie oskarżonych. Proces siedmiu mężczyzn, którzy specjalizowali się w porywaniu dzieci dla okupu, rozpoczął się w październiku 2001 r. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku.

Zdaniem prokuratury, grupą kierował "Żołnierz", uważany za jednego z ważniejszych gangsterów Gdyni, właściciel jednego z sopockich pubów. Oprócz niego w gangu działać mieli m.in. Zbigniew L., szef jednej z trójmiejskich firm, Andrzej B., właściciel przedsiębiorstwa transportowego, oraz bracia Jarosław i Rafał Sz. Panowie działali krótko, ale brutalnie. Zdaniem śledczych, uprowadzili dwoje dzieci, czynili przygotowania do trzeciego porwania. Każdą akcję przygotowali z iście jubilerską precyzją. Zanim podjęli działania, obserwowali ofiary czasami nawet przez kilka miesięcy.
***
Jest początek grudnia 1999 r. 14-letni Maciek wraca ze szkoły. Nagle z piskiem opon zatrzymuje się koło niego samochód. Bandyci wciągają go do auta, zakładają na głowę i oczy wełnianą czapkę, krępują linami i wywożą do domku letniskowego w Kamieniu koło Rumi. Od rodziny żądają 50 tys. dolarów i 350 tys. zł. Tak ogromną wówczas kwotę rodzicom chłopca udaje się zgromadzić w ciągu dwóch dni. Dzieciak odzyskuje wolność.
Drugą ofiarą grupy "Żołnierza" staje się, zdaniem prokuratury, 14-letni Piotr z Rumi, syn jednego z lokalnych biznesmenów, który uprowadzony zostaje z końcem listopada 2000 r. Schemat działania sprawców był identyczny jak przy porwaniu Maćka. Wciągnęli dziecko do samochodu i wywieźli do tej samej daczy, gdzie więzili poprzedniego chłopca. Od ojca zażądali 150 tys. dolarów okupu. Nie do końca wiadomo, w jaki sposób o porwaniu dowiedziała się policja. Jedna z wersji mówi, że porywacze przekazali odręcznie napisany przez chłopca list z żądaniem okupu przez taksówkarza, który go przeczytał i powiadomił stróżów prawa. Druga, że ojca chłopca namówił do zgłoszenia się na policję prywatny detektyw, którego wynajęła rodzina. Faktem jest, że policja bardzo profesjonalnie podeszła do sprawy.

Porywacze zażądali od ojca chłopca, by torbę z pieniędzmi wyrzucił z okna pociągu jadącego na trasie Poznań - Warszawa w okolicy stacji Maksymilianowo. Teren dyskretnie obstawiła policja. Gdy mężczyźni rzucili się do wylatującej z okna torby, na ich przegubach zacisnęły się kajdanki. Kolejnego kidnapera zatrzymano w domku w Kamieniu, gdzie pilnował chłopca. Piotrkowi nic się nie stało. Kilka dni później w policyjną zasadzkę wpadli "Żołnierz" i Zbigniew L. W ten sposób do aresztu trafiła cała grupa. Wtedy wyszło też na jaw, że kidnaperzy przygotowywali się do porwania kolejnego nastolatka. Prokuratura przedstawiła im zarzuty dokonania dwóch porwań i jednego usiłowania. 5 lipca 2006 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał "Żołnierza" i Zbigniewa L. za przywódców gangu kidnaperów i skazał na 10 i 8 lat więzienia.

***

Porwaniami dla okupu - choć nie tylko - zajmował się też tzw. gang policyjny z Gdyni, który działał w latach 1999-2002. Grupa była tak dobrze zorganizowana, że na jej ślad natrafiono dopiero po trzech latach. I trudno się dziwić - połowę składu kilkunastoosobowego gangu stanowili… gdyńscy policjanci, którzy mieli możliwość utrudniania śledztw. Zdarzało się nawet, że ci sami policjanci prowadzili śledztwa w sprawie przestępstw, które… sami popełnili. Komisarz Robert M. pracował w sekcji kryminalnej KMP w Gdyni, podobnie jak Karol J. (sekcja prewencji), Tomasz K. i Jan B. (funkcjonariusz operacyjny). Kolejni panowie: sierżant Bartosz D. i Kazimierz P. byli pracownikami komisariatu w Chyloni, a sierżant Tomasz T. pracował w Centralnym Biurze Śledczym w Gdańsku. Mógł więc bez przeszkód informować gang o postępach w śledztwach dotyczących dokonywanych przez nich przestępstw. A ich wachlarz był szeroki.

W 1999 r. napadli na hurtownię w Gdyni i skradli z kasy pancernej 36 tys. zł, ukradli dwa tiry - jednego z papierosami o wartości 963 tys. zł, drugiego z zasłonami wartymi 237 tys. zł. Porwali kilkunastoletnią Joannę S., za uwolnienie której rodzice zapłacili 150 tys. dolarów, napadli na hurtownię w Gdyni, skąd zrabowali towary warte ponad 1,5 mln zł, na 18 tys. zł "oskubali" mieszkanie. W 2001 roku zaatakowali konwojentów agencji ochrony, którym zrabowali 221 tys. zł, usiłowali uprowadzić chłopca, a w 2002 r. porwali i przez trzy tygodnie przetrzymywali 13-letnią Agnieszkę, za którą rodzice zapłacili 350 tys. dolarów okupu. Dopiero po porwaniu dziewczynki śledczym zaświtało, że w gangu mogą działać policjanci. Prowadzenie śledztwa przekazano gdańskiemu CBŚ, gdzie - w obawie przed przeciekami - wydzielono specjalne pomieszczenia, do których mieli dostęp tylko funkcjonariusze prowadzący śledztwo.

Do połowy marca 2003 roku policjanci zatrzymali 11 członków gangu. Akt oskarżenia objął 13 osób. Mężczyźni na sali sądowej traktowani byli jak najgroźniejsi przestępcy. W listopadzie 2006 roku zapadł wyrok. Najsurowiej sąd potraktował siedmiu funkcjonariuszy.
Były policjant z CBŚ Tomasz T. skazany został na 8 lat więzienia, pięciu gdyńskich policjantów trafiło za kratki na czas od 5 do 15 lat.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto