Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mafia narodziła się kiedyś w Trójmieście. "Pershinga" i "Masy" interesy nad morzem

Filip Orlewicz
Uczucie strachu towarzyszyć mu będzie do końca życia. Jak zaszczuty zwierz, na którego trwa ciągła nagonka, będzie drżał o siebie, żonę, dwójkę dzieci.

Uczucie strachu towarzyszyć mu będzie do końca życia. Jak zaszczuty zwierz, na którego trwa ciągła nagonka, będzie drżał o siebie, żonę, dwójkę dzieci.

Świadomość, że śmierć może czaić się za każdym rogiem, będzie przy nim w każdej sekundzie. To on bowiem pogrążył najpotężniejszy gang w Polsce. Dzięki jego zeznaniom Sąd Najwyższy ostatecznie stwierdził kilka lat temu, że przestępczy związek zbrojny o nazwie "Pruszków" istniał, a osoby, które oskarżono o kierowanie gangiem - "Maliznę", "Bola", "Kajtka", "Parasola" i "Wańkę" - skazano na kary od sześciu i pół roku do siedmiu lat i trzech miesięcy więzienia. Gangsterzy, którzy właśnie opuszczają więzienne mury, mają podstawy, by go nienawidzić.

Jarosław S., rocznik 1962, pseudonim "Masa", od sierpnia 2000 roku jest najbardziej znanym świadkiem koronnym w Polsce - skruszonym gangsterem, który zgodził się zeznawać w zamian za odstąpienie od wykonania na nim kary lub jej złagodzenie. Śledczy mają podstawy przypuszczać, że jest też na top liście pruszko- wskiego gangu do zlikwidowania. Miejsce pobytu jego i jego rodziny otoczone jest ścisłą tajemnicą. To na podstawie fragmentów życiorysu Jarosława S. nakręcono filmy "Świadek koronny" oraz telewizyjny serial "Odwróceni", gdzie w rolę "Blachy" (czytaj "Masy") wcielił się aktor Robert Więckiewicz.

****
"Masa" dorastał w Żbikowie, dzielnicy Pruszkowa cieszącej się kiepską sławą. Skończył zawodówkę i już jako nastolatek był zamieszany w drobne kradzieże. Z pruszkowskim gangiem związany był od początku, ale - jak przyznał przed kamerami "Alfabetu mafii" - od 1994 roku działał w nim jako policyjna wtyczka. W Komorowie pod Warszawą dorobił się luksusowej willi, jednak nie zdążył się nią nacieszyć, bowiem po śmierci jego kompana, Andrzeja K. ps. "Pershing", dotarło do niego, że może mu grozić to samo. Ukrył się więc na południu Polski, gdzie w kwietniu 1999 roku został aresztowany pod zarzutem wyłudzenie haraczu od właściciela sklepu i osadzony w areszcie w Wadowicach.
Wtajemniczeni twierdzili wówczas, że pobyt za kratami miał być tylko pretekstem do ukrycia "Masy" przed wściekłymi na niego kolegami gangsterami.
Ponad półtora roku później "Masa" uzyskał status świadka koronnego. Nieoficjalnie wiadomo, że takich jak on świadków koronnych w Polsce może być około setki. Dokładna ich liczba chroniona jest tajemnicą państwową. Specjalna komórka policji zapewnia im całodobową ochronę, a państwo środki do życia - zwykle 3-5 tys. złotych miesięcznie.
Po zakończeniu procesu organizuje się im przeprowadzkę, więc polscy świadkowie koronni mieszkają m.in. w Szwecji, USA i we Włoszech. Zdarza się, że zmienia się im tożsamość, a nawet wykonuje operacje plastyczne. Według odtajnionych danych - w latach 1998-2002 program ochrony świadków kosztował nasz budżet 19,3 mln zł. W procesie pruszkowskiego gangu, oprócz "Masy", skorzystano z wiedzy jeszcze innych sześciu świadków koronnych.
Ale tak rozległą wiedzą na temat działalności gangu jak "Masa", nie mógł poszczycić się żaden inny współpracujący z policją skruszony gangster.

****
Jarosław S. bardzo blisko współpracował z Andrzejem K. ps. "Pershing", uznawanym za jednego z szefów mafii pruszkowskiej.
Gdy 5 grudnia 1999 roku, kilka miesięcy po aresztowaniu "Masy", "Pershing" zastrzelony został przed hotelem Kasprowy w Zakopanem, Jarosław S. zupełnie poważnie zaczął obawiać się o swoje życie.
Niewielką dla niego ulgą był wyrok, jaki w lipcu 2003 roku - po dziewięciu miesiącach procesu - zapadł przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu, kiedy to za zabójstwo "Pershinga" skazany został na 25 lat pozbawienia wolności niejaki Ryszard B.
Zanim jednak doszło do krwawych porachunków w gangsterskim świecie, współpraca "Pershinga" i "Masy" była owocna i przekładała się na duże pieniądze.
Obaj panowie swoje rozliczne interesy prowadzili również w Trójmieście i okolicy. "Pershing" gustował w muzyce disco polo i od lat 90. intensywnie w nią inwestował.
Był na tyle skuteczny, że według niektórych szacunków w latach 1996-97 opanował 60-70 procent rynku tego gatunku muzyki. Promował zespoły, zakładał firmy tłoczące w milionach egzemplarzy discopolowe płyty. Podejrzewano jednak, że zyski z tej działalności rzadko trafiały do kieszeni twórców, częściej były inwestowane w dyskoteki na wschodzie kraju.
Po śmierci "Pershinga" niektóre media sugerowały nawet, że próba zmonopolizowania rynku disco polo mogła być główną przyczyną jego zabójstwa. Nikt tego jednak nie potwierdził.
W 1998 roku "Pershing" założył w Rumi firmę pod nazwą General Group, zajmującą się tłoczeniem kompaktów. Został nawet oficjalnie jej wiceprezesem. Nie zdążył jednak porządzić. Zginął w dniu jej uruchomienia.
Po śmierci "Pershinga" General Group zmieniła nazwę. W 2002 roku gdyńska prokuratura postawiła zarzut nielegalnego tłoczenia płyt jej szefowi, a sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Gdańsku. Rok później media donosiły, że 20 pracowników owej firmy zostało pozbawionych pracy, a z fabryki zniknęły maszyny i … cały zarząd.

****
Ale nie tylko disco polo mieściło się w kręgu zainteresowań "Pershinga". Przesłuchiwany w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie latem 2000 r. "Masa" opowiedział dokładnie, w jaki sposób gangsterzy kontrolowali rynek automatów zręcznościowych do gier, bardziej znanych pod nazwą jednorękich bandytów, ile na tym zarabiali i jak dzielili pieniądze. Wyznał, że to on osobiście zaproponował "Pershingowi" ściąganie haraczy z automatów.
Oto fragmenty jego zeznań z akt procesowych, mówiące o trójmiejskim rynku automatów do gier: (…) "Pershing" stwierdził, że automaty na terenie Warszawy są już podzielone. Wtedy zaproponowałem, aby robić to na terenie Polski. Na spotkaniu z "Pershingiem" ustaliliśmy, że "Franek" będzie jeździł po Polsce i zmusi firmy, które wstawiały maszyny do gry do lokali, do płacenia haraczu. Miało być to tak, że jeżeli firma wstawiała ponad 1000 automatów, miała płacić 100 dolarów miesięcznie od automatu, jeżeli zaś firma miała mniej niż 1000 automatów, wtedy miało być płacone 50 dolarów miesięcznie od automatu. "Franek" mówił, że po ustaleniu właścicieli automatów i adresów firm jechał na rozmowę z właścicielem takiej firmy. Przedstawiał się, że jest z Pruszkowa od "Masy" i "Pershinga". Mówił, że dane miasto współpracuje z grupą pruszkowską i właściciel ma płacić określoną kwotę pieniędzy od każdego wstawionego automatu, a jeżeli nie będzie chciał, jego automaty zostaną wyrzucone na bruk. W przypadku zapłacenia haraczu grupa gwarantuje mu miejsce w lokalu i ochronę przed konkurencją, a jeżeli wskaże inną firmę wstawiającą automaty, z której można ściągać haracz, to on będzie miał zniżkę. "Franek" mówił mi, że jest to metoda skuteczna i właściciele godzą się na to.
W marcu były już pierwsze pieniądze z automatów załatwione przez "Franka". Było to 240 tysięcy złotych lub 340 tysięcy złotych. Potem "Franek" regularnie piątego każdego miesiąca aż do grudnia 1999 r. przywoził różne kwoty z tych haraczy. Oceniam, że do grudnia 1999 r. przywiózł z tych haraczy ok. 3 mln zł. Pieniądze były dzielone w ten sposób, że "Franek" i jego grupa łącznie brali połowę kwoty z danego miesiąca. Druga połowa dzielona była po równo pomiędzy mnie i "Pershinga". 
Po haraczach, jakie przywoził "Franek", gdy pracował dla "Pershinga", mogę ocenić, że są to ogromne pieniądze, przynoszące grupie większy zysk niż handel narkotykami (…)

****
Wspomniany Robert F. ps. "Franek" zmontował w Trójmieście, na polecenie pruszkowskiego gangu, silną ekipę, zajmują się pobieraniem haraczy od firm dzierżawiących lokalom automaty do gier hazardowych. Do współpracy dobrał sobie m.in. Ludwika Michalaka, ps. "Ludwik" z okolic Warszawy (nadal ścigany jest listem gończym), gdynianina Piotra J. ps. "Jodkins", Dariusza Araźnego, ps. "Drakula" (również od pięciu lat poszukiwany przez Komendę Wojewódzką Policji w Gdańsku), Sergiusza A., ps. "Andrzej" - znajomego boksera Andrzeja Gołoty. 
Panowie w różnych konfiguracjach zajmowali się wymuszaniem haraczy od szefów trójmiejskich spółek, dzierżawiących w lokalach jednorękich bandytów.
Jaki był mechanizm ich działania oraz jak doszło do przeforsowania korzystnej - zdaniem wielu osób - dla gangów ustawy w Sejmie, napiszemy w kolejnym odcinku naszego cyklu za tydzień.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mafia narodziła się kiedyś w Trójmieście. "Pershinga" i "Masy" interesy nad morzem - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto